- Przyłączysz się pani do dam dworu, co nauczy cię ostatecznie światowych manier.
Jeśli nawet był trochę zdziwiony, że zobaczył u siebie mauretańskiego medyka, który wzbudzał taką ciekawość wśród ludzi z Bourgu w czasie jego misji, to nie dał tego po sobie poznać. Katarzyna przedstawiła Araba jako starego przyjaciela swego wuja i wydawało się, że Garin był zadowolony z tego spotkania. Przyjął Abu-al-Khayra uprzejmie i wspaniałomyślnie, co małego medyka oczarowało.
- W naszych czasach, gdy ludzie rzucają się na siebie jak dzikie zwierzęta, kiedy myśli się wyłącznie o zabijaniu, grabieniu i kradzieży, niszczeniu ze wszystkich sił, uczony człowiek pochylający się nad niedolą istot ludzkich jest wysłannikiem Boga - powiedział Garin na wstępie. Zaproponował też gościowi dach nad głową, na jak długo zechce, aprobując wybór komnaty dokonany uprzednio przez Katarzynę. - Komnata łączy się z pierwszym piętrem zachodniego skrzydła. Można by tam zainstalować laboratorium, gdybyś się, panie, zdecydował pozostać tutaj przez jakiś czas...
lub nawet na stałe.
Abu-al-Khayr rozpłynął się w podziękowaniach i przyjął zaproszenie ku oburzeniu Katarzyny. Sądziła, że jest na stałe związany z Arnoldem.
Nieco później czyniła mu wymówki z tego powodu, na co odpowiedział: - Rzekł mędrzec: Będziesz bardziej przydatny przyjacielowi w domu jego wroga, ale musisz płacić za chleb, który będziesz jadł, tak aby nie czyniono ci żadnych wyrzutów! Ponieważ Garin już odszedł, on również wycofał się do swoich komnat, by odmówić wieczorną modlitwę. Jego wyjaśnienie zadowoliło młodą kobietę. Co więcej, była szczęśliwa, że zamieszka u niej. Mając Abu-al-Khayra pod swoim dachem, zyskała możność rozmawiania o Arnoldzie z kimś, kto go bliżej poznał, bo przez wiele miesięcy nie odstępował go na krok. Cieszyła się, że dzięki mauretańskiemu medykowi będzie mogła lepiej poznać ukochanego. Każdego dnia Arab będzie opowiadał jej o tym, co on lubi, czego nie znosi. Czuła się tak, jakby młody kapitan zamieszkał w pałacu de Brazeya. Przestał być wyłącznie wspomnieniem zatopionym w zakamarkach pamięci, nieosiągalnym i bolesnym obrazem. Obecność Abu przywróciła jej radość życia. Tłumiona od dawna nadzieja, że któregoś dnia spotka Arnolda, stała się żywsza i silniejsza.
Wieczorem, kiedy służące szykowały ją do snu, Katarzyna odkryła przyjemność przyglądania się swemu ciału. Stojąca za nią Sara czesała długo złote pukle, aż stały się tak lśniące jak kosztowny grzebień, którym to czyniła. Trzy służące obmywały ciało swej pani wodą różaną, namaszczały je przeróżnymi perfumami. Sara, nadzorująca te zabiegi, przygotowała wcześniej mieszankę używaną przez Katarzynę. Długi pobyt u kupca weneckiego, który ją niegdyś kupił, uczynił z Cyganki specjalistkę w sprawach perfumeryjnych. Dziesięć lat spędzonych w sklepiku pigularza i kupca korzennego pozwoliło jej zdobyć dużą wiedzę, ale dopiero niedawno Katarzyna w pełni odkryta jej talent.
Na włosy i oczy służąca nakładała po kilka kropel esencji z fiołków, na twarz i piersi wyciąg z irysa florenckiego, za uszy nieco zapachu majeranku, trochę nardu* na nogi i stopy, olejek różany na brzuch i pośladki, a w końcu trochę piżma w zgięcie pachwin.
* Nard - nazwa wielu gatunków pachnących roślin, zwłaszcza kozłka lekarskiego, lawendy; olejek eteryczny otrzymany z tych roślin (przyp. tłum.). Wszystkie pachnidła nałożone były w tak niewielkich ilościach, że Katarzyna przy każdym poruszeniu rozsiewała wokół siebie woń pełną świeżości.
Wielkie, polerowane lustro, oprawione w złoto i emalię z Limoges, odbijało czarujący, różowozłocisty obraz tak triumfalny, że oczy Katarzyny zabłysnęły dumą. Jej obecna sytuacja, jej bogactwo pozwalały przynajmniej na pielęgnację urody, na podnoszenie wspaniałości ciała, przeobrażanie go w nieodparty magnes, bezlitosną i rozkoszną pułapkę, w którą wpadnie ukochany mężczyzna. Pragnęła Arnolda całą mocą swego serca, lecz także całą namiętnością swej rozkwitłej młodości. Wiedziała, że nie cofnie się przed niczym, nawet przed zbrodnią, gdyby okazała się konieczna, aby ukochany wpadł w jej ramiona, pokonany i namiętny jak w noc ich pierwszego spotkania.
Po zakończeniu dzieła młoda służąca Perryna cofnęła się o parę kroków, podziwiając czarujący kształt odbijają się w lustrze w płomieniach woskowych świec.
- Jakże nasz pan mógłby nie zakochać się nieprzytomnie - szepnęła do siebie.
Katarzyna ją usłyszała. Przypomnienie Garina, nieobecnego w tym momencie w jej myślach, sprowadziło ją brutalnie na ziemię i wywołało drżenie. Niecierpliwie chwyciła szlafrok leżący na kufrze, rodzaj długiej dalmatyki o szerokich rękawach, ze złotego materiału haftowanego w fanta-zyjne, mieniące się różnymi kolorami kwiaty, którą przywiózł z Konstantynopola genueński handlarz. Owinęła się w nią szybko i wsunęła na stopy małe pantofelki wykonane z resztek materiału, a następnie odesłała służące.
- Wyjdźcie stąd wszystkie. Zostawcie mnie samą!
Sara i inne kobiety posłuchały. Przed zamknięciem drzwi Cyganka odwróciła się, szukając wzroku Katarzyny z nadzieją, że może to polecenie R S jej nie dotyczy. Stojąca pośrodku komnaty i wpatrzona w płomienie dziewczyna nie odwróciła się. Sara wyszła z westchnieniem.
Kiedy Katarzyna została sama, podeszła do okna i odepchnęła ciężkie okiennice z malowanego i pozłacanego drewna, takiego jak wystrój belek stropowych. Skierowała spojrzenie na dziedziniec pałacu. Jak w czeluści studni, nie widać było żadnego światła. U Garina było ciemno. Miała ochotę wezwać Sarę, aby sprawdziła, co porabia mąż, ale miłość własna powstrzymywała ją od tego. Jeśliby wysłała do niego służącą, jeden Bóg wie, co Garin mógłby sobie wyobrazić? Że pragnie jego obecności, podczas gdy ona właśnie obawiała się, czy jej nie odwiedzi. Ale niepotrzebnie się niepokoiła. Ani tej, ani następnych nocy Garin de Brazey nie zastukał do komnaty żony! Wbrew logice, poczuła pewien żal...
