Pokojówki, pod bacznym okiem Odetty, przebrały ją w koszulę nocną z białego jedwabiu, marszczoną przy szyi złotym rulonikiem. Jej długie rękawy zsuwały się aż do ramion, ledwo tylko uniosła lekko ręce. Włosy zostały splecione w grube warkocze i opadały na piersi i pikowaną kapę z czerwonego adamaszku.
Jednakże pomimo intensywnego wpatrywania się w drzwi Katarzyna nie usłyszała ani nie dostrzegła momentu wejścia Garina. Wyłonił się niespodziewanie i cicho z cienia wnęki i przeszedł, bez żadnego szmeru, po ciemnych skórach, jak jakaś zjawa. Przestraszona Katarzyna wydała cichy okrzyk i podciągnęła wyżej przykrycie, przyciskając je do piersi.
- Przestraszyłeś mnie, panie! Nie słyszałam, kiedy wszedłeś...
Nie odpowiedział; zbliżył się do łoża i wszedł na dwa stopnie. Jego ciemne oko zatrzymało się na przestraszonej młodej kobiecie, która na niego patrzyła. Na jego zaciśniętych wargach nie było uśmiechu. Wydawał się bledszy niż zwykle. Ubrany od stóp do głów w długą szatę z czarnego aksamitu, miał w sobie coś żałobnego, co zupełnie nie przystawało do okoliczności. Przypominał samotną zjawę z zamku lub raczej złego ducha.
Katarzyna jęknęła z przerażenia, zamknęła oczy, czekając na to, co miało nastąpić.
Nagle poczuła dotyk dłoni na głowie. Garin zręcznie i lekko rozplatał jej warkocze. Uwolnione włosy przykryły jej ramiona i plecy niczym płaszcz. Ruchy Garina były łagodne i powolne. Katarzyna odważyła się otworzyć oczy i dostrzegła, że mąż spogląda na długi, złoty kosmyk, który trzymał w swej dłoni, połyskujący w czerwonym blasku płomieni.
- Panie... - wyszeptała.
Dał jej znak, aby zamilkła. Nadal na nią nie patrzył, bawiąc się jedwabistym kosmykiem. Nagle powiedział: - Proszę wstać...
Nie usłuchała natychmiast, nie rozumiejąc, czego od niej chce.
Delikatnie ujął ją za rękę i powtórzył: - Proszę wstać...
- Ależ...
- No, proszę, bądź posłuszna. Czy nie wiesz, pani, że winnaś mi całkowite posłuszeństwo? Nie zrozumiałaś tego, co mówił kapłan?
Jego głos był zimny i beznamiętny. Stwierdzał jedynie fakt. Bez sprzeciwu wyszła z łoża i podeszła do niego boso, po niedźwiedzich skórach, lekko unosząc zbyt długą koszulę z białego jedwabiu. Garin ujął ją za rękę i podprowadził przed kominek. Jego twarz była trudna do rozszyfrowania.
Serce Katarzyny biło w piersi jak oszalałe. Czego od niej chciał? Dlaczego kazał jej wstać? Nie ośmieliła się zapytać. Kiedy palce Garina dotknęły jej szyi, rozwiązując złoty sznureczek, poczuła, że twarz jej oblewa purpura, i szybko zamknęła oczy, zaciskając mocno powieki i jak gdyby tworząc zaporę ochronną. Ręce przestały ją dotykać. Katarzyna poczuła, że biały jedwab zsuwa jej się z ramion i miękko układa wokół stóp. Mijały minuty.
Pod zaciśniętymi powiekami młodej kobiety jawiły się czerwone plamy jak błyskawice. Żar ognia na brzuchu i pośladkach stawał się trudny do wytrzymania. Garin dotykał jej i nic nie mówił. Nawet nie czuła jego obecności. Świadoma swej nagości, mimo zamkniętych oczu poczuła przypływ wstydu i chciała zasłonić się rękami. Ale jedno słowo zatrzymało ją, a jednocześnie nakazało otworzyć oczy.
- Nie!
Wtedy go zobaczyła. Siedział w wysokim dębowym fotelu, kilka kroków przed nią, z brodą wspartą na dłoniach. Jego jedyne oko spoglądało dziwnie, ze złością i rozpaczą. Spojrzenie to było tak silne, że Katarzyna odwróciła głowę. Zauważyła wówczas swój czarny, wydłużony cień, sięgający aż do kamiennego sklepienia, wzruszający i pełen wdzięku, zarysowany z dużą dokładnością. Ogarnął ją wstyd pod wpływem taksującego spojrzenia mężczyzny. Wyjąkała: - Litości... ten ogień mnie pali.
- Możesz się trochę odsunąć.
Usłuchała, przekroczyła biały jedwab leżący na ziemi i zbliżyła się do niego, nieświadomie prowokująca, pragnąc nade wszystko, aby zakończył tę straszną i niepokojącą zabawę. Ciepło z kominka rozpaliło jej ciało, wywołując dziwne uczucie. Już kiedyś czuła podobne wzburzenie, głębokie i tajemne, ten zawrót głowy, który kazał jej zapomnieć o wszystkim.
Nieświadomie czekała na pieszczoty i pocałunki, których domagało się jej zdrowe i młode ciało. Siedzący w fotelu Garin de Brazey nie poruszył się, nadal na nią patrząc. Chorą ze wstydu Katarzynę ogarnęła wściekłość.
Chciała odwrócić się i pobiec w kierunku łoża, schronić się pod zasłonkami i przykryciami. Musiał wyczuć jej bunt. Jego mocne, stalowe dłonie zacisnęły się wokół jej nadgarstka, zmuszając do pozostania obok.
- Należysz, pani, do mnie. Mam prawo robić z tobą, co mi się żywnie podoba.
Jego przytłumiony głos był lekko zachrypnięty, ale dłoń, która trzymała Katarzynę, nie drżała. Wydawał się zadziwiająco nieczuły na obnażone, piękne ciało żony.
Uniósł drugą rękę i położył na odwróconej, purpurowej ze wstydu twarzy Katarzyny, a następnie przesunął ją po piersi i wzdłuż pośladka. Nie był to gest miłości, a tylko odruch miłośnika sztuki, który bada dłonią strukturę marmuru lub doskonałą czystość rzeźby. Nie trwało to nawet sekundy, ale Katarzyna zadrżała pod jego ciepłymi palcami. Usłyszała ochrypły głos: - Ciało kobiety może być największym pięknem lub najgorszą brzydotą - powiedział Garin. - Cieszę się, że twoje ciało, pani, jest tak wspaniałe.
Tym razem powstał, puszczając jej obolały nadgarstek. Zaskoczona Katarzyna patrzyła, z szeroko otwartymi oczyma, jak się oddala i otwiera drzwi.
- Życzę dobrej nocy! - powiedział spokojnie.
Po czym zniknął w mroku równie cicho, jak się pojawił. Katarzyna zobaczyła czarną sylwetkę rozpływającą się w ciemności. Pozostała sama pośrodku olbrzymiej komnaty, zmieszana i trochę rozczarowana, choć sama się przed sobą do tego nie przyznawała. Cień na ścianie przypomniał jej, że jest naga, więc pobiegła do łoża i zanurzyła się w nim z bijącym sercem.
Potem, ukryta wśród jedwabnych poduszek i ciepłych nakryć, zaczęła szlochać, wbrew wszelkiej logice, zupełnie nie wiedząc dlaczego. Gdy przestała płakać po upływie dłuższego czasu ogień w kominku dogasał i powróciła jej poprzednia, lecz jeszcze silniejsza migrena. Poszła po koszulę nocną nadal leżącą przy kominku, włożyła ją i umyła twarz w stojącej na kufrze srebrnej miedniczce z wodą pomarańczową.
Świeża woda orzeźwiła ją. Trwała absolutna cisza i głęboka samotność. Nawet psy odeszły, podążając za Garinem; uprzednio nie zwróciła na nie uwagi. Trochę uspokojona powróciła do łoża, ułożyła się wygodnie na poduszkach i zaczęła rozmyślać.
Dzięki zdarzeniom tej dziwnej nocy poślubnej poznała siebie bardziej niż przez ostatnie dziesięć lat. Odkryła, że w przyszłości będzie musiała kontrolować staranniej swoje ciało i jego nieprzewidziane reakcje. W chwili zapamiętania w ramionach Arnolda przypisywała swoją słabość sile miłości, jaką wzbudził w niej rycerz. Ale dzisiejszego wieczoru? Nie kochała Garina, nie pociągał jej, a jednak... była gotowa błagać, by wziął ją w ramiona. Jej ciało okazało się wymagające, spragnione, kryło w sobie niepokój, o który nigdy wcześniej się nie podejrzewała. Jeśli chodzi o postawę męża, nie chciała się nad nią zastanawiać. Trudno było rzeczywiście coś z tego zrozumieć.
* * * Nazajutrz była wigilia Bożego Narodzenia. Hałaśliwa muzyka wyrwała Katarzynę ze snu. Rozsunięte zasłony ukazywały za oknem smutny, zimowy dzień. W kominku żywo buzował ogień, przed którym siedział Garin w fotelu, nadal ubrany w czarny strój, jakby dopiero co wstał. U jego stóp leżał chart. Kiedy Katarzyna usiadła w łożu, Garin uśmiechnął się.
- To są oboiści z Aventu, moja przyjaciółko. Zgodnie z tradycją będą grać tutaj cały dzień, aż do północy. Musisz się przygotować na ich przyjęcie. Zawołam służące...
Oszołomiona i wyrwana ze snu Katarzyna zobaczyła, jak wchodzą wesołe służące, mówiąc jej dzień dobry. Tryskały radością i wirowały wokół łoża, podając, jedna podszytą futrem dalmatykę, inna pantofle, jeszcze inna lustro. Ich zaciekawione spojrzenia ześlizgiwały się nieodparcie ku siedzącemu w fotelu Garinowi. Obserwował to radosne poruszenie z pobłażliwą miną, odgrywając w sposób doskonały rolę szczęśliwego pana młodego asystującego przy wstawaniu ukochanej żony... Patrząc na tę komedię, Katarzyna nie wiedziała, śmiać się czy gniewać.
Jedynie Sara zachowywała spokój. Przyszła jako ostatnia, przynosząc suknię, którą Katarzyna miała nosić w dniu po zaślubinach. Strój wierzchni uszyto z sukna koloru miodu haftowanego jedwabiem w kłosy zboża, obszyte złotą nicią. Szerokie rękawy, dekolt i dół sukni oblamowano sobolowym futrem w kolorze ciepłego brązu. Suknia spodnia była z atłasu koloru miodu. Co się tyczy nakrycia głowy, skrywającego całkowicie włosy Katarzyny, składało się ono z podwójnego toczka wykonanego z sobolowego futra i wysokiej konstrukcji z haftowanego sukna, z której spływał krótki, odpowiednio dobrany welon. Szeroki złoty pas podtrzymywał fałdy sukni tuż pod piersiami, a strój uzupełniał naszyjnik ze złota i pięknych okrągłych topazów. Sara, poruszając się jak kapłanka przy ołtarzu, pomagała jej się R S ubrać. Twarz Cyganki była posępna, kobieta nie odzywała się ani słowem.
Garin odszedł, aby zająć się swoją toaletą, i obie kobiety mogłyby porozmawiać, gdyby nie gromada figlarnych młodych służących. Gdy Katarzyna była już gotowa, Sara odesłała je gniewnym gestem, a następnie zwróciła się do młodej mężatki: - No więc, jesteś szczęśliwa?
Szczerość tego pytania zdziwiła Katarzynę. Wydawało się, że Sara jest w złym humorze. Jej czarne oczy obserwowały twarz nowej pani de Brazey, jakby chciały z niej coś wyczytać. Katarzyna zmarszczyła brwi.
- Dlaczego miałabym nie być szczęśliwa? A raczej dlaczego miałabym być szczęśliwa? Nie wydano mnie za mąż po to, bym była szczęśliwa.
Można by sądzić, że o tym nie wiesz!
- Wiem. Chciałam tylko, żebyś mi opowiedziała, jak minęła noc poślubna. Pierwszy intymny kontakt to bardzo ważna rzecz w życiu kobiety!...
- Bardzo dobrze - odpowiedziała zwięźle Katarzyna.
Była zdecydowana nie opowiadać nikomu, nawet Sarze, o poniżającym doświadczeniu z poprzedniego wieczoru. Duma nie pozwalała jej wyznać, nawet swojej starej powiernicy, że mąż po obejrzeniu jej pięknego ciała poszedł spać do swojej komnaty, nie całując jej nawet. Sara nie rezygnowała tak szybko.
- Aż tak dobrze? Nie wyglądasz na zmęczoną, jak przystało młodej żonie. Twoje oczy nie są wcale podkrążone...
Tym razem Katarzynę ogarnęła złość, tupnęła nogą.
- Cóż cię to może obchodzić! Jestem, jaka jestem! Zostaw mnie w spokoju. Muszę iść do męża.
Irytacja młodej kobiety wywołała słaby uśmiech na ustach Sary, która położyła ciemną dłoń na ramieniu Katarzyny. Przyciągnęła ją gwałtownie do R S siebie i szybko pocałowała w czoło.
- Oby to była prawda, mój aniele, mniej bym się wówczas o ciebie niepokoiła. Oby tak było, żeś naprawdę znalazła męża. Ale wątpię w to.
Nie mówiąc już nic więcej, Sara otworzyła drzwi komnaty, otuliwszy najpierw Katarzynę obszernym płaszczem z brązowego aksamitu, ofiarowanym przez księcia Filipa. Następnie odprowadziła swą panią ku kamiennym, lodowatym schodom wieży. Czekający na nią przed zamkiem Garin podszedł i podał jej ramię. W pobliżu schodów grupka młodych chłopów, ubranych na czerwono i niebiesko, grała z zapałem na obojach.
Wydawało się, że widok młodej kobiety zwiększył jeszcze ich gorliwość, bo zadęli mocniej. Blade słońce przedarto się przez chmury.
Przez cały dzień, przy dźwięku obojów z Aventu, Katarzyna odgrywała sumiennie rolę pani domu. U schyłku dnia ze wszystkimi domownikami i mieszkańcami wioski udała się do małego kościółka w Brazey, aby zapalić pochodnie od oliwnych lampek stojących w chórze. Następnie wszyscy powrócili do domów rozpalić świętym ogniem wygasłe paleniska. Stojąc obok Garina, patrzyła, jak zapalił w kominku dużej sali olbrzymi kawał buku, rytualne polano. Następnie pomógł jej rozdawać wieśniakom prezenty świąteczne: po sztuce materiału, trzech sztukach srebra i dużym chlebie. O północny wysłuchała trzech tradycyjnych mszy w kaplicy zamku, gdzie dzień wcześniej odbył się ślub, a później powróciła na posiłek.
Pod koniec tego długiego dnia czuła się zmęczona. Nadchodząca noc rozbudziła jej niepokoje. Jak będzie wyglądała ta następna? Czy Garin zachowa się równie nieoczekiwanie jak poprzedniej nocy, czy też będzie domagał się swoich małżeńskich praw? Przez cały dzień zachowywał się zwyczajnie, a nawet uprzejmie. Kilka razy uśmiechnął się do niej, wstając od stołu po wieczerzy wigilijnej, podarował jej dwie bransolety z pereł jako prezent na Boże Narodzenie. Jego wzrok spoczywający czasami na postaci Katarzyny był tak dziwny, że młoda dziewczyna czuła się zmrożona do szpiku kości. Przysięgłaby w tych chwilach, że ogarniała go jakaś tajemna wściekłość. Dlaczego? Przeciw komu? Przecież była wobec niego łagodna i uległa, bardziej niż mógł się tego domagać najbardziej wymagający mąż. Serce wielkiego skarbnika Burgundii było trudną do rozszyfrowania zagadką!
"Katarzyna Tom 1" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna Tom 1". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna Tom 1" друзьям в соцсетях.