Okazało się, że komnata Filipa jest pusta.
W pierwszym odruchu, widząc, że jest sama, podbiegła do drzwi, którymi ją tutaj wprowadzono. Spróbowała je otworzyć, ale daremnie. Były zamknięte na klucz. Z westchnieniem rezygnacji podeszła do kominka.
Pomimo palącego się ognia drżała w zbyt lekkim odzieniu. Wkrótce jednak ciepło ogarnęło ją całą i dodało ducha. Po pięciu minutach poczuła, że potrafi znieść to, co ją czeka. Filip musiał odejść na chwilę, ale z pewnością zaraz wróci.
Jakby na potwierdzenie tych myśli w zamku obrócił się klucz.
Otwierane drzwi zaskrzypiały lekko. Katarzyna zacisnęła zęby, odwróciła się... i stanęła twarzą w twarz z pokojówką w czepku i fartuchu z białego lnu, składającą ceremonialny ukłon: - Pościeliłam łoże - powiedziała nowo przybyła. Katarzyna nie zareagowała na te słowa, a służąca kontynuowała: - Jego Wysokość książę prosi cię, pani, abyś zechciała zjeść wieczerzę i położyć się spać, nie czekając na niego. Jego Wysokość będzie prawdopodobnie zajęty i prosi o wybaczenie. Zaraz przyniosę wieczerzę.
Stojąc przy stopniu łoża, pokojówka uniosła róg przykrycia, jakby namawiając, aby kobieta wślizgnęła się do pościeli. Katarzyna przyjęła to nieme zaproszenie. Zdjęła pantofelki i położyła się. Dzień był niezmiernie wyczerpujący, a ponieważ dzięki uczcie wydawanej dla ławników uzyskała odroczenie, należało z tego skorzystać i odpocząć.
Na dworze zrobiło się ciemno i zerwał się wiatr. Słyszała, jak wicher zawodzi w kominku, aż płomień chwilami przygasał. Wygodnie usadowiona wśród wielu jedwabnych poduszek, poczuła się dobrze. Komnata Filipa dała jej upragnioną samotność. Nie doznała jej, zakwaterowana w dwóch małych izbach dzielonych z Ermengardą i trzema innymi dwórkami. Myśląc o swej przyjaciółce, młoda kobieta uśmiechnęła się. Bóg jeden wie, co gruba księż- na mogła sobie teraz wyobrażać. Być może, że Katarzyna dała się porwać Arnoldowi i że galopuje teraz w kierunku Guise na grzbiecie rumaka? Ten obraz o mało co nie zniszczył całej odwagi, którą z takim trudem gromadziła od kilku godzin. Nie mogła myśleć o Arnoldzie, jeśli chciała zachować jasność myśli. Później tak, kiedy oczekująca ją próba będzie już za nią.
Wówczas będzie miała dużo czasu do zastanowienia.
Młoda pokojówka wniosła na tacy wieczerzę i Katarzyna posiliła się z wielkim apetytem. Nie miała nic w ustach od poprzedniego dnia.
Opuszczając dom późnym przedpołudniem, nie była w stanie zjeść czegokol- wiek pomimo wymówek ze strony Ermengardy. Teraz jej młode i zdrowe ciało domagało się jedzenia. Wypiła kubek bulionu z żółtkami, zjadła połowę pieczonej kury, plaster pasztetu z zająca, kilka marynowanych śliwek, popijając wszystko winem z Sancerre. Następnie odsunęła tacę, którą zabrała pokojówka, i ułożyła się wygodnie na poduszkach. Poczuła się znacznie lepiej. Ponieważ służąca zapytała uniżenie, czy życzy sobie jeszcze czegoś, Katarzyna zapytała, gdzie podział się książę. Ta odpowiedziała, że udał się do sali bankietowej, bo właśnie rozpoczęto ucztę.
- Proszę więc zasunąć zasłony i zostawić mnie samą - powiedziała młoda kobieta. - Już niczego nie potrzebuję.
