– Ależ z nas szczęściarze – mruknął Ethan.
Jane była czerwona jak burak. Cal chyba się domyślił, że posunęła się najdalej jak mogła, bo umiejętnie skierował rozmowę na inne tory. Niedługo potem usiedli do stołu.
Jane robiła co w jej mocy, by wyglądać na znudzoną a w rzeczywistości chciwie chłonęła najdrobniejsze szczegóły. Obserwowała niewymuszoną braterską przyjaźń i bezwarunkową miłość, jaką Jim i Lynn darzyli synów. Mimo problemów małżeńskich teściów, oddałaby wszystko, by należeć do tej rodziny.
Wielokrotnie podczas posiłku rozmowa schodziła na praktykę Jima: opowiadało interesujących przypadkach, o nowych sposobach leczenia. Zdaniem Jane jego opisy były zbyt naturalistyczne jak na porę posiłku, nie przeszkadzało to jednak nikomu innemu, doszła więc do wniosku, że zdążyli przywyknąć. Zwłaszcza Cal ciekawie wypytywał o szczegóły.
Jane była zafascynowana Lynn. Podczas kolacji matka Cola rozprawiała o muzyce i sztuce, o klubie dyskusyjnym, któremu przewodniczy. Okazała się także wyśmienitą kucharka i Jane zrobiło się wstyd. Boże, czy ta dziewczyna z gór potrafi wszystko?
Ethan wskazał piękny bukiet lilii i orchidei w kryształowym wazonie.
– Skąd to wzięłaś, mamo? Odkąd Joyce Belik zamknęła kwiaciarnię, nie widziałem tu równie wspaniałych kwiatów.
– Zamówiłam je w Asheville. Lilie co prawda troszkę zwiędły, ale nadal są piękne.
Po raz pierwszy, odkąd usiedli do kolacji, Jim zwrócił się bezpośrednio do żony:
– A pamiętasz, jak dekorowałaś stół zaraz po naszym ślubie? Umilkła na chwilę.
– Było to tak dawno temu, że już zapomniałam.
– A ja nie. – Popatrzył na synów. – Wasza matka zrywała dzwonki w cudzych ogródkach, wsadzała je do słoika i prezentowała mi dumnie, jakby to były jakieś egzotyczne cuda. Tak się podniecała słoikiem kaczeńców, jak inne kobiety bukietem róż.
Jane była ciekawa, czy Jim zamierzał zawstydzić żonę wypominając jej ubogie pochodzenie. Jeśli tak, plan spalił na panewce. Lynn nie zawstydziła się wcale, za to w jego głosie pojawiły się niskie nuty, świadczące o głębokim poruszeniu. Może Jim Bonner wcale nie odnosi się tak pogardliwie do prostych korzeni Lynn, jak udaje.
– Złościłeś się na mnie – odparła – i wcale ci się nie dziwię. Pomyśleć tylko: zwykłe dzwonki na stole.
– Nie tylko kwiaty ją zachwycały. Kiedyś, pamiętam, nazbierała kamyków i ułożyła je w ptasim gnieździe.
– A ty wtedy, bardzo słusznie zresztą, zauważyłeś, że ptasie gniazdo na stole jest bardzo niehigieniczne i nie tknąłeś kolacji, póki nie posprzątałam.
– Zrobiłem tak? – Sięgnął po kieliszek wina. Zmarszczył brwi. – No tak, na pewno było to niehigieniczne jak diabli, ale i ładne.
– Doprawdy, Jim, nic nadzwyczajnego. – Uśmiechnęła się chłodno i spokojnie, jakby nie dotyczyły jej dawne uczucia, najwyraźniej dręczące jej męża.
Po raz pierwszy spojrzał jej prosto w oczy.
– Zawsze lubiłaś ładne rzeczy.
– Do dzisiaj tak jest.
– Tylko że teraz lubisz znane marki.
– A tobie te marki podobają się o wiele bardziej niż dzwonki w słoiku czy ptasie gniazda.
Chociaż obiecała, że zachowa dystans, Jane nie mogła tego dłużej słuchać.
