– O, nie. Nie uważam, by…

– Dalej, dziecino. Za to ci płacimy.

Udekorował jej szyję wielką różową kokardą. Z niesmakiem dotknęła końców satynowej wstążki.

– Wolałabym to zdjąć.

– Nie ma mowy, Różyczko. – Poprawił kokardę. – Jesteś prezentem urodzinowym od chłopaków.

Melvin Thompson, Willie Jarrell i Chris Plummer, obrońcy Gwiazd, obserwowali, jak Cal Bonner celuje. W jego przestronnym, choć skąpo umeblowanym apartamencie zaimprowizowali pole golfowe. Cal i Wille kończyli mecz. Stawka wynosiła sto dolarów za dołek. Bomber prowadził czterema setkami.

– Kogo wolałbyś przelecieć? – zapytał Willie Chrisa, gdy Cal celował do kubka z Dunkin Donuts, czyli symbolicznego piątego dołka. – Żonę Ala Bundy'ego ze Świata według Bundy eh czy żonę Michaela Landona z Domku na prerii?

– Pewnie, że żonę Ala Bundy'ego. – Chris uwielbiał Świat według Bundy eh.

– Ja też. Cholera, niezła jest.

Willie szykował się do następnego uderzenia, a Cal odsunął się na bok.

– Podobno ona i Al naprawdę mają romans.

– Coś ty? Słyszałeś, Cal?

Bonner napił się whisky i ze spokojem obserwował, jak Willie mija dołek z prawej strony.

– Nawet nie wiem, o czym rozmawiacie.

– Żona Ala Bundy' ego ze Świata według Bundych i żona Michaela Landona z Domku na prerii – wyjaśnił Melvin. – Gdybyś miał okazję wyp… -W ostatniej chwili ugryzł się w język. – Gdybyś mógł bzyknąć jedną z nich, którą byś wybrał?

Gracze, jak zwykle, założyli się, który z nich wytrzyma najdłużej, nie wypowiadając ulubionego przekleństwa. Cal nie uczestniczył w zakładzie, bo stwierdził, że nie zrezygnuje z wolności słowa, co wcale ich nie martwiło. Znając go przypuszczali, że zawsze by wygrywał.

– Musiałbym się zastanowić. – Cal opróżnił szklankę i sięgnął po kij, gdy Willie wbił kolejną piłkę. Zmierzył wzrokiem odległość od następnego dołka, czyli kubełka z KFC. Ilekroć grał w cokolwiek, nawet w golfa na pijackiej imprezie, musiał wygrywać. Właśnie ta determinacja sprowadziła go z Salvation w Karolinie Północnej na Uniwersytet Chicago. Dzięki niemu uniwersytecka drużyna wygrywała mistrzostwa kraju, dopóki nie przeszedł do zawodowej ligi NFL, gdzie okazał się jednym z najlepszych napastników w historii amerykańskiego futbolu.

Chris dokończył piwo.

– Pytanie dla ciebie. Wolałbyś laskę z Pięknej i bestii czy Pocahontas?

– Pocahontas – zdecydował Melvin.

– Oczywiście – włączył się Willie.

– A wiecie, kogo ja bym najchętniej wyp… to znaczy bzyknął? – oznajmił Chris. – Brendę Starr. Kurczę, ale z niej babka.

Cal nie mógł powstrzymać uśmiechu. Uwielbia ich. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu ochraniają na boisku jego tyłek. Ostatnimi czasy dawał im się ostro we znaki. Wiedział, że nie przypadło im to do gustu, ale w tym roku drużyna miała szanse walczyć o Wielki Puchar, trofeum, na którym bardzo mu zależało.

Był to najgorszy rok jego życia. Gabriel, jego brat, stracił żonę i dziecko w wypadku samochodowym. Cal bardzo kochał i Cherry, i Jamiego. Od wypadku nie był w stanie wykrzesać z siebie entuzjazmu do niczego innego oprócz gry w piłkę.

Strzelił. Piłeczka zatrzymała się tuż koło kubełka.