Pokojówka zaciągnęła zasłony przy łożu, skłoniła się ponownie i wyszła na czubkach palców. Ułożona wygodnie Katarzyna próbowała zastanowić się nad zaistniałą sytuacją i przygotować na przyjście księcia, który zażąda zapłaty za to, co uważał za zaciągnięty dług.
Zmęczenie i ciężki żołądek, a także ciepło i wygoda łoża zwyciężyły.
Katarzyna szybko zapadła w głęboki sen.
* * * Po przebudzeniu się stwierdziła ze zdziwieniem, że zasłony łoża są rozsunięte i jest biały dzień. Jeśli nawet Filip znajdował się w komnacie, nie było go obok niej. Spostrzegła, że stoi obok okna, ubrany w ten sam szlafrok, co poprzedniego wieczoru, pisząc coś na wielkim pulpicie z kutego żelaza, pełnym zwojów pergaminu. Skrzypienie długiego gęsiego pióra i odległe pianie koguta wypełniały ciszę pomieszczenia. Usłyszał ruch, jaki uczyniła Katarzyna, siadając na łóżku, i, odwróciwszy głowę w jej kierunku, uśmiechnął się.
- Czy dobrze spałaś, pani?
Odłożywszy pióro, skierował się w stronę łoża, wszedł na dwa stopnie i oparł o jedną z kolumn, górując nad nią sylwetką. Katarzyna popatrzyła na księcia i na łoże, które było w takim porządku, jak gdyby wślizgnęła się doń przed minutą. Wyraz jej twarzy rozbawił Filipa.
- Nie... nie tknąłem cię, pani. Wróciłem wczesnym rankiem, gdyż przyjęcie trwało długo w noc, a ty spałaś tak smacznie, że nie chciałem cię budzić... choć miałem na to wielką ochotę. Nie lubię uprawiać miłości z zaspaną partnerką. Ależ jesteś piękna i świeża tego ranka, moje serce! Twoje oczy błyszczą jak almandyny, a twoje usta...
Rezygnując z niedbałej pozy, usiadł na brzegu łoża, otaczając ją bardzo delikatnie ramieniem i nie ściskając ani trochę. Powoli i z pewną zadumą pocałował ją, przymykając oczy. Myśl absurdalna i śmieszna przemknęła przez głowę Katarzyny. Przypominał jej wuja Mateusza w piwnicach w Marsannay, smakującego z beczki wyśmienite wino. Usta Filipa były niebywale zręczne i w niczym nie przypominały zachłannej brutalności ust Arnolda. Jego pocałunek był prawdziwą pieszczotą, kontrolowaną i przemyślaną, sprawiającą przyjemność. Dotyk był bardzo lekki, lecz Katarzyna czuła, że słabnie. Miała wrażenie, że znajduje się na śliskim zboczu, które ją porywa, szybko, coraz szybciej, w kierunku czegoś nieznanego. Nie mogła się zatrzymać... Był to zawrót głowy, cudowny i straszliwy, nieidący w parze z sercem. Ale ciało upajało się tym w skrytości.
Kiedy nie odrywając się od jej ust, Filip położył ją, westchnęła lekko i znieruchomiała w oczekiwaniu na to, co miało nastąpić. Ale nic się nie wydarzyło.
- Cóż za szkoda, że teraz wzywają mnie obowiązki, moja przyjaciółko.
Czułbym się wspaniale, gdybym mógł zapomnieć przy tobie o całym świecie.
Pomimo tych słów wydawało się, że panuje nad sobą po mistrzowsku.
Uśmiechał się, ale jego oczy pozostały chłodne. Katarzyna poczuła się nieswojo, gdyż odniosła wrażenie, że książę ją obserwuje. Nie przestając na nią spoglądać, podszedł do pulpitu, wziął z niego mały dzwoneczek i zadzwonił. Wszedł paź, kłaniając się nisko.
- Powiedz kapitanowi de Roussay'owi, że czekam na niego. Wie, kogo ma przyprowadzić...
