– Tato, rozpaczliwie potrzebuję odrobiny pieniędzy – oznajmiła dramatycznym tonem.

W tym momencie łagodny głos Ann Pillinger uległ gwałtownej zmianie.

– A więc poszukaj sobie jakiejś pracy! – warknęła.

– Tato! – jęczała Loraine, ale, zapewne po raz pierwszy w życiu, Sam jej nie słyszał i razem z żoną skierował się do salonu.

W odróżnieniu od swojej przybranej siostry Elyn dawno już myślała o znalezieniu sobie pracy. Przeglądała wszystkie gazety, ale w okolicy brakowało przyzwoicie płatnych ofert. Dostrzegła kilka odpowiadających jej ogłoszeń pracy w Londynie, ale skoro miała łożyć na utrzymanie domu, nie mogła pracować w innym mieście, gdzie połowę jej dochodów pochłonęłyby koszty utrzymania i wynajmu mieszkania.

W Bovington i w Pinwich nie widziała możliwości pracy w administracji, a tylko w tej dziedzinie miała znakomite kwalifikacje.

Nikt z całej rodziny nie śmiał do tej pory wyznać Madge Munslow, że nie mogą dłużej jej zatrudniać. W miarę, jak zbliżał się koniec listopada i napływały coraz to nowe rachunki, a także nadchodził dzień wypłaty dla Madge, Elyn zaczęła ogarniać prawdziwa rozpacz.

Nikt z pozostałych członków rodziny nie rozglądał się za pracą. Guy dzielił z ojcem nadzieję, że coś może się wydarzyć, Loraine snuła się po pokojach przejęta kolejnym zawodem miłosnym, a matka Elyn przyłączyła się do towarzystwa oczekujących na jakiś cud. Elyn zaczynało to już naprawdę irytować. Pewnego popołudnia poszła sprzedać samochód.

– Na Boga! Dlaczego to zrobiłaś? – dziwili się wszyscy przy kolacji, gdy oznajmiła im o tym.

– Ponieważ za kilka dni trzeba zapłacić Madge, a ponadto są inne, bieżące rachunki, które też należy uregulować – odparła.

– Nie prosiłem cię, żebyś sprzedała samochód – oświadczył dumnie Sam, a Elyn zrobiło się przykro, że zraniła jego męską ambicję.

– Wiem, Sam – zapewniła go łagodnie. – Ja też cię nie prosiłam, żebyś kupił mi ten samochód na moje osiemnaste urodziny. A jednak to zrobiłeś. W każdym razie – dokończyła weselszym tonem – jestem pewna, że gdy tylko znów staniesz na nogi, zaraz mi go odkupisz.

Tym razem udało się zażegnać wzajemne żale, ale gdy nadszedł grudzień, Elyn znów ogarnęła rozpacz. Dostała za samochód wysoką cenę, ale były to jedyne pieniądze przeznaczone na utrzymanie całego domu, toteż rozpływały się w błyskawicznym tempie.

Nazajutrz, przeglądając gazetę, dostrzegła nowe ogłoszenie. W bliskim sąsiedztwie oferowano dobrze płatną pracę. Chodziło o prowadzenie działu statystyki. Elyn zatrzymała wzrok przy tej ofercie, po czym szybko przeszła do następnych. Nie znalazła jednak niczego, co byłoby równie interesujące i równie atrakcyjne finansowo. Raz jeszcze przeczytała tamto ogłoszenie.

Znakomicie płatne! Z przejęcia przygryzła dolną wargę – przecież pieniądze były im gwałtownie potrzebne. A w tym domu nikt ich nie przysparzał.

Przecież ja się nie znam na statystyce! – studziła swoje zapały. Bzdura, odpowiadał twardo jej wewnętrzny głos. Skoro potrafisz sporządzać bilanse, możesz nauczyć się statystyki!

W bojowym nastroju złapała słuchawkę i szybko wykręciła numer.

– Dzień dobry. Zakłady Porcelany Zappellego – usłyszała. Zdawało jej się, że te słowa niosą się po całym domu.