W oczekiwaniu na przedstawienie Katarzyny u dworu Garin odkrył szczególną przyjemność odkrywania przed młodą żoną coraz to nowych wspaniałości pałacu. W czasie jego nieobecności poznała dokładnie swoje komnaty oraz sale przyjęć i życia publicznego. Zwiedziła dużą salę o ozdobnym, pozłacanym suficie, obitą cudownymi dywanami z Arras tkanymi złotą nicią i przedstawiającymi dzieje proroków. Mogła podziwiać wiele innych pomieszczeń, trochę mniejszych, lecz wyposażonych z nadzwyczajnym przepychem. Wszystkie miały obicia w kolorze purpurowo- fioletowym, ulubionym przez pana domu, były udekorowane srebrem i złotem. Zgromadzono tutaj wiele cennych wyrobów złotniczych, rzadkich ksiąg w okładkach zdobionych wykwintnymi kamieniami, emaliowane kufry, figurki ze złota, kości słoniowej i kryształu, grube dywany, w których stopa zanurzała się aż po kostkę, instrumenty muzyczne wykonane z najcenniejszego i najrzadszego drewna. Odwiedziła również olbrzymie kuchnie, zdolne wyżywić tłum ludzi, ogród obsadzony bukszpanem i różami, stajnie i spichrze. Nigdy nie była jednak w lewym skrzydle gmachu, do którego prowadziły dębowe drzwi z olbrzymimi żelaznymi zasuwami, zawsze zamknięte na klucz, ani w komnatach męża. To skrzydło rozpoczynało się długą galerią o różnokolorowych witrażach, opasującą pierwsze piętro pałacu.
Kiedyś Garin, wziąwszy zapalone łuczywo, otworzył tajemnicze drzwi, Katarzyna zrozumiała, dlaczego były zawsze starannie zamknięte. Lewe skrzydło, o bardzo feudalnym wyglądzie, oświetlane jedynie przez szerokie otwory w murze, było w rzeczywistości rozległym skarbcem przechowującym liczne przedmioty z różnych stron świata, które Garin odsprzedawał z olbrzymim zyskiem przy pomocy swych ludzi. Oprócz pełnienia szlachetnych i bardzo zaszczytnych funkcji, zajmował się handlem na wielką skalę. Ten interes, chociaż sekretny i obecnie utrudniony z powodu wojny, przynosił niemałe zyski.
- Widzisz, pani - powiedział Garin na wpół poważnie, na wpół drwiąco, prowadząc ją przez zapełnione sale - powierzam ci swoje sekrety.
Zresztą wyłącznie w jedynym celu, abyś mi uczyniła łaskę i wzięła stąd wszystko, na co będziesz miała ochotę.
Uśmiechnęła się, aby mu podziękować, a następnie chłonęła zawartość składu oczyma szeroko otwartymi z zachwytu.
W jednej z komnat znajdowały się dywany, zwinięte jeden na drugim i wydzielające mocny zapach piżma, przywołujący wspomnienie słońca i odległych krajów. Lichtarz niesiony przez Garina ożywiał na moment mieniące się kolory. Dywany z Azji Mniejszej, z Brousse, ze Smyrny lub z Kushu, o ciepłych barwach przytłumionej zieleni, głębokiego błękitu i purpury, dywany z Kaukazu o stonowanych odcieniach, dywany perskie z Heratu, Tebrizu, Meszchedui Kaszanu, ukwiecone jak bajkowe ogrody, wspaniałe dywany z Buchary, połyskujące dywany z Samarkandy, a także dziwne jedwabne dywany przywiezione z mitycznych Chin.
W innych pokojach znajdowały się złociste tkaniny znad Eufratu, kosztowne futra, sobole, gronostaje, lisy i popielice z Mongolii, siodła i uprząż z Kirmanu, jaspisy z Karaszaru, lazuryty z Badakszanu w Afganistanie, kość słoniowa z lasów azjatyckich, biały sandałowiec z Mizory. Następnie przyprawy na wagę złota: imbir z Mekki, goździki z Chin, cynamon z Tybetu, czarny pieprz, gałka muszkatołowa z Jawy, biały pieprz z Japonii, szafran, pistacje z Syrii, wszystko w workach stojących jeden na drugim. Przyprawy te wydzielały upajający zapach, który zamącił w głowie i ścisnął skronie Katarzyny, wywołując początki migreny. To miejsce było jak bajkowa grota; w jej czeluściach błysnął niekiedy metal, tkanina, kremowobiała kość słoniowa lub przedmiot z jaspisu koloru wody morskiej.
W głębi ostatniej sali, po starannym zamknięciu drzwi galerii, Garin uniósł draperię z zielonego płótna i odsłonił niskie wejście, które otworzył kluczem odpiętym od pasa. Katarzyna znalazła się w komnacie męża, za olbrzymim fotelem ze srebra i kryształu, gdzie niegdyś przeżyła ciężkie chwile.
