– Borys, ty durniu! – krzyknęłam na całe gardło i rzuciłam się za nim w te pędy, a za mną trzasnęły drzwi.
Zaraz, z wyrazem zdziwienia na mordzie, siedział tuż nad głową Borysa. Pies stulił uszy i przyjaźnie zamachał ogonem, jakby chciał powiedzieć – pomyliło mi się, przepraszam.
Wzięłam kota na ręce i ruszyłam do domu. Body, nawet przykryte lekkim szlafroczkiem, nie jest najprzyjemniejszym odzieniem na październikowy wieczór. Chciałam być w domu jak najszybciej, przebrać się, skroić pomidory. Nacisnęłam klamkę, a klamka została mi w rękach. Druga część, ta z wystającym wihajsterkiem, tkwiła jeszcze w drzwiach, prawie niewidoczna. Niestety, byłam po niewłaściwej stronie drzwi. Postawiłam Zaraza na ziemi i próbowałam trafić w otwór tak, żeby chociaż odrobinę zaczepić. W wyniku tych prób usłyszałam głuche stuknięcie po drugiej stronie drzwi. Nie miałam czasu zastanawiać się, co robić, otuliłam się szlafroczkiem i nie bacząc na to, jak wyglądam, pobiegłam przez furtkę wewnętrzną do Uli. Zapukałam w okno od kuchni, w drzwiach stanął Krzyś i o mało nie padł na mój widok, a widok miał niezły, siatkowe pończochy, czarne body i mnie w tym wszystkim, na tle zachmurzonej październikowej przyrody.
– Krzysiu, nie mogę się dostać do domu… – jęknę łam i pokazałam klamkę.
Krzyś milczał i przełykał ślinę.
Uli nie ma – powiedział po chwili.
Pomóż mi się dostać do domu! – krzyknęłam. – Nie widzisz, jak wyglądam? Adam za chwilę wraca!!!
No, właśnie widzę… – powiedział Krzysiek. – Ale Adam jest moim kolegą…
– Cholera! – zdenerwowałam się – weźmiesz i pójdziesz ze mną, czy mam tutaj zamarznąć na śmierć? Co ma do tego fakt, że Adam jest jego kolegą? Krzysiek niepewnie wziął ode mnie klamkę, przyjrzał się jej tak uważnie, jakby w życiu nie miał takiego świństwa w ręce, i sięgnął po skrzyneczkę z narzędziami.
– Ale ja o niczym nie wiem – zastrzegł.
Nie interesowało mnie, o czym on wie, a o czym nie wie, nie byłam przygotowana na filozoficzne rozmowy w rodzaju cogito ergo sum, otworzyłam furtkę i popędziłam do domu, za mną przyspieszonym krokiem pomaszerował Krzysztof. Podłubał chwilę w drzwiach i szybko je otworzył, wbiegłam do domu i natychmiast nalałam sobie kieliszek koniaku, byłam przemarznięta do szpiku kości. Krzyś umocował klamkę, przez dziurki przepuścił gwóźdź i staranie go zagiął, spozierając na mnie podejrzliwie.
Wejdziesz? – wyciągnęłam do niego rękę z kieliszkiem koniaku, kiedy skończył.
Nic nie widziałem, nic nie słyszałem, nie wiem, skąd wróciłaś, nie chcę się w to mieszać, ale nie spodziewałem się tego po tobie – wyrzucił z siebie Krzysiek i schylił się po narzędzia.
Lubię prawdziwych mężczyzn, mogą oni zadowolić kobietę mimochodem, jednym zdaniem, jednym podejrzeniem, rzuconym we właściwym momencie. Byłam tak zachwycona, że o mały włos, a nie sprostowałabym niczego. Ale rozsądek zwyciężył.
– Krzysiu, ja pobiegłam za psem, drzwi mi się zamknęły, na Adama czekam – wciągnęłam go do domu. – Życie mi uratowałeś, to się napijemy.
I nalałam nam koniaku.
Adam nie był zachwycony, kiedy nas zastał w ciemnym pokoju, przy resztce sałatki z krewetek i świeczkach – znowu coś się stało, może woda z lodówki coś zalała i zrobiło się jakieś zwarcie – ale zanadto się tym nie zmartwiłam. Na mój widok również padł z wrażenia i to było najważniejsze.
