Pokiwała smutno głową i poszła za nim do samochodu. Kierowca otworzył przed nią drzwi. Harrison Winslow usiadł przy niej na welwetowym siedzeniu. Był taki zamyślony, kiedy za oknem przesuwały się ulice miasta. Wydawało się, że upłynęła tylko krótka chwila, gdy dotarli do Nob Hill, skąd skręcili na wschód i znaleźli się na podjeździe do Stanford Court.
– Harry i ja przeżyliśmy wiele trudnych chwil w ciągu tych wszystkich lat. Jakoś nigdy nie mogliśmy sobie z tym poradzić… – zachowywał się tak jakby mówił do siebie. Wcale nie wyglądał na takiego podłego, jak Harry go przedstawiał. Właściwie było wręcz odwrotnie. Robił wrażenie samotnego i był bardzo smutny. Popatrzył na nią wymownie.
– Jesteś piękną dziewczyną… i to nie tylko dlatego, że masz piękną twarz i figurę. Harry ma szczęście, że zostałaś jego przyjaciółką.
Najdziwniejsze było coś, o czym Harry nie mógł wiedzieć. Była tak bardzo podobna do jego matki, kiedy była w jej wieku. Harrison obserwował ją z zaskoczeniem, kiedy z wdziękiem wysiadła z samochodu, a on szedł za nią do hotelu. Poszli do restauracji Potpourri i usiedli w kąciku. Nie odrywał od niej wzroku, jakby próbując zrozumieć, kim była w życiu jego syna. Trudno mu było uwierzyć, że była tylko „przyjaciółką”, jak twierdziła i podkreślała to w rozmowie. Nie miała jednak powodu, żeby kłamać.
Tana z uśmiechem popatrzyła mu w oczy. – Moja matka mówi to samo co pan, panie Winslow. Powtarza mi ciągle „nie ma przyjaźni między chłopcem a dziewczyną”, a ja twierdzę, że nie ma racji. Bo właśnie ja i Harry jesteśmy najlepszym tego przykładem… on jest moim najlepszym przyjacielem na całym świecie… jest moim bratem… Jej oczy wypełniły łzy i odwróciła wzrok myśląc o tym, co się stało. -… Zrobię wszystko, żeby pomóc mu wrócić do normalnego życia. – Spojrzała wojowniczo na Harrisona Winslowa, ale bez złości. Była wściekła na los, który zgotował mu takie życie. – Widzi pan, ja nie pozwolę… nie pozwolę, żeby tak leżał na tyłku i zamartwiał się – zaczerwieniła się, ale ciągnęła dalej – przywrócę go życiu i sprawię, żeby znowu był pełen wigoru. – Popatrzyła na niego dziwnie. – Mam pewien pomysł, ale najpierw muszę porozmawiać o tym z Harrym.
Był zaintrygowany. Może jednak ma jakieś plany wobec niego, ale chyba nie było tak źle. Oprócz tego, że była śliczna, z pewnością nie brakowało jej inteligencji i energii. Kiedy zaczęła mówić, w jej oczach zapaliły się ogniki i wiedział, że to, o czym mówi, ma dla niej ogromne znaczenie.
– Jaki to pomysł? – Zaintrygowała go i gdyby nie martwił się tak bardzo o syna, byłoby to nawet zabawne.
Nie miała odwagi. Pomyśli pewnie, że zwariowała, zwłaszcza jeśli jest zupełnie bez ambicji, tak jak Harry.
– No, nie wiem… to zabrzmi pewnie zupełnie bez sensu, ale pomyślałam… naprawdę nie wiem… – Zawstydziła się, nie mogła przełamać oporów. – Pomyślałam, że może uda mi się namówić go, żeby studiował razem ze mną prawo. Nawet jeśli nie będzie później praktykował, na pewno mu się to przyda, zwłaszcza w takiej sytuacji.
