Sama nie wiedziała, co za dziwne uczucie litości kazało jej troszczyć się o człowieka, który chciał ją zgubić. Garin jednak nie potrzebował jej litości. Skwitował jej przemowę pogardliwym uśmiechem i ruszył z kopyta w kierunku przybyszów, a za nim ruszyła cała banda.
Bitwa była krótka, lecz ostra. Przewaga liczebna Jakuba okazała się miażdżąca. Pomimo cudów waleczności dokonywanych przez zbirów jeden po drugim padali od ciosów armii książęcej. Jąkała zmierzył się z Jakubem de Roussayem, a Garin walczył z rycerzem bez nakrycia głowy. Katarzyna rozpoznała w nim Landry'ego.
Po kwadransie było po wszystkim. Roussay ranił swego przeciwnika, który stoczył się na ziemię, i nie tracąc ani sekundy, powiesił go na pierwszym lepszym drzewie. Po chwili Garin, otoczony przeważającą siłą, poddał się.
Podczas gdy żołnierze ze straży zabrali się do uwalniania wieśniaków z ich domowych więzień, przeor kazał otworzyć bramę na oścież i zszedł, aby osobiście przywitać zwycięzcę. Katarzyna nie odważyła się iść za nim.
Została na murach wraz z Ermengardą. Jakub de Roussay, z hełmem pod pachą, szedł w kierunku klasztoru. Z tyłu dwóch ludzi pomagało wsiąść Garinowi na konia, wcześniej związawszy mu ręce na plecach. Wielki skarbnik dawał robić ze sobą wszystko. Wydawało się, że nie obchodzi go własny los. Jego pogarda rozzłościła Katarzynę. Z powodu tego człowieka zginęło dwóch niewinnych ludzi, ona sama była torturowana, a on wcale się tym nie przejmował! Jej serce wezbrało nienawiścią i goryczą. Gdyby nie Ermengarda, stojąca nieruchomo tuż obok niej, byłaby się rzuciła na jeńca, aby wykrzyczeć mu w twarz swój gniew i pogardę. Poczuła dziką radość, że sam sobie wymierzył sprawiedliwość, że wkrótce zginie od własnego zbrodniczego szału. I tę radość chciała mu objawić...
Rozdział dziewiąty Tajemnica Garina
Jeszcze tego samego dnia wieczorem Jakub de Roussay odjechał do Dijon, zabierając ze sobą jeńca. Od tej chwili Garin podlegał sprawiedliwości namiestnika Burgundii. Miał być wtrącony do więzienia natychmiast po przybyciu. Został oskarżony o najwyższą zdradę, naruszenie bezpieczeństwa państwowego, świętokradztwo i usiłowanie zabójstwa własnej żony. Więcej niż potrzeba, aby posłać kogoś na szafot. Jakub de Roussay nie ukrywał tego przed Katarzyną w czasie krótkiej rozmowy.
Napadając na opactwo, Garin pogrążył się, gdyż do jego sprawy doszły nowe punkty oskarżenia.
- Niestety - powiedział Jakub do Katarzyny - nie mogę zawieźć pani do domu, ponieważ pani mąż jest więźniem państwowym i wszystkie jego dobra muszą zostać opieczętowane. Ale bez wątpienia możesz pani udać się do matki?
- Pojedzie do mnie! - przerwała Ermengarda. - Czy sądzisz, że po tym wszystkim zostawię ją na pastwę złych języków w dzielnicy Notre Dame?
Niektórzy będą bardzo zadowoleni z upadku wielkiego skarbnika. W mieszczańskim domu Katarzyna nie będzie całkowicie bezpieczna, ale u mnie, tak!
Kapitan, nie widząc przeszkód, udzielił Katarzynie pozwolenia na pobyt w pałacu Chateauvillain. Jego zachowanie wobec żony Garina stało się bardzo oficjalne. Nie wiedział już, czy ma do czynienia z żoną zbrodniarza, czy z kochanką swego pana. Swoją rozterką podzielił się potajemnie z Ermengardą.
