– Ani ja. – Spojrzała mu prosto w oczy, przytrzymując wodze. – Ucałuj w moim imieniu Jane. – Wskoczyła na siodło i spojrzała na niego jeszcze raz.

Przez chwilę pomyślała o Spencerze. Teraz Boyd stał się jej jeszcze bliższy i w pewnej chwili zapragnęła mu powiedzieć o sobie i Spencerze. Ale co właściwie mogła mu powiedzieć? Że zakochała się w mężczyźnie, który najprawdopodobniej dawno już o niej zapomniał? Widzieli się przecież zaledwie dwa razy. Ale kiedy jechała do domu, uśmiechając się na myśl o dziecku, śpiącym w ramionach Hiroko, w pewnej chwili uświadomiła sobie, że marzy o Spencerze. To jedyne, co jej zostało – marzenia o nim, wspomnienia o ojcu i fotosy gwiazdorów filmowych, przyczepione do ścian jej sypialni.

Rozdział ósmy

Gdzie byłaś cały dzień? Wszędzie cię szukałam.

Kiedy Crystal wróciła do domu, matka czekała na nią w kuchni. Przez moment ogarnęła ją przemożna chęć, by opowiedzieć jej o wszystkim. Zdarzyło się coś tak pięknego, podniosłego, wzbudzającego nabożny lęk. Nagle, mimo że nie skończyła jeszcze siedemnastu lat, zrozumiała prawdziwą kobiecość.

– Wybrałam się na przejażdżkę konną.Nie sądziłam, że będę potrzebna.

– Twoja siostra nie najlepiej się czuje. Chcę, żebyś poszła do niej. – Crystal skinęła głową. Becky wiecznie coś dolegało, a przynajmniej nigdy się nie przyznawała, że nic jej nie jest. – Prosiła, żebyś zajęła się Williem.

– Dobrze – odparła Crystal.

Zawsze to samo, pomyślała.

W zlewie były nie pozmywane naczynia, Olivia zostawiła je specjalnie dla niej, Po zmyciu statków Crystal powędrowała przez pola do domku Parkerów. Tom słuchał radia. W pokoju unosił się odór piwa. Mały Willie raczkował na podłodze. W domu panował bałagan, a Becky leżała w łóżku, czytając czasopismo i paląc papierosa. Crystal zaproponowała, że przygotuje jej coś do jedzenia. Nie unosząc wzroku znad gazety skinęła głową. Crystal poszła do kuchni, by przyrządzić jej kanapkę.

– Zrób i dla mnie, dobrze, skarbie?! – zawołał Tom przepitym głosem. – I przynieś mi z lodówki jeszcze jedno piwo.

Weszła do pokoju i podała mu piwo. Wzięła Williego na ręce. Mieszał w popielniczce popiół z mlekiem ze swojej butelki. Kiedy Crystal przytuliła go, zaczął wesoło gaworzyć. Poczuła niemiły zapach i domyśliła się, że od rana nikt nie zmienił mu pieluszki.

– Gdzie byłaś? Słyszałem, że mama wszędzie cię szukała – zapytał Tom.

Miał na sobie przepocony podkoszulek. Crystal wszystko wydawało się w nim obleśne. Spojrzał na nią pożądliwie. Bardzo mu się podobała. Nudziła go gruba, wiecznie zmęczona i wściekła żona tak niepodobna do siostry, jakby nie łączyło ich żadne pokrewieństwo.

– Byłam z wizytą u znajomych – odpowiedziała wymijająco, trzymając dziecko na ręku.

– Masz nowego chłopaka?

– Nie – powiedziała oschle, kierując się do kuchni. Nogi, Crystal zdawały się nie mieć końca. Patrzył łakomie na jej pośladki w obcisłych dżinsach.

Do domu wróciła dopiero na kolację, kiedy już posprzątała u Parkerów zrobiła im lunch i wykąpała małego Williego. Ogarniały ją mdłości, kiedy widziała, jak zaniedbują chłopca, Becky spodziewała się drugiego dziecką i nic sobie nie robiła z tego, że Willie chodzi brudny i bez opieki, że płacze pół dnia z głodu, bo matce nie chce się przygotować obiadu. Tom wyszedł z domu wcześniej niż Crystal i dziewczyna odetchnęła z ulgą. Nie lubiła sposobu, w jaki na nią patrzył, i pytań o jej "chłopców". Nigdy z nikim nie chodziła. Miała jedynie swoje niewinne marzenia o Spencerze. Wszyscy odczuwali przed nią lęk, co było jej nawet na rękę. Nie miała z nimi nic wspólnego. Ich życie ograniczało się do doliny. Przecież istniał jeszcze jakiś inny świat, a oni nie pragnęli go nawet poznać. W przeciwieństwie do Crystal, która wciąż tęskniła za czymś więcej, niż miała jej do zaoferowania Dolina Alexander.