– Jak ty wyglądasz! – syknął. – Co on tutaj robi? – syknął.
Zupełnie zapomniałam, że jestem w szlafroku, pomknęłam do łazienki i stamtąd słyszałam, jak Krzysiek wił się jak na spowiedzi, opowiadając o klamce, mówił dużo i był coraz bardziej zdenerwowany,. A Adam coraz bardziej rozdrażniony. Byłam wniebowzięta, zakładając na body za duży czarny sweter i wciągając spódnicę Tosi (za małą, ale tylko to było w łazience).
Uwielbiam Niebieskiego, kocham go do utraty tchu, a teraz jeszcze okazało się, że jest zazdrosny! O kogo? O Krzyśka? Przecież Krzysiek jest mężem Uli! Ale to i tak przyjemna świadomość…
Mimo pewnych kosztów dodatkowych, poniesionych tego dnia, takich jak dwa kontakty do wymiany i prawdopodobnie zakup nowej lodówki (razem z lodem oderwałam to coś, co mrozi), był to jeden z przyjemniejszych wieczorów w moim życiu. Adaś był naburmuszony prawie do północy.
A potem przekonałam go, że jest cudownym, najcudowniejszym facetem na świecie.
Ciekawa jestem… naprawi teraz tę klamkę porządnie czy nie?
Coś na poprawienie nastroju
W redakcji poruta straszna. Naczelny chodzi z zaciśniętymi zębami, bo dyrektor wydawniczy dał mu dwa miesiące na wprowadzenie nowego projektu. Jak skoczy nakład pisma znacząco w tym czasie, to się wybroni, jak nie – strach pomyśleć.
Dwa miesiące, dwa miesiące – mruczy Naczelny – w dwa miesiące to dziecko można zrobić, a nie nakład podwoić!
Pana żona musi być szczęśliwa… – szepcze złośliwie Jagoda, nie zważając na statystyki, które mówią o dwóch minutach, a nie o dwóch miesiącach.
Pani Judyto, do mnie, bardzo proszę.
No to jestem. Stoję u niego w gabinecie jak durak. Swoją drogą to ciekawe zaproszenie – do mnie, proszę. Niechbym ja tak spróbowała się do niego odezwać! Czy to już jest mobbing? Czy zdanie,,do mnie, proszę” jest złamaniem podstawowego prawa do szacunku, czy Naczelny przekracza tę cienką granicę? Dręczy mnie i mi ubliża czy nie? Obserwuję jego chodzące szczęki z zaciekawieniem. Nie lubię, kiedy mężczyźnie chodzą szczęki, bo nie wiem, czy jest zły na mnie, czy na resztki obiadu.
O rozwódkach.
O rozwódkach co? – pytam przytomnie.
O rozwódkach, ale nie sztampa, nie poradnictwo, nie reportaż amerykański. Czysta żywa prawda, nowatorskie spojrzenie. O rozwodach inaczej, po prostu. Z sercem. Bez wyżywania się na mężczyznach, OK?
Ile? – pytam krótko.
– Pięć stron maszynopisu.
Naczelny, tak jak ja, nie liczy znaków. Stara szkoła. Bułhakow też nie liczył znaków. I on, i ja, i Bułhakow wiemy również, że rękopisy nie płoną.
Na kiedy?
Na wczoraj, jak zwykle.
To znaczy, że mam najwyżej tydzień. Gdzie ja mu znajdę rozwódki, które powiedzą co innego niż zwykle? Mężczyźni myślą, że są jakieś nieodkryte prawdy o rozwodach, a wszystkie wyglądają tak samo – ona go kochała, a on nie. Nawet jeśli kobieta odchodzi do innego mężczyzny, wkrótce się okazuje, że jednak nie jest szczęśliwa. Jedynym smakowitym przykładem na obalenie tej teorii jest historia koleżanki Mańki. Iwona odeszła mimochodem od męża do swojej przyjaciółki i z nią żyje szczęśliwie. Jej eksio, którego spotkałam u Mańki, jest do dzisiaj rozgoryczony. Mańka szczepiła jego pieska, pitbula, którego kupił sobie po rozwodzie na otarcie łez, ja czekałam, aż Mańka da mi receptę na robale dla moich słodkich kotków, co czyni raz na kwartał, a eksio Iwony, który widział mnie drugi raz w życiu, chwycił mnie za rękę i powiedział:
– Pani Judyto! Pani sobie wyobraża, że moje, MOJE dziecko jest hodowane przez lesby?
