Durnego Czarodzieja? zdumiała się Lisa. Naraz za domami przemknęła niczym wicher wataha pokrzykujących jeźdźców. Mignęli tylko w szalonym pędzie i zniknęli.

– Znów diabeł go opętał – mruknął starszy Kozak.

– Sam jest diabłem – stwierdził Fiedia. – Wczoraj wyprawiali się na wroga i teraz usiłuje zapomnieć o tym, co się tam wydarzyło.

Dotarli do posterunku, a kiedy Kozacy krótko przedstawili, z czym przybywają, od razu poprowadzono ich do samego komendanta.

Dowódca popatrzył na Lisę lekceważąco. Miał wysoko podgoloną głowę, a kępka włosów, jaka pozostała na czubku głowy, związana była w kosmyk Podobnie jak większość w tym obozowisku pochodził z lewobrzeżnej Ukrainy, gdzie dumnych Zaporożców nazywano teraz Kozakami dońskimi i kubańskimi.

– Kto to jest? Przywykliśmy co prawda do brudu, ale u tej kobiety trudno rozróżnić rysy twarzy! Fiedia najwyraźniej stracił głowę dla tego garbatego stworzenia w łachmanach. Odkrył pokrewną duszę, kaleka!

Prostacki śmiech zadudnił w niskim pomieszczeniu. Jacy oni są okrutni, pomyślała Lisa, która poczuła się dotknięta w imieniu Fiedii.

– A więc przynosisz nam cenne tajemnice w swej brzydkiej głowie? – wycedził komendant. – Nie będziemy cię tu wypytywać, bo, niestety, nie możemy ufać nawet swoim. Podejrzewamy, że ktoś z obozu utrzymuje kontakty z Tatarami, ale nie możemy wytropić kto. Wasyl, powiadasz. Czy myślisz o Wasylu Kurence? – spytał wskazując na niewysokiego krępego mężczyznę.

Lisa potrząsnęła głową.

– Może o Wasylu Afanasjewiczu? Też nie? Sasza, przyprowadź jeszcze tych dwóch o imieniu Wasyl. Pospiesz się. Są prawdopodobnie w sąsiedniej chacie.

Czekając na ich przyjście, Lisa rozejrzała się wokół. Pomieszczenie miało pobielone ściany i nosiło wyraźne znamiona stylu orientalnego. Wśród Kozaków Lisa dostrzegła ku swemu zdziwieniu dorodną dziewczynę w swoim wieku. Wesoła i ożywiona, nie ustępowała w niczym kompanom. Wszyscy spoglądali na Lisę z ciekawością i nieskrywaną pogardą, ale najwyraźniej ich zafrapowała.

Sasza wrócił w towarzystwie dwóch Kozaków. Lisa potrząsnęła głową rozczarowana. Komendant zmarszczył czoło.

– Jesteś pewna, że to Kozak zaporoski? A może tylko wymyśliłaś tę bajeczkę? Marny twój los, jeśli się okaże.,.

Przed chatę zajechali kolejni jeźdźcy.

– Przepastny Jar – rzekł komendant zamyślony. – Tam mamy jednego Wasyla.

– A jaki związek z Tatarką może mieć ten demon?

– Zawołaj go!

Pomieszczenie wypełniło się naraz zakurzonymi, zdrożonymi Kozakami w barwnych koszulach. Ale Lisa patrzyła tylko na jednego. Miał na sobie żółtą rubaszkę z kolorową krajką i złoto-czerwone szarawary wpuszczone w długie buty.

– Wasyl – szepnęła Lisa, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Jedynie z ruchu warg odczytali, co powiedziała.

– No – odezwał się komendant. – Ten jest, zdaje się, właściwy. Wiesz, Wasia, chyba tracisz gust… No dobrze, słuchaj, o co chodzi.

W krótkich słowach opowiedział o całym zdarzeniu.

– A teraz powiedz, znasz tę kobietę?

Wasia, silny, postawny mężczyzna o twarzy noszącej ślady dawnej urody, teraz jednak bezwzględnej i zimnej, popatrzył na Lisę.

– Widziałem ją przed kilkoma dniami razem z Tatarami, ale nic o niej nie wiem.

