- Mały głuptasku - szepnęła jej na ucho z czułością. - Nie mogłaś mi powiedzieć?

- Ale co? - spytała Katarzyna słabym głosem.

- Że oczekujesz dziecka! Jest to wypisane dużymi literami na twojej twarzy. Że też ja niczego nie zauważyłam wcześniej! Cierpliwości, to się niebawem skończy!

W istocie ceremonia dobiegała końca. Książę Filip przekazywał ciało matki przeorowi klasztoru. Niebawem Małgorzata Bawarska znajdzie się obok swego małżonka pod płytą z czarnego marmuru. Przez moment Katarzyna poczuła na sobie czułe i zaniepokojone spojrzenie Filipa i to dodało jej sił, których tak potrzebowała. Lecz dlaczego w tej samej chwili musiała spotkać wzrok Garina? Jego twarz była wykrzywiona z nienawiści.

Katarzyna przysięgłaby, że słyszy, jak zgrzyta zębami...

Na szczęście kilka chwil potem, opierając się nadal na ramieniu Ermengardy, znalazła się na świeżym powietrzu. Wokół niej zalegała ciemna, prawie syberyjska noc, lecz przynajmniej nie było tu zapachu stopionego wosku i ciężkich, odurzających oparów kadzideł.

- Czy już lepiej? - zapytała Ermengarda.

- Znacznie lepiej. Nie wiem, jak ci dziękować. Bez ciebie okryłabym się śmiesznością.

- Ależ przestań! Trzeba mi było tylko powiedzieć! Czy książę już wie?

- Nie, jeszcze nie...

Przeszły kilka kroków w stronę zabudowań klasztornych, ciągnących się na południe i zachód od kaplicy. Przed mieszkaniem przeora płonęły łuczywa, skręcając się w żelaznych obejmach. Reszta zabudowań klasztornych była nieoświetlona i cicha.

- Jak tu ponuro! - rzekła Ermengarda z drżeniem w głosie. - Chodźmy stąd! Całe szczęście, że kazałam moim ludziom przybyć po mnie lektyką.

Nie przebrnęłabym tej zaśnieżonej drogi jeszcze raz. Czy chcesz, abym zawiadomiła twego męża, że zabieram cię ze sobą?

- To niepotrzebne. Moje sprawy nie interesują Garina -odpowiedziała Katarzyna.

- On chyba jest głupcem... albo nie ma serca. Nie mogę go zrozumieć, moja droga. Chodźmy więc!

I obie kobiety, rozdając ukłony na lewo i prawo, ruszyły ku wyjściu.

Właśnie miały wsiadać do ciężkiego pojazdu, kiedy podszedł do nich paź. W dłoni trzymał bilecik, który wręczył Katarzynie.

- To od Najjaśniejszego Pana! - poinformował.

Katarzyna rozpoznała młodego Jana de Lannoya. Młodzieniec uśmiechnął się do niej, pokłonił się głęboko i odszedł w stronę zaprzęgu swego pana. Kobiety wsiadły do lektyki, zagłębiając się w miękkich poduszkach. Ermengarda wsunęła grzejnik pod stopy przyjaciółki, która rozwinęła mały bilecik i przebiegła go wzrokiem w skąpym świetle świecy zatkniętej w złoty pierścień znajdujący się w ściance lektyki. Skórzane zasłony doskonale chroniły przed lodowatym wiatrem. Katarzyna, zachwycona treścią bileciku, przestała szczękać zębami.