Melvin zerknął na zegarek i dolał Calowi bardzo starej i bardzo drogiej whisky. W przeciwieństwie do kolegów z drużyny, Bonner upijał się rzadko, ale dzisiaj są jego urodziny, ma depresję – czy to nie wystarczające powody, by pozwolić sobie na wyjątek od reguły? Niestety, miał żelazny żołądek, więc niełatwo było zrealizować plan.

Uśmiechnął się na wspomnienie ostatnich urodzin. Kelly, z którą się wtedy spotykał, zaplanowała dla niego przyjęcie-niespodziankę, ale była na tyle kiepską organizatorką, że przyszedł przed gośćmi. Właściwie powinien bardziej za nią tęsknić, ale jedynym uczuciem, które się w nim budziło na myśl o Kelly był wstyd, że rzuciła go dla dwudziestotrzyletniego gitarzysty, który zaproponował jej małżeństwo. Mimo wszystko miał nadzieję, że jest szczęśliwa. Miła z niej dziewczyna, chociaż doprowadzała go do szału.

Często wrzeszczał, już taki miał charakter. Nie miał przy tym nic złego na myśli, po prostu w ten sposób komunikował się z otoczeniem. Kelly jednak zalewała się łzami, ilekroć na nią nakrzyczał, zamiast mu się postawić. Dlatego między innymi czuł się wobec niej jak damski bokser, więc nigdy nie mógł zachowywać się swobodnie.

Zawsze miał ten problem. Pociągały go kobiety łagodne, troskliwe. Tylko że takie były zazwyczaj miękkie i tchórzliwe i pozwalały mu się zdominować.

Kobiety bardziej agresywne i pewne siebie okazywały się poszukiwaczkami złota. Nie żeby miał im za złe, że zależy im na forsie, o ile szczerze się do tego przyznają.

Phoebe Calebow, właścicielka drużyny i jego kandydatka na najwspanialszą kobietę wszechczasów, jeżeli, ma się rozumieć, akurat się go nie czepiała, twierdziła, że nie miałby tylu kłopotów z kobietami, gdyby przestał umawiać się wyłącznie z młodziutkimi dziewczętami. Tylko że Phoebe nie rozumie jednego: futbol to gra młodych. On jest młody, do cholery! A skoro może przebierać w kobietach, niby dlaczego miałby wziąć podstarzałą trzydziestolatkę nie pierwszej świeżości, jeśli może mieć młodziutkie, śliczne stworzonko? Nawet w myślach nie przyznawał, że lata młodości ma już za sobą, szczególnie teraz, gdy czuje na karku gorący oddech Kevina Tuckera. Przysiągł sobie, że prędzej go piekło pochłonie, niż odda temu zarozumiałemu gnojkowi swoją pozycję.

Dopił whisky do dna i poczuł przyjemny szum w głowie, znak, że powoli zbliża się do miejsca, w którym chciał się znaleźć, do miejsca, w którym zapomni o śmierci dwóch bliskich mu osób, o Kevinie Tuckerze, o tym, że się starzeje, o tym wreszcie, że wieki minęły, odkąd ostatnio miał ochotę iść do łóżka z jedną z młodziutkich dziewczątek, z którymi się spotykał. Nagle dotarło do niego, że Chris zerknął na zegarek po raz trzeci w ciągu kwadransa.

– Spieszysz się gdzieś, Chris?

– Co? Eee, nie. – Wymienili znaczące spojrzenia z Melvinem. – Niee, byłem po prostu ciekaw, która jest godzina.

– O trzy minuty późniejsza niż wtedy, kiedy ostatnio sprawdzałeś. – Sięgnął po swój kij i skierował się do jadalni, przestronnej, z kryształowym żyrandolem, ale bez mebli. Po co mu graty? Lubił przestrzeń, a nie planował wydawania żadnych kolacji. Kiedy chciał zabawić gości, wynajmował samolot i leciał do Scottsdale.

