Nic – mówię i czuję, jak staje mi gula w gardle. Co jest ze mną, u licha?
– Przecież widzę. Chciałaś pogadać.
Ale już mi się odechciało – mówię i czuję, że decyzja o nie płakaniu była podjęta ad hoc.
Czy ty może będziesz miała okres? – Adaś po patrzył na mnie z ukosa i z troską, i właściwą sobie przytomnością umysłu.
To już szczyt wszystkiego!
Wchodzę do kuchni i rzucam się do rondelka. Mięso niestety przywarło na dobre, zmieniło kolor i jakby spróchniało.
– Cholera! – wyrwało mi się.
Nie klnij – Tosia ostatnio zachowuje się jak Borys: nie widzisz, nie słyszysz, a jest.
Dawniej nigdy nie przypalałam potraw – powiedziałam, wyrzucając zwęglone resztki mięska do śmieci.
Dawniej jadłyśmy pizzę – powiedziała żmija, którą własnoręcznie urodziłam. – Zrób sadzone. – I podała mi z lodówki jajka.
Tosia rzadko jada jajka, na ogół jest jej niedobrze nawet na widok skorupki, ale tym razem jakoś nie wybrzydza. Wbiłam sześć jaj na patelnię i stałam przy nich nieruchomo. Patrzyłam, jak skwierczały, i myślałam o życiu i śmierci.
– Ty też zawsze się mnie czepiasz akurat przed okresem – powiedziała Tosia.
Zdjęłam patelnię z gazu i szarpnęłam pokrywką. Jajeczka były ślicznie usmażone, w sam raz, ścięte białko, żółtko miękkie. Odłożyłam patelnię i spojrzałam na swoją córkę. Patrzyła na mnie i w jej wzroku nie znalazłam, mimo szczerych chęci, oznak zaczepki.
Twoim czy moim? – zapytałam przytomnie.
No… – zawahała się Tosia. – Jednym i drugim chyba.
I nagle wszystko stało się dla mnie jasne. Adam po prostu dość trudno znosi zespół napięcia przedmiesiączkowego. Jest drażliwy i napięty, rozkojarzony i powinnam o tym wiedzieć, a nie w tym akurat trudnym momencie naciągać go na rozmowy. Nic dziwnego, że tak reaguje i ma humory. Dobre pary, nawet nie będące małżeństwami, upodabniają się do siebie po jakimś czasie.
Uśmiechnęłam się i kazałam Tosi nakryć do stołu. Pokornie i bez komentarza sięgnęła po talerze i kefir.
Świat jest taki prosty, jak się rozumie pewne mechanizmy.
A potem z przerażeniem spojrzałam na chleb, który zaczęłam kroić. Jeśli my się do siebie upodabniamy, to czy to znaczy, że ja będę miała polucje nocne?
Nikomu ani słowa.
Nie jestem żadną rozedrganą histeryczką, jakby to można było przypuszczać. Po prostu poprosiłam Niebieskiego, żeby na razie nikomu nie mówił o naszych dalszych planach na życie, dopóki nie ustalimy szczegółów. I Adaśko przysiągł, choć może przy tym przymrużył kpiarsko oko. Chodziło o drobne szczegóły, takie jak to, czy się spieszyć ze ślubem, czy poczekać, aż Adaśko wróci, i wtedy na spokojnie zrobić fajną uroczystość. Boże, jak ja uwielbiam wychodzić za mąż za Niebieskiego! A on przysiągł i dodał:
– Nie interesują mnie działania pozbawione ryzyka – powiedział – więc owszem, potwierdzam: chcę się z tobą ożenić.
A ja nie chcę zapeszyć. Nie jestem przesądna, ale jeśli wszyscy dowiedzą się o twoich planach za wcześnie, to plany mogą wziąć w łeb. A poza tym, odpukać w niemalowane, jeśliby się coś stało, to jak ja będę wyglądać? Jak jeszcze raz porzucona kobieta? O nie, wcale mi znowu na tym ślubie tak bardzo nie zależy, ludzie żyją z papierem i się nienawidzą (jak ten od Joli z Jolą), a my, proszę bardzo, jesteśmy ze sobą bez przymusu. Można sobie układać życie, nawet jeśli coś nie wyszło, ponieważ zawsze może przydarzyć się coś dobrego, ot co! Oczywiście, łatwiej zostać zabitym z rąk terrorystów niż wyjść za mąż po czterdziestce, ale bądźmy dobrej myśli, terroryzmu teraz tyle, że proporcje się zmieniają na naszą korzyść. Naszą! Dojrzałych kobiet!
