W jego oczach także błyszczały łzy, a teraz spłynęły po policzkach. Tana była wdzięczna, że spotkali się na lunchu w jej kancelarii. W tej chwili potrzebna im była samotność.
– I tak doszedłem do tej drugiej sprawy. Oszukujesz samą siebie, Tan. Nie wiesz, co tracisz, i nie dowiesz się, dopóki tego nie zasmakujesz. Pozbawiasz się małżeństwa, zobowiązań, prawdziwej miłości… a nie pożyczonej, wynajętej, czy tymczasowej, albo czegoś w tym rodzaju. Wiem, że ten wariat cię kocha, a ty kochasz jego, ale on uparł się, że będzie zawsze wolny, żeby nie popełnić więcej tego błędu. Ale to właśnie jest największy błąd, jaki można popełnić. Wyjdź za mąż, Tan… miej dzieci… tylko to w życiu ma sens… tylko na tym mi zależy… to jedyna ważna rzecz, jaką zostawiam po sobie… Bez względu na to kim jesteś, jeśli tego nie masz i tym nie jesteś i tego nie dajesz, jesteś nikim… żyjesz tylko w połowie… Tana, nie oszukuj siebie samej… proszę…
Płakał już otwarcie. Tak bardzo ją kochał i tak długo, że chciał, by poznała wreszcie takie uczucie, jakie łączyło jego i Averil. Kiedy do niej mówił, przypomniała sobie te niezliczone intymne i czułe spojrzenia, które tych dwoje wymieniało między sobą, spokojną radość, śmiech, który nigdy nie opuszczał ich domu… a teraz tak szybko się skończy i w głębi serca przyznawała mu rację, na swój sposób i ona tego pragnęła, a z drugiej strony była przerażona… mężczyźni w jej życiu zawsze byli nieodpowiedni… Yael McBee… Drew Lands… a teraz Jack… i ci wszyscy pozostali ludzie bez znaczenia. Nigdy nie spotkała kogoś, z kim mogłaby być aż tak blisko. Może ojciec Harry'ego byłby odpowiedni, ale to było tak dawno temu…
– Jeśli poznasz kogoś takiego, chwyć to szczęście, Tan. Rzuć wszystko, jeśli będziesz musiała. Ale jeśli to będzie to, nie będziesz musiała z niego rezygnować.
– Więc co proponujesz? Mam wyjść na ulicę z wywieszką? „Ożeń się ze mną. Zróbmy sobie dzieci”.
Roześmieli się oboje, i przez chwilę było jak za dawnych czasów.
– Och, ty głuptasie, dlaczego nie?
– Kocham cię, Harry. – Wyrzuciła z siebie te słowa i rozpłakała się znowu. Objął ją mocno.
– Tak naprawdę to nigdy nie odejdę, Tan. Wiesz o tym. Ty i ja mieliśmy zawsze tyle do stracenia… zupełnie jak z Ave, tylko w inny sposób. Będę tutaj zawsze czuwał nad wszystkimi sprawami.
Oboje płakali otwarcie, a ona nie wyobrażała sobie życia bez niego. Nie mogła pojąć, jak czuła się Averil. To był najtrudniejszy okres w ich życiu. Przez następne trzy miesiące obserwowali, jak Harry słabnie coraz bardziej, aż pewnego letniego dnia, gdy słońce stało wysoko, zadzwonił telefon. To był Jack. Mówił przez łzy, a Tanie wydawało się, że jej serce przestaje bić. Widziała Harry'ego poprzedniego wieczoru. Odwiedzała go teraz codziennie, bez względu na wszystko. W porze lunchu albo wieczorem, czasem przed pójściem do pracy. Nie wiedziała, jak źle to będzie wyglądać, ale tak sobie postanowiła. Jeszcze poprzedniego wieczoru uśmiechał się do niej i ściskał jej dłoń. Z trudem mówił, ale pocałowała go w policzek i nagle pomyślała o szpitalu wiele lat temu. Chciała znowu przywrócić go życiu, zmusić go do walki, ale on już nie mógł walczyć i łatwiej było mu odejść.
– Przed chwilą umarł.