– Mówisz poważnie? – Wokół oczu Harrisona Winslowa pojawiły się zmarszczki wywołane uśmiechem. – Mój syn? Studentem prawa? – Poklepał jej dłoń z uśmiechem. Była niezwykłą dziewczyną, pełną energii, nie mógł powiedzieć o niej złego słowa. – Jeśli uda ci się go przekonać, zwłaszcza teraz – jego twarz momentalnie stężała – będziesz jeszcze bardziej niezwykła, niż mi się wydajesz.
– Mam zamiar spróbować, jak na tyle dojdzie do siebie, aby mógł mnie wysłuchać.
– Obawiam się, że to jeszcze trochę potrwa.
Oboje smutno pokiwali głowami. Ciszę przerwały odgłosy śpiewanych gdzieś na zewnątrz kolęd. Nagle Tana popatrzyła na niego i zapytała.
– Dlaczego tak rzadko się pan z nim widuje?
Musiała go o to zapytać. Nie miała nic do stracenia, a jeśli będzie na nią zły, to zawsze może po prostu wyjść. Nic nie może jej zrobić. Nie wyglądał jednak na niezadowolonego i spojrzał jej prosto w oczy.
– Szczerze? Dlatego, że Harry i ja to już stracona sprawa. Próbowałem bardzo długo, ale niczego nie osiągnąłem. Znienawidził mnie kiedy jeszcze był małym chłopcem, a z upływem lat sytuacja jeszcze bardziej się pogarszała. Po jakimś czasie nie było sensu, żeby być razem i zadawać sobie rany. Świat jest wielki, ja mam mnóstwo zajęć, a on ma swoje własne życie – jego oczy były pełne łez, patrzył przed siebie -… przynajmniej miał je do tej pory…
Wyciągnęła do niego rękę i pogłaskała jego dłoń.
– I znowu je będzie miał. Obiecuję… jeśli przeżyje… o Boże… jeśli przeżyje… błagam cię, Boże, nie pozwól mu umrzeć.
Z jej oczu potoczyły się łzy, otarła je z twarzy. – On jest taki wspaniały, panie Winslow. Jest najlepszym przyjacielem, jakiego miałam w życiu.
– Chciałbym móc powiedzieć to samo. – Posmutniał.
– Teraz jesteśmy dla siebie zupełnie obcy. Dzisiaj w jego pokoju czułem się jak intruz.
– Może dlatego, że ja tam byłam. Powinnam była zostawić was samych.
– To nie miało żadnego znaczenia. To już zaszło za daleko. Jesteśmy dla siebie obcy.
– Tak nie musi być.
Rozmawiała z nim jakby go dobrze znała, i już nie robił na niej tak wielkiego wrażenia, bez względu na to, jakim był światowcem, jak bardzo był przystojny i szarmancki. Tak naprawdę był teraz tylko istotą ludzką z ogromnym problemem, bardzo chorym synem.
– Właśnie teraz moglibyście się zaprzyjaźnić.
Harrison Winslow pokręcił głową z powątpiewaniem i po chwili uśmiechnął się do niej. Pomyślał, że Tana jest niesamowicie piękną dziewczyną i nagle zaczął się znowu zastanawiać, na czym naprawdę polega to, co istnieje między nią a Harrym. Jego syn był zbyt wielkim libertynem, żeby przepuścić taką szansę, chyba że zależało mu na niej znacznie bardziej, niż jej się wydawało… a może to była… może Harry był w niej zakochany… tak, to musi być to. Niemożliwe, żeby ona miała rację.
– Na to już za późno, moja droga. Grubo za późno. W jego oczach moje grzechy są niewybaczalne. – Westchnął ciężko. – Pewnie na jego miejscu czułbym się tak samo. – Popatrzył na nią twardo. – Wiesz, on uważa, że zabiłem jego matkę. Popełniła samobójstwo, kiedy miał cztery lata.
Niemal zakrztusiła się z wrażenia, usłyszawszy to wyznanie.
– Wiem.
Jego spojrzenie było przerażająco smutne, jego dusza wypełniona po brzegi bólem. Miłość do niej nigdy nie umarła, tak samo jak miłość do syna.