Becky nawet jej nie podziękowała za pomoc, a kiedy Crystal wróciła do domu, matka kazała jej obrać ziemniaki na kolację. Zrobiła, co jej polecono, ale zaraz potem poszła do swojego pokoju, zbyt zmęczona, by cokolwiek zjeść. Zanim usnęła, pomyślała chwilkę o Hiroko, obiecując sobie, że jutro rano, po kościele, odwiedzi ją. Musiała wymyślić jakiś sposób, by wymknąć się matce i siostrze. Wiecznie wynajdywały dla niej jakąś robotę. Za życia ojca było zupełnie inaczej. W ciągu tych dwóch miesięcy stała się jeszcze jedną parą rąk do pomocy w gospodarstwie, kimś do roboty i sprzątania po nich, kimś, na kogo można było nakrzyczeć i kogo można traktować z lekceważeniem. Widziała nienawiść w oczach swej matki, kiedy Olivia myślała, że córka na nią nie patrzy. Nie znosiła jej. Crystal zastanawiała się dlaczego, przecież nie zrobiła im nic złego.

Zajęcia w szkole skończyły się w czerwcu. Został jej jeszcze jeden rok nauki. A co potem? W jej życiu nic się nie zmieni. Nadal będzie pracowała na ranczo, patrząc, jak Tom niszczy wszystko, co stworzyli dziadek i ojciec, jak trwoni to, co Tad tak bardzo kochał. Tom zamierzał przyorać winogrona, bo po raz pierwszy od wielu lat nie udało się ich sprzedać. Pozbył się też większości bydła, twierdząc, że za dużo z nim kłopotu. Dzięki temu przybyło mu na koncie trochę pieniędzy, ale obniżyła się znacznie dochodowość ranczo, co wszyscy boleśnie odczuli.

Becky urodziła dziecko wkrótce po tym, jak rozpoczęły się wakacje szkolne. Tym razem była to dziewczynka, podobna do ojca jak dwie krople wody. Ale to dziecko Hiroko sprawiało, że serce Crystal skakało z radości. Ochrzcili małą w kościele w San Francisco. Poprosili Crystal, by została matką chrzestną. Musiała wymyślić mnóstwo kłamstw, by wytłumaczyć się matce z całodziennej nieobecności, ale pojechała z Websterami. To, co tam ujrzała, zafascynowało ją. Kiedy wracali do Doliny Alexander poczuła, że znowu żyje.

Tamtego roku lato było cudowne. Crystal skończyła siedemnaście lat. Długie godziny spędzała z Boydem, Hiroko i ich dzieckiem. Mała Jane, tak samo podobna do Hiroko, jak zaraz po urodzeniu, miała w sobie też coś z Boyda – wyraz twarzy, uśmiech i te brązoworude włosy, idealna mieszanka koloru włosów obojga rodziców. Crystal mogła godzinami leżeć pod drzewem w ogrodzie Websterów, bawiąc się z dzieckiem i tuląc je, czując bijące od niego ciepło. Wizyty u nich były jedynymi radosnymi chwilami w życiu. Wracała do domu późnym popołudniem, byleby zdążyć pomóc matce i babce przygotować obiad. Matka, podobnie jak Tom, od czasu do czasu zarzucała jej, że włóczy się z chłopakami, zamiast pomóc siostrze przy dzieciach. Olivię i Becky zaprzątało jednak teraz co innego. Wszyscy w dolinie gadali, że Ginny Webster ma romans z Tomem. Crystal kiedyś zapytała o to Boyda, ale tylko wzruszył ramionami mówiąc, że nie wierzy we wszystko, co ludzie gadają, lecz zaczerwienił się przy tym jak burak: więc jednak była to prawda. Crystal nie zdziwiła się zbytnio, zastanawiała się tylko, czy Tom odważyłby się na coś takiego, gdyby żył ojciec. Ale cóż, Tad opuścił ich i Tom Parker mógł robić, co mu się żywnie podobało.