Nadzieja zgasła w oczach Lisy.

– A więc nie możesz za nią zaręczyć?

Wasia potarł zakurzoną twarz.

– Przypomina mi kogoś, ale nie mogę sobie uświadomić kogo. Nigdy wcześniej jej nie widziałem, ale ma w sobie coś takiego, co obudziło we mnie bolesne wspomnienie. Dlatego w chwili słabości pozwoliłem jej odejść. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego.

– Widziałeś ją tylko ten jeden raz?

– Tak, tylko wtedy. Ale skąd ona wie, jak mam na imię?

Lisa usiłowała uchwycić jego spojrzenie, ale on nie patrzył na nią i nie słyszał, jak powtarza szeptem swoje imię. Może w ogóle zapomniał, że kiedyś znał jakąś Lisę?

A jeśli ich spotkanie w niewielkiej zatoczce nad Dnieprem całkiem już uleciało mu z pamięci? Czy to możliwe, że nie znaczyła dla niego więcej niż ziarenko piasku?

Komendant rozejrzał się wokół.

– Czy można jej wierzyć?

– Skoro utrzymuje, że zna plany wojenne – odezwał się jeden z obecnych – to trzeba odesłać ją do kwatery atamana. Oczywiście w eskorcie kilku Kozaków, żeby nie narobiła głupstw.

– Chyba masz rację. Kto pojedzie? Może Kola, jest mądry i przebiegły jak lis. I jeszcze Wołodia i Dima.

Dwóch mołojców podeszło bliżej, z ciekawością przyglądając się dziwnej istocie. Wzruszyli ramionami.

– Ja chętnie z nią pojadę – powiedział Fiedia swym łagodnym głosem.

– Dobrze. A Wasia? Weźmiesz za nią odpowiedzialność?

– Nie – odrzekł zapytany. – Chcę walczyć, a nie wisieć jakiejś babie u spódnicy.

Dowódca zawołał roześmianą dziewczynę otoczoną gromadą Kozaków.

– Natasza! Weź tę kobietę i pomóż jej się umyć. Nie zniosę dłużej widoku tatarskich łachów. Daj jej jakieś normalne ubranie, o ile cokolwiek będzie pasować na tę pokrakę.

Natasza roześmiała się i chwyciła Lisę za rękę.

– Chodź, zeskrobiemy z ciebie cały brud.

Kiedy ją wyprowadzała, Wasia, obrzuciwszy Lisę spojrzeniem, krzyknął w dzikiej furii:

– Wyprowadźcie stąd to przeklęte babsko! Nie mogę znieść jej spojrzenia. Te oczy mnie palą, rozrywają na strzępy!


Natasza napełniła drewnianą balię wodą i kazała Lisie się rozebrać. Lisa pragnęła porozmawiać z tą pulchną wesołą dziewczyną, ale musiała zadowolić się słuchaniem.

– A więc znasz Wasię! To najodważniejszy Kozak, jakiego znam. A przy tym najtwardszy i najbardziej zaciekły żołnierz. Umie używać życia! – zaśmiała się znacząco.

Naraz zmieniła temat.

– Ale ileż ty masz na sobie tych ubrań? I wszystkie takie grube. Uff, jeśli tak dalej pójdzie, to niewiele z ciebie zostanie.

W końcu Lisa stanęła przed Kozaczką tylko w cienkiej koszuli. Natasza, spojrzawszy na nią, zamilkła ze zdumienia.

– Ależ ty masz jasną cerę! – wykrzyknęła po chwili. – Jaśniejszą ode mnie! To znaczy, że masz tylko pomazaną twarz i dłonie? A poza tym wcale nie jesteś taka stara… Ale te siwe włosy!

Urwała gwałtownie, bo oto Lisa zdjęła okropną perukę, która niemal do połowy skrywała jej twarz. Długie jasne włosy opadły jej na ramiona. Uśmiechnęła się do Nataszy.

– Nie, nigdy bym… Czegoś podobnego jeszcze nie widziałam. Wskakuj do balii, pomogę ci się umyć! – Natasza śmiała się podekscytowana. – A ten Wasia oddał cię Fiedii. Co za dureń! Musi się o tym dowiedzieć.

