Pewnego dnia, gdy wracała do domu, snując marzenia o Jake'a po prostu zderzyła się z nim na ulicy.

Zaprosił ją na mleczny koktajl. Nie pamiętała, o czym rozmawiali, ale trwało to bardzo długo. Tego wieczoru dom rodzinny wydał jej się jeszcze bardziej pusty i zimny.

Kelly dość regularnie wpadała na Jake'a. Spotkania miały zawsze taki sam przebieg. Koktajl, rozmowa, spacer, podczas którego prowadzili zażarte dyskusje.

Gdy kiedyś wracali do domu, zauważyli, że Mildred przygląda im się zza firanki. Zlustrowała uważnie Jake'a z góry do dołu, a kiedy wyszedł, ostrzegła córkę:

– Uważaj na niego. Niebrzydka z ciebie dziewczyna.

Ale Jake nigdy nawet jej nie pocałował. Zrobił to dopiero dwa tygodnie później w jej osiemnaste urodziny.

– Czekałem, aż dorośniesz – powiedział.

Zycie Kelly zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Mildred, uznając widocznie, że wypełniła matczyną powinność, coraz więcej czasu spędzała poza domem. Kelly zaczęła poznawać smak swobody.

Potem Jake stracił pracę.

– Wylałem go – oświadczył Harry, indagowany przez Kelly. – To bardzo solidny pracownik, przyznaję, ale jednocześnie uparty jak osioł.

– Dobry dziennikarz powinien upierać się przy swoim zdaniu – zauważyła Kelly.

– Owszem, jednak nie powinien przekraczać pewnych granic. W tym zawodzie również należy przestrzegać zasad dobrego wychowania. Dałem mu ważne zadanie. Gdyby nie moja interwencja, Jake opublikowałby bardzo napastliwy tekst, godzący w naszego największego reklamodawcę.

– Och, reklamodawcy! – prychnęła pogardliwie.

– Jakbym słyszał Jake'a – skomentował Harry. – Jest zuchwały, bezmyślny i działa bez zastanowienia.

Święta prawda, pomyślała Kelly, wspominając minione osiem lat. Jake pozostał zuchwały, nieprzejednany, arogancki i nieznośny.

Zmusiła się, by wrócić do rzeczywistości. Obiecała sobie przecież, że nie będzie oglądać się wstecz. Powinna zapomnieć o sentymentach i wyprosić Jake'a z mieszkania. Wróciła do salonu, przygotowując się do wygłoszenia stosownej przemowy, ale nagle słowa zamarły jej na ustach.

Jake leżał na sofie i lekko pochrapywał. Zawsze w ten sposób odreagowywał trudy podróży. Mówił i mówił, a potem zasypiał i życie toczyło się dalej.

Dobrze, że zdążyła otrząsnąć się ze wspomnień. Mogła teraz przyjrzeć się sprawie z odpowiedniej perspektywy.

ROZDZIAŁ TRZECI

Przyniosła koc z garderoby i okryła Jake'a. Potem zgasiła światło, ale nim zamknęła za sobą drzwi sypialni, rozległo się głuche uderzenie. Odwróciła siei w półmroku zobaczyła byłego męża niezdarnie usiłującego wstać z podłogi.

– Do diabła! – wymamrotał, potrząsając głową. – Co się stało?

– Spadłeś z kanapy – wyjaśniła.

– Och! – Ziewnął i przetarł oczy.

Pomogła mu się ułożyć, potem przykryła go kocem.

– Dobranoc – szepnęła.

Nie widziała, jak tego dokonał, ale wyswobodził ramiona spod koca i chwycił ją wpół.

– Nie dostanę całusa?

– Nic z tego – odparła, chociaż już zdołał przyciągnąć ją do siebie.

A właściwie czemu nie? – przemknęło jej przez myśl. Uodporniła się przecież na urok Jake'a. Powinna udowodnić to zarówno jemu, jak i sobie.

