– No, nie jestem tego taka pewna. Jeśli mnie nie kochałeś, to w takim razie czemu się ze mną ożeniłeś? – Było to bardzo dobre pytanie.

– Wmówiłem sobie, że cię kocham. Pomyślałem, że wszystko się jakoś ułoży. Ale nie ułożyło się i musimy spojrzeć prawdzie w oczy.

– Ty spójrz prawdzie w oczy. Ty to rozwiąż. To wyłącznie twój problem. Cały czas tylko narzekasz. Pora, byś wziął się w garść i coś z tym wszystkim zrobił.

– Do jasnej cholery, właśnie próbuję! – Walnął pięścią w stół. Miał ogromną ochotę czymś w nią rzucić. – Chcę się rozwieść, byśmy obydwoje uwolnili się od siebie i mogli zacząć żyć jak ludzie.

– Nic z tego, Spencerze. Jesteśmy małżeństwem i małżeństwem pozostaniemy. Na dobre i złe, póki śmierć nas nie rozdzieli. Więc przestań biadolić i pogódź się z sytuacją. Rusz tyłek, poszukaj pracy. Możesz robić, co chcesz, ale zapamiętaj sobie jedno: nie dam ci rozwodu. – Słuchając jej poczuł ogarniającą go rozpacz. Pragnął jedynie wrócić do Kalifornii, do Crystal.

– Uważasz, że jak długo będziemy mogli to ciągnąć?

– Do końca życia. Tylko od ciebie zależy, czy przyjdzie nam to łatwiej, czy trudniej.

– Nie pragniesz czegoś więcej? Bo ja tak. Chcę żyć z kimś, z kim mógłbym porozmawiać. Z kimś, kto pragnie tego samego co ja. Miłości, szczęścia i dzieci. – Miał prawie łzy w oczach. – Elizabeth, chcę być szczęśliwy.

– Ja też. – Spojrzała na niego zimno. Nagle przez głowę przebiegła jej pewna myśl. Nigdy dotąd nie zastanawiała się nad tym, ale nadal pamiętała sposób, w jaki patrzył na tę dziewczynę w nocnym klubie owego wieczoru nazajutrz po przyjęciu zaręczynowym wydanym w San Francisco. Dwa dni później oświadczył, że nie chce się z nią żenić. – Spencerze – spytała, patrząc mu prosto w oczy – czy masz kogoś? Nie mógł jej tego powiedzieć. To nie należało do tematu. Problem polegał na tym, że popełnili błąd, i teraz musieli go jakoś naprawić. To, co zaszło potem, nie miało żadnego związku ze sprawą.

– Nie. – Postanowił zataić przed nią wszystko. Nie chciał mącić całego obrazu.

– Na pewno? – Znała go lepiej, niż mu się wydawało. Potrząsnął głową, zdecydowany okłamać ją, ale nie powiedzieć nic na temat Crystal.

– To nie ma żadnego znaczenia. Mówimy o naszym małżeństwie, które jest niewypałem i nic tego nie zmieni. – Widać było, że Elizabeth ledwo nad sobą panuje. Nagle domyśliła się wszystkiego.

– Właśnie, że ma znaczenie. Chcę wiedzieć, czy masz kogoś.

– Czy to by coś zmieniło? – Przyjrzał jej się uważnie.

– Powtarzam, że i tak nie zgodzę się na rozwód. Ale to by wiele wyjaśniło. Sądzę, że wszystkie głupstwa, które wygadujesz, mają w rzeczywistości na celu ukrycie prawdziwej przyczyny. Czy się mylę?

– Powiedziałem ci, że nie o to chodzi.

– Nie wierzę.

– Elizabeth, proszę, bądź rozsądna. – Co miał jej powiedzieć? Że jest ktoś inny? Że spotkał najpiękniejszą dziewczynę, jaką kiedykolwiek widział, i że zakochał się w niej, kiedy jeszcze miała czternaście lat? A teraz chcą się pobrać?

– Ojciec postanowił dziś przedstawić cię kilku ważnym osobom – oświadczyła, ignorując wszystko, o czym przed chwilą rozmawiali. – Uważam, że powinniśmy iść na ten lunch.

