Z trudem oderwała wzrok od jego wąskich stóp.
– Gotuję owsiankę. Może zjesz troszeczkę, zamiast tego świństwa?
– Gwoli ścisłości, to nie żadne świństwo. Tak się składa, że płatki owocowe to efekt wieloletnich badań.
– Na pudełku jest trędowaty!
– Śliczny chłopaczek. – Wymachiwał łyżką w jej stronę. – A wiesz, co jest najlepsze? Płatki owocowe.
– Owocowe?
– Nie wiem, kto wpadł na pomysł, by farbować płatki i nadawać im smaki owocowe, ale facet był geniuszem. W moim kontrakcie jest napisane, że drużyna Gwiazd gwarantuje mi płatki owocowe.
– Fascynujące. Rozmawiam z facetem, który ukończył studia summa cum laude, a mogłabym przysiąc, że towarzyszy mi kretyn.
– Wiesz, nad czym się zastanawiam? Owocowe są co prawda pyszne, ale może gdzieś istnieją jeszcze lepsze płatki i czekają, aż ktoś je wymyśli? -Nabrał pełną łyżkę. – Widzisz, pani profesor, gdybym był taki mądry jak ty, właśnie tym bym się zajmował. Nie zawracałbym sobie głowy kwarkami, o nie, tylko wymyśliłbym najlepsze płatki śniadaniowe na świecie. Tak, to bardzo trudne. Są już płatki z czekoladą i z masłem orzechowym, że już nie wspomnę o płatkach owocowych, ale pomyśl tylko: co z cukierkami M &M? Nie, szanowna pani, jeszcze nie. Nikomu jeszcze nie przyszło na myśl, że można zbić fortunę dodając M &M do płatków śniadaniowych.
Słuchała go i jednocześnie napawała oczy jego widokiem. Siedział przy ladzie, bosy, rozchełstany, umięśniony. Piękny i głupi. Tak, piękny, ale bynajmniej nie głupi.
Nałożyła sobie owsianki.
– Z masłem orzechowym czy bez? Zastanawiał się przez dłuższą chwilę.
– Na początek nie ma co przesadzać. Bez.
– Bardzo mądrze. – Dolała sobie mleka i usiała koło niego. Łypnął na nią podejrzliwie.
– Naprawdę masz zamiar to zjeść?
– Oczywiście. To płatki owsiane, jak Pan Bóg przykazał.
Bez ostrzeżenia zgarnął swoją łyżką cały brązowy cukier ze środka jej talerza.
– Niezłe.
– Zjadłeś mi cukier!
– Tak, ale wiesz, co by naprawdę smakowało z tą packą?
– Poczekaj, niech się zastanowię… M &M?
– Mądra z ciebie babka. – Nasypał jej swoich płatków do talerza. – Zobacz, teraz będzie bardziej chrupiące.
– Jejku, dzięki.
– Bardzo lubię płatki owocowe.
– Już to mówiłeś. – Odsunęła jego pudełko i zaczęła jeść. ■- Wiesz chyba, że takie kolorowe płatki produkuje się z myślą o dzieciach?
– Z tego wniosek, że w głębi duszy nadal jestem dzieciakiem.
Dziecinne było w nim jedno – stosunek do kobiet. Czy właśnie dlatego wrócił do domu dopiero o trzeciej w nocy? Podrywał młodsze od niej?
Uznała, że nie będzie dłużej męczyła się w niepewności.
– Gdzie wczoraj byłeś?
– Zazdrosna?
– Nie. Źle spałam i słyszałam, o której wróciłeś, i tyle.
– To nie ma nic wspólnego z tobą.
– Owszem, jeśli spotykasz się z inną.
– A tak sądzisz? – Przesunął po niej wzrokiem, jakby chciał ją przestraszyć. Miała na sobie czerwoną koszulkę z równaniami Maxwella, choć ostatnie było niewidoczne, nikło pod gumką spodni. Zatrzymał wzrok na jej biodrach, zapewne szerszych niż te, do których przywykł. Sądząc jednak po jego minie, nie stanowiło to dla niego problemu.