Tom i Becky wyprawili chrzciny pod sam koniec lata, tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego. Ale tym razem Spencer nie przyjechał, a matka nie urządziła wielkiego przyjęcia. Po ceremonii w kościele zaprosili kilku przyjaciół na lunch. Tom upił się i wcześnie opuścił towarzystwo, a Becky razem z matką płakały w kuchni. Po lunchu Crystal poszła nad rzekę, by posiedzieć w pobliżu miejsca, gdzie pochowano ojca. Zaledwie rok temu był wśród nich, a ona siedziała na huśtawce i rozmawiała ze Spencerem. Uświadomiła sobie, że myślała wtedy jeszcze jak dziecko. Ostatni rok okazał się wyjątkowo ciężki, poniosła wielką stratę, wiele wycierpiała. Crystal Wyatt miała zaledwie siedemnaście lat, ale była już kobietą.

Rozdział dziewiąty

Zaproszenie przyszło na adres biura. Spencer uśmiechnął się, patrząc na nie. A więc ojciec miał rację. Już od tygodnia wiedział z gazet, że Harrison Barclay został członkiem Sądu Najwyższego. Spencer otrzymał właśnie zaproszenie na oficjalne wyniesienie Barclaya na nowe stanowisko. Był to dla Spencera dobry rok, wypełniony ciężką pracą wśród ludzi, których polubił. Firma Anderson, Vincent & Sawbrook należała do konserwatywnych, ale ku zdumieniu Spencera, praca w niej spodobała mu się i świetnie sobie radził. Został już mianowany asystentem jednego ze wspólników. Ojciec był z niego bardzo zadowolony. Początkowo między obu mężczyznami dochodziło do nieporozumień, głównie z powodu Barbary. Tego lata, kiedy Spencer wrócił do Nowego Jorku, rodzice wynajęli dom na Long Island. Barbara razem z córeczkami spędziła tam prawie cały sierpień. Alicia i William Hill liczyli na to, że Spencer też przyjedzie. W końcu nie mógł się dłużej wymawiać. Spędził tam dwa weekendy, podczas których Barbara zalecała się do niego, a rodzice obserwowali ich z nadzieją w oczach. Matka powiedziała, że Barbara czekała na niego, a ojciec oświadczył, że ich synowa kocha Spencera. I w końcu Spencer wybuchnął. Czekała na Roberta, a nie na niego, i to nie jego wina, że brat poległ na Pacyfiku. Zgadzał się, że to miła dziewczyna, kochał swoje bratanice, ale Barbara była żoną jego brata. Wystarczy, że został prawnikiem. Nie ma obowiązku poślubić jeszcze wdowy po swym bracie.

Barbara opuściła dom, tonąc we łzach, doszło do nieprzyjemnej sceny z rodzicami. Wkrótce potem wrócił do siebie i już nigdy więcej nie pojawił się na Long Island. Ponownie zobaczył się z rodzicami dopiero jesienią. Barbara wróciła z dziewczynkami do Bostonu i niedawno usłyszał od kolegi, że jego bratowa spotyka się z synem bardzo wpływowego polityka. Był to idealny kandydat do jej ręki i Spencer miał nadzieję, że jest szczęśliwa. Pragnął jedynie mieć szansę wykazania się w pracy i stworzenia sobie takiego życia, jakie mu odpowiadało. Lubił Nowy Jork, choć wciąż tęsknił za Kalifornią. I wielokrotnie łapał się na tym, że myśli o Crystal. Chociaż ostatnio zdarzało mu się to coraz rzadziej. Była po prostu zbyt daleko, to tak jakby nie istniała naprawdę. Wydawała mu się piękna i niezwykła, niczym egzotyczny kwiat, przy którym człowiek zatrzymuje się na chwilę z podziwem, by go już nigdy więcej nie ujrzeć, ale zawsze o nim pamiętać. Dostał list od Webstera. Boyd pisał w nim o narodzinach córki, ale ani słowem nie wspominał o Crystal. Otrzymał też zawiadomienie o kolejnym dziecku Toma i Becky. Wszystko to wydawało się teraz takie odległe, stanowiło część wojny, część innego życia. Spencera pochłaniała praca w firmie Anderson, Vincent & Sawbrook. Naprawdę interesował się prawem karnym, ale żaden z jego klientów nie miał tego typu problemów. Pomagał więc sporządzać umowy sprzedaży nieruchomości i skomplikowane testamenty. Miał interesującą pracę, o której mógł dyskutować ze swym ojcem.