– Umierała na raka i nie chciała, żeby ktokolwiek się dowiedział. Wiedziała, że w końcowym etapie choroby będzie zmieniona i okropnie zdeformowana. Nie chciała do tego dopuścić. Zanim umarła przeszła przez dwie operacje… i… – przerwał, by za chwilę kontynuować -… to było dla niej straszne… dla nas wszystkich… Harry wiedział wtedy, że jest chora, ale teraz tego nie pamięta. To i tak nie ma już znaczenia. Operacje nie przedłużyły jej życia, bardzo cierpiała. Nie mogłem patrzeć na jej ból. To, co zrobiła, było straszne, ale zawsze to rozumiałem. Była taka młoda i taka piękna. Tak naprawdę była bardzo podobna do ciebie, sama była wtedy prawie dzieckiem…
– Nie wstydził się łez, a Tana patrzyła na niego sparaliżowana.
– Dlaczego Harry o tym nie wie?
– Obiecałem jej, że nigdy mu o tym nie powiem.
Ciężko opadł na oparcie fotela, jakby pod wpływem ciosu. Uczucie rozpaczy spowodowane jej śmiercią nigdy go nie opuściło. Próbował uwolnić się od niego w ciągu tych lat, najpierw zajmując się Harrym, potem kobietami, czymkolwiek, i w końcu pozostał sam. Miał pięćdziesiąt dwa lata i odkrył właśnie, że dotarł do takiego punktu w życiu, z którego nie było już wyjścia. Nie wiedział, co zrobić. Ciążyły mu na sercu wspomnienia, smutek, uczucie straty… a teraz jeszcze może stracić Harry'ego na zawsze… nie mógł znieść tej myśli patrząc na tę piękną, młodą dziewczynę, tak pełną życia, przepełnioną nadzieją. Nie potrafił jej wytłumaczyć tego wszystkiego do końca, korzenie sięgały tak daleko.
– Ludzie wtedy zupełnie inaczej odnosili się do raka… to było coś, czego należało się wstydzić. Nie chciałem się na to zgodzić, ale tak szaleńczo nalegała, żeby Harry o niczym nie wiedział. Zostawiła mi bardzo długi list. Kiedy pojechałem do Bostonu, żeby odwiedzić moją ciotkę, przedawkowała pigułki. Chciała, by Harry zapamiętał ją zwiewną, piękną, romantyczną, a nie wycieńczoną przez chorobę. I tak się stało… w jego oczach pozostała boginią. To było straszne, że umarła w ten sposób, ale gdyby musiała długo cierpieć, to byłoby jeszcze gorzej. Nigdy nie miałem do niej pretensji o to, co zrobiła.
– A pan pozwala mu myśleć, że to pana wina.
Była przerażona. Jej zielone oczy były jeszcze większe niż zwykle.
– Nie zdawałem sobie sprawy, że tak to się potoczy, a kiedy to sobie uświadomiłem, było już za późno. Dużo wyjeżdżałem, kiedy był mały, tak jakbym mógł uciec przed ogromnym bólem, jaki sprawiła mi jej utrata. Ale to nie pomaga. To idzie za tobą krok w krok, jak wygłodzony pies. Zawsze czeka na ciebie za drzwiami, aż się obudzisz. Skrobie w drzwi, łasi się do stóp, bez względu na to, jak oszałamiająco wyglądasz czy jak bardzo jesteś zajęty. Nawet jeśli masz wokół mnóstwo przyjaciół, zawsze jest z tobą, depcze ci po piętach, dzwoniąc kajdanami… tak właśnie było… ale kiedy Harry skończył osiem czy dziewięć lat, doszedł do własnych wniosków na mój temat i zapałał do mnie taką nienawiścią, że umieściłem go w szkole z internatem. Zdecydował się tam zostać. Nie pozostało mi już nic więcej, wyjeżdżałem jeszcze częściej… i – dodał filozoficznie – umarła prawie dwadzieścia lat temu, i prawie w rocznicę jej śmierci… to było w styczniu…
Jego oczy zapatrzyły się w przestrzeń, by za chwilę przenieść spojrzenie na Tanę, ale to nie pomagało. Była za bardzo do niej podobna, patrząc na nią czuł się jakby wracał do przeszłości.
