Lisa zacisnęła powieki, a po policzkach spłynęły jej łzy. Nie odezwała się jednak ani słowem.
Lisa mieszkała u starej Tatarki przez cztery długie lata. W tym czasie ani razu nie pozwolono jej wyjść poza teren domostwa z dużym podwórzem zabudowanym ze wszystkich stron. Nigdy też nie kontaktowała się z innymi ludźmi. Dochodziły ją jedynie szmery rozmów z innych pomieszczeń przylegających do budynku.
Stara kobieta dotrzymywała dziewczynie towarzystwa, uczyła ją języka i kultury swego narodu. Pielęgnowała jej długie jasne włosy, kąpała ją w aromatycznych olejkach i troskliwie dbała o rozkwitającą urodę Lisy. Bo wiedziała, że kiedy nadejdzie czas, jej wysiłek zostanie nagrodzony…
Lisa wielokrotnie podejmowała próby ucieczki, które z góry skazane były na niepowodzenie. W tym czasie wschodnia Europa gorzała w ogniu wojen. Krym dostał się pod panowanie Rosji, a Turcy zbudowali w Oczakowie nad Morzem Czarnym ważną twierdzę.
Na stepach naddnieprzańskich wyrosły nowe osady. W sąsiedztwie szwedzkiej powstała kolonia niemiecka, co bynajmniej nie uczyniło życia przybyszów z północy lżejszym.
Szwedzi często zastanawiali się nad nagłym zniknięciem Lisy. Długo jej szukali, pełni trwogi, co też mogło się stać, ale ją jakby ziemia pochłonęła. W zatoczce nad rzeką znaleźli jedynie różne przedmioty z gospodarstwa Jonasa Koppersa. Nikt nie pojmował, do czego były one potrzebne dziewczynie na tym pustkowiu.
Jonas zapomniał, że w pobliżu tego miejsca znaleźli z Lisa rannego Kozaka. Nadrzeczne zarośla niczym się nie różniły między sobą, a poza tym ów epizod całkiem uleciał Jonasowi z pamięci.
Mijały lata i wspomnienia o Lisie powoli blakły wśród osadników szwedzkich. Tyle nieszczęść ich dotknęło! Tylu spośród nich umarło! Dokuczały im mroźne zimy, nękał głód, nieustannie byli narażeni na ataki wilków. A bezlitosne hordy rozbójników, niszczących i grabiących ich skromny dobytek, nie dawały im chwili wytchnienia. Przybysze z północy jednak mieli w sobie silną wolę życia. I przetrwali!
Lisa, jasnowłosa marzycielka o błękitnych oczach, pozostała w ich wspomnieniach nierozwikłaną zagadką. Zresztą nie miała najbliższej rodziny, a Koppersom po tym, jak dziewczyna zniknęła, łatwiej było zapewnić pożywienie własnym dzieciom…
Tatarka nie była ani zła, ani dobra. Zapewne nie raz miała ochotę wybić Lisie z głowy jej nieposłuszeństwo, ale ograniczała się jedynie do ostrych słów i upomnień, bowiem nie chciała zniszczyć delikatnej skóry Szwedki, która była dla niej towarem, i to unikalnym, a więc należało utrzymać ją w jak najlepszym stanie.
Minęły cztery lata. Tatarka, która przez cały ten czas opiekowała się Lisa, weszła któregoś dnia z ponurą miną do zajmowanego przez dziewczynę pomieszczenia.
– Nie rozumiem, dlaczego emir nie daje znaku życia – rzekła wyraźnie poirytowana. – Wysłałam po niego posłańca. Doprawdy już najwyższy czas, by przyjechał i cię zabrał! Nauczyłam cię wszystkiego, co powinnaś wiedzieć, by go zadowolić. Wiele wiedzy wbiłam ci do głowy. Troszczyłam się o ciebie i pielęgnowałam twą urodę, dziewczyno o włosach niczym blask księżyca. Emir powinien mnie za to sowicie wynagrodzić!
Lisa pochyliła głowę i nic nie odpowiedziała. Tak naprawdę miała już dziewiętnaście lat, choć Tatarka sądziła, że skończyła piętnaście. Skąd mogła wiedzieć, że kobiety z północy fizycznie rozwijają się wolniej od mieszkanek południa.
