Przez chwilę panowało kłopotliwe milczenie, wreszcie Rhys wskazał Thei krzesło.

– Proszę usiąść. Przepraszam za jej zachowanie, przechodzi przez trudny okres.

Zapach kawy doprowadzał Theę niemal do szaleństwa. Niech one jak najszybciej wrócą z tą filiżanką!

– Ile ma lat?

– Osiem.

– Clara ma dziewięć. Zaraz się wspaniale dogadają.

– Niestety, moja córka chwilowo nie dogaduje się z nikim.

– Nie zna pan mojej siostrzenicy, już ona każdego potrafi przekabacić na swoją stronę – rzekła wesoło. – Nawet pan się nie obejrzy, jak zostaną przyjaciółkami.

Nie wydawał się przekonany.

– Wygląda na bardzo miłą dziewczynkę – odparł tylko.

– Taka też jest – zapewniła. – Przeszkadza mi u niej tylko to, że czasem mówi rozsądniej ode mnie, ale poza tym nie narzekam, przeciwnie. Z przyjemnością wybrałam się z nią na wakacje, jest wspaniałym towarzyszem podróży. Naprawdę łatwo zapomnieć, że ma dopiero dziewięć lat. Wybierała się tu z nią moja siostra, Nell, lecz miała wypadek – Coś poważnego?

– Poślizgnęła się na schodach, ma połamane kości nadgarstka i śródstopia. Myślała o odwołaniu rezerwacji, ale Clara byłaby rozczarowana… Ojciec nigdy nie zabiera jej na wakacje. – Spochmurniała. – Widzi pan, on założył nową rodzinę, a jego druga żona nie znosi Clary. Chyba jest zwyczajnie zazdrosna.

Na jego twarzy odbiło się zdumienie.

– Jej rodzice rozwiedli się? Dziwne, nie wygląda na dziecko z rozbitej rodziny. Jest bardzo pogodna.

– Dobrze to zniosła, ponieważ rozwód miał miejsce, gdy była jeszcze bardzo mała, więc dla niej to naturalne, że rodzice nie mieszkają ze sobą. Widuje ojca regularnie, a Nell stara się nie mówić przy niej nic złego na tatusia.

– Proszę, czyli jednak ona i Sophie mają coś wspólnego – mruknął.

Ach! Thea zastanawiała się od dobrej chwili, czemu ojciec przyjechał na wypoczynek tylko z córką.

– Przepraszam, czy pan też…? Skinął głową, twarz mu sposępniała.

– Tak, jestem rozwiedziony. Sophie miała wtedy dwa lata, więc również nie pamięta rodziców mieszkających razem, a jednak zniosła to znacznie gorzej niż Clara. – Zapatrzył się gdzieś w dal. – Ze względu na moją pracę, musiałem często przebywać na pustyni. Lynda uważała, że to nie miejsce dla małego dziecka. Faktycznie, musiało być jej trudno… – Zamilkł, zamyślił się, wreszcie wzruszył ramionami. – W końcu wróciła do domu i wystąpiła o rozwód. Nadal pozostajemy w przyjaźni, nie poszło przecież o kogoś innego, nie robiliśmy sobie awantur, jedynym problemem była moja praca.

– W sumie to najmniej traumatyczny rodzaj rozstania – zauważyła Thea. – Najmniej bolesny dla dziecka.

– Problem w tym, że prawie wcale nie widywałem córki – wyznał. – Siedziałem w Maroku jeszcze przez pięć lat, zjawiałem się czasem z prezentami i znowu znikałem. Podczas ostatniej wizyty dotarło do mnie, co się dzieje. Ona traktuje mnie jak kogoś obcego. Postarałem się więc o pracę w Londynie i zamieszkałem niedaleko byłej żony, od kilku tygodni staram się być dla Sophie prawdziwym ojcem, ale… Sam nie wiem.

– Moim zdaniem postąpił pan słusznie – poparła go.

– Ale za późno. Ona boczy się na mnie, nie chce ze mną rozmawiać.

Thea usłyszała żal w jego głosie, może nawet urazę.

