W środku panowała cisza. Spod drzwi pokoju Jake'a sączyło się światło. Delikatnie nacisnęła klamkę i na chwilę odzyskała spokój, widząc Jake'a leżącego w łóżku. Podeszła i dotknęła jego ramienia.
– Dzwoń po pogotowie, szybko – powiedziała do Carla. Twarz Jake'a miała okropny zielonkawy kolor, taki sam jak wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczyła go w szpitalu. Oczy błyszczały mu chorobliwie. Patrzył nieprzytomnie, jakby nie rozpoznawał Kelly.
– Jake, Jake! – załkała. – O Boże, dlaczego nie wróciłam do domu wcześniej?
Wzięła go za rękę. Jego skóra była sucha i gorąca.
– Kelly…? – wyszeptał.
– Co ci się stało? Ledwie poruszał wargami.
– Wszystko w porządku. Jak ci poszło w college'u?
– Do diabła ze studiami! – powiedziała gwałtownie. – I do diabła z tobą, ty uparty ośle! Nie czułeś się dobrze dziś rano, prawda?
– Średnio – przyznał ochryple. – Twój pierwszy dzień po powrocie… Nie chciałem ci zepsuć…
– Milcz! – krzyknęła. – Jak mogłeś być taki głupi?
– To chyba nic dziwnego, powinnaś się już przyzwyczaić. Przygniatało ją poczucie winy. Jeśli on był głupi, to ona tym bardziej, bo bez trudu dała się zwieść.
– Jak długo to trwa? – spytała ostro, przypominając sobie kilka niepokojących incydentów z ostatnich kilku tygodni. – Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
– Było nam razem tak dobrze… Czekałem na twoje wakacje… Tylko my dwoje… bez college'u. Nie chciałem tego zepsuć. Przepraszam.
– Powinnam coś zauważyć – powiedziała z goryczą. – Ale byłam tak zajęta sobą…
– To dobrze. – Delikatnie ścisnął jej nadgarstek. – Powinnaś zajmować się sobą. Teraz twoja kolej. Tak ustaliliśmy.
– Nie dbam o to, co ustaliliśmy – odpowiedziała z pasją. – Czy myślisz, że to ma jakiekolwiek znaczenie? Jake, ja koch…
– Kelly – naglący głos Carla dobiegł zza drzwi. – Już są.
Do pokoju weszli sanitariusze. Położyli Jake'a na noszach i szybko wynieśli do czekającej karetki.
Kelly pojechała z nim do szpitala, próbując opanować rozedrgane nerwy. Mignął jej przed oczami doktor Ainsley, ale natychmiast zniknął za drzwiami pokoju, w który położono Jake'a. Carl, który jechał za karetką, dołączył do Kelly. Po chwili pojawił się doktor Ainsley, uśmiechnięty i rozpogodzony.
– Ma ciężką infekcję. Zaaplikowałem mu antybiotyk. Wyjdzie z tego. Dziwi mnie tylko, że nic nie powiedział, a przecież musiał czuć się kiepsko od dłuższego czasu.
– Czy zdradził motywy swego postępowania?
– Wymamrotał coś o Wielkanocy, ale niewiele z tego zrozumiałem. Jest teraz zbyt rozgorączkowany, żeby myśleć logicznie. Może opowie nam o tym później.
– Czy mogę go zobaczyć?
– Tylko przez chwilę.
Weszła cicho do pokoju. Usiadła na ostrożnie na łóżku, żeby nie obudzić Jake'a. Dopiero teraz zaczęła się zastanawiać nad jego słowami: „ Było nam razem tak dobrze… Tylko my dwoje".
Jeśli przyznałby się do złego samopoczucia wcześniej, spędziłby jej wielkanocne ferie w szpitalu. Nie dane by im było przeżyć tych wspaniałych, pięknych dni naznaczonych prawdziwą przyjaźnią.
Jake poruszył się i otworzył oczy.
– Czujesz się lepiej? – zapytała Kelly z troską.
– O wiele. Czy wciąż jesteś na mnie nie zła?