Smak jego ust zaskoczył ją. Minęło tak wiele czasu, odkąd po raz ostatni czuła je na swoich ustach. Były zdecydowane, lecz zarazem delikatne. Tęskniła za tą łagodnością i myślała, że już nigdy jej nie zazna. Nagle wszystko wróciło, niczym prezent, którego nie można odrzucić. Postanowiła zatem cieszyć się nim.

Całowali się jak ludzie, którzy dopiero się poznają, otwarci na niespodzianki, gotowi ulec pożądaniu.

Powinna być silna, trzymać emocje na wodzy. Jednak o wiele łatwiej postanowić, niż zrobić. Nagle otworzyła usta i zaczęła oddawać Jake'owi pocałunki.

Po chwili odsunął się i popatrzył na nią uważnie.

– Yvonne? – Uniósł brwi. – A może Helena?

– Carlotta – oświadczyła odważnie.

– Cóż za interesująca kobieta.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo – mruknęła, chichocząc cichutko.

– Zawsze gotowa na nowe doświadczenia.

– Gotowa na wszystko – wyznała.

Jake wolno przesunął dłońmi po jej ciele. To wystarczyło, by utwierdził się w podejrzeniu, że nie miała nic pod spodem.

Kelly wstrzymała oddech, gdy jej dotykał. Tak często się przecież kochali, ale dziś miała wrażenie, że robią to po raz pierwszy.

– Czego chcesz? – mruknął, wtulony w jej ciało.

– Wiesz, czego chcę.

– Powiedz.

– Chcę wszystkiego. – W podnieceniu, które ją rozpalało, ledwie mogła mówić.

Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Rozebrał ich oboje tak szybko, że nawet nie zdążyła się zorientować, kiedy to zrobił. Pragnął jej ponad wszystko.

Wydała długie westchnienie ulgi, kiedy nadszedł moment spełnienia. Uczucie było tak intensywne, że zamknęła oczy, ponieważ zakręciło jej się w głowie. Serce biło jej gwałtownie i leżała jeszcze przez kilka chwil bez ruchu, by się uspokoić. Miała wrażenie, że przebywa gdzieś między snem a jawą, skąd obserwuje siebie samą. Czy ta odmieniona, bezpruderyjna kobieta, to ta sama Kelly, która straciła męża, gdyż śmiertelnie go nudziła?

Kiedy otworzyła oczy, stwierdziła, że Jake stoi nagi przy oknie. Przez moment poczuła się opuszczona, ale coś w jego postawie kazało jej zmienić zdanie. Wyglądał jak człowiek pogrążony w głębokiej zadumie.

To dziwne, bo nie należał do refleksyjnych mężczyzn. Zawsze twierdził, że o wiele bardziej interesuje go świat zewnętrzny. Analizowanie własnego wnętrza nie było jego ulubionym zajęciem. Kelly uważała dotąd Jake'a za osobę wyjątkowo odważną. Dlaczego zatem odnosiła teraz wrażenie, że jest czymś przestraszony?

Jednak teraz nie chciała się nad tym zastanawiać, jej zmysły wciąż pragnęły nowych podniet. Opadła na poduszki, napawając się widokiem Jake'a – jego długich, prostych nóg i wąskich bioder.

Doświadczyła dziś czegoś zupełnie nowego i odkrywczego. Był to czysty seks. Zwykła erotyczna przyjemność bez żadnego romantycznego podtekstu, po prostu wspaniała zmysłowa rozkosz.

Wyślizgnęła się cicho z łóżka i podeszła do okna. Kiedy położyła delikatnie palce na ramionach Jake'a, podniósł głowę, ale się nie odwrócił. Zmysłowo powiodła dłońmi po jego plecach, przesuwając je w dół, aż do podstawy kręgosłupa, potem przerwała pieszczotę, i znów ją podjęła.

Chciał się odwrócić, ale go ubiegła.

– Nie – szepnęła. – Jeszcze nie teraz.

– Myślałem, że jeszcze śpisz – mruknął.

– Nadal tak myślisz? – Przytuliła się mocno do jego pleców.