– Potrzebuje trochę czasu – zauważyła łagodnie. – Musi się do pana przyzwyczaić.

Westchnął i ze znużeniem przeciągnął dłońmi po twarzy.

– Rozumiem to i dlatego specjalnie zabrałem ją na wakacje. Mieliśmy chodzić na długie spacery po plaży i nagadać się za wszystkie czasy, przynajmniej tak to sobie wyobrażałem. Ale ona powtarza tylko, że się nudzi.

– A nie ma tu jakichś innych dzieci?

– W tamtym domu mieszkają dwaj chłopcy, bardzo dobrze wychowani. Oni też ją nudzą.

– Och, już Clara zajmie się całą trójką – obiecała wesoło Thea, ożywiając się, gdyż Sophie wyszła z domu, niosąc filiżankę.

– Proszę. – Prawie wepchnęła ją Thei w ręce.

– Dziękuję ci bardzo.

– A gdzie spodek? – zdenerwował się Rhys, ale Sophie już zawróciła do domu.

– Nie ma potrzeby, naprawdę – zaprotestowała pospiesznie Thea, gdy chciał iść za córką. Po co jej spodek, niech wreszcie dostanie kawy!

Rhys sięgnął po dzbanek i nalał kawy do podsuniętej filiżanki.

– Jak pachnie… – Thea upiła łyk, z błogością na moment przymknęła oczy. – I jak smakuje!

Spojrzała na gospodarza i uśmiechnęła się tak cudownie, że aż zamarł.

– Marzyłam o tym przez cały ranek – wyznała.

Ocknął się z zapatrzenia.

– Miło spotkać kobietę, której pragnienia można tak łatwo zaspokoić – skwitował nieco cierpko.

W tym momencie po raz pierwszy spostrzegła, jak niezwykłe miał oczy – zielonkawobrązowe, bardzo jasne w zestawieniu ze spaloną na brąz skórą. Zajęta swoim odkryciem, dopiero po chwili uświadomiła sobie, co powiedział. Zarumieniła się lekko i odwróciła wzrok.

– Nie wszystkie, lecz niektóre na pewno.

Zapadła cisza. Thea delektowała się kawą, jednocześnie zastanawiając się, co powiedzieć, by przerwać niezręczne milczenie. Na szczęście pojawiły się obie dziewczynki, przynosząc chleb, dżem, miód, wspaniały grecki jogurt i soczyste brzoskwinie.

– Och, Sophie, co za wspaniałości! – pochwaliła Thea, która oczywiście wiedziała, że to Clara musiała zadbać o wszystko. Córka Rhysa była bladym, mizernym dzieckiem, które najwyraźniej nie lubiło jeść. – Bardzo ci dziękujemy.

Dziewczynka znowu ledwie ruszyła ramieniem i z powrotem usadowiła się na swoim krześle, lecz tym razem wreszcie coś ją zainteresowało, mianowicie śledziła spod opuszczonych rzęs, jak nowe znajome z absolutną rozkoszą pochłaniają śniadanie.

Rhys również im się przyglądał, a na jego twarzy pojawił się wyraz lekkiego rozbawienia.

– W dzisiejszych czasach kobiety nieczęsto mają tak zdrowy apetyt – skomentował, patrząc, jak Thea nalewa Clarze pełną miseczkę jogurtu, do którego hojnie dodaje miodu, a potem przyrządza taką samą porcję dla siebie.

– Ostatni raz jadłyśmy wczoraj w samolocie – usprawiedliwiała się Thea. – Umieramy z głodu, prawda, Claro?

Siostrzenica bez słowa pokiwała głową, ponieważ miała pełną buzię.

– Pycha! – stwierdziła, gdy tylko mogła mówić. – Będziemy codziennie jadły na śniadanie jogurt z miodem?

– Tak, zrobimy sobie zapasy, gdy będziemy panu odkupywać to, co zjadłyśmy.

– Nie trzeba – zaoponował z pewną rezygnacją. – Kupiłem to głównie dla córki, ale ona nie chce. Ani razu nie tknęłaś jogurtu, prawda? – zwrócił się do Sophie.