Wybiegła, kierując się do okazałej chaty naprzeciwko.

– Żałuj, Wasia! – zawołała tak głośno, że nawet Lisa usłyszała. – Bo ta znajda miała na sobie najdoskonalsze przebranie, jakie kiedykolwiek widziałam! To piękna młoda dziewczyna. Myślę, że długo musiałbyś szukać, by znaleźć od niej ładniejszą…

– Dość się naoglądałem pięknych dziewcząt – dał się słyszeć zniecierpliwiony głos Wasi. – Nic mnie nie obchodzi jej uroda. Kobiety tylko przeszkadzają w wojaczce. Rób z nią, Fiedia, co chcesz Należy się tobie. Pewnie nie miałeś zbyt wielu dziewcząt w swym życiu!

– Dopilnuję, by nie spotkała ją żadna krzywda – odpowiedział łagodnym głosem Fiedia.

Natasza wróciła do Lisy z ubraniem.

– Pożyczę ci mój jedyny sarafan – zaproponowała. – Ja wolę szarawary. Wytrzyj się najpierw, proszę. Zobaczysz, chłopaki zaniemówią z wrażenia.

Niecierpliwa, podniecona Natasza pomogła Lisie założyć białą bluzkę z szerokimi rękawami, pięknie haftowaną, i niebieską długą suknię bez rękawów, sarafan. Oniemiała z podziwu rozczesywała włosy dziewczyny.

– Na szczęście udało się nam zmyć ten wstrętny brud z twarzy – rzekła. I dodała zmartwiona: – Nie mam, niestety, dla ciebie żadnych butów.

Lisa uśmiechnęła się i potrząsnęła głową.

– Chcesz powiedzieć, że możesz iść boso? – spytała Natasza. – Dobrze! Będziesz wyglądała jak piękna Wasylissa prosto z baśni. O, stójka zakrywa rany na szyi! Wspaniale! Chodź!

Zachwycona poprowadziła Lisę przez drogę do chaty, w której zgromadzili się mężczyźni.

– Proszę! Oto wynik moich czarodziejskich sztuczek! – zawołała.

Lisa stanęła w drzwiach, zawstydzona zamieszaniem, jakie wywołała.

Mężczyźni poderwali się z miejsc. Dowódca pochylił się i patrzył oniemiały. Na kilka sekund zaległa głęboka cisza, którą przerwał wzburzony szept Wasi:

– Lisa!

ROZDZIAŁ V

Lisa podniosła wzrok i posłała Wasi zatrwożony, trochę niepewny uśmiech, jak gdyby nie dowierzała, że pamiętał jej imię.

Twarde oblicze Kozaka zastygło w zdumieniu. Stał niby skamieniały.

– Na Krzyż Pański! – wyszeptał. – Przecież to Lisa!

Młody chłopak, na którego wołano Dima, podszedł bliżej.

– Czy to… ona? – zapytał cicho.

Wasia skinął w milczeniu głową.

– O mój Boże – westchnął Dima. – A ty zapierałeś się, że ją znasz!

Wasyl osunął się na stołek, jakby brakło mu sił, by utrzymać się na nogach. Ukrył twarz w dłoniach, a potem oparł głowę na stole.

W chacie panowała cisza. Wszyscy wpatrywali się z przejęciem w Wasyla, który objawił się im w nowym świetle.

Komendant zbliżył się do dzielnego Kozaka, chwycił go za gęste, opadające na kark włosy i odchylił głowę. Twarz Wasyla poszarzała, a ciemne oczy płonęły intensywnym żarem.

– A więc znasz ją? – upewnił się dowódca.

Żal, jaki zabrzmiał w głosie Wasi, wprawił zebranych w zdumienie.