– Nie. Potraktujmy to jako nauczkę na przyszłość. Przepraszam za dzisiejszy, a raczej wczorajszy ranek. Nie powinnam na ciebie krzyczeć. Nie byłeś zbyt miły, ponieważ źle się czułeś. Szkoda, że to przede mną zataiłeś.
– Nie chciałem cię tym obarczać w dzień powrotu na uczelnię. Pomyślałem, że zadzwonię do szpitala, kiedy wyjdziesz, ale usnąłem. Potem całkiem opadłem z sił. Włączyłem automatyczną sekretarkę i poszedłem do łóżka. Kiedy się obudziłem, odsłuchałem twoją wiadomość…
– Przez cały czas na mnie czekałeś? Gdybym tylko wiedziała, że źle się czujesz!
– Nie chciałem, żebyś wiedziała. A przy okazji, czy Carl był u nas, czy miałem halucynacje?
– Był. Poszliśmy na pizzę i odwiózł mnie do domu. – Wstała i pochyliła się, by pocałować go w czoło, ale on już zamknął oczy i odwrócił głowę.
Carl czekał na korytarzu. W drodze do domu wszystko mu wyjaśniła.
– Chorował przez całe tygodnie i utrzymywał to w tajemnicy? – zdumiał się. – Dlaczego był taki głupi?
– Nie jest głupi – odpowiedziała z werwą. – Chciał być ze mną podczas ferii wielkanocnych. Myślę, że to wspaniale o nim świadczy.
– Też tak myślę. Jest głupi, ale wspaniały.
Tej nocy nie mogła zasnąć. Męczyło ją wspomnienie wyrazu twarzy Jake'a, kiedy ją żegnał, mówiąc: „Nie wracaj późno do domu". To była prośba. Dlaczego tego nie zrozumiała? Zamiast tego naskoczyła na niego urażona, a on podniósł ręce w geście poddania, zbyt chory, żeby się z nią kłócić.
Miałam o niego dbać, pomyślała smętnie. Ale ze mnie pielęgniarka!
Następnego dnia nie mogła usiedzieć na żadnym wykładzie. Szybko wyszła z uczelni, ściskając w ręku książki i skierowała kroki prosto do szpitala.
Jake wyglądał dzisiaj o niebo lepiej.
– Czuję się zupełnie dobrze – odpowiedział na jej pytanie. – Znasz mnie, ze wszystkiego potrafię się wykaraskać.
– Doktor wyraźnie powiedział, że trafiłeś do szpitala w ostatniej chwili.
– W porządku, zgrywałem twardziela, a teraz za to pokutuję. Przepraszam, jeśli byłem przykry.
Radosny ton w jego głosie obudził czujność Kelly. Uważnie przyjrzała się Jake'owi i tylko utwierdziła się w swych obawach. Jake znów przybrał pozę wesołka, by ukryć swój prawdziwy stan. To ją przestraszyło.
Zanim opuściła szpital, doktor Ainsley powiedział jej:
– Infekcja utrudniła prawidłowe trawienie, dlatego jest taki szczupły. Zatrzymamy go tu przez kilka tygodni. A jak sobie pani z nim radziła przez ten czas?
– Och, Jake był uroczy – odparła. – Zwłaszcza przez ostatnie tygodnie.
– Kiedy wróci do domu, będzie jeszcze lepiej.
Miała co do tego wątpliwości, ale wolała zatrzymać je dla siebie.
Jake wyszedł ze szpitala jeszcze szczuplejszy niż wtedy, kiedy został ranny. Najważniejsze jednak, że szybko odzyskiwał siły. Z czasem przybrał na wadze, jego głos stał się mocniejszy i pogodniejszy.
Skończyły się ich intymne pogawędki, do których Kelly już zdążyła się przyzwyczaić. Uwaga Jake'a znów zaczęła zwracać się na zewnątrz. Kelly odbierała to jako dobry znak. Był przyjacielski, uprzejmy i chętny do współpracy, ale w jakimś sensie obojętny. Jakby nigdy nic ich nie łączyło.
Kelly zdawała sobie sprawę, że pewnego dnia opuści ją i powróci do swojego życia wypełnionego pracą, pełnego blasków, sukcesów i… Olimpii.