Lisa nie bała się wyjazdu. Przeciwnie, miała nadzieję, że wreszcie nadarzy się sposobność ucieczki, bo nawet przez chwilę nie brała pod uwagę możliwości pozostania u emira.
Pragnęła zatrzeć w pamięci cztery minione lata, wlokące się w nieskończoność, lata, w których nic się nie wydarzyło. Nie miała żadnych złudzeń; u emira czekałby ją podobny los. Choć nadal uciekała w świat fantazji, to jednak potrafiła trzeźwo ocenić swą sytuację.
Najciężej Lisa znosiła samotność. Świadomość, że nikt na całym świecie nie martwi się o nią, doprowadzała ją do szaleństwa. Niekiedy pojawiało się pewne wspomnienie: bliskość, poczucie bezpieczeństwa, ciepło płynące od człowieka, który pozwolił bezgranicznie samotnemu dziecku wypłakać się na swym ramieniu. Śniada dłoń, gładząca jej włosy, i głos, który upominał ją błagalnie, by strzegła się Tatarów. Dzika, pochmurna twarz osobliwej urody, połyskująca w blasku pochodni, i oczy, które napotkały jej spojrzenie.
Nareszcie wyrwie się z tej samotni! Lisa rozejrzała się po pięknym pokoju, w którym spędziła cztery długie lata, i westchnęła ciężko. Wielobarwne poduszki, ciężkie draperie! Miała zostawić cały ten obcy orientalny świat. Ale nie odczuwała strachu. Zamierzała działać, i to możliwie szybko. Znała język swych wrogów i gdyby znowu się na nich natknęła, łatwiej poradziłaby sobie teraz niż przed czterema laty. Nieustannie rozmyślała o ucieczce.
Posłaniec wrócił po tygodniu z wieścią, że emir nie żyje. Zmogły go boleści żołądka.
Tatarka głośno użalała się nad sobą i nie szczędziła Lisie ostrych słów. Tyle czasu, tyle starań, wszystko na marne! Ona, która wyhodowała różę, nie otrzyma za swój wysiłek żadnej zapłaty!
Lisa natychmiast dostrzegła szansę dla siebie i spytała, czy ma się wynieść. Ale wówczas w oczach starej Tatarki pojawiła się przebiegłość.
– O, nie – powiedziała z namysłem. – Emir nie żyje. Cóż, co się stało, to się nie odstanie. Ale przecież władzę nad Tatarami objął nowy chan! Zdaje się, że z Turcji zdąża do niego poselstwo od sułtana.
Tatarka nie miała pojęcia, czy chan nadal przebywa na Krymie, czy musiał uciekać do Oczakowa. Ale jakie to miało znaczenie? Ważni byli udający się do niego posłowie. Słyszała, że wraz z eskortującymi ich Tatarami zatrzymali się w mieście i że wiozą ze sobą księżniczkę w darze od sułtana.
Tatarka zamknęła Lisę w pokoju i pośpiesznie wyszła. Wróciła po godzinie rozpromieniona.
– Księżniczka potrzebuje na drogę paru niewolnic i zgodziła się zabrać ciebie i mnie. Tak, ja również pojadę, bo nie mam wątpliwości, że zostanę wynagrodzona. Zawiozę cię, dziewczyno, do samego chana!
Lisie ciarki przeszły po plecach.
– Ale co z księżniczką? – zapytała.
– Widziałam ją, nic nadzwyczajnego.
Następnego dnia Lisa razem ze starą Tatarką udały się do obozowiska. Księżniczka, która okazała się prawdziwą pięknością o włosach czarnych jak heban, pewną siebie i dumną, na widok Lisy krzyknęła tak głośno, że ptaki poderwały się przestraszone.
– Mam ją zabrać z sobą?
– Wasza wysokość – wtrąciła pośpiesznie Tatarka. – Ona jest bardzo zdolna. Osobiście wpoiłam jej wszystkie obowiązki niewolnicy. Jest stworzona do tego, by spełniać zachcianki swej pani.