– Nie wiem, co myśleć. Może jesteś zjawą.

– Czy zjawa zachowywałaby się w ten sposób? – spytała, przebierając palcami po jego klatce piersiowej. – Czy robiłaby to…? Lub to…?

– Co, u diabła, wyprawiasz? – spytał ochryple…

– Udowadniam, że nie jestem duchem. Przeciwnie, jestem bardzo, ale to bardzo cielesna.

– Och, tak… – wysapał. – Żadna ze znanych mi kobiet by tego nie potrafiła…

– No właśnie – przytaknęła. To było najprzyjemniejsze w tej cudownej grze. Osoby, którymi dziś byli, nie miały przeszłości ani przyszłości. Przyszły znikąd, a jutro rozpłyną się w nicości. Jednak dziś wieczorem istniały, czuły i płonęły pożądaniem.

Jake odwrócił się gwałtownie i przejął inicjatywę.

– Gotowa na wszystko? – wyszeptał prosto w jej usta.

– Myślę, że mogłabym cię jeszcze zadziwić.

Ale teraz to on ją zadziwił. Jake był czułym i delikatnym kochankiem, lecz teraz zmienił się w zdecydowanego, gotowego zdławić nawet najlżejszy opór zdobywcę.

Myślała, że zna swoją naturę – spokojną, skromną, cierpliwą. Teraz była zdumiona odkrywaniem własnej seksualności, pozbawionym pruderii dążeniem do osiągnięcia najwyższej rozkoszy.

Potem, kiedy oboje jeszcze ciężko dyszeli, Jake wyciągnął rękę i zapalił lampkę na nocnym stoliku.

– Chcę na ciebie popatrzeć – powiedział.

Uklękła na łóżku, unosząc wysoko ramiona. Cudownie, że udało mi się stracić te kilka kilogramów, pomyślała, lekko kołysząc się na boki, niczym jakaś bezwstydna i wyuzdana leśna nimfa.

– Czy to właśnie chciałeś zobaczyć? – spytała z łobuzerskim uśmiechem.

– To więcej niż kiedykolwiek mogłem oczekiwać. Kobieto, czy wiesz, że jesteś niebezpieczna?

– Czy nie za późno na takie stwierdzenie? – Zaśmiała się perliście.

– To przecież jawna prowokacja – oświadczył, obejmując rękami jej talię.

– Tylko kolejne doświadczenie – powiedziała, powstrzymując go, gdy chciał przewrócić ją na plecy i siadając na nim. Poczuła zadowolenie, widząc szok i zdumienie na jego twarzy, po czym dodała: – Odpręż się, ciesz się chwilą.

– Ciekaw jestem, gdzie się tego nauczyłaś. Pochyliła się nad nim i szepnęła mu do ucha:

– To nie twój interes.

Nie do wiary, ile można się nauczyć z książek. Ale nie zamierzała mu tego wyjaśniać. Wspaniale było patrzeć w dół na jego twarz i widzieć w jego oczach zdumienie.

Nurtowało ją jedno. Jake mógł pomyśleć, że ją odzyskał, ale w rzeczywistości to ona jego odzyskała, a wraz z nim – swoją wolność.

Gdy usiadła gwałtownie na łóżku, do pokoju zaglądało już słońce. Była całkiem rozbudzona, myślała jasno i chłodno. Na widok Jake'a śpiącego obok niej jęknęła z niezadowolenia i zmarszczyła brwi.

Co najlepszego zrobiła? Powinna przewidzieć, jak skończy się ta przygoda. Gdy wystąpiła o rozwód, poczuł się dotknięty, postanowił zatem udowodnić, że nadal może ją zaciągnąć do łóżka, kiedy tylko przyjdzie mu ochota.

Wyślizgnęła się z łóżka, włożyła szlafrok i weszła do kuchni. Pozornie zajęta przygotowywaniem śniadania, nasłuchiwała odgłosów z sypialni. Wreszcie usłyszała kroki w salonie. Odwróciła się z uśmiechem.