- Co mam robić, hrabino? Jego Wysokość, książę Filip, rozkazał mi zapewnić bezpieczeństwo pani de Brazey, nie dopuścić do tego, aby mąż jej zaszkodził, lecz książę nic nie wie o ostatnich wydarzeniach. Przebywając w Paryżu, nic nie wie o napaści na klasztor. Jest taki pobożny, że obawiam się, iż jego gniew może obrócić się przeciwko Katarzynie, uczynić z niej wspólniczkę, a nawet odpowiedzialną...
- Ale, ale, przyjacielu! Zapominasz o wielkiej miłości księcia do Katarzyny! Czyżbyś nie wiedział, że zawładnęła nim, i to niepodzielnie?
Jakub de Roussay podrapał się bez ceremonii po głowie.
Najwidoczniej coś go dręczyło. Wydawało się, że nie może opanować zażenowania.
- Chodzi o to - zaczął - że... nie jestem już tego taki pewien... Mówią, że w Paryżu książę jest wielce zaaferowany piękną hrabiną de Salisbury.
Znasz go, pani, tak samo dobrze, jak ja. Jest jak motyl, lubi kobiety i trudno mi uwierzyć, żeby potrafił dochować wierności jednej. Pani Katarzyna znalazła się w niewygodnej sytuacji... a do tego odmienny stan nie dodaje jej urody. Dlatego obawiam się...
- Obawiasz się, panie, o swoją przyszłość! Boisz się popełnić błąd dokończyła ironicznie Ermengarda. - Na flaki papieża! Nie grzeszysz odwagą jak na żołnierza! Biorę więc to na siebie! Katarzyna pojedzie ze mną, zamieszka pod moim dachem i ja będę za nią odpowiedzialna. Z majątkiem Garina możesz zrobić, co chcesz, ale racz odesłać do mnie pokojówkę Katarzyny, jej medyka, dwójkę niewolników i wszystkie rzeczy osobiste Katarzyny: stroje i klejnoty. Resztą zajmę się osobiście. Jeśli Filip, który jest przyczyną wszystkich jej nieszczęść, będzie szukał z nią zwady, daję ci moje słowo, że będzie miał ze mną do czynienia! Chateauvillain jest mocną twierdzą i niejeden połamał sobie na niej zęby!
Na takie dictum de Roussay musiał skapitulować. Znał hrabinę i wiedział, że ona nie ustąpi. Była zdolna potraktować księcia jak niegrzecznego chłopca. Opuszczając Saint-Seine, kapitan współczuł księciu takiej strasznej wasalki. Gdyby to dotyczyło jego osoby, wolałby mieć do czynienia z całą armią turecką niż z jedną Chateauvillain, kiedy się rozzłości!
Następnego dnia Katarzyna i Ermengarda przygotowywały się do opuszczenia opactwa. Kiedy wsiadały do lektyki, Katarzyna zobaczyła nadchodzącego Landry'ego. Po skończonej walce nigdzie się nie pokazywał.
Ucałował ją tylko czule, uciął krótko jej podziękowania i odszedł bardzo szybkim krokiem do celi, którą przeor dał mu do dyspozycji. Teraz był niezwykle blady i miał napięte rysy twarzy.
- Chciałem się z tobą pożegnać, Katarzyno...
- Pożegnać? Dlaczego? Myślałam, że odprowadzisz nas do Dijon...
Odwrócił głowę, by Katarzyna nie zauważyła łez w jego oczach.
- Ja nie wracam do Dijon... Opuszczam służbę. Nastąpiła cisza. Do Katarzyny nie docierało to, co powiedział.
- Opuszczasz Wielką Stajnię? Co za pomysł! Jesteś niezadowolony? A może zostałeś skrzywdzony? Jesteś zmęczony służbą u księcia Filipa?
Landry potrząsnął głową. Po jego policzkach popłynęły łzy. Katarzyna oniemiała. Nigdy nie widziała swego przyjaciela z dzieciństwa płaczącego, zawsze tryskał radością życia.