Głos Jacka łamał się, a Tana zaczęła płakać. Chciała go zobaczyć raz jeszcze… usłyszeć jego śmiech… zobaczyć jego oczy… Przez minutę nie mogła mówić, a potem pokiwała głową i wzięła oddech, żeby zwalczyć łkanie.
– Jak się czuje Ave?
– Wygląda normalnie. – Harrison przyjechał tydzień temu i zamieszkał z nimi. Tana spojrzała na zegarek.
– Pojadę tam od razu. I tak na popołudnie zarządziłam przerwę.
Poczuła jego napięcie po tych słowach, tak jakby uważał, że popisuje się przed nim. Ale taka była jej praca. Była sędzią sądu miejskiego i okręgowego.
– Gdzie jesteś?
– W pracy. Przed chwilą zadzwonił jego ojciec.
– Cieszę się, że on tam jest. Jedziesz teraz?
– Nie mogę jeszcze przez jakiś czas.
Pokiwała głową. Gdyby ona coś takiego powiedziała, skomentowałby to nieprzyjemnie, mówiąc jaka jest teraz ważna. Nie mogła z nim wygrać, nawet Harry'emu nie udało się go zmiękczyć przed śmiercią, bez względu na to, jak bardzo próbował. Miał tyle do powiedzenia, dawał tyle tym, których kochał. A teraz było już po wszystkim. Tana jechała przez Bay Bridge, po jej twarzy płynęły łzy i nagle poczuła się tak, jakby Harry siedział w samochodzie obok niej. Uśmiechnęła się. Odszedł, ale był teraz wszędzie. Z nią, z Ave, ze swoim ojcem, dzieciakami…
– Cześć mała.
Uśmiechnęła się w przestrzeń, a łzy nadal płynęły jej po policzkach. Kiedy dojechała do jego domu, już go nie było. Zabrali go, żeby przygotować wszystko do ceremonii pogrzebu. Harrison siedział w salonie, był nadal w szoku. Nagle wyglądał bardzo staro, a Tana zdała sobie sprawę, że ma już prawie siedemdziesiątkę. Cierpienie i smutek wyryło na jego twarzy bruzdy, które jeszcze bardziej dodawały mu lat. Nie powiedziała nic, tylko podeszła do niego i uścisnęli się serdecznie. Z sypialni wyszła Averil, ubrana w prostą, czarną sukienkę. Blond włosy zaczesała do tyłu. Na palcu lewej dłoni błyszczała obrączka. Harry dawał jej od czasu do czasu piękne rzeczy, ale teraz nie dbała o to. Stojąc w ich wspólnym domu, otoczona życiem i dziećmi, nosiła w sobie żałobę, dumę i ich miłość. Była zadziwiająco piękna, kiedy stanęła przed nimi, i w niezrozumiały dla siebie sposób Tana poczuła zazdrość. Między nią a Harrym było coś bardzo specjalnego, uczucie, które chyba niewielu ludzi miało okazję przeżyć, i bez względu na to, jak długo to trwało, było dla nich bezcenne. I nagle po raz pierwszy w życiu poczuła się pusta. Żałowała, że nie wyszła za niego dawno temu albo za kogoś innego… małżeństwo, dzieci… Ten moment zostawił w niej bolesną ranę, która nie chciała się zagoić. W czasie pogrzebu na cmentarzu i potem, kiedy była znowu sama, czuła coś, czego nie potrafiła nikomu wytłumaczyć, a kiedy próbowała powiedzieć o tym Jackowi, pokręcił głową i popatrzył na nią.
– Nie wariuj teraz, Tan, tylko dlatego, że Harry umarł. Powiedziała mu, że nagle poczuła się tak, jakby zmarnowała życie, dlatego że nigdy nie wyszła za mąż i nie miała dzieci.
– Ja zrobiłem jedno i drugie i, wierz mi, to nic nie zmienia. Nie oszukuj samej siebie, nie każdemu zdarza się to, co było między nimi. A jak chcesz wyjść za mąż licząc na coś takiego, możesz się mocno rozczarować, bo to wcale nie jest takie proste.
– A skąd możesz to wiedzieć? Może jest. – Była zawiedziona słuchając jego wywodu.