– Cóż, nie wykluczam tego. – Odsunęła od siebie talerz. – Po prostu chcę wiedzieć, na czym stoimy. Nie rozmawialiśmy na ten temat, a chyba powinniśmy. Czy możemy sypiać z kim chcemy, czy nie?
Jego brwi niemal dotknęły włosów:
– My?
Starała się zachować obojętny wyraz twarzy.
– Nie rozumiem.
Przeczesał włosy palcami. Urosły ostatnio, stały się niesforne.
– Pobraliśmy się – burknął. – I już.
– I już?
– I już.
– Aha.
– Jesteś mężatką, do tego ciężarną, na wypadek, gdybyś zapomniała.
– A ty jesteś żonaty – zauważyła. – Na wypadek, gdybyś zapomniał.
– No właśnie.
– Więc możemy sypiać z innymi czy nie? -Nie!
Ukryła ulgę najlepiej jak umiała.
– No dobrze. Nie wolno nam sypiać z innymi, ale wolno włóczyć się do trzeciej bez słowa przeprosin, tak?
Obserwowała, jak przeżuwa jej słowa. Ciekawiło ją, jak na to zareaguje. Nie zdziwiła się, kiedy ominął pułapkę.
– Ja mogę się włóczyć. Ty nie.
– Rozumiem. – Zaniosła miseczkę do zlewu. Wyczuwała, że czeka, aż zrobi awanturę. Poznała go na tyle, by wiedzieć, że podoba mu się myśl o obronie z góry straconej pozycji. – Właściwie z twojego punktu widzenia, to logiczne.
– Tak?
– Oczywiście. – Uśmiechnęła się słodko. – A może znasz inny sposób, by wmówić całemu światu, że nadal masz dwadzieścia jeden lat?
Rozdział trzynasty
Przyjemnie! Powiedziała, że było przyjemnie! Cal rozmyślał nad jej słowami przy ulubionym stoliku w „Mountaineer". Zazwyczaj nie siedział sam, dzisiaj jednak stali bywalcy wyczuwali chyba jego fatalny humor i omijali go szerokim łukiem.
Nieważne, co mówiła, i tak wiedział, że pani profesor Różyczka w życiu nie miała lepszego kochanka. Tym razem obeszło się bez poprzednich bzdur. Nie odpychała jego rąk. O nie, tym razem błądził dłońmi po całym jej ciele i nie zaprotestowała ani słowem.
Nie to jednak tak go gryzło. Nie dawał mu spokoju fakt, że nigdy w życiu seks nie sprawił mu większej przyjemności i że chciał więcej.
Może to jego wina, kara za to, że starał się być miły. Powinien był zaciągnąć ją do sypialni, kochać się przy zapalonym świetle, żeby wszystko było dobrze widać w tym cholernym lustrze. Tak byłoby lepiej; nie żeby tak było źle, ale wtedy zobaczyłby wszystko, co chciał. Ze wszystkich stron.
Uświadomił sobie, że zrobili to po raz trzeci, a nadal nie widział jej ciała. To się powoli zamienia w obsesję. Cholera, gdyby nie zgasił światła, napatrzyłby się do woli… Postąpił inaczej, bo zdawał sobie sprawę, że mimo niewyparzonego języka, jest płochliwa jak łania, a pragnął jej tak bardzo, że nie był w stanie myśleć logicznie. I teraz musi ponieść konsekwencje.
Znał siebie na tyle, by wiedzieć, że dlatego w kółko o niej myślał, bo jeszcze ani razu nie kochał się z nią porządnie. Jak by to było, gdyby mógł na nią patrzeć? Kiedy doświadczy tego na własnej skórze, przejdzie mu. Zamiast potęgować się z każdym dniem, uczucie, które go do niej ciągnie, umrze śmiercią naturalną. Wtedy znowu będzie sobą, znowu zapragnie świeżych, pachnących rosą młodziutkich dziewczątek o buziach bez skazy, łagodnych jak baranki. Rozważał jednak, czy nie podnieść granicy minimalnego wieku do dwudziestu czterech – powoli miał dosyć tego, że wszyscy mu dokuczają.