Z uczuciem podłego zdrajcy Elyn zdławiła w sobie wszelkie emocje. Potrzebowali pieniędzy! Na miłość boską, wykrztuś to!

– Dzień dobry, poproszę z kadrami – powiedziała.

Natychmiast dostała połączenie, w chwilę później odbyła rozmowę i teraz siedziała wpatrzona w odłożoną na widełki słuchawkę. Jutro o jedenastej miała zgłosić się do Zakładów Zappellego!

Podczas kolacji chciała powiadomić o swoich zamiarach rodzinę. Parokrotnie otwierała nawet w tym celu usta, ale za każdym razem zawodziła ją odwaga. Wiedziała, że nie puszczą jej tego płazem. Jednocześnie liczyła się z tym, że ze względu na brak udokumentowanego wykształcenia nie otrzyma tej posady. W końcu uznała, że nie ma powodu, by mówić o tym przedwcześnie.

Oskarżając się o tchórzostwo, weszła na górę do swojego pokoju, na wpół zdecydowana, by nazajutrz nigdzie nie iść, skoro i tak pewnie pracy nie dostanie.

Oczywiście poszła. W jakimś sensie było to kwestią honoru. Skoro już się umówiła, należało stawić się na rozmowę.

Ubrana w jeden ze swych eleganckich kostiumów do biura, wyszła z domu o dziesiątej rano. Piętnaście minut szła spacerem do stacji, czekała na peronie dziesięć minut, po czym wsiadła do pociągu, którym po dziesięciu minutach dojechała do następnej stacji, Pinwich.

Zakłady Porcelany Zappellego znajdowały się o dalsze dziesięć minut spacerem od centrum. Miała mnóstwo czasu.

Przybyła na miejsce pięć minut wcześniej i czekała zaledwie kilka minut na spotkanie z Christopherem Nicksonem.

– Proszę mi wybaczyć, że musiała pani czekać, panno Talbot – przeprosił uprzejmie młody człowiek, który wprowadził ją do swojego gabinetu, wyraźnie zadowolony z tego, co widzi. – Czy jest pani w tej chwili zatrudniona? – spytał, gdy usiedli.

Elyn czuła się nieswojo przed tym spotkaniem, gdyż wiedziała, że jeśli podczas rozmowy ujawni, że ma coś wspólnego z Pillingerem, wszystko weźmie w łeb. Ale jak tego uniknąć?

– Pracowałam w zakładach Pillingera – zaczęła. – Pan Pillinger…

– Ach tak… Kilka osób pracujących u Pillingera przeniosło się do nas – przerwał z uśmiechem. – Ja sam przyjechałem z Devon w zeszłym miesiącu i pracuję tu dopiero od pierwszego grudnia.

Elyn odetchnęła z ulgą. Nazwisko Talbot było dość pospolite, a skoro nie pochodził stąd, to, rzecz jasna, nie mógł znać jej powiązań z Pillingerem. Nagle poczuła, że w równej mierze chce tej pracy, jak i jej potrzebuje.

Przeszedł do omawiania szczegółów, po czym zapytał, czy nadal jej to odpowiada i czy myśli, że podoła swym nowym obowiązkom.

– Tak – odpowiedziała, w istocie nie widząc nic trudnego w tym, co przedstawiał. Jej uzdolniony matematycznie umysł szykował się do podjęcia próby.

– Świetnie – uśmiechnął się i sięgnął po ołówek. – Czy mógłbym spytać, jakie ma pani kwalifikacje? To potrzebne tylko do akt… – Spojrzał na nią i urwał. – Czy coś się stało? – zapytał.

– Prawdę mówiąc, nie mam żadnych kwalifikacji – musiała wyznać Elyn. Nie chcąc jednak, by na tym skończyła się rozmowa, dodała szybko: – Ale zapewniam, że jestem biegła w rachunkowości. – Nie miała teraz czasu na fałszywą skromność. – Gdyby zechciał mnie pan poddać testowi albo czemuś w tym rodzaju, potrafię to udowodnić.