Lesby? Hodować dziecko? Aż się wzdrygnęłam. Łapkę miał śliską, obleśniak jeden, i takim wstrętem od niego biło, że gdybym miała takiego męża, to też bym zmieniła orientację seksualną i dopilnowała, żeby moje dziecko było wychowywane przez jakąś miłą drugą mamusię, a nie takiego tatusia. Obleśniak coś jeszcze chciał powiedzieć, ale pitbul wyrwał się Mańce i próbował jej zgnieść przedramię, więc eksio Iwony rzucił się na pitbula i z trudem go wyprowadził. Pan i pies byli do siebie podobni. Moim zdaniem powinni wstąpić do jednej partii politycznej, której nie wymienię.
Ale artykułu o lesbijce Naczelny nie przełknie, a Iwona nie będzie o tym mówić, bo ją ukamienują na ulicy. W statystyce jesteśmy tolerancyjni, ale lepiej nie wierzyć statystyce. U nas polityk cieszący się w sondażach poparciem społecznym i zaufaniem właśnie dlatego przegrywa w wyborach.
Adam biega po mieście i próbuje teraz właśnie załatwić wszystkie życiowe sprawy, kupić na wyjazd nowe spodnie i mnóstwo innych rzeczy, zupełnie jakby nie wiedział, że tam jest taniej niż u nas. Właściwie już za nim tęsknię.
Próbuję skończyć zamówiony przez Naczelnego artykuł o kobietach po rozwodzie. Rozmawiałam z czterema.
Doprawdy, winna jestem Eksiowi wdzięczność za sposób, w jaki się ze mną rozstał. Człowiek nie wie, na jakim świecie żyje, dopóki się troszkę nie rozejrzy. Kiedy przyszłam do pierwszej rozwódki, znalezionej przez Jagodę, ujrzałam śliczną dziewczynę trzydziestoletnią, bezdzietną, w wypieszczonej kawalerce. Otworzyła mi drzwi, cichutko zaprosiła, otwarła sok pomarańczowy, stuliła dłonie na kolanach i powiedziała:
– Prawdę powiedziawszy, ja nie mam nic do powiedzenia, bo, proszę pani, nic na to nie wskazywało, naprawdę… był tak samo niemiły jak zwykle. Tak samo nieobecny duchem jak przez te wszystkie lata… Dopiero przed tą ostatnią Wigilią… Ale kiedy wszedł do pokoju, ubrany w świeżo wyprasowaną koszulę i garnitur, a zwykle męczył się strasznie w garniturze, i uśmiechnął się do mnie, to straszne przeczucie przemknęło mi przez głowę, proszę pani. I siedzieliśmy bardzo miło przy stole, z moimi i jego rodzicami, potem ich odprowadziliśmy do taksówki, a potem wróciliśmy do domu, pomógł mi sprzątnąć ze stołu, dał mi bardzo ładną broszkę w prezencie, i jak siedliśmy sobie spokojnie, tak świątecznie, na fotelach, przy choince, tu stała choinka. – Wskazała kąt pokoju między oknem a ścianą, a ja zawzięcie notowałam. – I powiedział, że odchodzi, bo ma inną i jego miłość wyczerpała się i że nie może mnie dłużej ranić, bo jest takim s… – głos jej się załamał, a ja przestałam notować z wrażenia.
W Wigilię? – zapytałam zgoła nieprofesjonalnie i aż we mnie zadrżało z oburzenia.
