– Jak rozumiem, twoja żona jest w Los Angeles. Wyglądała na twardą i nieugiętą, coś w głębi jej duszy zupełnie odrętwiało.
– Nie patrz tak na mnie. – Jego głos był miękki, a oczy unikały jej spojrzenia.
– Dlaczego nie? – Wstała i podeszła do niego. – Czy spędziłeś z nią święta, Drew?
Nie mógł już przed nią uciec, stała przed nim czekając na odpowiedź. Znała już prawdę. Kiedy podniósł głowę, żeby spojrzeć jej w twarz, wiedziała, że nie pomyliła się. Dziewczynki zdradziły go.
– Dlaczego mnie okłamałeś?
– Ja cię nie okłamałem. Nie przypuszczałem… o Chryste… – Jego spojrzenie było jakieś fałszywe. Przyparła go do muru.
– Nie planowałem tego w ten sposób, ale dziewczynki nigdy dotąd nie miały świąt bez któregoś z nas, Tan… to dla nich takie trudne…
– Czy jest to trudne właśnie teraz? – Jej oczy i głos były lodowate, zawarła w nich cały ból, jaki czuła w środku… ból, który spowodowały jego kłamstwa… – A kiedy właściwie pozwolisz im do tego przywyknąć?
– Do diabła, myślisz, że lubię patrzeć na krzywdę moich własnych dzieci?
– Według mnie wyglądają znakomicie.
– Oczywiście, że tak. Dlatego, że Eileen i ja jesteśmy cywilizowanymi ludźmi. To jest to minimum, które możemy dla nich zrobić. To nie ich wina, że nam nie wyszło.
Patrzył na Tanę przepraszająco, a ona walczyła ze sobą, żeby nie usiąść i nie rozpłakać się. Nie nad nim i jego dziewczynkami, ale nad sobą.
– Jesteś pewien, że nie chcesz uratować tego, co było między tobą a Eileen?
– Nie bądź śmieszna.
– A gdzie ona spała? – Wyglądał jakby przeżył wstrząs elektryczny.
– Nie wypada, żebyś o to pytała i doskonale wiesz o tym.
– O mój Boże… – Znowu usiadła, nie wierząc, jak łatwo było go przejrzeć. – Spałeś z nią.
– Nie, nie spałem z nią.
– Spałeś, prawda? – Krzyczała już, a on biegał nerwowo po pokoju, by wreszcie wrócić do niej znowu.
– Spałem na kanapie.
– Kłamiesz. Przyznaj, że kłamiesz.
– Do diabła, Tano. Przestań mnie o to podejrzewać! To nie jest takie proste, jak myślisz. Byliśmy małżeństwem prawie dwadzieścia lat, na miłość boską… Nie mogę po prostu rzucić wszystkiego z dnia na dzień, zwłaszcza, jeśli chodzi o dziewczynki – popatrzył na nią ponuro, podszedł do niej wolno i usiadł obok. – Kocham cię, Tan… Potrzebuję tylko trochę czasu, żeby sobie z tym wszystkim poradzić…
Odwróciła się do niego plecami i odeszła na drugi koniec pokoju.
– Już to kiedyś słyszałam. – Spojrzała mu w twarz, w jej oczach były łzy. – Moja matka słuchała takich bzdur przez siedemnaście lat, Drew.
– To nie są bzdury, Tan. Potrzebuję tylko czasu. To jest bardzo trudne dla nas wszystkich.
– Świetnie. – Wzięła swoją torbę i palto z krzesła. – Więc zadzwoń do mnie, jak już będziesz miał to za sobą. Wydaje mi się, że dopiero wtedy będę w stanie się tobą cieszyć.
Ale zanim dotarła do drzwi chwycił ją za ramię.
– Nie rób tego. Proszę…
– Dlaczego nie? Eileen jest w mieście. Zadzwoń do niej. Na pewno chętnie dotrzyma ci dziś w nocy towarzystwa. – Tana uśmiechnęła się sarkastycznie, starając się ukryć swój ból. – Możesz spać na kanapie… albo z nią, jeśli chcesz.
Otworzyła drzwi, a on wyglądał tak, jakby za chwilę miał się rozpłakać.