– Śniadanie gotowe – powiedziała. Podała Jake'owi dzbanek z kawą. – Napij się, to cię rozbudzi.

– Jak się czujesz? – spytał z troską.

– Wspaniale, zważywszy wczorajsze przyjęcie. A myślałam, że będę mieć kaca.

– Nie wypiłaś dużo.

– Trochę się wstawiłam – skłamała.

– Kiedyś nie piłaś na przyjęciach.

– Nigdy też nie brałam faceta na jedną noc. Dla ciebie zrobiłam wyjątek, ze względu na stare czasy.

– To miło z twojej strony – rzekł spokojnie.

– Ostatecznie byłeś mi winien trochę zabawy, skoro wyrzuciłeś Carla i Franka…

Jake wziął głęboki oddech.

– Nie mów w ten sposób!

– Hej, rozchmurz się – napomniała go. – To był wspaniały akcent na zakończenie naszego małżeństwa. – Ty też się dobrze bawiłeś, prawda?

– Nadzwyczajnie – odparł spokojnie. – Nie przypuszczałem, że nabrałaś takiej wprawy. – Próbował wyczytać coś z jej twarzy, ale Kelly udało się przybrać obojętną minę. – Masz rację, Kelly – powiedział. – Jesteś teraz inną kobietą. Teraz twoje życie należy do ciebie. Odzyskałeś je i zrobisz z nim, co tylko zechcesz.

– To najlepsze wyjście dla nas obojga – powiedziała.

– Tak, może masz rację, że najlepsze dla nas obojga – powtórzył. – Tylko że ja…

Zastygła, czekając na jego dalsze słowa. Wydawał się walczyć z myślami, ale nagle jego twarz stężała, jakby zobaczył coś strasznego ponad ramieniem Kelly.

– Och, Boże! – jęknął, wpatrując się w zegar. – Zobacz, która godzina!

– Minęła dziesiąta. O co chodzi?

– Powinienem już dziesięć minut temu być w taksówce. Muszę złapać południowy lot…

Gdy Kelly zamawiała taksówkę, Jake ubierał się w szalonym tempie. Skończył w samą porę, równo z dzwonkiem do drzwi.

– Cześć! – powiedział, całując ją pospiesznie w policzek. – Na łóżku znajdziesz prezent. Na Gwiazdkę i na nowe mieszkanie.

To był platynowy zegarek wysadzany maleńkimi brylancikami. Jedna z tych rzeczy, które można kupić w sklepie bezcłowym na każdym lotnisku. Jake zawsze jej coś takiego kupował, gdy wracał do domu z drugiego końca świata. Właściwie z tego powodu nigdy nie zdołała mu powiedzieć, jak bardzo za nim tęskniła. To tak, jakby zamykał jej usta kosztownym podarunkiem. A poza tym… Poza tym czuła się tak samo samotna, gdy on był z nią.

Jednak teraz nie miał właściwie powodu, by kupować jej prezent. Ten gest bardzo ją ujął. Z uśmiechem rozejrzała się wokół siebie.

Jednak jej uśmiech szybko zgasł, gdyż nagle pokój wydał jej się przeraźliwie smutny i pusty. Taka sama zimna pustka wkradła się również do jej serca, przygniatając je nieznośnym wręcz ciężarem. A miało być inaczej…

ROZDZIAŁ CZWARTY

Gdy tylko Kelly zaczęła chodzić na zajęcia, natychmiast zorientowała się, że jej umysł niemal całkowicie odwykł od wysiłku. Na początek wybrała więc łatwy, lecz bardzo ciekawy kurs z podstaw archeologii. Wykładowcy doceniali jej pracowitość, cieszyła się popularnością wśród pozostałych studentów. Będzie wiodła spokojne życie, o jakim zawsze marzyła.

Jedynym szkopułem była konieczność podjęcia pracy zarobkowej. Inaczej nie dałaby rady związać końca z końcem, musiała przecież spłacać kredyt zaciągnięty na pokrycie kosztów nauki.