Lynn porzuciła spotkania towarzyskie i dopasowane kostiumy. Nie farbowała włosów, nie pielęgnowała paznokci. Komputer Jane ciągle tkwił w bagażniku escorta. Nie zawracała sobie głowy Teorią Wszystkiego, wolała wylegiwać się na starym szezlongu na werandzie i czekać na dziecko.
Niczego im nie brakowało do szczęścia. Powtarzały to sobie każdego dnia. Potem jednak słońce chyliło się ku zachodowi i rozmowy się rwały. Jedna z nich wzdychała ciężko, druga wpatrywała się w mrok.
Wraz z nocą do małego starego domku na Heartache Mountain przychodziła samotność. Łapały się na tym, że nasłuchują, czy na ścieżce nie rozlegną się ciężkie kroki, głęboki głos. Za dnia pamiętały, że ukochani je zawiedli, ale nocami kobiece gospodarstwo spowijał smutek. Chodziły spać coraz wcześniej, żeby noc była jak najkrótsza, żeby jak najszybciej nadszedł świt.
Ich dni były do siebie bardzo podobne. Tamten dzień, dwa tygodnie po przybyciu Jane na Heartache Mountain, zaczął się jak wszystkie inne. Podała Annie śniadanie, posprzątała, poszła na spacer. Kiedy wróciła, zachwyciła ją piosenka Mariah Carey, więc oderwała Lynn od prasowania i zatańczyła z nią w saloniku. Potem odpoczywała na werandzie. Po lunchu szykowała się do pracy w ogródku.
Ramiona ją bolały, ale dzielnie pieliła grządki fasolki i groszku. Było gorąco, postąpiłaby rozsądniej robiąc to rano, lecz organizacja czasu straciła dla niej wszelki urok. Rano wolała wsłuchiwać się w bicie dziecięcego serduszka.
Wyprostowała się, żeby ulżyć obolałym plecom, i podparła na motyce. Popołudniowa bryza przylepiła jej starą bawełnianą sukienkę do ciała.
Może dzisiaj poprosi Kevina albo Ethana, żeby wyjęli jej komputer, o ile oczywiście dzisiaj je odwiedzą. A może nie. Co będzie, jeśli zacznie pracować, a w radiu zagra Rod Stewart? Albo w ogródku wyrosną nowe chwasty?
Nie, praca to kiepski pomysł, choć Jeny Miles zapewne już spiskuje za jej plecami. Praca to kiepski pomysł, kiedy ma się ogródek do pielenia i dziecko do kochania. Teoria Wszystkiego ją kusiła, ale mierziła biurokracja. Wolała wpatrywać się w górskie szczyty i udawać, że na nich kończy się jej świat.
I tak zastał ją Cal. W ogrodzie, opartą na motyce, z twarzą zwróconą ku słońcu.
Wstrzymał oddech, widząc ją w starej, spranej sukience. Złote włosy tworzyły jasną koronę. Wydawała się częścią nieba i ziemi, jednym z żywiołów.
Pot i wiatr przykleiły cienki materiał do ciała, obnażyły piersi i brzuch, w którym nosi jego dziecko. Rozpięła górne guziki i kołnierzyk rozchylił się, odsłaniając opalony, wilgotny dekolt.
Była opalona i brudna. Wyglądała jak kobieta z gór, jedna z tych dzielnych, zrezygnowanych żon, które podczas Wielkiego Kryzysu z trudem wydzierały jałowej glebie skąpe plony.
Nie zmieniła pozycji, tylko otarła czoło, zostawiając na nim brudną smugę. Zaschło mu w ustach, gdy patrzył na małe krągłe piersi i zaokrąglony brzuch. Nigdy nie wydawała mu się równie piękna jak teraz, w ogrodzie jego babki, nieumalowana. Widać po niej było każdy rok z jej trzydziestu czterech łat.
. Gazeta zaszeleściła mu w dłoni. Annie odezwała się za jego plecami:
– Wynocha z mojej ziemi, Calvin! Nikt cię tu nie zapraszał!
Jane gwałtownie otworzyła oczy i upuściła motykę.
Odwrócił się akurat, by zobaczyć, jak ojciec gniewnie wymachuje rękami.
– Odłóż strzelbę, stara wariatko!
Jego matka również wyszła na werandę i stanęła obok Annie.
– A niech to, idealna południowa rodzinka, prawda?
Matka. Rozmawiał z nią przez telefon, ale uparcie odmawiała spotkań. Nie widział jej od kilku tygodni. Co się z nią stało? Nigdy nie była złośliwa, a teraz jej głos wręcz ociekał sarkazmem. Zdumiony, dostrzegł i inne zmiany.
Zamiast drogiego kostiumu, miała na sobie stare czarne dżinsy, krzywo obcięte w połowie uda i zieloną bluzeczkę, którą, o ile sobie przypominał, ostatnio widział na swojej żonie, choć wtedy nie była taka brudna. Podobnie jak Jane, nie była umalowana. Miała dłuższe niż zwykle włosy, z siwymi pasmami, których dawniej nie było.
Wpadł w panikę. Wyglądała jak Matka Ziemia, nie jak jego matka.
Jane tymczasem upuściła motykę i podeszła do werandy. Miała na nogach brudne białe tenisówki bez sznurowadeł. Stanęła obok dwóch kobiet.
Annie stała pośrodku, nadal mierząc do niego z dubeltówki, matka i Jane ustawiły się po jej obu stronach. Choć żadna z nich nie grzeszyła wzrostem, przypominały trzy Amazonki.
Annie trochę krzywo namalowała sobie brwi, co nadawało jej nieco diabelski wygląd.
– Jak ją chcesz odzyskać, Calvin, lepiej uderz w porządne konkury.
– Wcale jej nie chce odzyskać! – warknął Jim. – Zobacz, co mu zrobiła! – Wyrwał Calowi gazetę i wyciągnął w stronę kobiet.
Jane wzięła ją i pochyliła głowę.
Cal nigdy nie słyszał tyle goryczy w głosie ojca.
– Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna – syknął do Jane. – Postanowiłaś zmarnować mu życie i jak na razie idzie ci doskonale.
Jane przeczytała pobieżnie artykuł i błagalnie spojrzała na Cała. Mało brakowało, a byłby się rozpłakał.
– Jane nie ma z tym nic wspólnego, tato.
– Przecież jest tu jej nazwisko, jako autorki! Przestań ją w końcu chronić!
– Jane jest zdolna do wielu rzeczy, nie wyłączając uporu i lekkomyślności – zerknął na nią groźnie – ale nie do tego.
Nie zaskoczyło jej chyba, że się za nią wstawił. To dobrze. Przynajmniej mu ufa. Patrzył, jak. nerwowo gniecie gazetę, jakby chciała ukryć artykuł przed całym światem, i obiecał sobie, że Jodie Pulanski drogo za to zapłaci.
Ojciec nadal miał ponurą minę i Cal zrozumiał, że musi wyznać chociaż część prawdy. Nie powie, co zrobiła Jane, to sprawa między nimi, ale wytłumaczy chociaż, czemu tak wrogo odnosiła się do jego rodziny.
Podszedł bliżej. Jim zerknął na Jane wrogo.
– Chodzisz do lekarza? A może kariera pochłania cię do tego stopnia, że nie myślisz o dziecku?
Patrzyła mu prosto w oczy.
– Prowadzi mnie doktor Vogler. Niechętnie skinął głową.
– Jest dobra. Słuchaj jej poleceń, jasne?
Ręce Annie drżały, widać było, że strzelba ciąży jej coraz bardziej. Cal porozumiewawczo spojrzał na matkę. Wyjęła staruszce broń z rąk.
– Annie, jeśli któraś z nas musi ich powystrzelać, ja to zrobię. No, świetnie! Na dodatek jego matka zwariowała.
– Jeśli nie macie nic przeciwko temu – wykrztusił – chciałbym porozmawiać z żoną na osobności.
– To zależy od niej. – Matka spojrzała na Jane, ta zaś przecząco pokręciła głową. To dopiero wkurzyło go naprawdę.
– Halo, halo? Jest tu kto?
Trzy damy odwróciły się jednocześnie i jak jeden mąż uśmiechnęły promiennie, gdy następca Cała w drużynie wyszedł zza rogu.
A myślał, że gorzej być nie może…
Kevin zauważył wszystko od razu: kobiety na ganku, mężczyzn na podwórku i strzelbę. Uniósł brew, skinął Jimowi na powitanie i wbiegł na werandę.
– Piękne panie zaprosiły mnie na smażonego kurczaka, i oto jestem. – Oparł się o kolumienkę, którą Cal własnoręcznie pomalował zaledwie miesiąc wcześniej. – Jak tam bobas? – Ze swobodą, która zdradzała, że nie robi tego po raz pierwszy, położył dłoń na brzuchu Jane.
Cal powalił go na ziemię w mgnieniu oka.
Huk wystrzału niemal go ogłuszył. Grudki ziemi boleśnie uderzyły w gołe ramiona. Wskutek hałasu i chwilowej utraty wzroku, spowodowanej pyłem w oczach, nie mógł odpowiednio wycelować i Kevin mu się wymknął.
– Cholera, Bomber, stłukłeś mnie bardziej niż przeciwnicy. Cal przetarł oczy i poderwał się na równe nogi.
– Trzymaj się od niej z daleka.
Kevin skrzywił się zabawnie i zwrócił do Jane:
– Jeśli tak cię traktował, to nic dziwnego, że od niego odeszłaś.
Cal zazgrzytał zębami.
– Jane, chciałbym z tobą porozmawiać. I to zaraz!
Jego matka, jego słodka, kochana, rozsądna matka, zasłoniła sobą Jane, jakby to była jej córka! Stał z głupią miną, patrzył na matkę i niczego nie pojmował.
– Jakie są twoje zamiary wobec Jane, Cal?
– To nasza sprawa.
– Niezupełnie. Jane ma rodzinę.
– A żebyś wiedziała! Mnie.
– Nie chciałeś jej, więc jej rodziną jesteśmy Annie i ja. A to oznacza, że dbamy o jej dobro.
Widział, jakim zdumionym, szczęśliwym wzrokiem Jane patrzy na jego matkę. Pomyślał o oziębłym draniu, który ją wychował i mimo wszystkich niepowodzeń – mimo strzelby, zdrady matki, nawet mimo Kevina Tuckera -ucieszył się, że wreszcie znalazła kochającą rodzinę. Pech tylko, że akurat jego rodzinę.
Dobry humor przeszedł mu jednak, gdy matka posłała mu surowe spojrzenie, takie samo jak przed dwudziestu laty. Wtedy nie miał wyjścia, zawsze oddawał kluczyki od samochodu.
– Czy dotrzymasz przysięgi małżeńskiej? A może nadal chcesz się jej pozbyć, gdy tylko dziecko przyjdzie na świat?
– Nie zachowuj się, jakbym chciał ją zabić! – Cal łypnął na Tuckera. -I, jeśli łaska, porozmawiajmy o tym w gronie rodzinnym, bez tego tutaj.
– On zostaje – wtrąciła się Annie. – Lubię go. A on lubi ciebie, Calvin. Prawda, Kevin?
– A jakże, pani Glide. I to bardzo. – Kevin uśmiechnął się do niego diabolicznie, jak Jack Nicholson, i spojrzał na Lynn. – A jeśli on nie chce Jane, zgłaszam się na ochotnika.
Jane miała czelność się uśmiechnąć.
Jego matka zawsze umiała skupić się na najważniejszym.
– Nie możesz mieć wszystkiego, Calvin. Albo Jane jest twoją żoną, albo nie. Więc jak?
Zapędziły go w ślepy zaułek. Nie panował już nad sobą,
– No dobrze! Nie będzie rozwodu! – Patrzył na nie płonącym wzrokiem. – Macie! Zadowolone? A teraz chcę porozmawiać z żoną!
Lynn się skrzywiła. Annie potrząsnęła głową, mlasnęła językiem. Jane posłała mu spojrzenie pełne pogardy i weszła do domu. Drzwi trzasnęły. Kevin gwizdnął cicho.
– Wiesz co, Bomber, może zamiast oglądać tyle nagrań meczów, powinieneś poczytać co nieco na temat psychiki kobiecej.
Zdawał sobie sprawę, że wszystko zepsuł, ale wiedział też, że doprowadzili go do ostateczności. Upokorzyli publicznie, zrobili z niego błazna w obecności żony. Nie patrząc na nich, odwrócił się i odszedł.
Lynn miała łzy w oczach. Chciałaby za nim pobiec, za tym upartym najstarszym synem, który był dla niej także towarzyszem zabaw. Jest na nią wściekły. Może tylko mieć nadzieję, że postąpiła słusznie i że Cal kiedyś to zrozumie.
Myślała, że Jim pobiegnie za nim. On tymczasem podszedł do werandy, ale zwrócił się nie do niej, tylko do Annie. Znała jego zdanie na temat staruszki i spodziewała się zwykłej wrogości, ale czekała ją kolejna niespodzianka.
– Pani Glide, czy mógłbym zaprosić pani córkę na spacer?
Wstrzymała oddech. Dzisiaj Jim zjawił się tu po raz pierwszy od tamtego wieczoru przed dwoma tygodniami, gdy odrzuciła jego propozycję. Za dnia wiedziała, że postąpiła słusznie, nocami jednak żałowała, że wszystko ułożyło się właśnie tak. Nie łudziła się, że schowa dumę do kieszeni i po raz drugi zabawi się w adoratora.
Annie jednak wcale nie była tym zaskoczona.
– Tylko nie oddalajcie się zbytnio od domu – poleciła.
Posłusznie skinął głową.
– No, dobrze. – Kościste palce Annie uderzyły ją w plecy. – Idź, Amber Lynn, Jim ładnie cię prosi. I bądź dla niego miła, nie taka opryskliwa jak ostatnio wobec mnie.
– Dobrze, mamo. – Lynn zbiegła ze schodów. Miała ochotę roześmiać się na głos, mimo łez w oczach.
Jim wziął ją za rękę. Popatrzył na nią i złote błyski w orzechowych oczach przypomniały jej nagle, jaki był czuły i troskliwy podczas każdej ciąży. Nawet gdy była gruba i obolała, całował wielki brzuch i zapewniał, że jest najpiękniejszą kobietą na świecie. Z dłonią wtuloną w jego dłoń zauważyła, jak łatwo przyszło jej zapomnieć o dobrych chwilach i rozmyślać tylko o złych.
Poprowadził ją wąską ścieżką w stronę lasu. Wbrew obietnicy złożonej Annie, wkrótce odeszli daleko od domu.
– Piękny dzień – zaczął – choć nieco zbyt ciepły jak na maj. -Tak.
– Bardzo tu cicho.
Dziwiło ją, że nadal zwraca się do niej jak do obcej osoby. Poddała się chwili i podążyła za nim tam, gdzie jeszcze nie zdążyli się skrzywdzić.
– Cicho, ale cudownie.
– Czy nie czuje się pani samotna?
– Mam dużo pracy.
– Na przykład?
Patrzył na nią. Uderzyła ją intensywność tego spojrzenia. Chce wiedzieć, co porabia! Chce jej słuchać! Zachwycona, opowiadała ze szczegółami.
– Wstajemy wczesnym rankiem. Najbardziej kocham las zaraz po wschodzie słońca. Kiedy wracam ze spaceru, moja synowa… – urwała, zerknęła na Jima kątem oka. – Ma na imię Jane.
Zmarszczył brwi, ale milczał. Weszli głębiej między krzewy magnolii. Przy ścieżce rosły fiołki i dzwoneczki. Lynn wdychała bogaty, wilgotny aromat ziemi.
– Jane kończy szykować śniadanie, kiedy wracam ze spaceru – podjęła przerwany wątek. – Moja matka domaga się jajecznicy na bekonie, a Jane szykuje naleśniki z mąki razowej i świeże owoce, wiec zazwyczaj się kłócą. Ale Jane jest sprytna i radzi sobie z Annie lepiej niż ktokolwiek inny. Po śniadaniu słucham muzyki i sprzątam.
"Kandydat na ojca" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kandydat na ojca". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kandydat na ojca" друзьям в соцсетях.