Błagam Cię - pisał książę - przybądź! Przybądź dziś wieczorem. Potrzebuję Cię bardzo, a zostaję tutaj tylko trzy dni. Przebacz, że Cię ponaglam. Kocham Cię! Lannoy będzie czekał na Ciebie do północy przy bramie ogrodowej. Podpisu nie było, ale Katarzyna nie potrzebowała go. Zmięła papier w kulkę i wsunęła do swojego mieszka. Odetchnęła głęboko i dławiący niepokój ustąpił. Zabłysło światło nadziei dla Odetty. Kiedy myślała o tej wątłej i delikatnej istocie wrzuconej do ciemnego i zimnego lochu, spętanej łańcuchami, płaczącej z żalu i ze strachu, ogarniał ją szał. Lecz dzięki niebiosom jeszcze tego wieczoru będzie prosić Filipa o łaskę dla przyjaciółki. Mdłości i przeszywające jej serce lodowate zimno ustępowały na tę myśl. Poza tym tej nocy będzie z Filipem, jego delikatnymi dłońmi, czułymi słowami. Będzie ją kochał! Katarzyna była prawie wesoła, kiedy lektyka zatrzymała się przy ulicy Wytwórców Pergaminu.

* * *

Istotnie, młody de Lannoy był na umówionym miejscu, kiedy trzy razy zapukała do niewielkich drzwi ukrytych w murze ogrodzenia pałacowego.

Dzwon na gaszenie świateł przebrzmiał już dawno, a noc nie była taka zimna jak dzień, gdyż po pogrzebie spadło dużo śniegu. Od swojego pobytu w Marsannay miała w zwyczaju przechadzać się nocą i nie tylko nie bała się, lecz wręcz lubiła to tak, jak dzieci lubią wagary. Nie obawiała się ani niebezpieczeństw czyhających w wąskich uliczkach, ani pijanych żołnierzy, ani nawet złodziejaszków Jakuba Marynarza. Abu oddał do jej dyspozycji dwóch nubijskich niewolników o gigantycznym wzroście i twarzach czarniejszych niż noc, którzy potrafiliby wystraszyć największych śmiałków próbujących tknąć młodą kobietę.

Jan de Lannoy przestępował z nogi na nogę w wysokim śniegu, a dla rozgrzania się uderzał rękami po bokach. Otworzył drzwi przed nocnym gościem.

- To miłe, że pani tak szybko przyszła, pani Katarzyno -wyszeptał uszczypliwie. - Skostniałem z zimna...

- To ze względu na ciebie tak się spieszyłam. Bałam się, że się przeziębisz, stercząc na takim mrozie.

- Inaczej mówiąc, Jaśnie Pan winien mi jest podziękowania podsumował paź, śmiejąc się. - Tym bardziej że już nie może się doczekać.

- Jak się czuje?

Lannoy zrobił minę mogącą oznaczać „ani źle, ani dobrze" i ująwszy dłoń Katarzyny, poprowadził ją przez ogród. Napadało tyle śniegu, że trzeba było dobrze znać drogę, aby nie potknąć się na niewidocznych murkach otaczających trawniki. Gdy weszli do środka, Katarzyna zwolniła swoich Murzynów, zostawiając ich pod opieką de Lannoya, i pobiegła do kręconych schodów, które prowadziły do księcia. Pachnące woskowe świece oświetlały wnętrze wyłożone miękkimi welurami.

Po chwili Katarzyna była już w ramionach Filipa. Objął ją czule, nie mówiąc słowa i pokrywając płomiennymi pocałunkami jej zimną twarz. Po długiej chwili spuścił jej kaptur na ramiona i na nowo ujął jej twarz w swoje dłonie, aby pokryć ją pocałunkami.

- Jaka jesteś piękna! - wyszeptał głosem zdławionym przez uczucie. Jakże mi cię brakowało! Czterdzieści dni bez ciebie, bez twego uśmiechu, bez twych ust. O, moja miłości... to była cała wieczność!

- Ponieważ już jestem, musisz o tym zapomnieć! - powiedziała z uśmiechem Katarzyna, oddając mu pocałunek.

- A czy ty łatwo zapominasz złe chwile? Bo ja nie. Ale pomimo gwałtownej ochoty ujrzenia ciebie, długo się wahałem, czy cię wezwać.

Byłaś taka blada w kaplicy! Widziałem, że źle się czułaś...

- To z zimna! Ty też byłeś blady...

