Kelly westchnęła i podniosła ręce w geście rezygnacji.
– Decyzja należy do mnie – oświadczyła.
– A więc, co zamierzasz w sprawie pieniędzy? Chyba nie planujesz czegoś tak głupiego jak porzucenie studiów?
– Nie wiem – jęknęła. – Znajdę jakiś sposób na zdobycie pieniędzy.
– Jaki? – dopytywał się nieustępliwie.
– Może poszukam współlokatorki, zobaczę. Jednak na pewno nie będę cię prosić o pozwolenie.
– Kelly, czy to ma sens?
– Wszystko nabrało sensu od dnia, w którym zdecydowałam się na samodzielne życie.
– Nie bądź taka… Och, dokąd idziesz? Wracaj tu, Kelly!
Doktor Ainsley spotkał ją w bufecie pięć minut później.
– Dobra robota – powiedział. – To najlepsza rozrywka, jaką nam ostatnio zafundowano.
– Pewnie wszyscy słyszeli każde słowo.
– No, rozmawialiście dosyć głośno. Zrobiła pani dużo dobrego dla mojego pacjenta. Od dawna nie był taki ożywiony.
– Spieraliśmy się na temat mojej ciąży. Czy pan…?
– Niewinny! Jestem pewien, że sam się domyślił, zwłaszcza po tym, jak pani zasłabła.
– Dokładnie o trzeciej po południu. Tak samo jak przy pierwszej ciąży.
– On to pamiętał?
– Jake zawsze mówi, że jego pamięć jest jak lep na muchy. Wszystko do niej lgnie. To bardzo pożyteczne w zawodzie dziennikarza.
– Och, tak. – Ktoś stanął w drzwiach do bufetu. – A to ci niespodzianka. – Doktor podniósł głos. – Dobra robota, Jake!
Wstał, by zrobić miejsce dla Jake'a naprzeciw Kelly, ale po chwili usiadł z powrotem.
– Zostanę tu w charakterze rozjemcy – powiedział.
– Kelly, to była wspaniała walka. Jestem pod wrażeniem – wyznał Jake.
Zdobyła się na uśmiech.
– Gdybyś zwracał na mnie baczniejszą uwagę, nigdy bym cię nie porzuciła.
– Niech ci Bóg wybaczy! Przecież to ja odszedłem.
– Na chwilę przedtem, zanim cię wykopałam.
– Koniec pierwszej rudny – oświadczył doktor Ainsley. – Kelly prowadzi.
– W porządku, ale wróćmy do poważnego tematu. Powiedziałaś, że poszukasz współlokatora.
– No i?
– Jestem zainteresowany. Muszę się gdzieś podziać, gdy stąd wyjdę, a zapłacę ci wystarczająco dużo, byś mogła rzucić pracę. Nie potrząsaj głową, to uczciwa propozycja i dobry pomysł.
– Mamy znów zamieszkać pod jednym dachem, i to zaledwie kilka tygodni po rozwodzie? Jake, bądź poważny!
– Myślę, że obydwoje o czymś zapominacie – wtrącił się doktor Ainsley.
Odwrócili ku niemu głowy.
– O czym?
– O Henryku VIII.
– Nie zwracaj na niego uwagi – poradził Jake, patrząc na wyraz twarzy Kelly.
– Henryk VIII i Anna Kliwijska – ciągnął doktor Ainsley. – Była jego czwartą żoną. Rozeszli się w zgodzie, pozostając parą przyjaciół. Nosiła nawet tytuł „Drogiej królewskiej siostry". Przeżyliście razem osiem lat. Czy wam się to podoba, czy nie, wiele was łączy. Co w tym zabawnego? – spytał, gdy Kelly wybuchnęła śmiechem.
– Przepraszam, ale to zabawne wyobrazić sobie Jake'a jako Henryka VIII.
– Będę doskonałym lokatorem – oświadczył Jake uroczyście.
– Jestem tego pewna, ale nie dla mnie. Dziękuję, nie skorzystam.
– Kelly! – zawołali równocześnie.
– Macie nie po kolei w głowie. Obydwaj. A teraz już pójdę, zanim też zwariuję.
Tej nocy praca w restauracji zmęczyła Kelly bardziej niż zwykle. Zapach tłustego jedzenia przyprawiał ją o mdłości. Wieczorem usiadła przy biurku, by napisać referat, jednak pusta kartka zawirowała jej przed oczami. Musiała przerwać pisanie. Tak, rzeczywiście powinna poszukać współlokatora.
Ale nie Jake'a. Na litość boską, każdego, tylko nie Jake'a.
Minęło kilka dni, zanim znów wybrała się do szpitala. Postanowiła, że tym razem nawet nie pozwoli, by Jake zaczął ją przekonywać.
Doktor Ainsley spotkał ją na korytarzu i zaciągnął do swojego gabinetu.
– Powinna pani o czymś wiedzieć – powiedział pospiesznie. – Przedwczoraj Jake się wypisał na własne żądanie.
– I pan mu na to pozwolił?
– Nie mogłem go powstrzymać. Szpital to nie więzienie.
– Dlaczego pan do mnie nie zadzwonił?
– Ponieważ nie miałem pani numeru. Jake wrócił do swego mieszkania. Na szczęście w nocy jeden z sąsiadów usłyszał jego jęki i wezwał karetkę. Teraz jego stan jest już stabilny. Obawiam się jednak, że taka sytuacja może się powtórzyć.
– Czy on nadal potrzebuje opieki pielęgniarskiej?
– Tak, ale niezbyt intensywnej. Gdyby z kimś mieszkał, wysłałbym go bez wahania do domu. Jednak on nie ma nikogo… To zresztą dziwne. Jak na tak popularnego człowieka jest bardzo samotny.
Jake leżał w łóżku, wyczerpany po niedawnej próbie ucieczki i przygnębiony z powodu niefortunnego zakończenia przygody. Kelly nie odezwała się ani słowem, tylko usiadła przy łóżku i westchnęła.
– Zachowałem się jak idiota – wyznał po chwili.
– To nie nowina – odparła, starając się nie okazywać zdenerwowania. Widok jego pobladłej, zmęczonej twarzy sprawiał jej ból. – Co cię podkusiło, by zrobić taką głupią rzecz?
– Dostałem świra. Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek. Czy wyobrażasz sobie, przez co ja przechodzę? Nie winię cię za to, że nie chcesz ze mną mieszkać. Szkoda, bo przyjaźń to piękna rzecz. Prawda, Kelly?
Zaczynała się wahać, podjęła więc ostatnią desperacką próbę obrony swej niezależności.
– Uważam, że to Olimpia powinna się tobą zająć, Jake.
– Ona pracuje od świtu do nocy. Poza tym nie mam teraz dość energii, by ją zadowolić.
– Nie przypuszczam, by oczekiwała tego po tobie… To znaczy na razie.
– Jestem zbyt osłabiony, by nawet o tym myśleć.
– Czy to ten sam Jake Lindley, na widok którego kobiety mdleją przed telewizorami? – zakpiła.
– Tak – przyznał poważnym tonem.
– Och, Jake – westchnęła – co ja mam zrobić?
– Co chcesz. To twój wybór.
– Myślisz, że cierpię na sklerozę? – obruszyła się. – Zawsze tak mówiłeś, kiedy chciałeś postawić na swoim.
– Może i tak – zgodził się podejrzanie potulnie.
– To się nie uda, Jake – jęknęła błagalnie. – Poza tym widziałeś moje mieszkanie. Nawet nie jest umeblowane.
– Pomyślałem o tym. – Sięgnął do szafki przy łóżku i wyjął czek. – To powinno pokryć koszt mebli i montażu. Nie rób niczego sama, wynajmij ludzi.
Wysokość kwoty zaskoczyła ją.
– Ależ to o wiele za dużo…
– To czynsz za pierwszy miesiąc. – Wykrzywił nagle usta, jakby poczuł ból. – Pozwól, bym coś dla ciebie zrobił. – Gdy nadal milczała, dodał z naciskiem: – Proszę.