Nie czuła goryczy, wdzięczna za te szczęśliwe chwile, które ofiarował jej los. To było o wiele więcej, niż kiedykolwiek spodziewała się otrzymać.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Z każdym dniem Kelly lepiej się czuła w swojej nowej skórze zdecydowanej, dojrzałej, odpowiedzialnej kobiety. Nie była już tą naiwną dziewczyną, za którą inni podejmowali decyzje. Dokonywała własnych wyborów, a jeśli przynosiły ból, potrafiła się z nim uporać.
Jake szybko powracał do zdrowia, zapewne rozmyślał już o przeprowadzce. Kelly postanowiła, że to ona pierwsza wykona ruch w tym kierunku. Tak dyktowała jej ambicja, a raczej poczucie dumy.
– Nie uważasz, że nadszedł już czas, byś zrobił jakiś znaczący krok w stronę Olimpii? – powiedziała pewnego dnia.
– Co konkretnie masz na myśli?
– Och, daj spokój, Jake. Ona jest tą osobą, która „porusza niebo i ziemię", nieprawdaż? Zawsze mówiłeś, że niektórzy ludzie mają dość hartu ducha, by wpłynąć na losy świata. Nadszedł czas, żebyś „poruszył niebo i ziemię" razem z nią.
Spojrzał na nią z zainteresowaniem.
– Czy byłabyś uprzejma dokładniej zdefiniować, co przez to rozumiesz?
Wzruszyła ramionami, udając beztroską obojętność.
– Daj się porwać prądowi. A ściślej, pozwól Olimpii, by cię za sobą pociągnęła.
– Co przez to rozumiesz?
– Po prostu nie pozwól, by sprawy zarosły mchem. Spojrzał na nią rozwścieczony.
– Czy myślisz, że należę do facetów, którzy idą do łóżka z kobietą, by ułatwić sobie karierę?
– Ależ Jake, sugerowałam jedynie, że powinieneś żyć z nią w zgodzie.
– Miałaś na myśli o wiele więcej.
– Nie obchodzi mnie, czy z nią sypiasz…
– A jeśli z nią sypiam? – zapytał groźnie.
Chciała krzyczeć. Ty głupi ośle, oczywiście, że mnie obchodzi. Kocham cię i jeśli odejdziesz, moje życie po raz drugi legnie w gruzach. Dlaczego tego nie widzisz?
– Omówiliśmy to już dawno temu – powiedziała beztrosko. – Nie warto do tego wracać. Jedyne, o co proszę, to byś nie robił tego tutaj, gdy będę pisała pracę semestralną.
– Niech mnie diabli! Wiesz, jak mi dokopać!
Pod wpływem złości zadzwonił do Olimpii i zaprosił ją na kolację przy świecach. I zanim Kelly zdążyła się zorientować, już byli umówieni na jutrzejszy wieczór. No cóż, mogła za to winić wyłącznie siebie.
Na żale było za późno. Zresztą nie zamierzała obnosić się z zazdrością. Jak przystało na prawdziwą Annę Kliwijską nazajutrz z podejrzaną gorliwością pomagała mu w przygotowaniach do randki.
– Musisz zrobić dobre wrażenie – protestowała, kiedy narzekał. – Nie, nie ten czerwony krawat. Jest obrzydliwy.
– Sama mi go kupiłaś.
– Naprawdę? Musiałam być wtedy na ciebie wściekła. Weź jest o wiele lepszy.
– Ten dostałem od Olimpii.
– Będzie więc zadowolona, gdy go założysz. – Kelly z aprobatą pociągnęła nosem. – Dobra woda po goleniu. To też prezent od Olimpii?
– Nie, sam kupiłem.
– Będzie oczarowana. – Otrzepała mu marynarkę, cofnęła się o krok i spytała: – Masz wszystko? Pieniądze? Kartę kredytową? Chusteczkę?
– Tak, mam.
– Długopis? Skarpety do pary? Czyste majtki? Wiesz co, powinieneś się jeszcze raz uczesać.
– Na litość boską, Kelly!