– Kocham cię, Tan.
Gdy usłyszała te słowa, miała ochotę usiąść i płakać. Nagle odwróciła się do niego i, gdy spojrzała mu w oczy, cała jej siła gdzieś się ulotniła.
– Nie rób mi tego, Drew. To niesprawiedliwe. Nie jesteś wolny… nie masz prawa… Ale w tej chwili uchyliła drzwi do swego serca na tyle, że znowu udało mu się doń wśliznąć. Bez słowa przyciągnął ją do siebie, pocałował namiętnie, a ona poczuła, jak mięknie i ulega mu. Kiedy ją puścił, spojrzała na niego.
– To niczego nie rozwiązuje.
– Nie. – Mówił już spokojniej. – Ale czas to rozwiąże. Daj mi tylko szansę. Przysięgam, że nie będziesz żałować. – I wtedy powiedział to, co przerażało ją najbardziej. – Któregoś dnia chciałbym się z tobą ożenić, Tan.
Chciała go powstrzymać, cofnąć film do momentu zanim to powiedział, ale to już nie miało znaczenia, bo do domu wpadły śmiejąc się i krzycząc dziewczynki, gotowe do wspólnej zabawy. Popatrzył na nią ponad ich głowami i szepnął bezgłośnie.
– Proszę, zostań.
Wahała się przez chwilę. Wiedziała, że powinna wyjechać, i tego właśnie chciała. Tu nie było dla niej miejsca. Przecież spędził noc z kobietą, którą poślubił, i razem z dwójką swoich dzieci obchodzili Święta Bożego Narodzenia. Gdzie tu było miejsce dla Tany? Ale kiedy patrzyła na niego nie mogła odejść. Chciała być częścią tej rodziny, należeć do niego, do niego i dziewczynek, nawet jeśli się z nią nie ożeni. Nie pragnęła małżeństwa. Chciała tylko być z nim, tak jak wtedy, kiedy się poznali. Powoli odstawiła torbę i odłożyła palto. Spojrzała na niego, a on się uśmiechnął. Poczuła, jak wszystko w niej znów poddaje się jego mocy. Julie objęła ją czule w pasie, Elizabeth zachichotała.
– Dokąd chciałaś iść, Tan? – Elizabeth była bardzo dociekliwa. Fascynowało ją wszystko, co Tana zrobiła czy powiedziała.
– Och, nigdzie. – Uśmiechnęła się do tego ślicznego, dorastającego dziecka. – No, a co chciałybyście teraz robić? – Dziewczynki śmiały się, żartowały, a Drew gonił je po pokoju. Nie widziała go nigdy tak szczęśliwym. Później tego popołudnia wybrali się do kina, jedli prażoną kukurydzę w rożkach, potem zabrał je do La Brea Tar Pits, wieczorem do Perino na kolację, a kiedy w końcu wrócili do domu, cała czwórka była już gotowa, żeby pójść do łóżka. Julie zasnęła w ramionach Drew, a Elizabeth udało się dotrzeć do łóżka o własnych siłach. Tana i Drew usiedli przed kominkiem w salonie i rozmawiali szeptem. Delikatnie dotknął jej złotych włosów, które tak uwielbiał.
– Cieszę się, że zostałaś kochanie… Nie chciałem, żebyś odeszła…
– Ja też się cieszę, że zostałam. – Uśmiechnęła się do niego, czując swoją słabość a jednocześnie przypływ młodzieńczej radości życia, niewłaściwy, jak sądziła, w jej wieku. Wyobrażała sobie, że z biegiem czasu będzie dojrzalsza, mniej wrażliwa i sentymentalna. Ale on działał na nią szczególnie, jak żaden mężczyzna do tej pory.
– Obiecaj mi, że to już się nigdy nie powtórzy… – Jej głos przechodził w szept.
– Obiecuję, kochana – popatrzył na nią z czułym uśmiechem.