– To jest dziewczyna, którą niegdyś bardzo skrzywdziłem – rzekł powoli. – O duszy najszlachetniejszej i sercu najczystszym. Uratowała mi życie, ryzykując dla mnie wszystko. Była taka samotna, opuszczona, a ja swoim zwierzęcym pożądaniem zabiłem w niej ufność. Jeśli jest na świecie ktoś, na kim można by w pełni polegać, to jest to z całą pewnością Lisa. Zaginęła przed czterema laty. Bardzo możliwe, że dostała się do niewoli tatarskiej i tam nauczyła się ich języka. Prawdą jest, że z Turcji zdążało do chana poselstwo z bardzo ważnymi wieściami. Pozwólcie mi, proszę, poprowadzić ją do atamana! Fiedia zaopiekuje się nią bezpośrednio, ja zaś będę im towarzyszył na odległość i wezmę na siebie całą brudną robotę: osłonię ich w razie ataku wrogów. Do niczego innego się nie nadaję.

Mężczyźni milczeli, zdumieni gorzkim wyznaniem Wasyla. Nie mogli uwierzyć, że jest to ten sam Wasia, którego znali: Kozak o nieokiełznanym temperamencie, zachłanny na życie jak mało kto.

Komendant wyprostował się i spytał z niedowierzaniem:

– Czy jednak rzeczywiście można na niej polegać? Była cztery lata u Tatarów i pewnie dawno przestała być czystym, niewinnym dzieckiem, jakie zapamiętałeś. Zresztą mówiłeś, że ty sam…

– Nie uczyniłem jej nic złego – przerwał mu Wasia. – Prócz tego, że zniszczyłem jej marzenia.

Komendant zwrócił się do Lisy:

– Powiedz, czy jesteś dziewicą?

Lisa zarumieniła się pod badawczymi spojrzeniami zgromadzonych w chacie Kozaków. Wasia wstał i patrzył także z powagą w oczach, a dłonie zacisnął w pięści.

Dziewczyna skinęła głową. W pomieszczeniu zawrzało na nowo. Fiedia śmiał się nerwowo.

– Wybacz mi, że pytam tak obcesowo – usprawiedliwiał się komendant. – Ale dziewczętom, które utraciły niewinność, łatwiej przychodzi zdrada. Nie, Natasza, nie mówię o tobie. Twej uczciwości wszyscy jesteśmy pewni. Ale jak to się stało, Liso, że cię oszczędzono? Czy byłaś komuś obiecana?

Lisa przytaknęła.

– Chanowi?

Znów skinienie głową.

– Tak przypuszczałem – rzekł komendant. – Sam nie miałbym nic przeciwko takiemu podarkowi. Twoja opowieść wydaje mi się coraz bardziej wiarygodna. Kola – zwrócił się do starszego Kozaka o mądrym spojrzeniu. – Będziesz dowodził eskortą. Fiedia jest bezpośrednio odpowiedzialny za dziewczynę, Wasia, Dima i Wołodia będą mieli za zadanie odpierać ewentualne ataki. Eskorta musi być dosyć liczna, bo, jak zrozumiałem, Tatarzy wiedzą, że Lisa uciekła z dokumentami. Wasia, a może zabierzesz ze sobą swą watahę? Na wszelki wypadek?

– O, nie! – zawołał Wasia gorączkowo. – Im nie wolno zbliżać się nawet do Lisy. Wystarczą ci, których wybrałeś!

– Ach, tak? – odezwał się jeden z mołojców wyraźnie urażony. – A więc już nie jesteśmy dobrzy?

Wasyl zacisnął zęby.

– Jesteście, ale w tym, czego was nauczyłem. A tym razem takie rzeczy nie będą mieć miejsca.

Lisa popatrzyła na ludzi Wasi i dreszcz przebiegł jej po plecach. Całe szczęście, że nie będą jej towarzyszyć.

– Nawet jeśli Tatarzy wiedzą, że Lisa uciekła z dokumentami, to przecież nikt nie skojarzy takiej pięknej dziewczyny z garbuską, którą znali – wtrącił Fiedia.

Komendant podparł się na łokciach i w zamyśleniu gryzł kłykcie. Potem spojrzał na Fiedię i rzekł już łagodniejszym tonem:

– Rzeczywiście, masz rację. Jest tylko jeden warunek: Nikt z obecnych nie może puścić pary z ust.

W chacie zapanowała głucha cisza. Kozacy poczuli się dotknięci słowami komendanta. Ten jednak rozkazał krótko: