– Jakiej muzyki?
Wiedział doskonale. Przez te lata setki razy przestawiał radio w samochodzie z jej stacji grających muzykę klasyczną na swoje grające ulubione country.
– Kocham Mozarta i Vivaldiego, Chopina, Rachmaninowa. Moja synowa preferuje starego rocka. Czasami tańczymy.
– Ty i… Jane?
– Przepada za Rodem Stewartem. – Lynn parsknęła śmiechem. – Jeśli w radio grają jego piosenki, każe mi rzucać każdą robotę i z nią tańczyć. Podobnie reaguje na nowsze zespoły, takie, których nazwy nic ci nie powiedzą. Chwilami po prostu musi tańczyć. Nie miała po temu okazji w młodości.
– Ale przecież… Słyszałem, że robi karierę naukową – zaczął ostrożnie.
– Tak. Przede wszystkim jednak czeka na dziecko.
Czas mijał.
– Wydaje się wyjątkowa.
– Jest cudowna. – I nagle, rzuciła pod wpływem impulsu: – Może przyjdzie pan do nas na kolację? Miałby pan okazję, by ją lepiej poznać.
– Zaprasza mnie pani? – na jego twarzy malowały się zdumienie i radość.
– Tak, chyba tak.
– W takim razie dobrze. Bardzo chętnie.
Przez dłuższą chwilę milczeli oboje. Ścieżka się zwężała. Lynn skręciła w bok, w stronę strumienia. Przed laty często tu przychodzili i przesiadywali na zwalonym pniu, który zdążył już spróchnieć. Czasami tylko obserwowali wodę obmywającą omszałe głazy, najczęściej jednak się kochali. Tutaj został poczęty Cal.
Jim odchrząknął i przysiadł na zwalonym pniu, leżącym w poprzek strumyka.
– Dosyć ostro potraktowała pani mojego syna.
– Wiem. – Usiadła obok, ale nie dotykała go. – Mam wnuka, którego muszę chronić.
– Rozumiem.
Ale widać było, że wcale nie rozumie. Zaledwie kilka tygodni temu ukrywałby niepewność pod agresją, teraz jednak wydawał się raczej zamyślony niż gniewny. Czyżby nabierał do niej zaufania?
– Pamięta pani, jak mówiłem, że moje małżeństwo się rozpada?
Zesztywniała.
– Tak.
– To moja wina. Musiałem to pani powiedzieć, na wypadek gdyby… gdyby chciała się pani ze mną spotykać.
– Pana wina?
– W dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. Obwiniałem ją za własne błędy i nawet tego nie widziałem. – Oparł głowę na łokciach i zapatrzył się wodę. – Od lat wmawiałem sobie, że gdybym nie musiał się z nią ożenić jako młody chłopak, byłbym dziś epidemiologiem światowej sławy. Dopiero kiedy odeszła, zrozumiałem, że się oszukiwałem. – Splótł dłonie, duże, silne dłonie, które witały i żegnały ludzi na tym świecie. – Z dala od gór byłbym nieszczęśliwy. Lubię moją pracę.
Wzruszył ją szczery ton. Może w końcu odkrył tę część siebie, którą utracił?
– A pozostały jeden procent?
– Słucham? – Odwrócił się ku niej.
– Powiedział pan, że ponosi winę w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. Aten jeden?
– Nawet i to nie jest jej wina. – Nie wiadomo, czy to odbicie wody, czy w jego oczach rzeczywiście błyszczy współczucie. – Miała trudne dzieciństwo, nie skończyła nawet szkoły. Twierdzi, ze patrzyłem na nią z góry z tego powodu i pewnie ma rację, jak zwykle, ale moim zdaniem bardzo mi to ułatwiała. Choć osiągnęła więcej niż inni ludzie, zawsze była o sobie złego zdania.
Już otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Jak mogłaby zaprzeczyć prawdzie?
Zamyśliła się nad swoim życiem. Dostrzegła ogrom pracy i dyscypliny, który doprowadził ją do dzisiejszej pozycji. Polubiła siebie, ale dlaczego zabrało jej to tyle czasu? Jim ma rację. Jak mogła się spodziewać, że będzie ją szanował, skoro sama tego nie robiła? Jej zdaniem to znacznie więcej niż jeden procent. Powiedziała to.
Wzruszył ramionami.
– Nieważne. – Ujął jej dłoń, musnął obrączkę. Nie patrzył na nią. Mówił cicho, głosem przepełnionym uczuciem. – Moja żona to część mnie. Bardzo ją kocham.
Wzruszyło jato proste wyznanie. Słowa dławiły ją w gardle.
– Szczęściara z niej.
Podniósł głowę i przekonała się, że wilgoć w jego oczach to naprawdę łzy. Przez trzydzieści siedem lat nigdy nie widziała, by płakał, nawet po śmierci Cherry i Jamiego.
– Jim… – Nagle znalazła się jego ramionach, w miejscu, które Bóg stworzył specjalnie dla niej. Uczucia, których nie umiała nazwać, przyprawiały ją o zawrót głowy i dlatego powiedziała zupełnie nie to, co chciała: – Muszę pana uprzedzić, że nie chodzę do łóżka na pierwszej randce.
– Naprawdę? – zapytał ochryple.
– Tak, dlatego że zaczęłam bardzo wcześnie. – Odsunęła się, opuściła wzrok. – Wcale tego nie chciałam, ale kochałam go i nie mogłam odmówić.
Zerknęła do góry, chcąc się przekonać, jak przyjął to wyznanie. Nie miała zamiaru obarczać go nowymi wyrzutami sumienia, zależało jej tylko, by zrozumiał, jak to było.
Uśmiechnął się smutno i dotknął jej ust.
– Czy to zraziło panią do seksu?
– Och, nie. Los obdarzył mnie wspaniałym kochankiem. Początkowo był co prawda troszkę niezdarny, ale szybko się uczył. – Uśmiechnęła się.
– Miło mi to słyszeć. – Obrysował kciukiem jej dolną wargę. – Czy ktoś już pani powiedział, że jest pani piękna? Nie taka schludna jak moja żona, ale śliczna.
Parsknęła śmiechem.
– Do tego mi daleko.
– Nie zna się pani i tyle. – Pomógł jej wstać. Jeszcze zanim pochylił głowę, wiedziała, że ją pocałuje.
Dotyk jego ust był delikatny, znajomy. Nie przytulił jej, tak że dotykały się tylko ich usta i dłonie, splecione po bokach. Pocałunek szybko przeszedł w bardziej namiętną pieszczotę. Minęło tyle czasu, mieli sobie tyle do powiedzenia, także bez słów. Odpowiadało jej jednak, że Jim ją adoruje, i zapragnęła więcej.
Odsunął się, jakby to wyczuł, i popatrzył na nią nieprzytomnie.
– Muszę… muszę wracać do pracy. I tak już jestem spóźniony, a nie chcę się spieszyć, gdy będziemy się kochać.
Na myśl o tym zakręciło jej się w głowie. Wzięła go za rękę, gdy wracali na ścieżkę.
– Kiedy pan do nas przyjdzie na kolację, może opowie mi pan o swojej pracy?
– Bardzo chętnie. – Uśmiechnął się pogodnie.
Nagle zdała sobie sprawę, że nie pamięta nawet, kiedy ostatnio wyraziła szczere zainteresowanie tym, co robi mąż. Ograniczała się do zdawkowego: „Jak minął dzień?" Najwyraźniej obie strony muszą się nauczyć słuchać.
Nagle spoważniał.
– Czy mógłbym przyjść z synem?
Po niemal niezauważalnym wahaniu pokręciła przecząco głową.
– Niestety nie. Mama się na to nie zgodzi.
– Nie jest pani za stara, by słuchać matki?
– Czasami instynkt podpowiada jej, co jest właściwe. Akurat teraz to instynkt dyktuje, kogo przyjmujemy, a kogo nie.
– I mojego syna nie? Poruszyła się niespokojnie.
– Niestety nie. Wkrótce… mam nadzieję. Tak naprawdę to zależy od niego, nie od Annie.
Zacisnął usta w znajomą wąską linię.
– Nie do wiary! Zostawia pani tak ważną decyzję w rękach szalonej staruchy!
Zmusiła go, by się zatrzymał, i pocałowała w uparte usta.
– Może wcale nie jest taka szalona, jak się panu wydaje. W końcu to ona kazała mi iść z panem na spacer.
– A nie zrobiłaby pani tego?
– Nie wiem. Stanęłam teraz na rozstaju i nie chcę wybrać niewłaściwej drogi. Czasami matki wiedzą, co jest dobre dla ich córek. – Patrzyła mu w oczy. -1 dla synów.
Pokręcił głową i zrezygnowany opuścił ramiona.
– No dobrze. Poddaję się.
Z trudem powstrzymała się, by go znowu nie pocałować.
– Jadamy wcześnie, o szóstej.
– Będę na czas.
Rozdział dwudziesty pierwszy
Tego wieczoru Lynn zachwalała Jane, jakby była ukochaną córką na wydaniu. Rozwodziła się nad jej zaletami, aż Jim otwierał usta ze zdumienia, a potem zostawiła ich samych w salonie, żeby wyjaśnili sobie wszelkie nieporozumienia.
Jane krajało się serce, gdy widziała podobieństwo ojca i syna. Najchętniej usiadłaby koło Jima na kanapie i wtuliła się w jego szerokie ramiona, jakże podobne do ramion Cala. Nie zrobiła tego jednak, tylko głęboko zaczerpnęła tchu i opowiedziała o wszystkim.
– Nie napisałam tego artykułu – zapewniła. – Ale to w dużej mierze prawda.
Spodziewała się krytycyzmu.
– Cóż, Ethan pewnie miałby co nieco do powiedzenia na temat wyroków bożych – stwierdził Jim.
Zaskoczył ją.
– Nie myślałam o tym.
– Kochasz Cala, prawda?
– Całym sercem. – Opuściła wzrok. – Ale to nie znaczy, że zgodzę się być nieistotnym dodatkiem do jego życia.
– Przykro mi, że wam się nie układa. On sam chyba nie ma na to wpływu. Mężczyźni w naszej rodzinie są bardzo uparci. – Poruszył się niespokojnie. – Chyba i ja mam nieczyste sumienie.
– Tak?
– Dzisiaj dzwoniłem do Sherry Vogler.
– Dzwoniłeś do mojej lekarki?
– Wiedziałem, że się nie uspokoję, dopóki nie upewnię się, że wszystko w porządku. Powiedziała, że jesteś zdrowa jak rydz, nie udało mi się jednak wydusić z niej, czy to chłopiec, czy dziewczynka. Powiedziała, że skoro ty możesz poczekać, mogę i ja. – Popatrzył na nią ze skruchą. – Nie powinienem był rozmawiać z nią za twoimi plecami, ale nie chcę, żeby coś ci się stało. Gniewasz się?
Pomyślała o Cherry i Jamiem, i o swoim ojcu, któremu chyba nigdy na niej nie zależało, i zanim się obejrzała, uśmiechała się od ucha do ucha.
– Nie, nie gniewam się. Dzięki. Pokręcił głową.
– Miła z ciebie kobieta, Janie Bonner. Starucha się nie pomyliła co do ciebie.
– Wszystko słyszę! – wrzasnęła starucha z sąsiedniego pokoju.
Później, podczas bezsennej nocy na wąskim łóżku, Jane uśmiechnęła się na wspomnienie świętego oburzenia Annie. Nie było jej jednak do śmiechu, gdy myślała o tych, których utraci, gdy stąd wyjedzie: Jima, Lynn i Annie, góry, które z dnia na dzień stawały jej się bliższe, i Cala. Tylko jak można utracić coś, czego się nigdy nie miało?