Następnie, kiedy chłopak wyszedł, kłaniając się znowu, powrócił do Katarzyny i wyjaśnił: - Wybacz mi, pani, że w twojej obecności zajmuję się sprawami stanu - powiedział z uprzejmym uśmiechem - ale chcę zakończyć sprawę w twojej obecności, aby cię w pełni zadowolić i uspokoić. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa...
Zanim Katarzyna, niczego nie rozumiejąc z tej krótkiej przemowy, zdążyła odpowiedzieć, drzwi do komnaty otworzyły się pod ręką pazia.
Weszło trzech mężczyzn. Pierwszym był Jakub de Roussay; rozpoznając dwóch pozostałych, Katarzyna zagryzła wargi, aby nie krzyknąć: byli to Arnold i jego przyjaciel Xaintrailles.
Ściśnięta bólem tak gwałtownym, jak uderzenie sztyletu, poczuła, że uchodzi z niej życie. Krew odpłynęła z jej twarzy i dłoni w kierunku serca, które na moment przestało bić. Zrozumiała teraz, w jaką pułapkę schwytał ją R S Filip, aby upewnić się, że nie skłamała, mówiąc, iż z Arnoldem łączy ją tylko zwykła znajomość z lat dziecięcych. W łożu oświetlonym przez słońce, w tej przezroczystej szacie, pozwalającej odgadnąć kształt jej ciała, obok Filipa ubranego w szlafrok, była jak postawiona pod pręgierzem. Czyż Arnold mógł jeszcze wątpić w jej związek z księciem? Widziała tylko jego kamienny profil. Nie patrzył na nią, ale kiedy wchodził, spojrzał jej w twarz z pogardą.
Katarzyna cierpiała jak nigdy, poszukując beznadziejnie duchowej podpory, jakiejkolwiek pomocy. Czując na sobie ostre spojrzenie Filipa, robiła nadludzkie wysiłki, aby ukryć rozpacz i powstrzymać napływające łzy. Bardzo chciałaby wyskoczyć z łoża, podbiec do Arnolda i krzyknąć, że to nieprawda, żeby nie wierzył w tę ohydną komedię przygotowaną dla niego, potwierdzić, że jest godna jego miłości i że do niego należy. Nie mogła nawet opuścić powiek, pozwolić płynąć łzom zbierającym się i za- ciskającym jej gardło. Gdyby tylko cokolwiek dała po sobie poznać, Filip skierowałby swój gniew przeciw Arnoldowi. Nietrudno było odgadnąć, jak wielka byłaby wściekłość księcia, którego nazywano już, tu i ówdzie, Wielkim Księciem Zachodu!
Oznaczałoby to śmierć dla Arnolda, prawdopodobnie też dla Xaintrailles'a... podczas gdy ona nie dostąpiłaby najwyższej radości wspólnej z nimi śmierci.
Z rękami splecionymi na kolanach pozostawała nieruchoma i zrezygnowana, błagając w duchu niebiosa o rychłe zakończenie męki. Cisza, która wydawała się jej śmiertelnie długa, w rzeczywistości trwała tylko kilka sekund. Usłyszała niedbały i uprzejmy głos Filipa. Z pewnością był zadowolony z reakcji zgromadzonych przez siebie aktorów.
- Winien wam jestem przeprosiny, panowie, i przywołałem was tutaj, aby to uczynić, i to jak najszczerzej! Obawiam się, że pan de Luxemburg dał się porwać zbyt gwałtownym uczuciom do naszej korony. Zapomniał, że je- steście moimi gośćmi i chroni was święte prawo. Wybaczcie mi więc, że spędziliście tę noc w niewygodzie. Konie na was czekają, jesteście wolni...
Przerywając przemowę, podszedł do pulpitu, wziął pergamin, na którym wcześniej coś napisał, i podał Xaintrailles'owi.
- Ten list żelazny pozwoli wam dojechać bezpiecznie do Guise. Co do ciebie, panie... - Zwrócił się teraz do Arnolda, wyciągnął ze skrzyni hełm ze znakiem lilii i podał go: - Z radością oddaję twój hełm, który tak dzielnie i chlubnie nosiłeś. Na honor, panie, żałuję, żeś tak oddany memu kuzynowi Karolowi. Chciałbym życzyć ci szczęścia...