– I swego pana zapewne także – wysyczała księżniczka przez zęby.
Długo się zastanawiała, a jej oczy ciskały błyskawice. W końcu rzekła do Tatarki:
– Obetnij dziewczynie włosy i przefarbuj na czarno-siwe. Niech pomaże twarz sadzą i przywdzieje łachmany. I nie waż mi się pokazywać jej mężczyznom w obozie. Jeśli zrobisz, co ci kazałam, wówczas pozwolę jej być moją niewolnicą. – Popatrzyła na Lisę takim wzrokiem, jakby chciała ją zabić, a potem mruknęła sama do siebie: – Nie uda ci się dotrzeć do chana!
Tatarka wyprowadziła swą podopieczną.
– Ta jędza jest zazdrosna – mamrotała. – Dobrze wie, że gdyby tylko chan ciebie zobaczył, nie wahałby się ani przez chwilę, którą z was wybrać. Pamiętaj, nie śmiej się nigdy przy niej, bo jeszcze ci każe wybić zęby. Jest zdolna do wszystkiego! Ale ja nie obetnę ci włosów! Nigdy!
Tatarka wyszukała starą perukę i odpowiednio ją przygotowała. Pod nią ukryła piękne włosy Lisy. Potem nałożyła na dziewczynę kilka warstw za dużych ubrań. Teraz zgrabna Szwedka wyglądała jak garbuska. Ale choć ubrania ważyły niemało, to jednak dzięki nim nie marzła. Nikt nie rozpoznałby teraz Lisy, tym bardziej że jej twarz skrywał kwef.
I tak nadszedł dzień, kiedy karawana ruszyła w drogę.
Lisa musiała się solidnie napracować, by dostać coś do jedzenia. Księżniczka złośliwie posyłała ją to tu, to tam i nieustannie wymyślała dla niej nowe zajęcia.
Powoli posuwali się na wschód ku granicom z imperium rosyjskim. Lisa rozglądała się czujnie, gotowa w każdej chwili zeskoczyć z wozu i uciec.
Domyślała się, że to nie księżniczka jest najważniejsza. Dużo pilniej strzeżono bowiem wozu, w którym podobno ukryte były listy od sułtana tureckiego dla chana. Tatarka kiedyś szepnęła Lisie do ucha, że prawdopodobnie są to plany napaści na Rosję.
I oto niebawem doszło do pierwszego starcia z Kozakami strzegącymi granicy. Pas terytorium tureckiego nad Morzem Czarnym był wąski i wystarczyło skręcić nieco w bok, a już wkraczało się na tereny carskiego imperium. Atak Kozaków został odparty i tym sposobem Lisie udaremniono ucieczkę, zanim w ogóle do niej doszło.
Wysłannicy sułtana eskortowani przez Tatarów posuwali się naprzód i coraz częściej natykali się na oddziały kozackie, które jednak były zbyt słabe, by zagrozić wielkiej karawanie. Tatarka baczyła pilnie, by Lisa nie znalazła się w pobliżu Kozaków.
Pewnej nocy karawana zatrzymała się w brzozowym lesie nad jeziorem. Lisa domyślała się, że w ostatnich dniach musieli znacznie odbić na północ, bo choć ziemie przy ujściach rzek były dość żyzne, to jednak brzoza u wybrzeży morza stanowiła rzadkość. Panował chłód, więc Lisa przysiadła blisko ogniska. Póki co nie nadarzyła się jej szansa ucieczki, bo Tatarka nie spuszczała jej z oka. Wszyscy udali się na spoczynek, obozowiska strzegł tylko jeden wartownik.
Nagle dał się słyszeć tętent końskich kopyt. Nieliczni, którzy jeszcze siedzieli przy ognisku, z przerażeniem podnieśli głowy.
Z mroku wyłonił się jeździec i zatrzymał w pobliżu. Siedział na przepięknym rasowym siwku, niepodobnym do niskich, krępych koni tatarskich. Takich wierzchowców zwykle używali Kozacy. Jeździec prześlizgnął się uważnym spojrzeniem po obozowisku, śpiących Tatarach, zaprzęgach.