Ponieważ chciałam, żeby to na razie była tajemnica, zwierzyłam się tylko Uli. No i Agnieszce, bo jest moją kuzynką. I Grześkowi, bo jest jej mężem, a na dodatek facetem, i byłam ciekawa, jak zareaguje facet na wieść o ślubie. Zdanie Grześka zresztą w tej sprawie było następujące:
– Bujajcie się – powiedział.
I zaraz zadzwonił do Adasia, żeby mu powiedzieć… nie wiem co, bo mi Niebieski nie chciał powtórzyć.
Komu jeszcze powiedziałaś? – zapytał, podnosząc głowę znad książki Adaśko, kiedy wróciłam do domu.
A bo co? – najeżyłam się. Mój ślub, moja sprawa!
Bo nic. Tak tylko pytam. Przecież to ty chciałaś, żeby to była tajemnica. Ja powiedziałem tylko Szymonowi.
No właśnie – uśmiechnęłam się triumfalnie.
To mój syn! Tosia też wie przecież!
No to co? Boisz się czy co? Może się rozmyśliłeś?
Zadrżałam na samą myśl i natychmiast zdałam sobie sprawę, że ten zestaw pytań jest idiotyczny i nie na poziomie, ale żadne pytanie na poziomie nie wpadło mi do głowy. Może on tak łatwo się zgodził na dyskrecję, żeby nikt nie wiedział, żeby nie poczuć się dodatkowo zobowiązanym? Móc się w każdej chwili wycofać?
– Jutka! – Adaśko stał teraz w drzwiach. – Nie męcz mnie, nie rozmyśliłem się, tylko nie rozumiem, dlaczego mi każesz dochować tajemnicy, jakby to był jakiś występek, a sama o tym trąbisz całemu światu.
No wiecie ludzie! Powiedziałam swojej najbliższej rodzinie, a on ma pretensje, i to przed ślubem!
– No, powiedziałam Agnieszce, ale nie wiedziałam, że będziesz miał pretensję.
– Nie mam pretensji, tylko chciałbym wiedzieć, kto jeszcze wie, bo z Grześkiem gadałem jak potłuczony, bo nie wiedziałem, że mu powiedziałaś, a wychodzi na to, że robisz ze mnie wiatraka, jak mawia Tosia.
No rzeczywiście, nie było to w porządku, drżenie nieco ustąpiło. Więc nie chce mnie porzucić, wycofać się itd., tylko coś ustalić. To miłe.
– No… – zastanowiłam się – Renka wie i jej mąż…
Niebieski oparł się o półkę z książkami i uśmiechał się znacząco.
…bo są naszymi sąsiadami – pośpieszyłam z wy jaśnieniem. – Uli powiedziałam… Mańce…
No tak, bo to przecież tajemnica. – Niebieski drwił ze mnie w żywe oczy.
Dlaczego mężczyzna przed ślubem musi denerwować swoją przyszłą żonę tylko dlatego, że ona mówi prawdę? A Mańce musiałam powiedzieć, bo obiecała, że nikomu nie powie!
Musiałam powiedzieć Mańce, bo… – zawahałam się i nic mi nie wpadało do głowy, a Adaś stał, cały w tych książkach, i uśmiechał się radośnie i złośliwie, bo chyba miał rację. Szybko, szybko znaleźć jakiś powód, jakiś bardzo ważny powód, że oczywiście dochowuję na ogół tajemnicy, ale w tym wypadku… Pustka w głowie.
Musiałam jej powiedzieć dlatego, że… – Adam podnosił coraz wyżej brwi i w ogóle nie miał zamiaru mi pomóc. – Krótko mówiąc, nie miałam wyjścia, ponieważ… – i nagle mnie olśniło! – bo przecież Mańka jest weterynarzem!