– Jak sobie radziliście podczas pierwszych lat po ślubie? Cal mówił, że nie mieliście pieniędzy.
Cal i Ethan wymienili spojrzenia. Jane nabrała podejrzeń, że poruszyła zakazany temat; w końcu zadała bardzo osobiste pytanie. Skoro jednak ma być bezczelna, co za różnica?
– No właśnie, tato, jak sobie radziliście? – zapytał Ethan.
Lynn wytarła kąciki ust lnianą serwetką.
– To zbyt przygnębiające, by o tym mówić. Ojciec uczył się całymi dniami… zresztą nie chcę mu psuć kolacji ponurymi wspomnieniami.
– Nie całymi dniami. -Jim zadumał się nagle. – Mieszkaliśmy w okropnym dwupokojowym mieszkaniu na Chapel Hill. Nasze okna wychodziły na tylne podwórko, gdzie wszyscy wystawiali stare niepotrzebne meble. Czułem się tam okropnie, ale mama była zachwycona. Wycinała zdjęcia z,,National Geographic” i przyczepiała do ścian. Nie mieliśmy zasłon, tylko rolety pożółkłe ze starości. Ozdobiła je różowymi kwiatami z bibułki. Byliśmy biedni jak myszy kościelne. Kiedy nie kułem w bibliotece, robiłem zakupy, ale cały ciężar spadał na nią. Aż do narodzin Cala co rano wstawała o czwartej i szła do pracy w piekarni. I bez względu na to, jak była zmęczona, w drodze do domu zbierała dzwonki.
Lynn wzruszyła ramionami.
– Doprawdy, praca w piekarni to nic w porównaniu z uprawą roli na Heartache Mountain.
– Ale byłaś w ciąży – zauważyła Jane. Usiłowała sobie to wyobrazić.
– Byłam młoda i silna. I zakochana. – Po raz pierwszy Lynn okazała silniejsze wzruszenie. – Kiedy Cal przyszedł na świat, doszły nam rachunki za lekarzy. Nie mogłam pracować w piekarni i się nim zajmować, więc zaczęłam eksperymentować z ciastkami.
– Karmiła go o drugiej w nocy i zabierała się do pieczenia. Piekła do czwartej, spała z godzinkę, karmiła go znowu, budziła mnie na zajęcia. Potem pakowała wszystko na stary wózek, który znalazła w sklepie ze starociami, kładła Cala między ciastka i wędrowała do miasteczka uniwersyteckiego. Sprzedawała ciasteczka po dwadzieścia pięć centów za sztukę. Nie miała pozwolenia, więc ilekroć pojawiali się strażnicy, przykrywała wszystko kocem, tak że Calowi wystawała tylko główka.
Uśmiechnęła się do syna:
– Biedactwo. Nie miałam wtedy pojęcia o dzieciach i o mały włos cię nie zadusiłam.
Popatrzył na nią ciepło.
– Po dziś dzień nie znoszę kołder.
– Strażnicy nigdy jej nie przyłapali – ciągnął Jim. – Widzieli tylko szesnastoletnią biedaczkę z wózkiem, a w wózku dzieciaka, którego wszyscy uważali za jej młodszego braciszka.
Ethan nachmurzył się nagle.
– Wiedzieliśmy, że było wam ciężko, ale nigdy nie opowiadaliście szczegółów. Dlaczego?
I dlaczego teraz, dodała Jane w myślach. Lynn wstała.
– To stara, nudna historia. Bieda ma urok tylko z perspektywy czasu. Ethan, pomożesz mi podać deser?
Ku rozczarowaniu Jane rozmowa zeszła na mniej fascynujący temat, czyli na futbol. Chyba nikt poza nią nie zauważał, że Jim Bonner co chwila posyła żonie smutne spojrzenia.
Nieważne, jak prostacko się zachował, Jane nie była już taka skora do wydawania sądów. W jego oczach krył się wzruszający smutek. Patrząc na rodziców Cala miała wrażenie, że nic nie jest takie, jakim się wydaje.