Powrócił myślami do pani profesor. Jezu, ależ z niej śmieszna babka. I mądra, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. W głębi ducha szczycił się tym, że był inteligentniejszy niż większość ludzi, z którymi się stykał, ale nie przy niej. O nie, przy niej musiał się wysilać, żeby nadążyć! Do tego taka przenikliwa. Niemal sobie wyobrażał, jak prześwietla najbardziej ukryte zakamarki jego umysłu i trafnie ocenia wszystko, co tam znajdzie.
– Co, wspominasz trzy punkty zdobyte w zeszłorocznym meczu z Niedźwiedziami?
Gwałtownie podniósł głowę i spojrzał prosto w twarz ze swoich koszmarów. Sukinsyn.
Kevin Tucker uśmiechnął się złośliwie, a Cal pomyślał z zazdrością, że cholerny gnojek nie musi codziennie sterczeć przez pół godziny pod gorącym prysznicem, żeby w ogóle stanąć na nogi.
– Co ty tu robisz, do cholery?
– Podobno to piękna okolica, postanowiłem rzucić okiem. Wynająłem domek na północnym skraju miasteczka. Ładnie tu.
– Tak zupełnie przypadkiem wybrałeś akurat Salvation?
– Dziwne, prawda? Dopiero jak przyjechałem, przypomniałem sobie, że tu mieszkasz. Nie wiem, jak mogło mi to wylecieć z głowy.
– Rzeczywiście, niepojęte.
– Może mógłbyś mnie oprowadzić po okolicy? – Kevin skinął na kelnerkę. – Dla mnie whisky z lodem, a dla Bombera jeszcze raz to samo, co pije.
Cal popijał oranżadę i miał nadzieję, że Shelby nie powie tego głośno.
Kevin usiadł, nie czekając na zaproszenie, i rozparł się wygodnie.
– Nie miałem okazji pogratulować ci ślubu. Zaskoczyłeś wszystkich, nie ma co. Pewnie twoja żona ubawiła się nieźle na wspomnienie tego wieczora, kiedy wziąłem ja za napaloną fankę i zaprowadziłem do twojego pokoju.
– O, tak, oboje mieliśmy ubaw po pachy.
– Wykładowca fizyki. Nie do wiary. Nie wydawała się w twoim typie, ale i nie wyglądała na panią profesor.
– Naprawdę?
Shelby przyniosła szklanki i zerknęła na Kevina spod długich rzęs.
– Widziałam pana na meczach, panie Tucker.
– Dla ciebie jestem Kevin, skarbie. Dzięki. Obecny tu staruszek nauczył mnie wszystkiego, co umiem.
Cal nachmurzył się, ale nie mógł przecież dołożyć Kevinowi na oczach Shelby. Strasznie długo flirtowała z Pięknisiem, zanim sobie w końcu poszła.
– Daruj sobie te bzdury, Tucker, i powiedz, po co tu jesteś.
– Już powiedziałem. Mam wakacje. I tyle.
Cal stłumił złość, świadom, że im bardziej będzie naciskał, tym większą sprawi Tuckerowi satysfakcję. Zresztą domyślał się, co przyniosło Kevina do Salvation i wcale mu się to nie podobało. Dzieciak zagrywa psychologicznie: „Nie uciekniesz przede mną, Bonner, nawet poza sezonem. Jestem młody, silny i depczę ci po piętach".
Następnego ranka Cal zszedł do kuchni o ósmej. Nie miał ochoty na to spotkanie z Ethanem. O dziewiątej byli umówieni z przedstawicielem lokalnych władz, żeby omówić szczegóły kampanii antynarkotykowej. Nie uśmiechał mu się również lunch z matką, podczas którego miał nadzieję przemówić jej do rozumu, ale nie mógł odwołać ani jednego, ani drugiego. Może gdyby się wyspał, byłby w lepszym nastroju.