Najchętniej wtuliłaby twarz w poduszkę i szlochała na cały głos, ale tylko rąbnęła w kołdrę pięścią, wyobrażając sobie, że to Cal… Gniew minął. Leżała na wznak, wpatrzona w sufit. Właściwie co ona tu robi? Czyżby podświadomie czekała, aż mąż mieni zdanie i zrozumie, że ją kocha? Dzisiejszy dzień udowodnił, że nigdy do tego nie dojdzie.
Przypomniała sobie okropną, upokarzającą chwilę, gdy po południu krzyknął, że rozwodu nie będzie. Słowa, które tak bardzo chciała usłyszeć, ale wypowiedziane w złości.
Musi spojrzeć prawdzie w oczy. Może rzeczywiście zmienił zdanie, ale zrobił to przede wszystkim z poczucia obowiązku, nie z miłości. Nie odwzajemni jej uczucia. Musi się z tym pogodzić i zacząć nowe życie. Najwyższy czas opuścić Heartache Mountain.
Wiatr się wzmagał, w pokoiku było coraz zimniej. Choć miała ciepłą kołdrę, chłód zdawał się przenikać do kości. Skuliła się w kłębek. Musi stąd wyjechać. Do końca życia będzie wdzięczna za dwa tygodnie na Heartache Mountain, ale czas wyjść z kryjówki i wziąć się do pracy.
Nieszczęśliwa, usnęła w końcu, po to tylko, by zaraz obudził ją łoskot pioruna i mokra, zimna dłoń na ustach. Nabrała tchu, by wrzasnąć, ale dłoń skutecznie kneblowała jej usta, a znajomy, niski głos szepnął jej do ucha:
– Cicho… to ja.
Natychmiast otworzyła oczy. Pochylała się nad nią ciemna postać. Wiatr i deszcz wpadały przez szeroko otwarte okno. Intruz puścił ją i zamknął okno, gdy małym domkiem wstrząsnął grzmot.
Ciągle przerażona, usiadła z trudem.
– Wynoś się!
– Cicho, bo zbudzisz Medeę i jej służkę.
– Nie waż się powiedzieć na nie złego słowa.
– Zjadłyby własne dzieci na kolację.
To okropne. Dlaczego po prostu nie zostawi jej w spokoju?
– Co tu robisz?
Wziął się pod boki i łypnął na nią gniewnie.
– Chciałem cię porwać, ale na dworze jest zimno i mokro, więc musimy poczekać.
Przysiadł na fotelu przy starej maszynie do szycia. W jego włosach i na kurtce lśniły krople deszczu. Przy świetle błyskawicy dostrzegła, że nadal jest nieogolony i mizerny, jak po południu.
– Chciałeś mnie porwać?
– Nie myślisz chyba, że pozwolę ci tu zostać z tymi wariatkami?
– Nie powinno cię obchodzić, co robię.
Puścił te słowa mimo uszu.
– Musiałem z tobą porozmawiać bez tych wampirzyc. Po pierwsze, przez pewien czas musisz się trzymać z daleka od miasteczka. Kręcą się tam reporterzy zwabieni artykułem.
Ach, więc dlatego przyszedł. Nie żeby wyznać miłość do grobowej deski, tylko żeby ostrzec przed dziennikarzami. Z trudem ukryła rozczarowanie.
– Cholerni krwiopijcy – burknął.
Usiadła wygodniej i spojrzała mu prosto w oczy:
– Nie mścij się na Jodie.
– Nie ma mowy.
– Mówię poważnie.
Kolejna błyskawica ukazała twardy błysk w jego oczach.
– Wiesz dobrze, że to ona zawiadomiła gazetę.
– Już po wszystkim, nie zrobi nic więcej, więc po co? – Podciągnęła kołdrę pod brodę. – To tak, jakbyś rozdusił mrówkę. Jest żałosna. Daj jej spokój.
– Nie leży w moim charakterze pokorne przyjmowanie ciosów i nadstawianie drugiego policzka.
"Kandydat na ojca" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kandydat na ojca". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kandydat na ojca" друзьям в соцсетях.