- To ja, Katarzyna - wyszeptała cicho, nie chcąc przestraszyć Michała.
Coś poruszyło się za stertą drewna.
- Jestem tutaj, za wiązkami chrustu - usłyszała równie cichy głos chłopca i wtedy ujrzała go w blasku świecy.
Pozbył się już pielgrzymich łachów i leżał teraz na nich, opierając się plecami o wiązki chrustu. Srebrne liście jego opończy słabo lśniły w ciemności, a płomień świecy odbijał się w nich złotymi punkcikami. Chciał wstać, lecz dziewczyna dała mu znak, by pozostał na miejscu. Uklękła obok niego, kładąc na ziemi ciężką tacę: gorący gulasz pachniał znakomicie.
- Na pewno jesteś głodny, panie - rzekła cicho. - Będziesz potrzebował dużo sił. Skorzystałam z tego, że siostra wyszła do sąsiadki, żeby do ciebie zejść. Na razie nikogo nie ma w mieszkaniu. Ojciec jest w domu Pod Kolumnami, matka u Pigasse'ów, a służąca gdzieś się włóczy. Jeżeli tak dalej pójdzie, nie będziesz miał trudności z opuszczeniem Paryża jeszcze tej nocy.
Teraz jest dziesiąta, Landry przypłynie o północy.
- Jak to jedzenie ładnie pachnie - powiedział Michał z uśmiechem, który napełnił Katarzynę radością. - Jestem rzeczywiście bardzo głodny... - Mówiąc to, rzucił się na strawę. Gryzł baraninę pięknymi zębami i gawędził z dziewczyną. - Ciągle nie mogę uwierzyć w moje szczęście, Kasiu! Jeszcze niedawno, gdy mnie zabierali, myślałem, że wybiła moja ostatnia godzina, i byłem gotów rozstać się z życiem. Pożegnałem się ze wszystkimi. A ty przywróciłaś mi życie. To dziwne.
Jego spojrzenie odpłynęło daleko. Na twarzy pojawiły się zmęczenie i niepokój. Próbował się uśmiechać, lecz w jego oczach Katarzyna dostrzegła cień rozpaczy i przestraszyła się.
- Panie, nie jesteś zadowolony, że cię tu przywiodłam? Spojrzał na jej delikatne ciało, całe drżące pod kaskadą rozpuszczonych włosów, które po wyschnięciu odzyskały swój zwykły blask. Katarzyna w zielonej sukience wyglądała jak leśny duszek spoglądający na niego szeroko otwartymi oczami podobnymi do oczu jelonków, za którymi uganiał się konno, kiedy był dzieckiem.
- Byłbym niewdzięcznikiem, gdybym nie był zadowolony - odpowiedział łagodnie.
- A więc... zjedz trochę miodu, panie, i szybko mi powiedz, o czym myślałeś. Miałeś takie smutne spojrzenie.
- Kiedy prowadzili mnie do Montfaucon, myślałem o mych rodzinnych stronach. Bałem się, że już nigdy ich nie zobaczę, i ta myśl raniła R S mnie najboleśniej.
- Lecz teraz wiesz, że ujrzysz je znowu, ponieważ będziesz wolny.
Michał uśmiechnął się, zanurzył kawałek chleba w miodzie i zaczął żuć obojętnie.
- Wiem, lecz ta myśl jest silniejsza ode mnie. Coś mi mówi, że już nigdy nie wrócę do Montsalvy.
- Nie wolno ci tak myśleć, panie - odparła surowo Katarzyna. - Ogarniają cię czarne myśli, bo jesteś zmęczony i osłabiony. Gdy odzyskasz siły i będziesz bezpieczny, wszystko się odmieni.
Wystarczyło, że wspomniał o swych rodzinnych stronach, by wzbudzić ciekawość dziewczyny. Nie mogła oprzeć się pokusie, ażeby dowiedzieć się czegoś więcej o tym chłopcu, który ją zauroczył. Przysunęła się bliżej do niego, przypatrując się, jak łapczywie pije wodę z dzbana.
- Jaka jest ta twoja kraina? Mógłbyś mi o niej opowiedzieć?Michał przymknął na chwilę powieki, być może po to, by łatwiej dojrzeć obrazy ze szczęśliwego dzieciństwa. Przywoływał je tak gorączkowo przez całą tę bolesną i niekończącą się drogę na kaźń, że teraz pojawiły się natychmiast.
W prostych słowach roztoczył przed Katarzyną obraz płaskowyżu smaganego wiatrem, jego granitowych landów poprzecinanych wąwozami porośniętymi zielonymi kasztanowcami, jego drogiej Owernii, najeżonej wygasłymi kraterami wulkanów. Opisywał miasteczko Montsalvy, domy z zastygłej lawy ściśnięte wokół swego opactwa, a w końcu rodzinną fortecę na zboczu wzgórza i małą kapliczkę Świętego Źródła. Słuchającej go Katarzynie wydawało się, że widzi pola gryki, niebo fioletowe o zmierzchu, kiedy górski łańcuch przemienia się w pochód niebieskawych widm. Ujrzała oczami wyobraźni perlistobiałe strumienie, wytryskujące wśród nieustannie opłukiwanych kamieni, zatracające się w głębinach jezior w oprawie z mchu i granitu, połyskujących jak ciemne diamenty. Słyszała, jak południowy wiatr wyje między skałami. Potem Michał mówił o stadach baranów, pasących się na równinie, o lasach pełnych wilków i dzików, o rwących strumieniach, w których pływają srebrne i różowe pstrągi. Katarzyna słuchała z otwartymi ustami, zapominając o bożym świecie.
- A twoi rodzice, panie? - spytała, kiedy zamilkł. - Czy żyją jeszcze?
- Mija już dziesięć lat od śmierci mego ojca, słabo go pamiętam. Był dzielnym wojakiem zaprawionym w boju, zawsze posępnym. Całą młodość strawił, wojując z Anglikami po stronie wielkiego konetabla. Po oblężeniu Chateau-neuf-de-Randon, gdzie Bertrand du Guescslin znalazł śmierć, odwiesił na ścianę swój miecz, gdyż żaden dowódca nie był godny, aby mu służyć. Moja matka uprawiała ziemię i zrobiła ze mnie mężczyznę. To ona odesłała mnie na służbę do pana de Berry, naszego suzerena, u którego pozostałem przez rok, po czym przekazano mnie księciu Gujenny. Matka zarządzała wszystkim po mistrzowsku, wychowując jeszcze mego młodszego brata.
Katarzynie nagle ścisnęło się serce, gdyż odczuła wyższość młodzieńca.
- Masz brata, panie? - spytała.
- Tak. Jest młodszy ode mnie o dwa lata i pali się do wojaczki. Będzie z niego doskonały kapitan - dodał Michał z uśmiechem. - Trzeba go widzieć, jak jeździ na oklep i jak prowadzi do natarcia tabuny urwisów z miasteczka.
Jest silny jak tur i śnią mu się guzy i rany. Bardzo lubię mojego małego Arnolda!... Niebawem i on rozpocznie życie rycerskie. Matka zostanie sama, lecz jest zbyt dumna i wyniosła, aby się skarżyć.
Opowiadając o bliskich, Michał rozjaśnił się do tego stopnia, że zachwycona Katarzyna nie mogła powstrzymać pytania: - Czy twój brat jest równie piękny jak ty, panie? Michał roześmiał się, gładząc delikatnie włosy dziewczyny.
- Znacznie bardziej. Nawet nie ma porównania. I myślę, że pod maską dzikości ma czułe serce i że bardzo mnie kocha.
Katarzyna nie śmiała się poruszyć, aby nie spłoszyć ręki głaszczącej ją po głowie. Nagle Michał pochylił się i nieoczekiwanie cmoknął ją w czoło.
- Żałuję, że nie mam siostry, którą mógłbym kochać...
- Ona także bardzo by cię kochała, panie - szepnęła szybko Katarzyna, zapłoniwszy się.
W tej chwili usłyszeli odgłos kroków nad głowami. Wróciła Luiza.
Należało wrócić na górę. By usprawiedliwić swoją obecność w piwnicy, Katarzyna błyskawicznie zgarnęła kilka polan i pospiesznie weszła na drabinę, gestem nakazując uciekinierowi milczenie. Wchodząc do kuchni ze świecą w dłoni i naręczem polan, zobaczyła, że to nie Luiza, lecz służąca Marion. Ta spojrzała na nią zaskoczona.
- Jak to... ty tutaj? Skąd się wzięłaś?
- Widzisz przecie, że z piwnicy. Zabrakło drewna na opał - odparła Katarzyna miłym głosem.
Gruba Marion wyglądała dość dziwnie w przekrzywionym czepku.
Miała szeroką, niezwykle czerwoną twarz, aż połyskującą od trądziku. Jej rozbiegany wzrok nie mógł spocząć spokojnie na niczym. Chwyciła Katarzynę mocno za ramię i potrząsnęła nią silnie.
- Masz szczęście, że twoich rodziców nie było w domu przez cały boży dzień, mała nieszczęśnico! Inaczej spuchłoby ci siedzenie! Kto to widział, żeby tak włóczyć się przez cały dzień z chłopakiem!
Pochyliła się nad Katarzyną, tak że ta poczuła jej oddech mocno zalatujący winem. Jednym ruchem dziewczyna uwolniła ramię z uścisku, postawiła świeczkę na taborecie i podniosła polana, które potoczyły się po podłodze.
- A pić w gospodzie z kumami to lepiej? Jeśli mam szczęście, ty masz go równie dużo! Na twoim miejscu poszłabym spać, zanim wróci matka.
Marion czuła, że nie jest w porządku. W gruncie rzeczy była dobrą dziewczyną. Urodziła się w Beaune, krainie winnic, i lubiła wino bardziej, niż przystoi niewieście. Nieczęsto mogła folgować swojej słabostce, gdyż Jacquetta, jej mleczna siostra, która wychodząc za Gauchera Legoix, przywiozła ją ze sobą z Burgundii, miała na nią baczenie. Dwa czy trzy razy Marion dała się przyłapać mocno pijana i Jacquetta zagroziła, że następnym razem odeśle krewną do domu bez żadnych ceregieli. Były płacze, prośby i zaklęcia. Marion przysięgała na wszystkie świętości, że to już się nigdy nie powtórzy. Lecz niezwykłe poruszenie, jakie ogarnęło w tych dniach Paryż, było przyczyną kolejnego wykroczenia.
Marion uświadomiła to sobie poprzez opary wina i przestała się upierać. Chwiejąc się na nogach i mamrocząc coś pod nosem, wyszła na schody. Stopnie skrzypnęły pod jej ciężarem. Chwilę później dało się słyszeć trzaśnięcie drzwi na poddaszu. Katarzyna odetchnęła z ulgą. Luizy jeszcze ciągle nie było i Katarzyna wahała się, co robić dalej. Nie czuła wcale głodu i nie chciało jej się spać. Jedyną rzeczą, na którą miała ochotę, to wrócić do Michała. Jeszcze nigdy nie przeżyła wspanialszych chwil od tych, kiedy siedząc obok niego, słuchała, jak opowiadał. Pocałunek, który złożył na jej czole, ciągle przeszywał ją słodkim dreszczem. Czuła niewyraźnie, że taka chwila nie zdarza się często, i że za kilka godzin Michał ucieknie do swoich.
Ścigany, stanie się znów wielkim panem, nieosiągalnym dla córki złotnika.
Towarzysz jednej cudownej chwili będzie już tylko dalekim nieznajomym, niepamiętającym dziewczyny, którą oczarował. Jeszcze należy do niej, lecz wkrótce jej się wymknie...
Zasmucona Katarzyna podeszła do drzwi wejściowych i otworzyła górną żaluzję: deszcz przestał padać i na ulicy lśniły wielkie kałuże. Kanały wypluwały ze swych czeluści nadmiar wody spływającej z rynsztoków. Na moście wzmagał się ruch; pojawiły się na nim grupki chwiejnych postaci trzymających się pod ręce i wydzierających się na zabój. Widocznie nie tylko Marion uczciła trunkiem zwycięstwo buntowników. Między gospodą Pod Trzema Młotkami a końcem mostu rozległy się krzyki i śpiewy. Nie zabrzmiał jeszcze dzwon z Notre Dame na gaszenie świateł i ognia, zresztą pewnie nikt by go nie usłuchał i tak świętowano by przez całą noc.