Wydęła wargi.

– Mama nie je rzeczy z mleka. Ja też nie.

– Jak to? Nie jecie nabiału? – Thea spojrzała na nią ze zgrozą. – Żadnego sera? Masła? Mleka?

– Do tego żadnych ziemniaków, chleba, czerwonego mięsa, soli… – wyliczał ze znużeniem Rhys.

Jej oczy zrobiły się okrągłe. Co w takim razie pozostawało?

– A co ze słodyczami? Z czekoladą? – Z rozpędu omal nie dodała: „Z winem?”.

– Żartuje pani. Lynda w kółko stosuje jakieś diety, liczy kalorie, uważa na każdy kęs. To praktycznie obsesja.

Thea już rozumiała, czemu Sophie przyglądała im się z takim zaintrygowaniem, gdy z radością rzuciły się na śniadanie.

– Musi mieć wspaniałą figurę – rzekła z westchnieniem i pożałowała, że nie zjadła trochę mniej jogurtu.

– Jest zdecydowanie za chuda – zaoponował Rhys. Thea spróbowała sobie wyobrazić, że ktoś powiedziałby coś podobnego o niej. Nie, jej wyobraźnia nie sięgała tak daleko. Z równym powodzeniem można by twierdzić, że George Clooney jest zdecydowanie za brzydki.

Tylko czy naprawdę chciałaby coś podobnego o sobie usłyszeć? To znaczy, kiedyś tak, ale… Ale wyglądało na to, że Rhys wolał, gdy kobieta miała więcej ciała niż wieszak na ubrania. To dobrze.

Chwileczkę, a co to za myśli i skąd się wzięły? Przecież jego preferencje wcale jej nie obchodzą!

– Chciałabym mieć równie silną wolę – wyznała. – Moje próby stosowania diety kończą się tak, że już pierwszego dnia w południe sięgam po batoniki, żeby sobie powetować śniadanie składające się z jednego grejpfruta.

– Nie potrzebujesz diety, ciociu – oznajmiła lojalnie Clara. – Mama zawsze mówi, że masz seksowną figurę i że mężczyźni wolą takie od jakichś patyków.

– Claro! – Thea próbowała kopnąć siostrzenicę pod stołem.

– Przecież nie zmyślam! Mama naprawdę tak mówi – zaoponowała dziewczynka i jeszcze pogorszyła sprawę, zwracając się do Rhysa: – Pan też tak uważa, prawda?

– Claro!!

Rhys bez śladu zakłopotania obrócił się ku Thei i zachowując kamienny wyraz twarzy, przyjrzał się uważnie jej sylwetce.

– Twoja mama ma rację – poinformował z powagą Clarę, która uśmiechnęła się z satysfakcją.

– Widzisz? – powiedziała do Thei, która spłonęła rumieńcem i rzekła szybko:

– Jeśli skończyłaś śniadanie, pozwalam ci iść popływać.

– Super! – Clara poderwała się zza stołu. – Sophie, chodź.

– Tato, mogę?

– Oczywiście.

Dziewczynki oddaliły się, a Thea próbowała zasłonić twarz filiżanką, dopijając resztę kawy. Wreszcie przemogła się i zerknęła na gospodarza. W zielonkawobrązowych oczach tańczyły wesołe błyski.

– Ona zawsze jest taka bezpośrednia?

– Obawiam się, że tak. Gdybym tak za nią nie przepadała, zamordowałabym ją któregoś razu. – Nie wytrzymała i roześmiała się. – Potrafi być przerażająco szczera, a do tego uparta. Jeśli kogoś lubi i wbije sobie do głowy, że wie, co dla niego dobre, to koniec. Ma to po matce. Jak one dwie sobie coś postanowią dla czyjegoś dobra, nie ma szans! Najlepiej od razu ustąpić, bo inaczej człowieka zamęczą.

Kąciki jego ust zadrgały.

– A co, gdy kogoś nie lubią? Są równie zdeterminowane w swojej antypatii?

