– Moja droga – powiedziała księżna – nie znasz naszych krewnych i ich gotowości do wzięcia udziału w przedstawieniu. Och, będzie znacznie ciekawiej, niż się spodziewałam. Nieprawdaż, kochanie?

W odpowiedzi książę chrząknął.

Isabella miała o czym myśleć, kiedy już opuściła salonik księżnej. Chociaż przedtem tęskniła za odpoczynkiem w święta, teraz wdzięczna była niebiosom, że może wrócić do pracy. Zawsze tak było. Granie traktowała bardzo poważnie, zdawała sobie jednak sprawę, że czasami stanowi dla niej ucieczkę przed nudą albo rozpaczą. Dzięki pracy udawało jej się zachować zdrowe zmysły i ona też nadawała sens jej życiu.

Miała teraz wiele do zrobienia. Musi obejrzeć salę balową, oswoić się z jej wielkością i atmosferą oraz sprawdzić akustykę. Powinna zaprojektować proste kostiumy i zastanowić się nad rekwizytami. Wiedziała już, co zagra, ale chciała jeszcze popracować nad rolami. Musi rozważyć, jakie postacie i kwestie są niezbędne w scenach, które wybrała. Obiecała księżnej, że na popołudnie przygotuje listę potrzebnych rzeczy. Należy też ustalić liczbę i plan prób każdej sceny.

Tak, w ciągu tego tygodnia – już niecałego – czeka ją sporo zajęć. Nie będzie musiała myśleć. Nie ma na to czasu.

Aktorzy, którzy będą jej partnerować, zostaną wybrani z rodu księcia i księżnej. Kto to będzie – zastanowiła się. Kto z nich może być najlepszym aktorem?

Jack też wchodzi w rachubę.

Nawet jeśli to on gra najlepiej z nich i jeśli zostanie o to poproszony, i tak na pewno odmówi. „Trzymaj się ode mnie z daleka, Belle" – tak przecież powiedział dzisiejszego ranka.

Wobec tego nie ma się nad czym zastanawiać.

Rozdział szósty

Mam przeczucie – rzekł Claude Raine. – Złe przeczucie.

– O, nie – sprzeciwiła się Hortense. – To niemożliwe. Przecież mamy przed sobą przygotowania do świąt. Trzeba przynieść choiny i udekorować nią salę balową, salon i jadalnię.

– I hali – dodała Celia.

– Chodzi o coś jeszcze – upierał się Claude. – Naprawdę mam przeczucie.

– Mam nadzieję, że to nie to, czego się wszyscy obawiamy, Claude – powiedział Alex. – Bo przysiągłem, że bez morderstwa się nie obejdzie.

– Przecież tym razem Isabella została zaproszona po to, by coś zagrać – rzekła Annę uspokajającym tonem. -My mamy odpoczywać.

– Babcia wspomniała wczoraj wieczorem o wieczorze muzycznym – przypomniał sobie Jack i skrzywił się. -Może właśnie o to chodzi.

Claude jednak stał pośrodku bawialni, patrząc ponuro i potrząsając głową. Miał przeczucie i na pewno nie zostało ono wywołane czymś tak mało ważnym jak wieczór muzyczny.

Wezwano ich – to znaczy całą rodzinę – po drugim śniadaniu do bawialni i wszyscy posłusznie już się tu zebrali, zaniepokojeni i przewidujący kłopoty.

Odwrócili się i zamilkli, kiedy stanęła w drzwiach księżna – drobna, uśmiechnięta kobieta, którą każdy z obecnych tu mężczyzn mógłby podnieść jedną ręką i zgnieść. Ona jednak już od lat bezkarnie ich tyranizowała, zamęczała i dyktowała, co mają robić. Właśnie coś takiego Martin Raine szepnął do ucha Maud Frazer.

Księżna klaśnięciem w dłonie poprosiła o uwagę – był to jej zwykły gest, zupełnie jednak niepotrzebny.

– Mam dla was wspaniałą propozycję, moi kochani -oznajmiła.

Ze strony niewdzięcznych krewniaków dał się słyszeć zbiorowy jęk.