- Nie chcę cię widzieć nieszczęśliwego! - krzyknęła. - Co mogę dla ciebie zrobić, jak mogę ci pomóc? Ocaliłeś mi życie!
- Niestety, nic nie możesz zrobić. Zostanę tutaj w klasztorze. Prosiłem już przeora, aby przyjął mnie do grona braci zakonnych. Zgodził się. Będę szczęśliwy, mogąc mu być posłuszny.
- Chcesz zostać mnichem? Ty?!
Katarzyna nie mogła otrząsnąć się ze zdziwienia. Landry, ten wesoły Landry, w habicie zakonnym, z tonsurą, klęczący dzień i noc na zimnych płytach kaplicy? On, lubiący oberże, dziewczyny i bijatyki? On, który kiedyś naśmiewał się z Luizy, że chce wstąpić do klasztoru?!
- Śmieszne, co? Lecz, widzisz, to jest moje postanowienie... Kochałem Stokrotkę i ona też mnie kochała. Myślałem, że kiedyś uda mi się wybić jej z głowy te głupoty z czarami, że ją zabiorę z tej przeklętej okolicy, że zostanie moją żoną, że będziemy mieli dzieci... A teraz, gdy jej już nie ma...
Widok zmęczonego, zrezygnowanego młodzieńca zasmucił Katarzynę i przytłoczył ją ciężarem wyrzutów sumienia. Było jej wstyd, że żyje. To jej nikomu niepotrzebne życie... Czy warta była tego, aby wylewać za nią tyle krwi? Spuściła głowę.
- To moja wina - powiedziała z bólem w głosie. - To przeze mnie umarła! Och, Landry, uczyniłam cię nieszczęśliwym!
- Nie, nie rób sobie wyrzutów. Stokrotka sama przypieczętowała swój los. Gdyby przez zazdrość nie zawiadomiła Garina, nie byłoby tych wszystkich nieszczęść. Spotkała ją zasłużona kara ...Ale nie tak, nie w taki okrutny sposób! Teraz, gdy jej zabrakło, nie mam na nic ochoty. Z wyjątkiem spokoju i samotności. Przed tobą zaś jeszcze długa droga.
Katarzyna nagle przestała płakać.
- Tak sądzisz? - rzuciła gwałtownie. - Czego mogę według ciebie oczekiwać? Mojego męża skażą na śmierć, będę zrujnowana, przeze mnie ty zamykasz się w klasztorze! Mężczyzna, którego kocham, pogardza mną.
Przynoszę nieszczęście, jestem przeklęta, przeklęta! Ludzie powinni się ode mnie odwrócić!Ermengarda, widząc, co się święci, odesłała Landry'ego i zmusiła Katarzynę, aby wsiadła do lektyki.
- No, kruszynko, nie przejmuj się tak. Ten chłopiec jest młody, a śluby odbędą się nieprędko, jeszcze może zmienić zdanie, wrócić do życia. Zaufaj mojemu kuzynowi. Jeżeli chłopiec nie ma powołania, on sam mu to później wybije z głowy!
Te mądre słowa uspokoiły Katarzynę. Ermengarda miała rację. Być może Landry nie zostanie w klasztorze. Na razie znajdzie tu odpoczynek i ciszę, w której dusza zaznaje ukojenia, i wyleje swoją żółć i gorycz.
Wielka brama otworzyła się i kobiety wyjechały, a za nimi Sara na mulicy, kilku ludzi przeora, kilku ludzi Jakuba oraz żołnierze Ermengardy.
Niebawem w ciepłym już słońcu, które ogrzewało pierwsze zielone źdźbła trawy, posuwali się drogą do Dijon. Jeszcze przez chwilę połyskiwały dachy Saint-Seine, nad którymi unosił się dym z kominów, po czym wszystko zniknęło za zakrętem. Na rusztowaniach kwadratowej wieży klasztornego kościoła uwijali się murarze i wesoło gwizdali, nie pamiętając już o niebezpieczeństwie, które niedawno wisiało nad ich domami.