– Na litość boską, rozmawiamy o naszej przyszłości. Czemu jesteś głucha na głos rozsądku?

– Twój głos rozsądku radzi ci tylko jedno: rozwód. Ja mam inne zdanie. I nie dam ci rozwodu. Po prostu nie i już. Nie pozwolę, byś wystawił mnie na pośmiewisko. Nie będę rozwódką. Będę mężatką. – Zawsze chciała zostać jego żoną i dopięła swego. Prawie. Ale według Elizabeth człowiek nigdy nie może osiągnąć w życiu wszystkiego, o czym marzy. Musi się zadowolić tym, co ma. Wystarczało jej to, co osiągnęła, i nie zamierzała rezygnować.

– Czy odpowiada ci takie życie?

– Tak – oświadczyła bez wahania. – Jeden z przyjaciół ojca chce ci dziś zaproponować pracę. Powinieneś z nim porozmawiać.

– Mam już dosyć twego ojca i jego przyjaciół.

– To demokrata, człowiek niesłychanie wpływowy. Ma dla ciebie jakąś rządową posadę – ciągnęła, jakby nie słyszała jego słów. Spencerowi chciało się wyć. – Sądzi, że możesz mu być przydatny.

– Nie chcę być nikomu przydatny. Chcę rozwikłać problem istniejący między nami.

– Spencerze, jeśli o mnie chodzi, nie dostrzegam żadnego problemu. I nie zwrócę ci wolności, więc dajmy już temu spokój. – Wyraz twarzy Elizabeth świadczył, że mówi najzupełniej poważnie. Nigdy się nie zgodzi na rozwód. Znalazł się w pułapce. Może do końca życia.

– Widzę, że nie żartujesz?

– Ani mi to w głowie. – Spojrzała na zegarek. – Musimy tam być o dwunastej. Proponuję, żebyś się zaczął szykować.

– Elizabeth, nie jestem dzieckiem. Nie lubię, jak mi się mówi, co mam robić, kiedy się ubrać, kiedy jeść i kiedy iść z wizytą. Jestem dorosłym mężczyzną i chcę żyć z kobietą, która mnie będzie kochała.

– Przykro mi. – Wstała i spojrzała na niego chłodno. Zniweczył jej nadzieje na miłość, ale mimo wszystko nie pozwoli mu odejść. Wiedziała, że w grę wchodzi inna kobieta. Ale kimkolwiek była, nie dostanie Spencera. – Musisz się zadowolić tym, co masz – oświadczyła i opuściła pokój. Godzinę później zeszła na dół, ubrana w granatowy kostium. W ręku trzymała granatową torebkę ze skóry aligatora, na nogach miała pantofle z takiej samej skóry. I torebkę, i buty dostała od ojca na urodziny. Spencer był również ubrany – w szary garnitur – choć konieczność ustąpienia Elizabeth drogo go kosztowała. Miał minę człowieka wybierającego się na pogrzeb.

Rozmawiała z nim beztrosko, jakby nic między nimi nie zaszło. Tymczasem Spencer czuł się tak, jakby jego życie się skończyło. A przynajmniej to, co w życiu najważniejsze. Ogarnęła go rozpacz. Tak jak się można było domyślić, przyjaciel jej ojca okazał się człowiekiem poważnym i bardzo wpływowym. Zaproponował Spencerowi posadę w instytucji rządowej, nawet całkiem interesującą dla kogoś, kto pragnąłby zamieszkać na stałe w Waszyngtonie, i komu nie przeszkadzałoby, że oferta została złożona głównie przez wzgląd na Barclayów. Spencer obiecał, że się zastanowi nad propozycją, bardziej z grzeczności niż w wyniku prawdziwego zainteresowania ofertą. Pragnął porozmawiać z Crystal. Późnym wieczorem, kiedy Elizabeth była już w łóżku, zadzwonił do Crystal, by się dowiedzieć, że nie poszło jej wcale lepiej niż jemu. Ernie pilnował jej dzień i noc, raz czy dwa Crystal przemknęło nawet przez głowę, czy nie kazał jej przypadkiem śledzić. Bała się nawet rozmawiać ze Spencerem przez telefon. Na szczęście Ernie akurat gdzieś wyszedł. Powiedziała Spencerowi, że Salvatore jej groził. Prawdę mówiąc, lękała się o Spencera. Wiedziała, że Ernie nie żartował.