ROZDZIAŁ SZESNASTY
Tan i Drew spędzali wiosnę tego roku sielankowo i beztrosko, zupełnie jak w bajce. Drew przylatywał mniej więcej trzy razy w tygodniu, a ona jeździła do L.A. w każdy weekend. Chodzili na przyjęcia, żeglowali po zatoce, spotykali się z przyjaciółmi. Przedstawiła go wreszcie Harry'emu i Ave. Obaj panowie bardzo się polubili. Harry udzielił jej swojego błogosławieństwa, kiedy następnym razem spotkali się we dwoje.
– Wiesz co mała, myślę że w końcu dobrze wybrałaś. – Zrobił odpowiednią minę i roześmiał się. – Naprawdę. Pomyśl, z jakimi facetami zadawałaś się do tej pory. Pamiętasz Yaela McBee?
– Harry!
Rzuciła w niego swoją serwetkę, kiedy siedzieli w restauracji. Roześmieli się oboje.
– Jak możesz porównywać go z Drew? Poza tym miałam wtedy dwadzieścia pięć lat. Teraz mam prawie trzydzieści jeden.
– To nie jest wystarczające usprawiedliwienie. Nie jesteś wcale mądrzejsza, niż byłaś.
– Jestem. Sam przed chwilą powiedziałeś.
– Nie ważne, co powiedziałem, głuptasie. Czy teraz uczynisz mi tę łaskę i zapewnisz trochę spokoju mej duszy? Wyjdziesz za niego za mąż?
– Nie. – Roześmiała się i powiedziała to za szybko, a Harry patrząc na nią, zauważył coś, czego nigdy przedtem u niej nie widział. Czekał na to latami i nagle pojawiło się. Dostrzegł to wyraźnie w jej dużych, zielonych oczach – wrażliwe, nieco nieśmiałe spojrzenie, które nadawało jej twarzy nowy wyraz.
– O kurcze, to poważne, prawda, Tan? Wyjdziesz za niego?
– Nie prosił mnie o to. – Zabrzmiało to tak skromnie i nieśmiało, że aż jęknął z wrażenia.
– O Boże, ty się zgodzisz! Och, ale się Ave zdziwi, jak jej powiem!
– Harry, uspokój się. – Klepnęła go w ramię. – On nie jest jeszcze rozwiedziony.
Ale nie martwiła się tym. Wiedziała, że cały czas nad tym pracuje. Opowiadał jej ciągle o spotkaniach z prawnikiem, rozmowach z Eileen, które miały przyśpieszyć bieg sprawy. Na Wielkanoc jechał na Wschód zobaczyć dziewczynki i miał nadzieję, że wtedy Eileen podpisze już papiery, jeśli będą już gotowe.
– Cały czas stara się to sfinalizować, prawda? – Harry przez chwilę był zaniepokojony, ale musiał przyznać, że polubił tego faceta. Nie sposób było nie lubić Drew Landsa. Był bezpośredni, inteligentny i łatwo było zauważyć, że bardzo kochał Tan.
– Oczywiście, że tak.
– Więc uspokój się, za sześć miesięcy będziesz mężatką, a po następnych dziewięciu będziesz tuliła w ramionach dzidziusia. Możesz na to liczyć. – Był zachwycony tą wizją, a Tana odsunęła się śmiejąc się z niego.
– O rany, ale masz wybujałą wyobraźnię, Winslow. Po pierwsze nie prosił, żebym za niego wyszła, przynajmniej nie na serio. Po drugie miał wasektomię.
– No to mu to odwrócą. Wielka mi rzecz. Znam mnóstwo facetów, którzy tak robili. – Zdenerwowała się tym trochę.
– Czy ty tylko o tym potrafisz myśleć? Czy wszystkich swoich znajomych namawiasz do rozmnażania się?
– Nie – uśmiechnął się niewinnie – tylko moją żonę.