Książę ciągle był blady. Katarzyna czuła, jak w jej ramionach drży jego chude ciało. Nie chciała od razu mówić mu o dziecku, bojąc się, że nie odważy się jej tknąć. Czuła,że bardzo jej potrzebuje. Fizycznie. Jego twarz nosiła ślad łez wylanych nad ciałem matki. Ten nieszczęśliwy wygląd czynił go bardziej drogim jej sercu. Wprawdzie nie wiedziała, jak nazwać uczucie, które łączyło ją z Filipem. Czy kochała go? Jeśli miłość była tą torturą umysłu, tym bolesnym głodem, jaki czuła za każdym razem, przypominając sobie o Arnoldzie, to nie, nie kochała Filipa. Lecz jeśli miłość była czułością, łagodnością, silnym pociągiem fizycznym, to może rzeczywiście Filip zawładnął jej sercem?

Filip zdjął z niej ciężki płaszcz i posadził ją na szerokim łożu. Sam zaś ukląkł przed nią, aby zdjąć jej buciki z czarnej skóry, potem zsunął pończochy z cienkiego jedwabiu, dochodzące do kolan. Chwilę trzymał w swych dłoniach jej drobne stopy, składając pocałunek na każdym różowym paznokciu.

- Zmarzłaś, pójdę podsycić ogień.

W kominku paliły się trzy pniaki, lecz aby płomienie mogły strzelić wyżej, książę udał się do przyległego schowka po pęk suchych gałęzi, które ułożył na okrąglakach. Buchnął żywy ogień... Podszedłszy do Katarzyny, zaczął ją rozbierać. Czynił to niezwykle ostrożnie i delikatnie. Jego gesty, miękkie i pieszczotliwe, wyrażały bezgraniczne uwielbienie. Był to rodzaj powolnego, uroczystego rytuału, któremu obydwoje oddawali się rozmyślnie, gdyż tylko podsycał żądzę i przygotowywał gwałtowną burzę zmysłów. Filip oddawał hołd Katarzynie, aby następnie bardziej dominować nad nią...

Kiedy Katarzyna otrząsnęła się ze słodkiego odrętwienia, jakim przepełnione było jej ciało, jej policzek spoczywał na piersi Filipa. Książę nie spał wcale. Oparłszy się na łokciu, bawił się jedwabnymi włosami kochanki, które rozrzucone były na białej pościeli, połyskując złotem w blasku ognia. Widząc, że ma otwarte oczy, uśmiechnął się z właściwym sobie czarem.

- Dlaczego tak cię kocham? Napełniasz moją krew płomieniem, jak żadnej innej kobiecie się nie udało. Zdradź mi swój sekret. Jesteś czarownicą?

- Jestem tylko sobą - odparła Katarzyna wesoło. Lecz Filip spoważniał.

Spoglądał na nią z wyrazem szacunku.

- To prawda... I wszystko wyjaśnia... Jesteś sobą, w połowie kobietą, w połowie boginią... istotą rzadką i wyjątkową, o którą mogłyby się ścierać całe armie... Kiedyś żyła taka kobieta. Przez dziesięć lat dwa narody walczyły ze sobą, ponieważ porzuciła jeden dla drugiego. Stolica spłonęła, zginęły tysiące ludzi, aby porzucony małżonek odzyskał swoją własność.

Miała na imię Helena... Była blondynką, tak jak ty, lecz cóż ja mówię, jaka inna kobieta, a nawet nasza matka Ewa, miała kiedykolwiek piękniejsze włosy od ciebie... moje złote runo!

- Jaka ładna nazwa! - wykrzyknęła Katarzyna. - Co ona oznacza?

Filip objąwszy ją, przyciągnął do siebie i zamknął jej usta pocałunkiem.

- Ta historia też działa się w starożytności. Opowiem ci ją kiedy indziej...

- Dlaczego nie dzisiaj?

- Zgadnij... - odparł książę, śmiejąc się.

W pokoju rozległo się trzaskanie polan, podczas gdy Filip i Katarzyna na nowo zapominali o całym świecie. Kiedy powiedziała mu, że oczekuje dziecka, najpierw był niezwykle zaskoczony, po czym wybuchnął radością, dziękując jej jak za jakiś drogocenny prezent.