Podczas kolacji, którą tego wieczoru jadł akurat z rodzicami, dowiedział się, że oni też dostali zaproszenie. Ale ojciec był zbyt zajęty, by z niego skorzystać.

– A ty pojedziesz?

– Nie sądzę, tato, przecież ledwo go znam. – Spencer uśmiechnął się. Ojciec świetnie się trzymał. Zajmował się właśnie głośną sprawą karną i Spencer chciał się od niego dowiedzieć nieco więcej na ten temat, niż wyczytał w gazetach.

– Powinieneś jechać. Dobrze by było, gdybyś utrzymywał z nim kontakt.

– Spróbuję, choć nie wiem, czy uda mi się wyrwać z pracy. – Spencer uśmiechnął się znowu. Nie wyglądał na swoje dwadzieścia dziewięć lat. Był opalony, bo weekendy spędzał na plaży, poza tym bardzo dużo grał w tenisa. – Czułbym się tam głupio, tato. Wcale mnie tak dobrze nie zna. I nie mam czasu na wyjazd do Waszyngtonu.

– Spróbuj znaleźć. Jestem pewien, że firmie też będzie zależało, byś pojechał.

Wiecznie te obowiązki i nakazy. Czasami go to irytowało. Życie zdawało się wypełnione tym, co "należy". Stanowiło to część bycia dorosłym, część "prawdziwego" świata, ale chwilami nie wiedział, czy mu to odpowiada.

– Zobaczę. – Bardzo się zdziwił, kiedy kilka dni później jeden ze wspólników firmy, którego był asystentem, powtórzył słowa ojca. Spencer wspomniał mu o zaproszeniu, gdy siedzieli w "River Club", i usłyszał, że powinien jechać na uroczystość oficjalnego wyniesienia Harrisona Barclaya na nowe stanowisko.

– Takie zaproszenie to zaszczyt.

– Prawie go nie znam – odparł. Jego przełożony potrząsnął tylko głową.

– To nie ma znaczenia. Pewnego dnia kontakt z sędzią Barclayem może się dla ciebie okazać bardzo cenny. Nigdy nie wolno zapominać o podobnych rzeczach. Mówiąc szczerze, gorąco ci zalecam ten wyjazd. – Spencer skinął głową, przyjmując jego radę, ale kiedy potwierdzał swoją obecność na uroczystości, czuł się głupio. Firma posunęła się nawet do tego, że dokonała dla niego rezerwacji w "Shoreham". W przeddzień ceremonii pojechał pociągiem do Waszyngtonu. Dostał duży, dobrze klimatyzowany pokój. Uśmiechnął się do siebie, siadając w wygodnym, skórzanym fotelu. Zamówił do pokoju whisky. Może i dobrze byłoby wieść takie życie. Pomyślał, że miło będzie znów zobaczyć Barclayów. Spodziewał się, że spotka też Elizabeth. Nie widział jej, odkąd zaczęła studia w Vassar. Prawdopodobnie miała coś lepszego do roboty, zresztą on też nie narzekał na brak towarzystwa atrakcyjnych pań. W ciągu ostatniego roku spotykał się z kilkoma kobietami. Zabierał je na kolację do "21", do "Le Pavillon" lub do "Waldort". Chodzili na przyjęcia, do teatru, grał z nimi w tenisa w Connecticut i East Hampton, ale na żadnej z nich szczególnie mu nie zależało. Choć od zakończenia wojny upłynęły już trzy lata, wszyscy sprawiali wrażenie, jakby było im śpieszno do ożenku. Tymczasem on nie odczuwał palącej potrzeby związania się z kimś na stałe. Musiał sobie najpierw przemyśleć kilka spraw. Nie traktował praktyki prawniczej jako swego dożywotniego zajęcia. Praca ta spodobała mu się bardziej, niż to sobie wyobrażał, ale w głębi duszy czuł, że jest zbyt monotonna. Wciąż zastanawiał się, w jaki sposób uczynić ją bardziej pasjonującą i ciekawszą. Poza tym doszedł do wniosku, że nie skorzystał jeszcze w wystarczającym stopniu z uroków kawalerskiego życia, by wiązać się z kimś na dobre. No i najpierw musiał znaleźć odpowiednią dziewczynę, a jeszcze na taką nie natrafił.