Zdawał sobie jednak sprawę, że winę za jego fatalny humor ponosi nie zarwana noc ani nie ból w plecach, tylko ta żmija, z którą się ożenił. Gdyby nie jej obsesja na temat ubrania, tej nocy spałby jak dziecko.
W kuchni zastał Jane zajadającą jakąś zdrowo wyglądającą bułeczkę z miodem. Przez moment scena była tak rodzinna, tak domowa, że zaparło mu dech w piersiach. Nie tego pragnie! Nie chce domu, żony i dzieciaka w drodze, szczególnie teraz, kiedy przyjechał Kevin Tucker! Nie jest na to przygotowany.
Nie uszło jego uwagi, że pani profesor jest schludna jak zwykle. Miała na sobie złocisty golf i spodnie khaki, ani za luźne, ani za obcisłe, takie w sam raz. Włosy przytrzymywała skromna klamra z szylkretu. Jak zwykle nie zawracała sobie głowy makijażem, musnęła tylko usta szminką. Wcale nie jest seksy, więc dlaczego ma ochotę zaciągnąć ją do łóżka?
Wziął pudełko ulubionych śniadaniowych płatków z kredensu, znalazł łyżkę i miskę. Postawił karton mleka na stole bardziej energicznie niż zwykle i tylko czekał, aż zacznie robić mu wyrzuty za wczorajsze wyjście. Rzeczywiście, nie zachował się jak dżentelmen, ale zraniła jego uczucia. Teraz przyjdzie mu za to zapłacić, choć ostatnią rzeczą, na którą miał ochotę o ósmej rano, była awantura.
Uniosła brwi aż nad okulary.
– Ciągle pijesz mleko z dwuprocentową zawartością tłuszczu?
– A co w tym złego? – Rozerwał pudełko płatków.
– Dwa procent tłuszczu to nie to samo, co mleko całkowicie odtłuszczone, wbrew temu, co sądzi większość Amerykanów. Powinieneś przestawić się na mleko odtłuszczone, albo chociaż z jednym procentem tłuszczu, ze względu na arterie.
– A ty nie powinnaś wtykać nosa w nie swoje sprawy. – Nasypał płatków do miski. – Jeśli będę ciekaw twojego zdania, to o nie… – Urwał, nie wierząc własnym oczom.
– Co się stało?
– Popatrz tylko.
– Mój Boże.
Z szeroko otwartymi ustami gapił się na stertę suchych płatków. Nie było owocowych! Owszem, zwykłe płatki w cukrze, ale ani jednego owocowego! Nie było dzwoneczków, gwiazdek, księżyców, zwierzątek, owocków… Ani jednego.
– Może ktoś majstrował przy pudełku – podsunęła usłużnie.
– Niemożliwe! Było szczelnie zamknięte, fabrycznie! Coś się pochrzaniło w fabryce.
Zerwał się z miejsca, podbiegł do spiżarni po nowe opakowanie. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby do końca schrzanić i bez tego nieudany poranek. Wyrzucił zawartość miski do śmieci, rozerwał nowe pudełko, wsypał i zobaczył zwykłe płatki. Ani jednego owocowego.
– Nie do wiary! Napiszę do zarządu fabryki! Co, do licha, nie słyszeli o kontroli jakości?
– To przypadek.
– Nic mnie to nie obchodzi! To nie do przyjęcia! Kiedy człowiek kupuje „Płatki Owocowe", ma pewne wymagania!
– Może masz ochotę na bułeczkę z miodem? I szklaneczkę odtłuszczonego mleka?
– Nie chcę bułeczki, a już na pewno nie chcę odłuszczonego mleka! Chcę moje płatki! – Wpadł do spiżarni, ściągnął z półki trzy pozostałe opakowania. – Założę się o każdą sumę, że w jednym nich będą owocowe!
Nie było. Otworzył wszystkie trzy, ale w żadnym nie znalazł nawet jednego.
Pani profesor tymczasem skończyła bułeczkę. Jej zielone oczy były lodowate, jak nieszczęsne brakujące jabłkowe płatki.
"Kandydat na ojca" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kandydat na ojca". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kandydat na ojca" друзьям в соцсетях.