Roześmiała się i skończyli posiłek, po czym wrócili do swoich biur. Miała przed sobą ogromną sprawę, chyba największą w dotychczasowej karierze. Trzech oskarżonych, zamieszanych w nad zwyczaj okrutną serię morderstw, popełnionych na terenie stanu w ciągu kilku lat. W procesie uczestniczyło trzech obrońców i dwóch prokuratorów. Ona była przedstawicielem biura prokuratora okręgowego. Przebieg tej sprawy miało komentować wielu dziennikarzy i dlatego właśnie nie mogła wybrać się z Drew na Wschodnie Wybrzeże na Wielkanoc. Musiała starannie przygotować strategię działania. I tak pewnie nie pojechałaby z nim, bo Drew będzie zapewne wystarczająco zdenerwowany przy podpisywaniu papierów, a ona miała teraz tyle zajęć. Rozsądniejsze będzie pozostanie w domu i praca, niż wyjazd z nim po to tylko, żeby siedzieć w hotelu i czekać, aż się pojawi.
Zanim wyruszył na Wschód, przyjechał do San Francisco, żeby spędzić z nią weekend. Ostatniej nocy leżeli długo na dywanie przed kominkiem, rozmawiając, głośno myśląc, mówiąc wszystko, co przychodziło im do głowy. Nagle zdała sobie sprawę, jak bardzo była w nim zakochana.
– Czy myślałaś o małżeństwie, Tan? – Patrzył na nią badawczo, a ona uśmiechnęła się w blasku płomienia z kominka. Wyglądała cudownie na tle delikatnej łuny ognia. Jej łagodne rysy były jakby wycięte z delikatnego, różowego marmuru, oczy błyszczały jak szmaragdy.
– Do tej pory, nie. – Dotknęła jego warg opuszkami palców, a on całował jej dłonie, a potem usta.
– Czy myślisz, że mogłabyś być ze mną szczęśliwa, Tan?
– Czy to jest propozycja, proszę pana?
Krążył wokół tego tematu, a ona uśmiechała się do niego.
– Nie musisz się ze mną żenić, wiesz? I tak jestem szczęśliwa.
– Naprawdę jesteś? – Patrzył na nią dziwnie, a ona pokiwała głową.
– A ty nie?
– Niezupełnie.
Jego włosy były jeszcze bardziej srebrzyste, a oczy wyglądały jak świecące, błękitne topazy. Nie chciała nigdy pokochać żadnego innego mężczyzny. Kochała tylko jego.
– Chcę czegoś więcej, Tan… Pragnę cię mieć cały czas…
– Ja też tego pragnę… – wyszeptała do niego, a on wziął ją w ramiona i kochali się namiętnie przy kominku, a potem długo jeszcze leżeli przytuleni do siebie. Przyglądał się jej i kiedy w końcu odezwał się, jego usta nadal schowane były w jej włosach, a dłonie pieściły ciało, które kochał tak bardzo.
– Wyjdziesz za mnie, kiedy będę już wolny?
– Tak. – Wypowiedziała to słowo niemal na bezdechu. Nigdy przedtem nikomu tego nie mówiła, ale teraz naprawdę to czuła i zrozumiała w tej chwili, jak czują się ludzie składając obietnicę… „na dobre i na złe… dopóki śmierć nas nie rozłączy”. Już nie chciała żyć bez niego. Kiedy następnego dnia odwoziła go na lotnisko, nadal była przepełniona nowymi dla siebie uczuciami. Spojrzała na niego pytająco – Czy wczoraj wieczorem mówiłeś poważnie, Drew?
– Jak możesz mnie w ogóle o to pytać? – Był tak oburzony, że natychmiast przycisnął ją mocno do siebie, kiedy żegnali się w sali odlotów. – Oczywiście, że poważnie.
Uśmiechnęła się do niego, wyglądając raczej jak jego trzynastoletnia córka niż asystent prokuratora okręgowego.
– To chyba znaczy, że jesteśmy zaręczeni, co o tym myślisz? I nagle on także się roześmiał. Popatrzył na nią, szczęśliwy w tym momencie jak mały chłopiec.
– No, pewnie. Muszę tylko rozejrzeć się w Waszyngtonie za jakimś pierścionkiem.
– Nie zawracaj sobie tym głowy. Tylko wróć do mnie cały i zdrowy.
To będzie dziesięć najdłuższych dni oczekiwania na jego powrót. Tylko żmudna praca nad bardzo trudną sprawą pomoże jej znieść tę rozłąkę.
"Gra Z Fortuną" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gra Z Fortuną". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gra Z Fortuną" друзьям в соцсетях.