Do Dijon zajechano wieczorem przez bramę Wilhelma. Przejeżdżając przed warownią, Katarzyna zadrżała i odwróciła oczy. To tutaj poprzedniego dnia Jakub de Roussay zamknął jeńca. Garin był gdzieś tam, za tymi odpychającymi murami z nielicznymi otworami strzelniczymi. Pomyślała ze smutkiem, że tutaj doprowadziło wielkiego skarbnika Burgundii małżeństwo zaplanowane przez Filipa.
A jednak Katarzyna myliła się. To nie do starego bastionu zawiódł kapitan de Roussay swego więźnia, lecz do więzienia wicehrabiego.
Potworne lochy były ukryte w fundamentach starej rzymskiej wieży Tournote za Domem pod Małpą, w którym mieściło się merostwo miasta Dijon. Dom pod Małpą nazywał się tak dlatego, że nad jego drzwiami znajdowała się płaskorzeźba przedstawiająca małpę grającą w kule. Stał on pomiędzy dwoma pałacami. Jeden z nich należał do rodziny La Tremoille, drugi zaś do Chateauvillain. I tak, nie wiedząc o tym, Katarzyna zamieszkała w pobliżu miejsca, w którym uwięziono jej męża.
Ale wkrótce poznała prawdę. Następnego dnia po jej przyjeździe przez ulice miasta przeszli heroldzi, ogłaszając zbrodnie popełnione przez Garina i rychły sąd, któremu miał przewodniczyć wicehrabia Filip Machefoing, kamerdyner, doradca i brat mleczny księcia.
Wiadomość ta napełniła serce Katarzyny gorzką radością, do której dołączyło uczucie frustracji. Nienawidziła Garina z całego serca, lecz nie mogła pojąć, jaka była przyczyna jego szaleństwa. Garin zawsze odpychał ją uparcie, tak że nie mogła uwierzyć w jego zazdrość. A jednak... Jak nazwać ataki wściekłości na wiadomość, że jest w ciąży? A ten drugi wieczór, kiedy poszła do jego pokoju, aby go sprowokować. Jak mogła uważać, że mu na niej nie zależy, kiedy prawie stracił głowę w jej ramionach? Był zazdrosny...
i nigdy jej nie zdobył. Ta tajemnica, uśpiona w głębi duszy Garina, irytowała i dręczyła Katarzynę.
Wieczorem, pierwszego dnia pobytu w Dijon, do pałacu Chateauvillain zjechała prowadzona przez Jakuba de Roussaya karawana złożona z mułów obładowanych mnóstwem kufrów. Perryna, Abu-al-Khayr i jego dwóch czarnych niewolników przybyli na koniach. Kapitan uwinął się ze spełnieniem żądania Ermengardy, za co hrabina nie omieszkała mu podziękować.
- A dom? Co zrobi pan z domem?
- Kancelista rady miejskiej zakłada na nim pieczęcie wicehrabiego i namiestnika. W środku nie ma nikogo, lecz nic nie wolno ruszyć przed wyrokiem. To samo stanie się z pałacem i pozostałymi dobrami Garina.
Młody człowiek unikał wzroku Katarzyny. Stała obok w czarnej skromnej sukience z aksamitu. W końcu zebrał się na odwagę, odwrócił się w jej stronę i spojrzał jej prosto w oczy.
- Jest mi przykro, Katarzyno, bardzo przykro - powiedział.
Katarzyna wzruszyła ramionami, uśmiechając się smutno.
- Nic na to nie poradzisz, przyjacielu. I tak już wiele dla mnie uczyniłeś. Kiedy odbędzie się sąd?
- Za jakieś osiem dni. Książę ciągle bawi w Paryżu, a Mikołaj Rolin jest z nim. Był przyjacielem pani męża i może mógłby w czymś pomóc.
Ermengarda przerwała z pogardą: - Nie licz na to! Mikołaj Rolin nie pomaga takim ludziom, nawet gdyby chodziło o własnego brata.
"Katarzyna Tom 2" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna Tom 2". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna Tom 2" друзьям в соцсетях.