Udało mi się wprowadzić Niebieskiego w osłupienie. Zamilkł z wrażenia i patrzył na mnie swoimi ślicznymi oczami, a potem pokiwał głową, jakby nie dosłyszał, a potem pomyślałam sobie, że jeśli dotychczas mu nie wpadło do głowy rozmyślić się, to teraz się rozmyśli i wszystko odwoła, i nigdy nie będzie chciał się żenić z kobietą trzydziestoletnią, z potężnym hakiem. Podeszłam i przytuliłam się do niego.
Oj, nie gniewaj się – powiedziałam.
Poczekaj. – Odsunął mnie i popatrzył mi prosto w oczy. – Będzie prościej inaczej. A komu nie powiedziałaś?
To oczywiste! Ani Mojej Mamie, ani Mojemu Tacie. Na razie. Skoro z takim trudem przyzwyczajali się do obecności mężczyzny w moim domu, nie mogę ich bez przerwy zaskakiwać zmianami. Powiem, jak wszystko ustalimy. Chyba że im powiedział mój brat. Bo przecież bratu musiałam powiedzieć!
Szanowna Redakcjo,
Tylko wy możecie mi pomóc. Proszę was, bo zostaliście moją ostatnią deską ratunku. Mój narzeczony dwa tygodnie przed ślubem rozmyślił się. A przecież obiecał i tato już kupił wódkę na wesele. Czy jest jakieś prawo, żeby on się nie wycofał? Przecież musi być jakiś przepis albo napiszcie do niego, tak było w jednym filmie, że narzeczony się boi odpowiedzialności, ale przecież on mi tego nie może zrobić…
Oj, może, może… Jak to: może?
Droga Elwiro,
Rozumiem Cię znakomicie, wiem, że czujesz się zraniona, ale każdy dorosły człowiek ma prawo podejmować decyzje, które nie zawsze są zgodne z naszymi oczekiwaniami. Owszem, narzeczony złamał umowę – obiecał Ci małżeństwo i w ostatniej chwili się wycofał – ale lepiej teraz, niż gdyby zostawił Cię z trójką maleńkich dzieci przy piersi.
O psiakrew, zanadto się rozpędziłam.
Bardzo często pod wpływem emocji podejmujemy nieprzemyślane decyzje i trudno nam potem wycofać się pochopnie danych obietnic. Nie pochwalam tego, ale musisz pogodzić się z faktem, że ten mężczyzna nie był Ci przeznaczony.
Po co mu Teneryfa?
Co ja plotę? Przecież musi być jakieś prawo na takich wiarołomców. Może poradzić jej, żeby dała ogłoszenie do prasy? Z jego zdjęciem i nazwiskiem? Żeby już na zawsze był skompromitowany? Gdybyśmy żyli w kraju, w którym sprawiedliwość istnieje, to taki narzeczony musiałby odpowiedzieć za wszystko!”. I jeszcze płacić do końca życia bardzo wysokie odszkodowanie!
Elwiro, przed Tobą przyszłość z człowiekiem, którego na pewno spotkasz, a który okaże się lepszy. Nie warto płakać nad kimś, kto nie jest Ciebie wart. Nawet gdyby było prawo przymuszające Twojego narzeczonego do życia z Tobą, cóż by to było za życie? Nie życzę Ci w najgorszych snach czegoś podobnego…
Elwiro, rozejrzyj się wokół, świat jest pełen przyjaznych ludzi…
Oczywiście pod warunkiem, że nie oglądasz dzienników telewizyjnych. Nienawidzę twojego narzeczonego, Elwiro. Taki facet nie jest wart jednej twojej łzy.
Życzę ci, żebyś spotkała kogoś takiego jak mój Niebieski. Odpukać.
Który powinien natychmiast naprawić cholerną klamkę u drzwi wejściowych, bo po raz setny wpadła do mieszkania, jak tylko Tosia z rozpędem otworzyła drzwi.
Borys szczeka na całą wieś. To znak, że wraca Adaś.
– Mamo, ucisz tego psa! – woła z góry Tosia.
Siedzi u niej Jakub i nie mam pojęcia, co robią. Siedzą w Internecie zapewne, bo Jakub ściąga jakieś programy do komponowania muzyki, a Tosia okazała się osobą niezwykle uzdolnioną muzycznie. Lepiej, że siedzą razem w Internecie niż na przykład w wannie, prawda?