– Niestety, tak. – Spochmurniała nieco, przypomniawszy sobie, jak Nell i Clara od samego początku nie znosiły Harry’ego. Jak można było pałać do niego niechęcią? Nie pojmowała tego. Był taki przystojny i czarujący… – Na pana miejscu starałabym się żyć z nią w zgodzie.

– Będę pamiętał – obiecał, po czym sięgnął po dzbanek. – Ma pani ochotę na świeżą kawę?

Zawahała się. Nie, żeby nie miała ochoty, ale nie chciała wyjść na łakomczucha.

– No, niechże się pani podda swoim pragnieniom. Przecież oboje wiemy, że pani tego chce – kusił i nagle uśmiechnął się do niej po raz pierwszy.

Thea na moment oniemiała z wrażenia. Opanowała się w trudem.

– Cóż… Nie odmówię.

Gdy niedługo potem Rhys wrócił ze świeżo zaparzoną kawą i zajął miejsce na swoim krześle, Thea skorzystała z tego, że zapatrzył się na dziewczynki w basenie i przyjrzała mu się dyskretnie, lecz uważniej niż do tej pory. Naprawdę był całkiem atrakcyjny. Dobrze zbudowany, wręcz muskularny, spalony słońcem, zahartowany. Z łatwością potrafiła go sobie wyobrazić pracującego na pustyni.

Jej spojrzenie powędrowało z jego twarzy ku dłoniom. Przypomniał jej się spokojny, pewny uścisk. Bardzo przyjemny.

Tak, miłe dłonie, ładne oczy… I usta. Szkoda, że często ponuro zaciśnięte. Kiedy się uśmiechały, aż dech zapierało z wrażenia.

Dziwne. Przecież ten człowiek zupełnie nie był w jej typie. Trudno o kogoś bardziej różnego od Harry’ego, a mimo to poczuła przypływ zainteresowania. Nie, to pewnie przez to niewyspanie. Jeszcze nie doszła do siebie po podróży, to wszystko.

– Słyszy pani? – Wyprostował się gwałtownie, wyrywając Theę z zamyślenia.

– Co takiego?

– Sophie się śmieje.

ROZDZIAŁ DRUGI

Spojrzała w kierunku basenu. Dziewczynki wskakiwały do niego, wychodziły po drabince i znów wskakiwały do wody, chlapiąc, piszcząc i chichocząc.

– Teraz zrobią się z nich papużki-nierozłączki – stwierdziła spokojnie. – Obawiam się, że będzie pan rzadziej widywał Sophie, niż pan planował.

– Nie szkodzi. Najważniejsze, żeby była szczęśliwa. Musiał naprawdę bardzo kochać córkę, chociaż chyba należał do tego typu mężczyzn, który uznaje emocje za niemęskie i woli nie przyznawać się do nich. Thea dopiła kawę i podniosła się zza stołu.

– Ogromnie dziękuję za śniadanie. Teraz, kiedy poratował mnie pan porządną dawką kofeiny, mogę ponownie zmierzyć się z tą koszmarną drogą do miasteczka.

– Tak się składa, że ja też się tam wybieram na zakupy, więc po co jechać w dwa samochody? – spytał, wstając. – Może pani zabrać się z nami, jeśli ma pani ochotę.

Miała wielką ochotę, ponieważ na samą myśl o tych serpentynach robiło jej się słabo, a mimo to zawahała się.

– To bardzo miło z pańskiej strony, lecz to naprawdę byłoby wykorzystywaniem pana… Już i tak zawdzięczamy panu wspaniałe śniadanie, a co pan dostał w zamian? Pobudkę o piątej rano i rysy na lakierze. Kiepsko pan wychodzi na tej znajomości – zażartowała z lekkim zakłopotaniem.

W odpowiedzi osłonił ucho dłonią i znów posłuchał dobiegających znad basenu wybuchów radości.

– Sophie śmieje się po raz pierwszy od tygodnia i chyba naprawdę dobrze się bawi. W porównaniu z tym drobny poczęstunek i zaoferowanie miejsca w samochodzie to naprawdę nic.