Był przeciwnikiem gromadzenia zbędnych rzeczy. Jeśli zbyt długo mieszkał w jednym miejscu, ogarniał go niepokój; im mniej posiadał, tym łatwiejsza była przeprowadzka. Jest doskonałym graczem właśnie dlatego, że w jego życiu nie istnieją zbędne graty. Nie ma stałego domu, kobiety, niczego, co sprawiłoby, że poczułby się stary i zużyty. Niczego, co sprawiłoby, że złagodnieje, straci pazur.

Rozległ się dzwonek do drzwi. Willie gwałtownie podniósł głowę.

– To pewnie pizza, którą zamówiłem.

Wszyscy trzej rzucili się do drzwi.

Cal obserwował ich z rozbawieniem. Przez cały wieczór dziwnie się zachowywali. Zaraz się dowie, dlaczego.

Jane stała w przedpokoju luksusowego apartamentu Cala Bonnera. Różowa kokarda na szyi sprawiała, że czuła się jak prezent dostarczony pocztą kurierską.

Serce biło jej tak szybko, że podejrzewała, iż mężczyźni widzą pulsujące poły żakietu. Kręciło jej się w głowie, co, jak podejrzewała, zawdzięczała pigułkom Jodie.

Junior o brwiach jak gąsienica pomógł jej zdjąć płaszcz i pospiesznie przedstawił ją szeptem pozostałym. Na pierwszy rzut oka było widać, że to piłkarze. Chris był biały, łysiał i miał najpotężniejszy kark, jaki kiedykolwiek widziała u człowieka. Melvin był czarny i nosił okulary w drucianych oprawkach. Nadawały mu wygląd naukowca, kłócący się z potężnym korpusem. Wille był koloru kawy z mlekiem i miał uwodzicielskie oczy.

Junior zakończył prezentację i z dumą wskazał ją kciukiem.

– Jodie świetnie się spisała, nie? Mówiłem wam, że jej się uda.

Otaksowali ją wzrokiem. Willie skinął głową.

– Dziewczyna z klasą, ale ile ma lat?

– Dwadzieścia pięć – oznajmił Junior, tym samym odmładzając ją o kolejny rok.

– Niezłe nogi. – Chris obszedł ją dookoła. -1 świetny tyłek. – Uszczypnął ją w pośladek.

Obróciła się na pięcie i z całej siły kopnęła go w łydkę.

– Hej!

Zbyt późno uświadomiła sobie, że popełniła błąd. Kobieta tej profesji nie może tak gwałtownie reagować na zaczepki obcych mężczyzn. Szybko odzyskała panowanie nad sobą i obrzuciła go wyniosłym spojrzeniem najdroższej callgirl:

– Nie ma nic za darmo. Jeśli interesuje pana towar, proszę złożyć zamówienie.

Wcale się nie obrazili. Parsknęli śmiechem, a Willie z zadowoleniem pokiwał głową.

– Idealna! Akurat tego mu trzeba.

– Jutro będzie w siódmym niebie – zachichotał Melvin.

– Chodźcie, chłopaki. Zabawa się zaczyna.

Junior popchnął ją lekko. Drobiąc niezdarnie na karykaturalnie wysokich obcasach, szła po kamiennej posadzce, a mężczyźni zaintonowali Happy Birthday.

Zaschło jej w ustach ze strachu, jeszcze zanim doszła do końca korytarza. Kolejny krok i oto jej stopy zanurzyły siew puszystym białym dywanie. Podniosła głowę, zobaczyła Cala Bonnera i zastygła w bezruchu. Nawet przez narkotyczną mgiełkę jedno uświadomiła sobie z całą wyrazistością: telewizor kłamał.

Stał na tle przeszklonej ściany, tak że za nim była tylko ciemna listopadowa noc. W telewizji widziała przystojnego wiejskiego prostaka o świetnym wyglądzie i fatalnej gramatyce, ale ten mężczyzna nie ma w sobie nic z wiejskiego głupka. To wojownik.