No właśnie… w Wigilię… I ja go zapytałam, dla czego właśnie w Wigilię mi to mówi? – Jej głos był cichy i zrozpaczony, pomyślałam sobie, że powinnam zmienić zawód. – A on popatrzył na mnie i powiedział, że przecież byłam zajęta przygotowaniami, więc nie chciał mi przeszkadzać…
Wyszłam od Wigilijnej Porzuconej. Spokojna, miła, śliczna dziewczyna. Może to wystarczający powód, żeby z nią nie być. Jak ja mam napisać niekonwencjonalnie o rozwodach???
Wsiadłam do prawie pustej kolejki. Nie lubię wracać wieczorem. Nie chcę oczywiście powiedzieć, że świat jest pełen niebezpieczeństw, wierzę w to, co wymyślił Marek Aureliusz – jesteśmy tym, czym myślimy, że jesteśmy, rozszerzyłam to na własne potrzeby i uważam, że świat jest taki, jakim go widzimy, upieram się więc, że podróż będzie bardzo przyjemna, chociaż jest późno i ciemno, ale tym razem nie bardzo mi się to udaje. Jest nieprzyjemnie. Nie lubię jeździć w nocy kolejką. W nocy lubię robić całkiem co innego.
Całe szczęście, że na stacji czeka na mnie Adaśko.
Czwartek wieczór. Dwie rozwódki się wycofały, wypadły mi dwie strony tekstu, zadzwoniły dzisiaj, że jednak nie. Mam tylko historię wigilijną (żeby mężczyźni wiedzieli, że tak się nie robi) i historię pewnej porzuconej mężatki, do której mąż pisywał listy – kocham cię najbardziej na świecie. To znaczy nie zawsze pisywał, ale od kiedy zastała pierwszy raz taką karteczkę na poduszce, jakiś niepokój zaczął w niej kiełkować. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, miała pewne podejrzenia, że zaczyna być chora psychicznie, bo przecież powinna się cieszyć, a wcale ją to nie cieszyło. Była nawet u psychiatry, który powiedział, że ten niepokój to objaw menopauzy (dziewczyna trzydzieści trzy lata), teraz to się wcześnie zaczyna, i żeby zrobiła najpierw badania na poziom hormonów, a potem ewentualnie przepisze się coś na poprawienie nastroju. No i być może dziewczyna by zwariowała, ale na szczęście poprosił ją o rozwód, bo już od jakiegoś czasu „rozumiesz, jestem zaangażowany gdzie indziej”. Kiedy minął szok, zapytała go: Jak mogłeś pisać jeszcze wczoraj, że mnie kochasz???
Bo to nie było wyznanie – powiedział – tylko taka forma podtrzymania cię na duchu.
To pewno miał na myśli lekarz, mówiąc, że przepisze się coś na poprawienie nastroju. Trzeba szukać kobiet – psychiatr; psychiatryczek czy psychiatr?
Będę się jednak upierać, że mężczyźni są w łańcuchu dużo dalej albo dużo bliżej, zależy z jakiego końca patrzeć – kobieta jednak by na coś takiego nie wpadła.
Ale dwie historie to za mało na wnioski, choćby zupełnie sprzeczne z zaleceniami Naczelnego. Jest dwunasta, po raz kolejny próbuję zmieniać tekst, nie chce wyjść więcej niż cztery strony maszynopisu. Padam na twarz ze zmęczenia. Nic już więcej nie wymyślę, nie jestem w stanie ani myśleć, ani pracować.
W drzwiach cichutko staje Tosia.
– Dlaczego nie śpisz, mamo?
Odwracam się. Dlaczego moja córka o tej porze nie śpi?
Idź spać – mówię.
Pomóc ci jakoś?
Robię się czujna, ale zmęczenie bierze górę. I chęć marudzenia.
Nie możesz mi pomóc.
Zaufaj mi – mówi moja córka, zwana Tosią. Jak w filmie.
Nie napiszesz przecież za mnie tekstu, Naczelny mnie zwolni, nie mam siły, nie będę miała pięciu stron, żebym zdechła, nigdy się nie sprawdzam, nic nie potrafię, nigdy mi się nic nie udaje…
"Ja wam pokażę!" отзывы
Отзывы читателей о книге "Ja wam pokażę!". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Ja wam pokażę!" друзьям в соцсетях.