– Nie ma mowy, babciu – śmiało odezwał się Jack. -Z góry odmawiam udziału w tym, co sobie zaplanowałaś, zwłaszcza że sprowadziłaś mnie tu w innym celu. Poza tym kiedyś zarzuciłaś mi, że jestem leniwy i niezdyscyplinowany. Miałaś zupełną rację.

Księżna zaczekała, aż Jack skończy swą buntowniczą tyradę.

– Oczywiście, drogi chłopcze – stwierdziła. – Miałeś czternaście lat, kiedy wraz z kuzynami zostałeś zabrany do stajni, by w ramach zabawy pomóc stajennemu przygotować konie do powozu ślubnego Celii, i zasnąłeś wtedy na sianie.

– I został za to odpowiednio ukarany, babciu – wtrącił Alex. – Zepchnęliśmy go na kupę gnoju. Nie pamiętasz?

Freddie zachichotał.

– Niech mnie kule biją, Alex, to prawda – powiedział. – Dziadek nieźle złoił nam za to skórę.

– Jest jeszcze sprawiedliwość na tym świecie – skomentował Jack.

Księżna ponownie klasnęła w ręce, prosząc o ciszę.

– Niektórzy z was – rzekła – niestety nie wszyscy, dostąpią zaszczytu i przyjemności partnerowania hrabinie de Vacheron.

Rozpromieniona spojrzała na nich wyczekująco. Kilku krewnych odpowiedziało zainteresowaniem. Większość jednak jęknęła. Jackowi zrobiło się zimno.

– Tylko nie ja, babciu! – zawołał zerwawszy się na równe nogi. – Mam inne zajęcia. Wiesz dobrze, o czym myślę.

– Usiądź, Jack – łagodnie przemówiła do niego babka. – Jesteś jednym z najlepszych aktorów w rodzinie. I jednym z najprzystojniejszych. A poza tym nie ma lepszego sposobu, by zrobić wrażenie na damie, niż zagrać przed nią rolę romantycznego kochanka.

– Wszyscy pamiętają, Jack – odezwał się Stanley -jak panie trzepotały rzęsami i zerkały spoza wachlarzy, byle tylko zwrócić na siebie twoją uwagę na balu po naszym ostatnim przedstawieniu. Co prawda, w stosunku do ciebie zawsze się tak zachowują – zauważył zgryźliwie.

– Babciu! – powiedział Jack ciągle stojąc. – Nie zagram z hrabiną de Vacheron. To moja ostateczna odpowiedź.

I tak ma być. W tej jedynej sprawie nie może pozwolić babce, by postawiła na swoim.

– Chcesz, by nasz honorowy gość poczuł się zawiedziony, Jack? – zapytała.

– Szczerze mówiąc, babciu – odrzekł – nie dbam o to, co ona czuje. Przecież to tylko…

Uniósłszy brwi księżna spojrzała na niego wyniośle, czekając, by dokończył zdanie. Wszyscy inni natomiast popatrzyli na niego ze zdziwieniem.

– …aktorka – dopowiedział niepewnie.

– Ale wielka aktorka, mój drogi – odparła księżna. -1 jednocześnie francuska hrabina. Nie pozwolę, by w moim domu czyniono jej afronty tylko dlatego, że występuje na scenie. Dziadek też tego nie będzie tolerował. To on zaprosił do nas hrabinę i życzy sobie, by okazywano jej najwyższe względy.

Dziadek ją zaprosił! Dobre sobie!

– Więc będziesz okazywał jej najwyższe względy, tak, mój drogi? – łagodnie zapytała go babka.

Jack usiadł.

– Dobrze, babciu – odparł znowu niczym grzeczny chłopczyk.

Zauważył, że jego matka bawi się rąbkiem koronkowej chusteczki.

Księżna uśmiechnęła się do niego.

– Główne partie każdej ze scen zagra oczywiście hrabina – rzekła. – Ale nie poradzi sobie sama. Zapewniłam ją, że moi krewniacy o niczym bardziej nie marzą, jak tylko o tym, by zagrać u jej boku role wspomagające. Wszystkie sceny, które wybrała, pochodzą z Szekspira.