Dla niej najciekawszy był moment, gdy Ethan zapytał, jak tam spotkania Cala. Dowiedziała się wtedy, w jaki sposób jej mąż spędza całe dnie. Na prośbę starego kumpla, dzisiaj dyrektora szkoły, odwiedzał lokalnych biznesmenów i zabiegał o finansowe wsparcie nowego programu szkolenia zawodowego dla młodzieży ze środowisk kryminogennych. Z rozmowy wynikało także, że wydatnie zasila kampanię antynarkotykową Ethana, kiedy jednak zaczęła wypytywać o szczegóły, zmienił temat.
Wieczór się ciągnął. Jim zapytał ją o pracę; odparła z wyższością, że to bardzo skomplikowane. Lynn zaprosiła ją na spotkanie klubu dyskusyjnego: Jane zgasiła ją twierdząc, że nie ma czasu na babskie pogaduszki. Ethan wyraził nadzieję, że zobaczy ją na mszy, na co odparła, że jest niewierząca.
Wybacz mi, Boże; robię co mogę. To dobrzy ludzie, niech nie cierpią już więcej.
W końcu nadszedł czas pożegnania. Wszyscy zachowywali się bez zarzutu, dostrzegła jednak ściągnięte brwi Jima i zatroskane oczy Lynn, gdy żegnali się z Calem.
Cal odezwał się dopiero kiedy wyjechali na szosę.
– Dzięki, Jane.
Nie patrzyła na niego.
– Nie wytrzymam tego jeszcze raz. Trzymaj ich ode mnie z daleka.
– Dobrze.
– Mówię poważnie.
– Wiem, że nie było ci łatwo – stwierdził miękko.
– To wspaniali ludzie. Postąpiłam okropnie.
Milczał przez większość drogi. Dopiero na obrzeżach Salvation rzucił: ~ Pomyślałem sobie, że moglibyśmy umówić się na randkę. Co ty na to? Czyżby to nagroda za dzisiejszy wieczór? Fakt, że akurat dzisiaj ją zaprosił, sprawił, że stała się opryskliwa.
– Mam włożyć papierowa torbę na głowę, na wypadek, gdyby ktoś nas zobaczył?
– Cholera, dlaczego od razu się pieklisz? Zaprosiłem cię na randkę, tak czy nie?
– Kiedy?
– Nie wiem. Może w środę?
– Dokąd pójdziemy?
– Niech cię o to głowa nie boli. Załóż najbardziej obcisłe dżinsy jakie masz i oczywiście koszulkę na ramiączkach.
– Z trudem się dopinam w obcisłych dżinsach i nie posiadam bluzeczek na ramiączkach. Zresztą i tak jest za zimno.
– Sądzę, że dam radę cię rozgrzać, guzikami też się nie przejmuj. – Zadrżała słysząc zmysłową obietnicę w jego głosie. Zerknął na nią i poczuła się, jakby ją pieścił oczami. Nie mógł wyrazić tego jaśniej. Pragnie jej. I dostanie, czego chce.
Pozostaje tylko pytanie, czy jest na to gotowa? Zawsze podchodziła do życia poważnie, beztroska nie leży w jej charakterze. Czy w przyszłości zdoła uporać się z bólem, który ją czeka, jeśli teraz się zapomni?
Rozbolała ją głowa. Odwróciła się do okna, nie odpowiadając. Usiłowała skupić się na czymś innym. Za oknami samochodu przesuwały się światła Salvation, a ona rozważała, co wie o Jimie i Lynn.
Lynn nie zawsze była dystyngowaną damą, jak dzisiaj wieczorem. Ale Jim? Jane chciałaby darzyć go niechęcią, jednak nie mogła: cały czas pamiętała, jak tęsknie spoglądał na żonę.
Co się stało z dwójką zakochanych dzieciaków? – zastanawiała się.
Jim wszedł do kuchni i nalał sobie kawy bezkofeinowej. Lynn stała przy zlewie, plecami do niego, co i tak nie stanowiło żadnej różnicy. Nawet jeśli patrzy mu prosto w oczy, nie pokazuje mu niczego poza chłodną, uprzejmą, obojętną maską.