– Gdybyś uległ wypadkowi i wylądował w szpitalu – powiedziała niewinnie. – Tak mawiała moja matka.
– Moja również. Nigdy nie zdołałem jej wytłumaczyć, że gdybym znalazł się w szpitalu, majtki byłyby ostatnią rzeczą, którą bym się przejmował.
Wymienili uśmiechy.
– Idź już – powiedziała. – Bawcie się dobrze.
– Dziękuję, taki mamy zamiar. – Rzucił okiem na jej okazały brzuszek. – Wszystko w porządku?
– W najlepszym. Wrócisz późno, prawda? – spytała z udawaną nadzieją w głosie.
– Mogę w ogóle nie wrócić na noc.
– Ach, to świetnie – wyraziła entuzjazm.
Oszukiwała go, wiedziona pragnieniem zemsty. W pewnym sensie triumfowała. Ale jakiż żałosny był ten triumf! Kiedy Jake wyszedł, usiadła nieruchomo, obejmując się ciasno ramionami. Po chwili zaczęła kiwać się w przód i w tył, niezdolna w inny sposób wyrazić żalu.
Wybrał najdroższą restaurację. Zamówił najprzedniejsze wino i najbardziej wyszukane dania. Zadbał o detale z największą starannością, ponieważ tej nocy miał nadzieję odzyskać utraconą wolność. Nie wiedział dokładnie od czego, ani tym bardziej od kogo mierzą się uwolnić. Nie mogła to być Kelly, ponieważ ona stale zaprzeczała, że ich jeszcze cokolwiek łączy. A zatem chodzi o uwolnienie się od więzów przeszłości, co Kelly najwidoczniej miała już za sobą.
Drażniło go jej zachowanie. Nie miała prawa tak ostentacyjne popychać go w ramiona Olimpii. Wiedział, że po dzisiejszej nocy nic już nie będzie takie jak dawniej. Nie będzie powrotu. Być może właśnie o to chodziło Kelly. Jeśli tak, to trzeba przyznać, że po raz kolejny zdobyła przewagę.
Zatrzymał te przemyślenia dla siebie i zgodnie z wolą Kelly opuścił mieszkanie. Gdyby się opierał, protestował, zdobyłaby punkt w tej podstępnej grze, którą rozgrywali. Nie chciał dać jej takiej satysfakcji.
Siedząc przy stoliku naprzeciw Olimpii, przeczuwał, że spędzi dziś noc w jej łóżku. W przeciwnym razie, jak by wyglądał w oczach Kelly?
– Zawsze wiedziałam, że to się tak skończy – powiedziała Olimpia, uśmiechając się do niego. W jej oczach odbijało się światło świec. Sięgnęła przez stół i ujęła dłoń Jake'a. Musiał przyznać, że prezentowała się wspaniale. Czarna jedwabna suknia miała głęboki dekolt, śmiało odsłaniający wydatne piersi. Włosy, ułożone w małe, puszyste loczki tańczyły wokół twarzy Olimpii, ilekroć się zaśmiała.
Wyglądała tak samo jak tamtej nocy w Paryżu, kiedy myślał tylko o tym, jak ją uwieść… Pamiętał tę palącą pokusę. Gdyby wtedy nie zaprosiła go do swojego pokoju, pewnie rzuciłby się na nią przy wszystkich.
Ale potem, kiedy zamknęły się za nimi drzwi i nadszedł ten oczekiwany wielki moment… nagle czar prysł. Miał dziwne wrażenie, że Kelly stanęła pomiędzy nimi. W rzeczywistości Kelly była oddalona o setki kilometrów, ale Jake naprawdę czuł jej obecność. Widział jej ufne, pełne miłości oczy. I wtedy opuściła go odwaga.
Ale dziś w nocy Kelly nie mogła im popsuć zabawy. Obserwował loczki tańczące wokół twarzy Olimpii, czuł ciepło jej delikatnych palców na swojej dłoni i przechodził go rozkoszny dreszcz na myśl o rysujących się przed nim oszałamiających perspektywach.
"Kłopotliwy współlokator" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kłopotliwy współlokator". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kłopotliwy współlokator" друзьям в соцсетях.