– Uwierz mi na słowo.
– Nie mogę brać ciebie za wzór. Ożeniłeś się z dwudziestojednoletnią dziewczyną tylko dlatego, że była z tobą w ciąży. Musiałeś tak zrobić. To coś innego niż rozważny wybór faceta w twoim wieku.
– Czy ty mnie przyciskasz do muru, Tan? – Spojrzał na nią zdenerwowany i cały jego urok nagle zniknął. Był. teraz tylko zmęczony. Utrata Harry'ego wycisnęła na nim swoje piętno. – Nie rób mi tego teraz. To nie jest dobry czas.
– Mówię ci tylko, co czuję.
– Czujesz się fatalnie, bo umarł twój najlepszy przyjaciel. Ale nie wplataj w to wątku romantycznego i bajeczki o sekrecie życia, którym jest małżeństwo i dzieci. Wierz mi, to nieprawda.
– A skąd niby ty możesz o tym wiedzieć? Nie możesz decydować za nikogo, tylko za siebie. Nie narzucaj mi, do diabła, swojego zdania, Jack – jej uczucia zostały nagle pogwałcone – jesteś tak cholernie przerażony tym, że na kimś może ci zależeć, wrzeszczysz za każdym razem jak ktoś się do ciebie za bardzo zbliży. I wiesz co? Mam już po uszy twoich docinków, tylko dlatego, że zostałam w zeszłym roku sędzią!
– To ty w ten sposób to odbierasz? – Ta kłótnia przynosiła im ulgę, ale w jej słowach była prawda i w końcu doszło do tego, że wyszedł z jej domu trzasnąwszy drzwiami i nie odzywał się przez trzy tygodnie. To była najdłuższa dobrowolna przerwa, od kiedy byli ze sobą, ale ani ona nie zadzwoniła do niego, ani on do niej. Nie kontaktowali się aż do corocznego przyjazdu jego córki. Tana zaprosiła ją, żeby zamieszkała w jej domu. Barb bardzo spodobał się ten pomysł i kiedy przyjechała do jej małego domku następnego popołudnia, Tana była zaskoczona ogromną zmianą, jaka w niej zaszła. Właśnie skończyła piętnaście lat i nagle zaczęła wyglądać jak kobieta, o szczupłej sylwetce, zgrabnych biodrach, niebieskich oczach, z burzą rudych włosów wokół twarzy.
– Wyglądasz świetnie, Barb.
– Dzięki, ty też. – Mieszkała u Tany przez pięć dni. Zabierała ją nawet do sądu i dopiero pod koniec tygodnia zaczęły wreszcie mówić o Jacku i o tym, co się zmieniło.
– Ciągle teraz na mnie krzyczy. – Barbara także zauważyła, że przebywanie z nim nie należało do przyjemności. – Mama mówi, że zawsze był taki, ale nigdy nie zachowywał się tak, kiedy ty byłaś w pobliżu, Tan.
– Myślę, że po prostu ostatnio jest bardzo zdenerwowany.
Usprawiedliwiała go dla dobra Barb. Nie chciała, żeby mała myślała, że to jej wina. Tak naprawdę przyczyna była bardzo złożona: Tana, Harry, stresy w pracy. Nic mu nie wychodziło i kiedy Tana spróbowała umówić się z nim na kolację po wyjeździe
Barb do Detroit, skończyło się to znowu na złośliwych uwagach z jego strony. Sprzeczali się o to, co Averil powinna była zrobić z domem. Uważał, że powinna go sprzedać i przenieść się do miasta, a Tana nie zgadzała się z nim. – Ten dom dla niej wiele znaczy, mieszkali tam od lat.
– Ona potrzebuje zmiany, Tan. Nie można tak bardzo przywiązywać się do przeszłości.
– Dlaczego, do cholery, tak obawiasz się przywiązania? Tak jakbyś bał się uczuć.