Kolejny jęk, jaki dał się słyszeć, był już tak przytłumiony, że przypominał raczej zbiorowe westchnienie. Freddie westchnął głośniej niż pozostali.

– Chętnie wziąłbym w tym udział, babciu – powiedział. – Ale nie jestem zbyt bystry. Nigdy nie mogę zapamiętać swojej. kwestii, a nawet kiedy już się jej nauczę, zapominam wszystko na scenie. Ostatnio więc miałem się tylko śmiać.

– I bardzo dobrze ci to wyszło – zapewniła go babka. – Teraz jednak mógłbyś zagrać Gracjana w „Kupcu weneckim". Nie musiałbyś robić nic innego, jak tylko umierać z zachwytu na widok Shylocka wyprowadzanego w pole przez Porcję podczas sądu. Porcją będzie oczywiście hrabina.

– Niech mnie kule biją- odrzekł Freddie nie straciwszy tak do końca mowy. – Niech to…

Ustalono, że Martin będzie Antoniem, kupcem weneckim, Stanley – Bassaniem, mężem Porcji i przyjacielem Antonia, a Peregrine, najlepszy aktor w rodzinie – Shylockiem.

– Odpowiada mi to – rzekł Perry szczerząc zęby w uśmiechu i zacierając ręce. – Zawsze podobała mi się rola Shylocka. Jest tak cudownie przebiegły i zły.

– Więc dostałeś ją, mój drogi – rzekła łaskawie jego cioteczna babka.

– Alex będzie Petruchiem w dwóch krótkich scenach z „Poskromienia złośnicy" – oznajmiła księżna.

– Wielkie nieba! – zawołał Alex. – Czy nie mówiłem, że kogoś zamorduję?!

– Nie, drogi chłopcze – odrzekł babka. – Nie zamordujesz jej, mimo że od początku zachowuje się wprost okropnie. Poślubisz ją i poskromisz.

– Hmm – mruknął w odpowiedzi wnuk.

– Będzie chyba jeszcze kilka mniejszych ról – powiedziała księżna. – Rozważam możliwość powierzenia ich Prudence, Constance i Hortense, a także Anthony'emu, Zebediahowi i Samuelowi.

Zeb wymamrotał coś pod nosem.

– Wolałabym nie, babciu – rzekła Hortense. – Mam ku temu powód. A nawet dwa.

Spojrzała na męża i zarumieniła się.

– Może Annę… – zaczął Alex z nadzieją. Lecz księżna uniosła dłoń.

– Annę będzie mi potrzebna do roli Emilii w „Otellu"- powiedziała.

– Ależ, babciu – odezwała się Annę – żadna ze mnie aktorka.

– Sama jesteś sobie winna, Annę – zauważył Claude.

– Ostatnim razem tak dobrze nauczyłaś się roli, powtarzałaś ją tyle razy i zagrałaś tak przekonywająco, że na zawsze masz zapewnione pierwsze miejsce na liście cioci Jemimy. Więc teraz nie narzekaj.

Jack z przerażeniem czekał na dalszy ciąg. Wisiało to nad nim niczym miecz Damoklesa.

– A ty, Jack, mój drogi – rzekła wreszcie babka, zwracając na niego surowe spojrzenie – będziesz Otellem w scenie śmierci Desdemony. Któż lepiej zagra rolę zrozpaczonego, namiętnego kochanka niż nasz najprzystojniejszy aktor i jeden z bardziej utalentowanych?

O, niech to diabli! Niech to wszyscy diabli!

– Och – westchnęła Prudence i zachichotała. – Hrabina de Vacheron ma szczęście, Jack, nawet jeśli naprawdę miałbyś ją zabić w tej scenie. To ja ostatnio byłam twoją ukochaną, pamiętasz?

– Kiedy panna Beckford zobaczy cię jako Otella, Jack, zemdleje z przerażenia i żałości – rzekł Peregrine. – Pocałunki w galerii to nic w porównaniu z tym.

– Pocałunki w galerii? – zapytał Alex marszcząc czoło. – Kto się całował w galerii? Chyba nie ty, Jack? Myślałem, że poszedłeś pokazać pannie Beckford portrety.