Kiedy chodziła w ciąży z Gabe'em, zaczęła się jej stopniowa transformacja w idealną żonę młodego lekarza. Pamiętał, z jaką ulgą powitał jej coraz większą rezerwę i to, że nie ośmieszała go już publicznie, mówiąc niegramatycznie i przesadnie okazując uczucia. W miarę upływu lat nabrał przekonania, że to przemiana Lynn uchroniła ich małżeństwo od katastrofy, którą, zdaniem większości, zakończyłoby się niechybnie. Ba, wydawało mu się nawet, że jest szczęśliwy.
I wtedy utracił jedynego wnuka i synową, którą uwielbiał. Potem był świadkiem, jak jego syn wpada w rozpacz, a on nie potrafi mu pomóc, i coś w nim pękło. Kiedy Cal zadzwonił z wiadomością, że się ożenił, odżyła w nim nadzieja. Potem jednak poznał nową synową. Jakim cudem ta zimna suka zaciągnęła go do ołtarza? Czy Cal nie widzi, że ona go unieszczęśliwi?
Objął kubek dłońmi i utkwił wzrok w szczupłych plecach żony. Małżeństwo Cala wstrząsnęło Lynn do głębi i teraz oboje starali się gorączkowo zrozumieć, dlaczego dokonał takiego wyboru. Owszem, Jane była pociągająca na swój sposób, czego Lynn mogła nie zauważyć, ale przecież to nie powód, żeby się żenić. Od lat martwił ich pociąg Cala do młodych i głupich kobiet, one jednak były przynajmniej miłe.
Nie wiedział, jak pomóc Calowi, zwłaszcza że nie był w stanie uporać się z własnymi problemami rodzinnymi. Rozmowa podczas kolacji obudziła stare wspomnienia. Miał wrażenie, że wskazówki zegara cofają się w przyspieszonym tempie. Chciał je zatrzymać, by nie wracać do czasów, gdy zbyt często dokonywał niewłaściwych wyborów.
– Dlaczego nigdy nawet nie wspomniałaś tamtego dnia, gdy kupiłem od ciebie ciasteczka? Minęło tyle czasu, a ty nie powiedziałaś ani słowa.
Uniosła głowę, gdy zaczął mówić. Spodziewał się, że uda, iż nie wie, o co mu chodzi, a przecież powinien wiedzieć, że to nie w jej stylu.
– Na Boga, Jim, to było trzydzieści sześć lat temu!
– Pamiętam, jakby to było wczoraj.
W ten piękny kwietniowy ranek był studentem pierwszego roku, Cal miał niecałe pięć miesięcy. Wyszedł właśnie z laboratorium chemicznego z nowymi kumplami. Wszyscy byli studentami wyższych lat. Dziś nie pamiętał nawet ich nazwisk, ale wtedy nade wszystko pragnął ich akceptacji, i dlatego gdy jeden nich krzyknął: „O! Jest dziewczynka z ciasteczkami!" – poczuł, jak zamienia się w sopel lodu.
Dlaczego akurat teraz, tutaj, przy jego nowych kolegach? Złość i żal podeszły mu do gardła. Jest beznadziejna. Przez nią naje się wstydu!
Szła ku nim, pchając stary rozklekotany wózek; chuda, znużona dziewczyna z gór. Zapomniał, za co ją kochał: za śmiech, za gorliwość, z którą mu się oddawała, za zabawne małe serduszka, które kreśliła mu na brzuchu, zanim w nią wszedł i zapomniał o całym świecie.
Patrzył, jak podchodzi coraz bliżej, a w jego uszach rozbrzmiewały wszystkie gorzkie słowa, które słyszał od rodziców. Jest nic niewarta. Jedna z Glide'ów. Złapała go na dziecko i zmusiła do małżeństwa. Zmarnuje mu życie. Nie dostanie ani pensa, póki się z nią nie rozwiedzie. On, Jim, zasługuje na coś lepszego niż mieszkanie pełne karaluchów i młodziutka żona, nawet taka czuła i słodka.
Kiedy kolega przywołał ją, wpadł w panikę. Znajomi pytali:
– Masz ciasteczka z masłem orzechowym?
"Kandydat na ojca" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kandydat na ojca". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kandydat na ojca" друзьям в соцсетях.