Prośby nie były w stylu Jake'a. Potrafił czarować ludzi tak długo, aż mu ulegali. Jednak dziś zauważyła w jego oczach niepokój, którego nigdy przedtem nie widziała, a w uszach zabrzmiały jej słowa doktora Ainsleya: „Jak na tak popularnego człowieka jest bardzo samotny".
– W porządku – powiedziała z wahaniem. – Ale tylko do momentu, kiedy staniesz na nogi.
– Masz na myśli, aż nogi przestaną się pode mną uginać? – zażartował.
– Aż wyzdrowiejesz.
– Będę twoim bratem. A teraz wróćmy do spraw praktycznych. Czy już zwolniłaś się z pracy?
– Nie, ale…
– No, to zrób to teraz. – Podał jej słuchawkę. Zwolnienie się z pracy zajęło jej nie więcej niż minutę. Szef, o dziwo, był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Nie miał Kelly nic do zarzucenia, jednak wyniknęło mu się między wierszami, że jego siostrzenica znalazła się w trudnej sytuacji i rozpaczliwie poszukuje jakiejś posady. Prawdopodobnie wkrótce zwolniłby Kelly, gdyby go nie uprzedziła. Widać tak już miało być. Trudno…
Nie umiała jednak dojrzeć jaśniejszych stron zaistniałej sytuacji. To żadne przeznaczenie, raczej nieszczęśliwy zbieg okoliczności. No i jeszcze to dziwaczne porównanie Jake'a do Henryka VIII…
Nie, nie był Henrykiem. Był diabłem. Diabłem pełnym kuszącego uroku.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Minął kolejny tydzień, zanim Jake doszedł do siebie po niedawnej przygodzie i został wypisany ze szpitala. W tym czasie Kelly wynajęła firmę dekoratorską i umeblowała mieszkanie. Wydała sporo pieniędzy, ale dzięki czekowi od Jake'a nadal trochę pozostało. Kiedy próbowała mu dziękować, od razu zmieniał temat.
– No dobrze, przejdźmy do spraw praktycznych – powiedziała w końcu. – Trzeba przewieźć twoje rzeczy. Daj mi klucze, załatwię to.
Gdy się rozstali, obydwoje wyprowadzili się ze starego domu. Kelly była ciekawa, jak Jake się urządził w nowym lokum.
– Dzięki, ale nie trzeba – odparł pospiesznie. – Nie musisz się trudzić. Wszystko już zorganizowałem.
Zrobiło jej się głupio. Oczywiście, na pewno poprosił Olimpię o pomoc. Prawdopodobnie to ona miała zapasowe klucze. Dlaczego o tym nie pomyślałam, wściekała się Kelly w duchu.
Znalazła wymówkę, by wyjść i pożegnała się dość nerwowo.
Wieczorem, w przeddzień przeprowadzki Jake'a, była tak skupiona na lekturze książki, którą chciała do jutra skończyć, że nie od razu usłyszała, że ktoś dzwoni do drzwi. Gdy je otworzyła, stanęła oko w oko z Olimpią.
Kobieta z burzą perfekcyjnie potarganych blond włosów wyglądała jak zwykle olśniewająco. Na widok Kelly uśmiechnęła się szeroko i kordialnie objęła ją ramieniem, roztaczając wokół intensywną woń drogich perfum.
– Kelly, kochanie, nie masz mi za złe, że wpadłam, prawda?
– Ależ skądże – skłamała Kelly.
– Ogromnie się ucieszyłam, gdy usłyszałam, że pomagasz Jake'owi. Ma szczęście, bo wszyscy starzy przyjaciele o nim pamiętają.
– No tak, nawet ci rzeczywiście starzy – zauważyła Kelly z lekką złośliwością, gdyż była o kilka lat młodsza od Olimpii.
Najchętniej wyrzuciłaby tę uśmiechniętą babę za drzwi, ale już było za późno. Olimpia pewnym krokiem weszła do środka i rozglądała się po mieszkaniu, jakby zamierzała je wynająć. Wreszcie otworzyła drzwi do pokoju Jake'a.
– Ładny – powiedziała lakonicznie. – Chociaż muszę przyznać, że jestem nieco zdziwiona… Zresztą, mniejsza z tym.