Przechylił głowę na bok i obrzucił ją badawczym spojrzeniem. Miał zimne, ponure oczy. Gdy w nie patrzyła, na myśl przychodziły jej okropne rzeczy.

Oczy tak szare, że prawie srebrne. Oczy bez litości.

Gęste brązowe włosy, krótko, praktycznie ostrzyżone, a jednak zdradzające tendencję do kręcenia się.

Mięśnie i siła. Bestia.

Brutalne, barbarzyńskie kości policzkowe, podbródek znamionujący bezwzględność. Żadnej miękkości. Ani śladu cieplejszych uczuć. To zdobywca, stworzony by walczyć.

Przeszył ją dreszcz. Nie musiała pytać, by wiedzieć, że rozprawi się brutalnie z każdym, kogo uzna za wroga. Dobrze, że nie jest jego wrogiem, uspokajała się. Nigdy się nie dowie, jakie ma plany wobec niego. Zresztą zdobywcy i wojownicy nie zawracają sobie głowy takimi drobiazgami jak potomstwo z nieprawego łoża. Dzieci to naturalny skutek rabunków i gwałtów i nie zasługują na uwagę.

Silne męskie ręce pchnęły ją w stronę tego, którego wybrała na ojca swojego dziecka.

– Oto prezent dla ciebie, Cal.

– Od nas.

– Wszystkiego najlepszego, stary. Postaraliśmy się o najlepszy towar na rynku.

Jeszcze jeden ruch i wpadła na muskularną klatkę piersiową. Przed upadkiem powstrzymało ją silne ramię. Poczuła zapach whisky. Chciała się odsunąć, jednak on nie miał zamiaru jej puścić, więc została na miejscu.

Przerażała ją własna bezsilność. Przewyższał ją niemal o głowę. Na jego silnym, umięśnionym ciele nie było nawet grama tłuszczu. Postanowiła się nie wyrywać, choć przyszło jej to z trudem. Wiedziała, że gotów ją zmiażdżyć, gdy wyczuje jej słabość.

Nagle przez głowę przemknęła jej wizja tego ciała na niej, ale szybko odepchnęła ją od siebie. Jeśli będzie o tym myślała, ucieknie gdzie pieprz rośnie.

Przesunął dłoń wzdłuż jej ramienia.

– Proszę, proszę. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek dostał podobny prezent. Chłopaki, macie więcej pomysłów niż kundel pcheł.

Ledwie usłyszała przeciągły, niski głos z południowym akcentem, odzyskała panowanie nad sobą. Może i ma ciało wojownika, ale to tylko piłkarz, na dodatek niezbyt bystry. Przekonanie o własnej wyższości intelektualnej dało jej tyle pewności siebie, że śmiało spojrzała w jasne oczy.

– Wszystkiego najlepszego, panie Bonner. – Chciała, by zabrzmiało to uwodzicielsko, ale wypadło zwięźle i rzeczowo, jakby witała spóźnionego studenta.

– To jest Cal – oznajmił Junior. – Zdrobnienie od Calvin, ale lepiej tak na niego nie mów, bo strasznie go to wkurza, a wkurzanie Bombera to nie jest dobry pomysł. Cal, to Róża. Eee… Różyczka.

Uniósł brew.

– Chłopaki, przyprowadziliście striptizerkę?

– Też tak myślałem na początku, ale nie. To dziwka. Przez jego twarz przemknął grymas niesmaku.

– Cóż… Dzięki, żeście o mnie pomyśleli, ale nie skorzystam.

– Nie możesz! – oburzył się Junior. – Wiemy, co sądzisz o dziwkach, ale Różyczka to nie zwykła panienka z ulicy. Kurczę, nie. To dziwka z klasą. Jej przodkowie przypłynęli na „Mayflower" czy coś takiego. No, Różyczko, powiedz mu.

Do tego stopnia pochłonęło ją analizowanie faktu, że o niej, doktor Jane Darlington, mówi się „dziwka", że dopiero po chwili zdobyła się na odpowiedź:

– Jeden z Budów służył u Milesa Standisha. Chris zerknął na Melvina.