Dziewczyna z niepokojem zastanawiała się, gdzie mógł podziewać się Landry i czy nie zapomniał o sznurze dla Michała. U Pigasse'ów, za oknami z naoliwionego papieru, migały światła. Nagle spostrzegła gromadę pijanych żołnierzy. Uczepieni jeden drugiego szli, zajmując całą szerokość mostu, zawodząc: Książę Burgundii, Tyś Boga radością!...
Katarzyna zamknęła pospiesznie żaluzję i wróciła do pracowni.
Należało się upewnić, czy Landry przyszedł ze sznurem. Podniosła klapę i pochyliwszy się nisko nad otworem, zawołała: - Panie! To ja, Katarzyna! Czy Landry nie zapomniał o sznurze?
- Bądź spokojna! Mam go! Landry wróci tutaj po północy, zagwiżdże trzy razy, kiedy podpłynie pod most łodzią. Wszystko idzie dobrze!
- Spróbuj się trochę przespać, panie! Ja też się położę. Zejdę na dół, jak Landry zagwiżdże; okno mojego pokoju wychodzi na rzekę.
Usłyszawszy skrzypnięcie na piętrze, pospiesznie zamknęła klapę. W tej samej chwili zegar w pałacu wybił dziesiątą. Jeszcze co najmniej dwie godziny oczekiwania! Katarzyna wróciła do kuchni, zasypała ogień sporą ilością popiołu, przygotowała na stole zapaloną świecę na powrót Luizy i zbliżyła się do schodów wiodących na piętro. Kiedy stawiała stopę na pierwszym stopniu, weszła Luiza. Miała posępną minę.
- Matka Landry'ego źle się czuje. Wyczerpały ją bóle. Chciałam tam zostać, lecz matka odesłała mnie z twojego powodu. Idziesz już spać?
- Tak. Jeżeli chcesz coś zjeść...
- Nie, nie jestem głodna. Lepiej chodźmy spać. Musisz umierać ze zmęczenia po tym szalonym spacerze.
Siostry zgodnie udały się do swojego pokoju, rozebrały się bez słowa i wślizgnęły do łóżek. Podczas gdy Luiza po na wpół śpiącym „dobranoc" zasnęła natychmiast, gdy tylko jej głowa dotknęła poduszki, Katarzyna położyła się z niezłomnym zamiarem, że nie zamknie oczu. Było to nie- zwykle trudne; zmęczenie nagromadzone tego dnia dawało o sobie znać.
Miękka, świeżo wyprana pościel pachnąca liściem laurowym okazała się balsamem dla obolałego ciała i sen szybko zaczął ciążyć na powiekach dziewczyny.
A przecież należało wytrzymać za wszelką cenę, by w razie potrzeby dopomóc Landry'emu!
Ażeby odpędzić sen, zaczęła wymyślać różne historyjki, potem przypominała sobie opowieść Michała, nie pomijając żadnego szczegółu. I jeszcze ten pocałunek... na myśl o nim zadrżała. Regularny oddech śpiącej siostry działał zbyt usypiająco i już miała się poddać, gdy dziwne hałasy kazały jej się poderwać na równe nogi.
Na poddaszu cicho skrzypnęły drzwi, po czym ktoś ostrożnie przemknął do schodów. Katarzyna nasłuchiwała kroków, które mogły należeć tylko do Marion. Dokąd wybierała się o tej porze? Kroki zbliżyły się i zatrzymały przed pokojem dziewcząt. Marion sprawdzała, czy mocno śpią, więc Katarzyna zastygła w bezruchu, aby nie zatrzeszczało pod nią łóżko. Po chwili Marion oddaliła się i bardzo wolno zaczęła schodzić po schodach.
"Katarzyna Tom 1" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna Tom 1". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna Tom 1" друзьям в соцсетях.