- Mam je, panie - odpowiedział chłodno Arnold - gdyż jestem w służbie mego pana, króla Francji. Ale dziękuję Jego Wysokości za uprzejmość. Proszę również o wybaczenie pewnych moich słów, wypowiedzianych w twojej obecności... Może były zbyt ostre...
Skłonił się teraz uprzejmie, ale sztywno, a następnie uczynił to samo Xaintrailles. Książę powiedział do nich jeszcze parę uprzejmych słów, po czym zezwolił na odejście. Podczas gdy z ukłonami cofali się w kierunku drzwi, Filip ich powstrzymał.
- Podziękujcie również mojej słodkiej, obecnej tu przyjaciółce. Pani Katarzynie zawdzięczacie wasze uwolnienie, gdyż to ona, cała poruszona, przyszła do mnie tej nocy, aby opowiedzieć, co z wami zrobiono. O ile wiem, znacie ją od dawna...
Tym razem musiała na nich spojrzeć. Jej zaniepokojone i przestraszone oczy spoczęły na Arnoldzie, ale poczuła się tak nieszczęśliwa, że odwróciła wzrok na Xaintrailles'a. Ten patrzył na nią z szyderczym uśmiechem, taksując zuchwale jej urodę.
- Rzeczywiście, od dawna... - powiedział Arnold, nie patrząc na nią.
Jego twarz przypominała mur bez bram i okien. Jeszcze nigdy Katarzyna nie czuła się tak od niego oddalona. Nie dodał nic więcej. To Xaintrailles podziękował „pani Katarzynie" w imieniu obu przyjaciół.
Usłyszała swój głos odpowiadający uprzejmie. Poczuła, że jej wargi składają się do sztucznego uśmiechu...
Rycerze wyszli, a znużona dziewczyna opadła na poduszki. Był najwyższy czas, aby ta pożałowania godna scena się zakończyła. Katarzyna znalazła się u kresu wytrzymałości, a przecież ta komedia trwała dalej. Filip podszedł do niej, pochylił się nad łożem i okrył pocałunkami jej lodowate dłonie.
- Jesteś, pani, szczęśliwa? Czy zrobiłem to, o co prosiłaś?
- Wszystko, panie, o co prosiłam - odpowiedziała zgaszonym głosem. - Byłeś bardzo wspaniałomyślny.
- To ty, pani, jesteś wspaniałomyślna. Wybaczysz mi, że w ciebie zwątpiłem, nieprawdaż? Wczoraj, kiedy przyszłaś prosić o łaskę dla tych ludzi, a zwłaszcza gdy de Luxemburg powiedział mi, że spotkał cię w ich namiocie, byłem zazdrosny jak nigdy.
- A teraz - rzekła Katarzyna z nikłym uśmiechem - wierzysz mi, panie?
- Całkowicie, mój aniele...
Wszedł paź i przypomniał nieśmiało swojemu panu, że zbiera się rada i że kanclerz Rolin prosi go o przybycie. Filip zaklął przez zęby.
- Muszę cię znów zostawić, piękna Katarzyno... Powstałyby plotki, gdybyś nie wróciła do domu. Ale przysięgam na honor, po raz ostatni opuszczasz mnie w ten sposób. Dzisiaj wieczór poślę po ciebie... nikt i nic nie zdoła nam już przeszkodzić.
Pocałował ją lekko w usta i odszedł z żalem, dodając, że przyśle służące, aby pomogły jej się ubrać.
Katarzyna pozostała sama. Jej samotność przypominała samotność więźnia, za którym zamykają się bramy, szczękają zamki i skrzypią łańcuchy! Uwolniony Arnold pędził drogą do Guise! Ona musiała pozostać...
"Katarzyna Tom 1" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna Tom 1". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna Tom 1" друзьям в соцсетях.