Ernie zaczął niespodziewanie wpadać na plan filmu, przesiadywał w garderobie Crystal, kontrolował jej rozmowy telefoniczne, bardzo zresztą rzadkie. Mogła tylko chodzić do pracy, a stamtąd wracać prosto do domu. Nie podniósł już na nią więcej ręki, nie gwałcił i w ogóle nie dotykał. Nie musiał. Wystarczyło, że zagroził, iż zabije Spencera. Nazajutrz po owej gwałtownej scenie, która miała miejsce między nimi, wrócił do domu z wielkim brylantowym naszyjnikiem. Wręczył go Crystal ze złośliwym uśmieszkiem. Do naszyjnika dołączył karteczkę z następującymi słowami: "Uważaj to za pas cnoty". Crystal nie miała już żadnych wątpliwości, co ją spotka, jeśli spróbuje rzucić Erniego dla Spencera. Salvatore zabije ich oboje. Była tego pewna.

Wiedziała, co należy teraz zrobić. Dla dobra Spencera musi z nim zerwać. Nie mogła mu nawet wyjawić przyczyny swego kroku. Lękała się powiedzieć prawdę w obawie, że Spencer zechce się zemścić na Erniem albo wróci do Kalifornii, by spróbować wyrwać ją ze szponów Salvatore.

– Jak ci się udało? – spytał Spencer wyraźnie zmęczonym głosem. Było już po północy i czuł się psychicznie wyczerpany nieudanymi próbami przekonania Elizabeth, by dała mu rozwód.

– Kiepsko – odparła cicho Crystal. Rozmawiała z nim po raz pierwszy od ich spotkania. Na myśl o tym, co powinna powiedzieć, do oczu napłynęły jej łzy. Ale musiała to zrobić. Przez wzgląd na niego.

– To chyba niedopowiedzenie roku, co? – Próbował obrócić wszystko w żart, ale wyczuwało się, że oboje są przygnębieni. Pierwszy wielki błąd popełnił, decydując się na ślub z Elizabeth, choć wiedział, że jej nie kocha. Posłuchał wszystkich, tylko nie siebie. I uważał, że robi słusznie. Próbował nawet sobie wmówić, ze kocha Elizabeth, a jego uczucie do Crystal to tylko zauroczenie.

– Rozmawiałeś ze swoją żoną?

– Tak. Ale nic nie wskórałem. Nie przyjmuje moich argumentów do wiadomości i jeśli jej nie zbiję lub nie przyłapię w łóżku z jakimś facetem, nie mam szans na rozwód. Ale nie poddam się tak łatwo. Daj mi tylko trochę więcej czasu, Crystal, a przekonam ją. – Nie wiedział jeszcze, jak to osiągnie, ale chciał próbować dalej. Absolutnie nie był przygotowany na słowa, które padły z ust Crystal. Poczuł się, jakby dostał obuchem w głowę.

– Nie ma potrzeby. Omówiliśmy wszystko z Erniem i… – Ledwo mogła wydusić z siebie te słowa, ale starała się mówić normalnie. Miała do odegrania najtrudniejszą rolę w swojej krótkiej karierze. Lecz wierzyła, że od tego zależy życie Spencera, i musiała go przekonać. Nieważne, co sobie o niej pomyśli. Było to bez znaczenia. Zaczynała rozumieć, jaką rolę w Hollywood gra Ernie. Słyszała, co ludzie na planie filmu mówili na jego widok. A plotki o jego koneksjach przeraziły ją. Ernie nie jest zwykłym człowiekiem, jak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Stali za nim prawdopodobnie niebezpieczni protektorzy. Crystal stanowiła dla nich wszystkich źródło ogromnych pieniędzy. – Uważa, że zniszczyłabym sobie karierę, gdybym go teraz opuściła. Prasa mogłaby mi bardzo zaszkodzić – ciągnęła.

Spencerowi zamarło serce.

– Co ty mówisz?