– Ktoś całował się w galerii? – zapytała Hortense z okrzykiem zgorszenia. – Mój brat Jack? To już za wiele dla mojej kobiecej wrażliwości – jeszcze w moim stanie!

Udała, że mdleje, i padła w ramiona Peregrine'a.

Jack wstał i ostentacyjnie skierował się do drzwi. Położywszy dłoń na klamce, odwrócił głowę, by spojrzeć na rozradowaną gromadkę krewnych.

– Do diabła z wami wszystkimi.

W złowróżbnej ciszy, jaka zapadła po jego słowach, Jack wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Hortense wybuchnęła śmiechem.

– Obraziliśmy go czymś? – zapytała i ponownie rzuciła się w ramiona Perry'ego.

– Hortense – rzekła cicho Annę – on nie żartował. Naprawdę był zły.

Hortense usiadła prosto i natychmiast spoważniała.

– Babciu – powiedział Alex. – Myślę, że Jack naprawdę przejął się sprawą swego małżeństwa.

– No, i najwyższy czas na to – odparła z zadowoleniem. – Od lat podchodził do życia zbyt niefrasobliwie. Claude, mój drogi, ty jak zwykle będziesz naszym reżyserem. Oczywiście hrabina nie potrzebuje reżysera – taka sugestia jest dla niej nawet obraźliwa. Ale pozostałym ktoś taki się przyda. Zajmiesz się tym?

Wbrew pozorom to nie było wcale pytanie.

– Tak, ciociu, oczywiście – posłusznie odparł Claude.

Ruby postanowiła przespacerować się do probostwa we wsi, by odwiedzić rodziców. Wzięła ze sobą Roberta. A gdziekolwiek szli ukochani Ruby i Bobbie, tam też musiał iść Freddie. Ponieważ jednak nikt nie miał nic szczególnego do roboty tego popołudnia, a kolejne dni zapowiadały się bardziej pracowicie, niż wcześniej się spodziewano – choć, jak zauważył Martin w rozmowie z Maud, można się było domyślić, że księżna zechce czymś zająć im wolny czas – spora grupka także uznała, że miło będzie złożyć wizytę Fitzgeraldom. Zwłaszcza że można było wziąć ze sobą dzieci i pochwalić się nimi.

Jack pozostał w pałacu. Było mu trochę wstyd i czuł się głupio z powodu swego zachowania rano w bawialni. Jeszcze ktoś pomyśli, że choć jest największym kpiarzem w rodzinie, sam źle znosi, kiedy żartują z niego. Albo że nie ma poczucia humoru na swój temat.

Bez żadnych skrupułów wróciłby do Londynu – pomyślał – a potem pojechał na wieś do Reggiego i jego subretek, gdyby nie Juliana Beckford, która była przekonana, że ich małżeństwo zostało już definitywnie postanowione. Nie mógł przecież tak jej zostawić i upokorzyć w obliczu obu rodzin. Poza tym, jeśliby teraz opuścił Portland House, nigdy już nie mógłby spojrzeć w oczy nikomu z nich.

Odnalazł Julianę w jednym z salonów. Była w towarzystwie matki oraz innych starszych dam. Jack przeprosił więc panie i zapytał, czy mógłby na chwilę odwołać Julianę, na co mu łaskawie przyzwoliły. Zrobiły to z tym szczególnym, protekcjonalnym uśmiechem, z jakim starsze damy obserwują zaloty, które zyskały ich aprobatę.

Jack zaprosił swą damę do cieplarni. Kiedy tylko usiedli wśród paprotek, ujął dłoń dziewczyny i spojrzał na jej delikatne palce, krótkie różowe paznokcie i gładką skórę. Jej dłoń niemal zginęła w jego ręce. Dłoń dziecka. Juliana wyglądała prześlicznie w skromnej jasnoniebieskiej wełnianej sukni, która podkreślała jeszcze smukłość jej sylwetki. Zapragnął wziąć ją w ramiona i tak trzymając, już przez całe życie chronić przed wszelkim złem. Bardzo chciał pokochać tę dziewczynę.