Gdy w jakiś czas potem wracała do Bovington, wiedziała, że Christopher Nickson był zachwycony wynikami testu. Obiecał, iż się z nią skontaktuje. Wciąż nie oznaczało to jednak, że Elyn otrzyma tę pracę.

Z tego właśnie powodu, a zarazem przekonana, że jeśli znajdą kandydata z papierkowymi kwalifikacjami, będzie się musiała pożegnać ze swym nowym zajęciem, postanowiła niczego nie mówić rodzinie. Po co miała denerwować ich niepotrzebnie?

Siedziała przy telefonie przez dwa najbliższe dni. Spodziewała się, że a nuż ktoś zadzwoni, przedstawiając się: Tu Zakłady Porcelany Zappellego, i wówczas chciała być tą, która podniesie słuchawkę.

Czekała także i trzeciego dnia, chociaż jej nadzieje zaczęły słabnąć. Ale gdy Samuel wkroczył do jadalni, przerzucając poranną korespondencję, którą zabrał z holu, nieoczekiwanie uświadomiła sobie, że nie otrzyma już telefonu z Zakładów Zappellego. Bo oto ojczym stanął nagle jak wryty, wpatrując się w kopertę, którą trzymał w ręce.

– Co ty, u diabła, masz wspólnego z Zappellim?

O Boże! – pomyślała, czując, jak kurczy się jej żołądek. Ojczym rzucił jej kopertę. Dostrzegła, że widnieje na niej nadruk: Zakłady Porcelany Zappellego. To nie przyszło jej do głowy.

– Ja… umm… – odkaszlnęła – ja tam… złożyłam podanie o pracę.

– Co zrobiłaś?!

– Pewnie jej nie dostanę – broniła się niezręcznie.

– No wiesz, Elyn! – wybuchła jej matka.

– To się nazywa lojalność – mruczał pod nosem Guy.

I tak, z wyjątkiem Loraine, której jeszcze nie było, cała rodzina przystąpiła do ataku. Spodziewała się awantury i przez kilka chwil znosiła spokojnie kolejne napaści. W końcu jednak nie wytrzymała.

– Dobrze ci mówić, mamo – przerwała swej rodzicielce w połowie monologu na temat niewdzięcznej córki. – Przykro mi, że musiałam tak postąpić, ale nie możemy ciągle czekać, aż coś się odmieni. Ktoś musi zapłacić rachunki, a ja nie potrafię siedzieć bezczynnie, patrząc, jak rosną nasze długi. Wiem, że nie darzycie sympatią Zappellego, ale jego pieniądze są godziwe, a płaci sporo. Ponadto – dodała szybko, gdyż wydawało się jej, że ojczym wybuchnie lada chwila – jak powiedziałam, prawdopodobnie nie dostanę tej pracy.

– Może więc zechcesz przeczytać ten list i poinformować nas, czy mamy już oklaskiwać dobrą nowinę? – parsknęła sarkastycznie Ann Pillinger.

Elyn niechętnie rozdarła kopertę. Właśnie wtedy uświadomiła sobie ponownie, jak bardzo zależy jej na tej pracy. Ale z chwilą, gdy rozłożyła kartkę papieru i przeczytawszy ją, dowiedziała się, że otrzymała posadę, nie odczuła takiej radości, jakiej doświadczyłaby wcześniej.

– Zaczynam drugiego stycznia – oznajmiła beznamiętnie.

Ojczym całkowicie to zignorował.

– Czy mogę prosić o grzanki? – zwrócił się do żony.

Elyn kochała rodzinę, ale sapiąc z wściekłości wybiegła piętnaście minut później z domu, w którym panowała grobowa atmosfera. Można było pomyśleć, że popełniła niewybaczalny grzech!

Nie, wcale się nie zdziwiła, gdy wracając po godzinie spostrzegła, że kotary są zasunięte, a dom wydaje się pogrążony w żałobie.

Ojczym właśnie wychodził i ku jej rozpaczy zachował się tak, jakby chciał ją minąć bez słowa, całkowicie zignorować.

– Wciąż nie możesz mi wybaczyć? – wyrzuciła z siebie.