- Chcę ci jeszcze pokazać, pani, inne skarby - wyznał Garin. Trochę zaniepokojona dała się podprowadzić do łoża.
Garin okrążył jego zwalistą masę i otworzył inne drzwi, ukryte u wezgłowia za aksamitną zasłoną. Ukazało się małe, okrągłe pomieszczenie, znajdujące się w narożnej wieżyczce. Prawie całą jego pojemność wypełniały trzy wielkie, żelazne skrzynie zamknięte na olbrzymie zamki.
Garin postawił lichtarz na stoliku przymocowanym do muru i z wysiłkiem, od którego nabrzmiały mu żyły na czole, otworzył jedną z nich. Żółty błysk ułożonych w stos złotych monet rozświetlił mrok.
- Królewski okup, gdyby zaszła taka konieczność! -stwierdził Garin z nieszczerym uśmiechem. - W drugiej skrzyni jest tyle samo. Co się zaś tyczy tej trzeciej...
Ciężkie wieko uniosło się jak kurtyna w teatrze, odkrywając feerię barw; stos szlachetnych kamieni, różnych rozmiarów i odcieni, oprawionych lub nie, rozsiewał blask. Obok stało kilka skrzyneczek starannie ustawionych w rogu i jednakowo nakrytych pokrowcami z fioletowego aksamitu. Turkusy z Kirmanu mieszały się z okrągłymi perłami z Koromandalu, diamentami z Indii, szafirami z Kaszmiru i szmaragdami z Morza Czerwonego; były tu również pomarańczowe korundy, mleczne opale, krwawe almandyny, złociste topazy, ale ani jednego ametystu.
- Ametysty są w skrzyniach - wytłumaczył Garin. - Nikt na świecie nie posiada piękniejszych, nawet książę! Sądzę, że trochę mi ich zazdrości...
Patrzył na kamienie z błyskiem w oku. Wydawało się, że całkowicie zapomniał o istnieniu Katarzyny. Blask płomieni na szlachetnych kamieniach zabarwił jego twarz w dziwne, różnobarwne plamy, nadając mu złowrogi wygląd demona. Suche dłonie zagłębiły się nagle w połyskującym stosie i wyciągnęły z niego szeroki, barbarzyński naszyjnik z dużych turkusów, niezgrabnie oszlifowanych, ale olbrzymich, oprawionych w rodzaj ciężkiej, złotej siatki, przedstawiającej splecione węże. Zanim Katarzyna zdążyła się zorientować, Garin zarzucił kolię na jej ramiona. Jego dłonie, drżące od niespodziewanej gorączki, zapięły na jej szyi masywny zamek.
Naszyjnik był tak ciężki, iż Katarzynie wydało się, że spadła na nią ołowiana pokrywa. Był zbyt szeroki, aby można go było zobaczyć w skromnym wy-cięciu sukienki ze zwykłego, brązowego aksamitu, obszytej wąskim pasem futra z kuny.
- Nie tak! Nie tak! - wycedził przez zęby.
Miał błędny wzrok. Jego czarne oko płonęło, a głębokie bruzdy wokół ust pogłębiły się jeszcze bardziej. Pozostawiając zapięcie naszyjnika, złapał za wycięcie sukienki i szarpnął brutalnie. Materiał rozerwał się z suchym trzaskiem. Katarzyna krzyknęła. Ale gorączka, która ogarnęła Garina, nagle R S ustąpiła. Zdjął ręce powoli, lecz zdecydowanie z rozerwanej sukni, odsłaniającej zuchwale ramiona i piersi młodej kobiety. Znowu uśmiechnął się szeroko i fałszywie. Naszyjnik wyglądał teraz bardzo dobrze. Złota siatka przykrywała całkowicie ramiona, schodziła na piersi, zakrywając częściowo ich nagość.
"Katarzyna Tom 1" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna Tom 1". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna Tom 1" друзьям в соцсетях.