Gdybym była sama, nie musiałabym nagle się zrywać, witać Adasia w progu i trzymać Borysa, bo idiota skacze na samochód i rysuje lakier, tylko zwyczajnie bym sobie siedziała w domu, w którym nie szczeka żaden pies. Jak wiadomo, trzy nieszczęścia mogą spotkać mężczyznę: wypadek, śmierć i rysa na lakierze.
Niebieski rzucił we mnie torbą z pomidorami, ziemniakami i fasolką szparagową i krzyknął:
Cześć, Tośka! – Mnie ucałował i powiedział: – Jeśli mamy jechać na urlop, to się pospieszmy, mam dziewięć dni niewykorzystanego, musimy podjąć decyzję w ciągu dwóch dni.
Jesteśmy zajęci, cześć! – odkrzyknęła Tosia, jakby Niebieski wybierał się do niej na górę.
Owszem, chciałam w tym roku mieć absolutnie normalny urlop – taki, co to wyjeżdża się na zaplanowane wakacje, najlepiej za granicę, wszyscy (to znaczy Adam i ja) o tym mówimy, załatwiamy formalności, Odkładamy, ewentualnie dopożyczamy pieniądze, z góry się cieszymy, termin wyjazdu się zbliża, napięcie rośnie itd. Tosia od razu powiedziała, że świetnie, że gdzieś pojedziemy, ona zostanie z radością pilnować domu.
Dłuższy czas zajęło mi przekonywanie Adasia, żebyśmy bardziej kierowali uwagę w stronę Teneryfy niż Jeziora Nidzkiego. Ale wczoraj zadzwonili przyjaciele, że wynajmują łódź (trzydzieści dwa metry żagla) i że będzie wspaniale. Cały wieczór próbowałam przekonać Adasia do tego, czego naprawdę chce.
Zaczęłam dyplomatycznie od pytań, które miały go zapewnić o mojej dobrej woli, ale i dojrzałości pewnych przemyśleń.
Czy był już na Mazurach? Był. A na Teneryfie? Nie był. I nie chce być, dodał po chwili – bo na Mazurach…
Nie dałam się w to wciągnąć.
Czy ma gwarancję, że będzie pogoda? Bo trzy lata temu w lipcu tak lało, że łodzie się prawie rozpuszczały w wodzie. Nie, takich gwarancji nie ma.
A na Teneryfie mamy taką gwarancję. I dwa miliony turystów, dodał.
A na Mazurach? Pusto? Gromadami latają meszki. Czy pamięta, co to są małe czarne meszki, które zżerają do cna człowieka? Oglądał telewizję w zeszłym roku, jak pokazywali jednego chłopaka, co sobie zasnął w zbożu, meszki go nadjadły i wylądował w szpitalu? Owszem, oglądał, ale związku nie widzi, bo na środku jeziora nie będzie się kładł w zbożu.
Ręce opadają.
A czy wie, że nad wodą są komary? Wielkie tłuste komary, które nie pozwalają odpocząć, i to żaden urlop, kiedy człowiek wszystkie swoje siły wkłada w polowanie wieczorem na jednego bzykacza, który utrudnia życie. Żeby to chociaż nie brzęczało…
Owszem, komary to nieodłączna część urlopu, latająca i bzykająca, i to również jest fantastyczne, zdążył się przyzwyczaić, przecież teraz nie jest na urlopie, a komary u nas są.
Tu przeszłam do sedna sprawy. W ogóle mu nie zależy na mnie. Woli komara niż pogodne wakacje ze mną. Zmęczoną po całym roku ciężkiej pracy. Ze mną, która zasługuje na tanie wakacje, okazyjne, skoro dwa tygodnie na Teneryfie w promocji kosztują tylko osiemset złotych. Nigdy z niczego nie potrafi zrezygnować dla mnie. Nawet z tych cholernych meszek, komarów i kiepskiej pogody. Jednym słowem, jest się gotów poświęcić, żebym tylko ja nie miała żadnej przyjemności z urlopu. Rozumiem to, bo przecież on sobie jedzie do Ameryki, to mu zagranica niepotrzebna.
"Ja wam pokażę!" отзывы
Отзывы читателей о книге "Ja wam pokażę!". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Ja wam pokażę!" друзьям в соцсетях.