Lisa wstrzymała oddech, krew uderzyła jej do głowy, a serce omal nie wyskoczyło z piersi.
To był Wasyl! Wasia, jej przyjaciel z dzieciństwa! Zmężniał, zhardział i wydawał się bardziej bezwzględny, niż go zapamiętała. Nie spodobał się jej grymas okrucieństwa na jego twarzy.
Dziewczyna poruszyła się, a gdy otworzyła usta, by go zawołać, poczuła na plecach ostrze noża. Nikt nie odezwał się słowem.
Wasia dostrzegł poruszenie i spojrzał na dziewczynę, która na próżno starała się dać mu jakiś znak.
Przecież on widzi niezgrabną, siwiejącą babinę, której twarz do połowy przysłania kwef, pomyślała Lisa z rozpaczą. Mógłby mnie poznać jedynie po oczach!
Kozak zmarszczył czoło, jak gdyby usiłował wyłowić coś z mroku wspomnień, a potem ściągnął wodze i zniknął w ciemnościach.
Lisa ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się.
Atak nastąpił w środku nocy i wyrwał Lisę z głębokiego snu. W jednej chwili obóz przemienił się w pole bitwy, zewsząd dochodziły krzyki i jęki.
Konie wierzgały i tratowały ludzi i ich dobytek, w powietrzu rozlegał się świst tatarskich szabel. Lisa ujrzała naraz, że jakiś brodaty Kozak podjechał do księżniczki i zadał jej śmiertelny cios, a w chwilę później ten sam los spotkał Tatarkę, jej opiekunkę. Lisa poczuła, że na widok krwi zbiera jej się na mdłości, i cofnęła się z przerażeniem.
Wyglądam jak Tatarka, myślała. Nikt nie wie, kim jestem. Otoczyli mnie, nie uda mi się uciec.
A Wasia bierze udział w takiej rzezi! Zabija ludzi, jakby to były muchy. Wiedziałam już wtedy, przed czterema laty, że nie jest aniołem, ale nie spodziewałam się, że jest zdolny do takiego okrucieństwa.
Wyidealizowałam go w swojej wyobraźni, myślała przerażona i zarazem rozczarowana. Przez te nie kończące się lata niewoli tylko myśl o nim trzymała mnie przy życiu. Przyjaciel z dzieciństwa, ideał… och, jakże go czciłam. Widać całkiem zapomniałam, co mi uczynił. Wymazałam z pamięci jego brutalność, a także żal i wstręt, jaki do niego czułam. Zapomniałam!
U jej nóg padł martwy Tatar. Lisa usiłowała krzyknąć, kim jest, ale jej głos utonął w przeraźliwym zgiełku.
Nagle wyrósł nad nią Wasia z szablą gotową do zadania śmiertelnego ciosu.
– Wasia, to ja, Lisa – mówiła błagalnie, ale on nie dostrzegł ruchu zasłoniętych ust, a jej głos pochłonęła wrzawa. Na próżno szarpała się z grubym kwefem.
ROZDZIAŁ IV
Wszystko to trwało zaledwie ułamki sekundy. Wasia uniósł rękę, ale nagle opuścił szablę i potrząsnął głową, jakby coś go zastanowiło. Niecierpliwym gestem nakazał jej, by zeszła mu z oczu, i odwrócił się w stronę atakującego Tatara.
Przez moment Lisa stała jak porażona, ale zaraz odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę lasu. Dobiegła do wozu, którego tak pieczołowicie strzeżono w czasie drogi, i spostrzegła leżący obok kufer, a wokół porozrzucane dokumenty. Obejrzała się za siebie.
Losy bitwy zdawały się przechylać na stronę Kozaków i wielu Tatarów próbowało salwować się ucieczką. Z daleka biegli w stronę dziewczyny dwaj wojownicy, prawdopodobnie z zamiarem ratowania cennych papierów, które nie powinny dostać się w ręce wroga. Lisa pośpiesznie zgarnęła rulony, ale Tatarzy byli już przy niej.
"Jasnowłosa" отзывы
Отзывы читателей о книге "Jasnowłosa". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Jasnowłosa" друзьям в соцсетях.