– Mówię… – zaczęła, starając się nadać swemu głosowi chłodny ton, zazwyczaj przepełniały go ciepło i uczucie, podobnie jak jej śpiew. – Mówię, że nie powinieneś tu przyjeżdżać. Nie jestem jeszcze gotowa na żadne zmiany.

– Zostajesz z nim? Ze względu na to, co mogą powiedzieć ludzie? Czyś ty oszalała?

– Nie – odparła z przekonaniem. Serce jej krwawiło przy wymawianiu każdego słowa, ale lepiej skrzywdzić go w ten sposób, niż pozwolić, by zrobili to ludzie Erniego. – Wydaje mi się, że na twój widok straciłam głowę. To było silniejsze ode mnie… tyle czasu cię nie widziałam i… sama nie wiem. Może tylko grałam rolę… rolę małej dziewczynki, zakochanej w młodzieńcu, który zniknął na wiele lat. – Po policzkach płynęły jej łzy jak groch, lecz głos nawet nie zadrżał.

– Czy mam rozumieć, że mnie nie kochasz?

Przełknęła głośno ślinę. Myślała tylko o nim, a nie o sobie i pustym życiu, które ją czekało.

– To wszystko było już tak dawno temu… chyba oboje nas poniosło, kiedy się ponownie spotkaliśmy.

– Nie mów takich głupstw! Nic mnie nie "poniosło". Przeżyłem trzy lata tej cholernej, brudnej małej wojny, by wrócić do ciebie i oświadczyć, że cię kocham. – Zaczął prawie wrzeszczeć do słuchawki i dopiero po chwili się zmitygował. Na górze spała Elizabeth i wcale nie chciał jej obudzić. – Może czekałem zbyt długo. Może zrobiłem mnóstwo głupstw. Bóg wie, ilu osobom zniszczyłem życie, ale jednego jestem pewien: nie "poniosło" mnie ani nie odgrywałem żadnej roli, kiedy cię ujrzałem. Kocham cię. Jestem gotów przyjechać do Kalifornii i ożenić się z tobą, jak tylko uporam się z tym wszystkim. Dlatego, do jasnej cholery, chcę cię dobrze zrozumieć.

– Między nami… wszystko skończone. – Po obu stronach zapanowała martwa cisza. W końcu Spencer spytał głucho:

– Mówisz poważnie? – Coś go ścisnęło za gardło. W napięciu czekał na odpowiedź.

– Tak – wydusiła z trudem. – Tak, mówię poważnie. Moja kariera jest teraz ważniejsza… i zbyt wiele jestem winna Erniemu.

– Czy zmusił cię, byś to powiedziała? – spytał, a po chwili dodał: – Jest teraz z tobą? – To by wszystko wyjaśniało. To nie mogła być prawda. Pamiętał wyraz twarzy Crystal, kiedy się spotkali, wiedział, że nadal go kocha. Przynajmniej tak mu się wydawało.

– Oczywiście, że nie. I nie może mnie zmusić do powiedzenia czegokolwiek. – Było to jeszcze jedno kłamstwo, które dołożyła do wcześniejszych, by chronić Spencera. – Nie chcę, żebyś tu przyjeżdżał. Sądzę, że nie powinniśmy się więcej spotykać, nawet jako przyjaciele. Nie ma sensu, Spencerze. Z nami koniec.

– Zupełnie nie wiem, co powiedzieć. – Płakał bezgłośnie, nie chcąc, by Crystal usłyszała. Przez chwilę wydawało mu się, że na darmo przeżył wojnę.

– Uważaj na siebie, Spencerze. I…

– Tak? – spytał takim tonem, jakby właśnie dowiedział się o czyjejś śmierci.

– Nie dzwoń do mnie więcej.

– Rozumiem. No cóż, życzę ci wszystkiego najlepszego. – Nie był rozgoryczony, tylko załamany. – Chcę, żebyś wiedziała jedno: zawsze możesz liczyć na moją pomoc. Wystarczy, żebyś zadzwoniła. A jeśli zmienisz decyzję… Zawiesił głos. Crystal wiedziała, że musi odjąć Spencerowi wszelką nadzieję. Uważała to teraz za najważniejsze.