- Usunęłaś moje wyrzuty sumienia! - wykrzyknął. - Było mi wstyd, że wezwałem cię w dniu, kiedy moja matka... lecz to nowe życie zmywa ze mnie winę. Dziecko... syn, czyż nie?

- Zrobię, co w mej mocy - odparła Katarzyna. - Jesteś szczęśliwy?

- Jeszcze pytasz?

Wyskoczywszy z łóżka, napełnił dwa kieliszki i podał jeden z nich Katarzynie.

- Wypijmy za zdrowie naszego dziecka!Wypił zawartość swojego kieliszka jednym haustem i położył się z powrotem, przyglądając się Katarzynie popijającej wino małymi łykami.

- Wyglądasz jak kotka przed miseczką śmietany - rzekł, pochylając się, żeby ustami zlizać kroplę wina, która spływała po nagiej piersi Katarzyny. A teraz powiedz, jak mógłbym oddać ci trochę radości, jaką ty mi dałaś.

Przycisnął ją do swej piersi na nowo i Katarzyna mogła słyszeć, jak bije jego serce. Ale jej serce zaczęło bić jeszcze szybciej. To była odpowiednia chwila... Przytulając swą głowę mocniej, wyszeptała: - Chcę cię o coś prosić.

- Mów, lecz zgadzam się z góry!

Wyprostowała się i, kładąc dłoń na ustach Filipa, smutno pokiwała głową.

- Nie obiecuj zbyt pochopnie! Z pewnością to, co ci powiem, nie przypadnie ci do smaku. Może nawet się rozgniewasz... - Czekała na skutek swoich słów i jej niepokój wzrósł, kiedy zobaczyła, że Filip się śmieje.

- Nie ma się z czego śmiać, zapewniam cię...

- Ależ tak, gdyż mógłbym ci sam powiedzieć, czego żądasz. Załóżmy się... o pocałunek, że wiem, czego chcesz!

- To niemożliwe!

- Ależ możliwe! Wystarczy dobrze cię znać, by wiedzieć, że zawsze masz w zanadrzu prośbę o niemożliwą łaskę. Czy sądziłaś, że nic nie wiem o twojej przyjaźni z tą gęsią Odettą de Champdivers? Moja policja nie jest taka zła, jak ci się zdaje.

- A więc? - spytała Katarzyna ze ściśniętym gardłem. - Co książę Burgundii każe uczynić ze spiskowcami?

- Książę Burgundii nie uczyni niczego takiego, żeby te oto piękne oczy płakały. Dziewczyna, zakonnik i kupiec zostaną odesłani do wszystkich diabłów. Każę ich uwolnić, lecz muszą zostać wygnani. Twoja Odetta musi opuścić Burgundię. Zostanie odesłana do Sabaudii. Mnich wróci do swojej góry Beuvray z zakazem przekraczania naszych granic, a kupiec wróci do Genewy. Jesteś zadowolona?

- Och! - krzyknęła Katarzyna, przepełniona wdzięcznością. - Ależ tak!

- Tak więc przypominam ci o naszym zakładzie! Płacisz od razu!

Katarzyna spełniła zakład z takim entuzjazmem i żarliwością, że książę umierał z rozkoszy.

* * *

W klasztorze Saint-Etienne dawno już odśpiewano jutrznię, kiedy Katarzyna w towarzystwie swoich niemych strażników wróciła do domu.

Zimny wiatr smagał ją po twarzy, wdzierając się pod spuszczony kaptur, lecz Katarzynę rozgrzewała radość. Rankiem Odetta zostanie uwolniona i przez dwadzieścia cztery godziny będzie mogła u niej się zatrzymać, zanim zajmie się nią eskorta, która odprowadzi ją do granic Burgundii. Wygnanie nie będzie takie okropne, gdyż Katarzyna zaopatrzy ją we wszystkie niezbędne rzeczy, i mnicha także, by niczego im nie brakowało.