Ostatnio ciągle to u niego zauważała. Zawsze chciał być wolny i niezależny, nigdy z nikim się nie wiązał. To był cud, że ich związek wytrwał w tej formie tyle czasu. Teraz zdecydowanie sprawy nie układały się pomyślnie. Los spłatał im kolejnego figla. Tak jak przewidywał prokurator okręgowy, kiedy go opuszczała rok temu, teraz pojawił się wakat w Sądzie Najwyższym i dostała kolejny awans. Nie miała sumienia, żeby powiedzieć o tym Jackowi, ale nie chciała, żeby dowiedział się od kogoś innego. Zaciskając zęby wykręciła wieczorem numer jego telefonu. Siedziała w swoim małym, przytulnym domku, czytała prawnicze książki, które przyniosła, żeby znaleźć jakieś mało znane przepisy kodeksu karnego. Kiedy usłyszała jego głos w słuchawce, wstrzymała na chwilę oddech.
– Cześć, Tan, co słychać?
Był chyba bardziej odprężony niż parę miesięcy temu i nie chciała psuć mu dobrego nastroju, jednak wiedziała, że tak się stanie. I miała rację. Odezwał się tak, jakby ktoś kopnął go w jaja, kiedy usłyszał o jej awansie do Sądu Najwyższego.
– To miło. Kiedy? – Zareagował tak, jakby włożyła mu kobrę do buta.
– Za dwa tygodnie. Przyjdziesz na ceremonię zaprzysiężenia czy wolałbyś się tam nie pokazywać?
– To nie jest specjalnie miłe zaproszenie. Rozumiem, że wolisz żebym się nie pojawiał?
Był tak przewrażliwiony, że nie można było z nim rozmawiać.
– Nie powiedziałam tego. Ale wiem, jaki jesteś niemożliwy, jeśli chodzi o moją pracę.
– Dlaczego tak mówisz?
– Och, proszę, Jack… nie wracajmy do tego znowu…
Była bardzo zmęczona po długim dniu. Teraz, po śmierci
Harry'ego wszystko wydawało się trudniejsze, smutniejsze i bardziej skomplikowane. Związek z Jackiem przeżywał kryzys. Nie był to najszczęśliwszy okres w jej życiu.
– Mam nadzieję, że przyjdziesz.
– Czy to znaczy, że nie zobaczę cię aż do tej chwili?
– Ależ nie. Możesz mnie zobaczyć, kiedy tylko zechcesz.
– A może jutro wieczorem? – Czuła się, jakby chciał ją sprawdzić.
– Świetnie. U ciebie czy u mnie? – Roześmiała się, ale on nie przyłączył się do niej.
– U ciebie dostaję klaustrofobii. Przyjadę po ciebie do ratusza o szóstej.
– Tak jest.
Przybrała oficjalny ton, ale on nie roześmiał się wcale i kiedy spotkali się następnego dnia, nastroje były nie nadzwyczajne. Oboje okropnie tęsknili za Harrym. Jedyną różnicą było to, że Tana przyznawała się do tego, a on nie. Przyjął do spółki innego prawnika i chyba się polubili. Dużo o nim mówił, o tym, jakie ten człowiek odnosił sukcesy i ile chcieli zarobić pieniędzy. Było jasne, że nadal drażni go pozycja zawodowa Tany. Kiedy następnego ranka odwiózł ją z powrotem do ratusza, odetchnęła z ulgą. Wybierał się na weekend do Pebble Beach, żeby grać w golfa z kumplami i nie zaprosił jej. Była mu za to wdzięczna. Z ciężkim westchnieniem wchodziła na schody urzędu. Z pewnością nie ułatwiał jej ostatnio życia. Od czasu do czasu wspominała słowa Harry'ego. Stały związek z Jackiem nie miał żadnych perspektyw. On nie był tego typu facetem. Tana przestała się już oszukiwać. Ona też nie była tego typu dziewczyną. Pewnie dlatego tak długo byli ze sobą. Ale tak już dłużej nie można. Tarcia między nimi były tak dokuczliwe, że nie dawała już sobie z tym rady i nawet była zadowolona, gdy dowiedziała się, że Jack wyjeżdża służbowo do Chicago, w tym samym czasie, kiedy ona zostanie zaprzysiężona do Sądu Najwyższego.
"Gra Z Fortuną" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gra Z Fortuną". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gra Z Fortuną" друзьям в соцсетях.