Zatrzymał się, chwilę stał w milczeniu, a potem spojrzał jej prosto w oczy. Wytrzymała jego spojrzenie bez zmrużenia powiek.

– Czy chcesz przyjąć tę pracę? – zapytał.

– Tak – odpowiedziała spokojnie. – Chcę.

Czekała, spodziewając się, że usłyszy coś nieprzyjemnego, ale mimo wszystko nie miała prawa się poddać. W jego oczach mogło to być zbrodnią, jednakże rozpaczliwie potrzebowali pieniędzy. Tymczasem mruknął tylko szorstko:

– Cóż miałbym ci wybaczać? Wiem, że masz najlepsze intencje.

– Och, Sam! – wykrzyknęła i uściskała go. A gdy i on ją uścisnął, poczuła się o wiele lepiej.


Święta minęły spokojnie. Nawet matka przestała być lodowata, ale jej przyrodni brat wciąż miał do niej żal. Twierdził z goryczą, że zatrudniła się w firmie, odgrywającej znaczną rolę w upadku przedsiębiorstwa, które pewnego dnia miało do niego należeć.

Pierwszy dzień stycznia Elyn spędziła na przygotowywaniu się do nowej pracy. Nazajutrz rano, przy śniadaniu, nikt z domowników nie życzył jej powodzenia, i nie spodziewała się tego. Ale gdy podniosła się od stołu, ku swemu radosnemu zaskoczeniu usłyszała, że matka chce odwieźć ją na dworzec.

– Dziękuję – zgodziła się chemie, pragnąc położyć kres zimnej wojnie.

Poczuła się jeszcze lepiej, gdy na dworcu, zanim wysiadła z samochodu, matka, która ostatnio nie okazywała jej wiele serdeczności, nachyliła się i pocałowała ją w policzek. Elyn wiedziała, że nie był to pocałunek pożegnalny, lecz pocałunek wybaczenia.

W pogodnym nastroju ruszyła w stronę Zakładów Zappellego.

Personel działu, którym miała kierować, składał się z dwu osób mniej więcej w jej wieku. Diana Kerr była miłą dziewczyną o pospolitym wyglądzie, natomiast szczupły, młody mężczyzna, Neil Jennings, okazał się miłośnikiem speleologii.

Elyn, przyzwyczajona do dźwigania ciężaru odpowiedzialności, bez trudu wcieliła się w rolę kierownika działu i w krótkim czasie wszyscy troje harmonijnie zaczęli z sobą współpracować.

Kiedy około jedenastej tegoż ranka zadzwonił telefon na jej biurku, Elyn automatycznie wyciągnęła rękę, nie odrywając oczu od leżących przed nią zestawień. Miała wrażenie, że pracuje tu od dawna.

– Elyn, tu Chris. Chris Nickson – rozległ się głos w słuchawce. – Jak się aklimatyzujesz?

– Już się zaaklimatyzowałam – uśmiechnęła się. – Chyba mogę tak powiedzieć.

– Świetnie. Za jakieś dziesięć minut będę wolny. Myślę, że powinienem oprowadzić cię po zakładzie. Co ty na to?

– Bardzo chętnie – odpowiedziała Zgodnie z zapowiedzią po dziesięciu minutach pojawił się Chris, by przedstawić ją szefom innych działów. Elyn spodziewała się, że trafi na kilku dawnych pracowników Pillingera. Okazało się jednak, iż znaczna część pracowników wzięła urlopy w zamian za nadgodziny przepracowane wcześniej w związku z realizacją pilnego zamówienia.

Elyn uśmiechnęła się do siebie. Nie pamiętała już, kiedy zakłady Pillingera otrzymały jakieś pilne zamówienie. Ale, z chwilą gdy weszli do pracowni projektowej, nagle przestała się nad tym zastanawiać. Zobaczyła kogoś, kogo dobrze znała. Był to Hugh Burrell. Nie odezwał się ani słowem. W jego chytrym, cynicznym, zimnym spojrzeniu dostrzegła dawną niechęć. Postanowiła szerokim łukiem omijać pracownię projektową.