– Jesteś zdziwiona, że Jake chciał zamieszkać ze mną? -spytała Kelly chłodnym tonem.
– Można to ująć w ten sposób. Nie sądzę, by było to najlepsze rozwiązanie w obecnej sytuacji. Ale dajmy temu spokój. Wiemy, jak Jake nienawidzi ranić ludzkich uczuć.
– On to robi mimowolnie – zauważyła Kelly z delikatną ironią. – Jake ma wrażliwe serce i chce dobrze, ale brak mu intuicji. Czasami zachowuje się jak słoń w składzie porcelany, a potem przeprasza, choć tak naprawdę nie rozumie, czym zawinił. Kiedyś sama się o tym przekonasz.
Olimpia uśmiechnęła się pobłażliwie.
– Być może zachowuje się tak w stosunku do niektórych ludzi, ale ja… Och, na pewno nie chcesz o tym słuchać.
– Nie, nie chcę – przyznała Kelly z werwą. – Ale powinnaś brać Jake'a takim, jakim jest. On się nie zmieni.
Olimpia uśmiechnęła się z przymusem.
– Mężczyźni zmieniają się, kiedy są zakochani.
– Daj spokój, Olimpio – powiedziała Kelly z irytacją. – Nie występujesz teraz przed kamerą. – Mówiła ostrym tonem, by ukryć ból, który sprawiły jej te słowa.
– Nie ma sensu wracać do przeszłości. – Olimpia niespodziewanie złagodniała. – Przepraszam cię, Kelly. Ale prawda jest prawdą, nawet jeśli boli.
– Zapominasz chyba, że się z nim rozwiodłam – powiedziała Kelly cierpko.
– Jak mogłabym zapomnieć? Zachowałaś się z godnością. Gdy mąż pokocha inną, najlepiej pozwolić mu odejść.
– Zawsze zaprzeczałaś, że coś was łączy.
– Oczywiście, że zaprzeczyłam. Ani Jake, ani ja nie chcieliśmy zobaczyć swoich zdjęć na pierwszych stronach gazet. Jednak prawda pozostaje prawdą bez względu na wybiegi, jakie Jake stosował, by mnie chronić. Pozwól mu odejść na dobre, Kelly. Obydwie wiemy, że wasze małżeństwo skończyło się katastrofą.
Kelly gwałtownie wciągnęła powietrze. Spośród natłoku bolesnych emocji wyłoniła się jedna jasna myśl. Jakie to szczęście, że nie wyjawiła Jake'owi prawdy o dziecku…
– Nie będziesz mieć nic przeciwko temu, jeśli go odwiedzę? – spytała słodko Olimpia. – A może, gdy już go tu ściągniesz – mówiła, nie kryjąc złośliwości – zabarykadujesz drzwi i postawisz na straży psa?
– Jedyny pies w budynku to pudel mojego sąsiada, ma piętnaście lat i przez większość dnia śpi – odpowiedziała Kelly, nie dając się sprowokować. – Przychodź, kiedy chcesz i na jak długo chcesz. Postaraj się tylko nie przeszkadzać mi w nauce.
– Och, zapomniałam, że wróciłaś do szkoły…
– Do college'u – wyjaśniła Kelly. – Podjęłam studia.
– Tak, Jake wspomniał mi o tym. Oferują dziś tyle rozmaitych kursów, nieprawdaż? Podejrzewam, że można zdobyć magisterium nawet z opery mydlanej.
– Studiuję archeologię. – Kelly zignorowała kolejną zaczepkę. – Właśnie czytam niezwykle interesującą pracę o starożytnych pochówkach. Był taki król, który pozbywał się nadmiaru konkubin, upijając je winem. Budziły się potem obwiązane specjalnymi bandażami w sarkofagach. Ich krzyki przez tydzień odbijały się echem od marmurowych ścian, zanim ostatecznie zapadała martwa cisza. To wspaniały sposób na pozbywanie się niewygodnych ludzi, nie sądzisz? A może napijesz się wina, Olimpio?
"Kłopotliwy współlokator" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kłopotliwy współlokator". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kłopotliwy współlokator" друзьям в соцсетях.