– Liczyłeś na wojnę. – Roman przyciągnął Shannę do siebie. – Liczyłeś, że zginiemy.

– Mniej roboty dla nas, jeśli sami się wytłuczecie. – Wzruszył ramionami. – Ale i tak was dopadniemy, zapamiętaj to sobie.

Jean-Luc uniósł miecz.

– Nierozważne słowa, skoro mamy nad wami liczebną przewagę.

– Aye. - Angus szedł w ich stronę. – Musicie zrozumieć, że nas potrzebujecie. Teraz, nawet w tej chwili, okrutny wampir gromadzi armię. Bez nas nie pokonacie Casimira.

Sean zmrużył oczy.

– Nigdy o nim nie słyszałem. I niby dlaczego miałbym uwierzyć demonowi?

– Uwierz mu, tato! – zawołała Shanna. – Ci ludzie są ci potrzebni.

– To nie ludzie! – wrzasnął Sean. – A teraz odejdź od potwora i chodź ze mną.

Roman odchrząknął.

– To chyba nie jest dobra chwila, by prosić o rękę pańskiej córki.

Sean wyrwał kołek zza pasa.

– Prędzej spotkamy się piekle. Roman się skrzywił.

– Wiedziałem, że to nieodpowiedni moment. Shanna dotknęła jego policzka.

– Idealny.

– Shanno, dam ci wszystko, czego pragniesz. Dom z drewnianym ogrodzeniem…

Roześmiała się, przywarła do niego.

– Pragnę tylko ciebie.

– Nawet dzieci – ciągnął. – Wymyślimy w jaki sposób umieścić moje DNA w żywym nasieniu.

– Co? – Zrobiła wielkie oczy. – Chcesz być ojcem?

– Pod warunkiem, że ty będziesz matką. Rozpromieniła się.

– Ale wiesz, że musisz się pozbyć haremu?

– Już to załatwiłem. Póki same nie staną na nogi, Gregori weźmie je do siebie.

– Jakie to miłe z jego strony. – Parsknęła śmiechem. – Jego matka dostanie zawału.

– Kocham cię, Shanno. – Pocałował ją w usta.

– Zostaw ją! – Sean zbliżał się z kołkiem w dłoni.

– Nie! – Stanęła naprzeciw ojca.

– Chodź ze mną, córeczko. Ten potwór ciebie opętał.

– Nie, tato. – Przycisnęła dłoń do piersi. – Kocham go. – Zdała sobie sprawę, że dotyka srebrnego krucyfiksu. – O Jezu. – Spojrzała na Romana. – Obejmij mnie. Jeszcze raz.

Przyciągnął ją do siebie.

– Nie pali cię? – Cofnęła się, podniosła krzyż. – Nie poparzył cię.

Otworzył szeroko oczy. Ostrożnie dotknął krzyża.

– To znak. – Oczy Shanny zaszły łzami. – Bóg nie odwrócił się od ciebie.

Roman zacisnął dłoń na krucyfiksie.

– „Nie zdajesz sobie sprawy z bożej wielkoduszności”. Dziś usłyszałem te słowa od mądrego człowieka. Do tej pory w nie nie wierzyłem.

Powstrzymała łzy.

– Bóg cię nigdy nie opuścił. Ja też nie. Dotknął jej twarzy.

– Zawsze będę cię kochać. Śmiała się przez łzy.

– Skoro Bóg ci wybaczył, ty musisz wybaczyć sobie. Nie możesz już zadręczać ani siebie, ani nas.

– Aye - sapnął Connor. – Musisz polubić siebie. Roman otoczył Shannę ramionami.

– To nie koniec! – ryknął Sean. – Załatwimy was, jednego po drugim. – Odszedł, a za nim jego ekipa.

– Nie martw się. – Shanna oparła głowę na jego ramieniu. – Przyzwyczai się.

– Naprawdę za mnie wyjdziesz?

– Tak. – Zanim ją pocałował, usłyszała radosne okrzyki Szkotów. Przywarła do niego. Życie jest piękne, nawet z nieumarłym.

Podziękowania

Mam dług wdzięczności wobec wielu osób, które bardzo mi pomogły. Serdeczne podziękowania dla doktor Stephanie Troeger z kliniki stomatologicznej w Katy w Teksasie; gdyby nie ona, nie wiedziałabym, jak wstawić wampirowi kieł. Dziękuję Paulowi Weiderowi; jego poglądy na rewolucję cyfrową podsunęły mi mnóstwo pomysłów, w tym wampiryczną stację telewizyjną, której nazwę wymyślił mój mąż, Don Sparks, za co też mu dziękuję. Nie obejdzie się bez ciepłych słów pod adresem kolegów po piórze z Romance Writers of America, zwłaszcza oddziałów w West i Northwest Houston. I wreszcie wyrazy wdzięczności dla męża i dzieci za cierpliwość i wsparcie.

Kerrelyn Sparks

  • 1
  • 42
  • 43
  • 44
  • 45
  • 46
  • 48