– A teraz po latach Harry jest w takim strasznym stanie… życie jest okrutne i dziwne, prawda?
Pokiwała głową, nie mogąc powiedzieć nic więcej. To, co usłyszała, dawało jej wiele do myślenia.
– Myślę, że powinien mu pan coś powiedzieć.
– O czym?
– O tym, jak umarła jego matka.
– Nie mógłbym tego zrobić. Obiecałem jej przecież… obiecałem sobie… gdybym teraz mu powiedział, to byłoby egoistyczne…
– Więc dlaczego mnie pan o tym powiedział?
Była w szoku, ta złość w jego głosie, świadomość, ile ludzie tracą w życiu, rezygnując z ważnych chwil, kiedy mogliby kochać się wzajemnie jak ojciec i syn. Stracili już tyle lat, które mogli spędzić razem. A Harry tak bardzo go teraz potrzebował. Potrzebował wszystkiego i wszystkich.
Harrison popatrzył na nią przepraszająco.
– Chyba nie powinienem był mówić ci o tym. Ale musiałem z kimś porozmawiać… a ty jesteś… jesteś mu tak bliska. – Spojrzał na nią jakby jej nie widząc. – Chciałbym, żebyś wiedziała, że kocham mojego syna.
Poczuła w gardle kulę wielkości pięści, ale nie mogła się zdecydować, czy ma go uderzyć, czy pocałować, a może jedno i drugie. Nigdy nie doznała takiego uczucia w stosunku do mężczyzny.
– Dlaczego, do diabła, sam mu pan tego nie powie?
– To nic nie pomoże.
– Nie wiadomo. Może nadszedł już czas.
Spojrzał na nią zamyślony, potem popatrzył na swoje dłonie i w końcu prosto w jej zielone oczy. – Być może. Nie znam go, ale… Nie wiedziałbym, od czego zacząć…
– Tak po prostu, panie Winslow. Tak samo, jak powiedział pan to mnie.
Uśmiechnął się do niej i nagle wydał się jej bardzo zmęczony.
– Skąd u ciebie tyle mądrości, dziecko drogie?
Odpowiedziała mu uśmiechem i poczuła emanujące od niego cudowne ciepło. Chwilami bardzo przypominał Harry'ego. Nagle zdumiona zdała sobie sprawę, że bardzo jej się podoba. Czuła jakby po latach odrętwienia wszystkie jej zmysły, które zamarły w niej po tym strasznym gwałcie, nagle odżyły.
– O czym teraz myślisz? Zaczerwieniła się i pokręciła głową.
– O czymś, co nie ma z tym wszystkim nic wspólnego… Przepraszam… Jestem zmęczona… Od kilku dni w ogóle nie spałam…
– Odwiozę cię do domu, żebyś trochę odpoczęła.
Dał znak, że prosi o rachunek, a kiedy go otrzymał, popatrzył na nią z łagodnym uśmiechem, a ona zatęskniła za ojcem, którego nigdy nie miała ani nawet nie znała. Chciałaby, żeby taki właśnie był Andy Roberts, a nie taki, jak Artur Durning, który wpadał i wypadał z życia jej matki, kiedy mu było wygodnie. Mężczyzna, który przed nią siedział, wcale nie był takim egoistą, jak to próbował jej wmówić Harry i sobie wmawiał także. Harry za bardzo pogrążył się w nienawiści do ojca przez te lata i Tana widziała teraz wyraźnie, że nie miał racji. Bardzo się mylił. Zastanawiała się, czy Harrison miał słuszność, że rzeczywiście było już za późno. – Dziękuję, że ze mną porozmawiałaś, Tano. Harry ma szczęście, mając takiego przyjaciela jak ty.
– To ja mam szczęście.
Włożył pod czek dwudziestodolarowy banknot i spojrzał na nią znowu.
– Czy jesteś jedynaczką?
Tak przypuszczał, a ona z uśmiechem przytaknęła kiwnięciem głowy.
"Gra Z Fortuną" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gra Z Fortuną". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gra Z Fortuną" друзьям в соцсетях.