Królowa mówiła z lekkim akcentem hiszpańskim, co jeszcze dodawało jej uroku. Katarzyna ucałowała z szacunkiem dłoń, którą jej podała.

Podziękowała za gościnność i oznajmiła, że od tej chwili jedyną jej ambicją jest chęć służenia królowej, jeśli ta zgodzi się na to.

- Królowa zawsze potrzebuje wiernej damy dworu - odparła Jolanta - a na dworze królewskim zawsze potrzebne są ładne kobiety. Będziesz jedną z moich dam dworu, moja droga. Mój kanclerz wystawi ci odpowiedni dokument. Teraz powierzę cię pani de Gaucourt, która zajmie się twoim zakwaterowaniem. Zostanę z bratem Stefanem, bo muszę z nim porozmawiać.

* * *

Panią de Gaucourt, chociaż była wielką damą, cechowała prawie chorobliwa nieśmiałość. Wydawało się, że przez cały czas wszystko, co ją otacza, a już najbardziej mąż, wywołuje w niej strach. Oddychała swobodnie tylko wtedy, kiedy znajdowała się z dala od zarządcy Orleanu. Będąc prawie w tym samym wieku co królowa, była drobna, cicha, lecz swoją żwawością przypominała myszkę. A kiedy nieśmiałość nie zamykała jej ust, potrafiła udzielić dobrej rady, znała dwór jak nikt inny i doskonale radziła sobie z prowadzeniem domu, nawet królewskiego.

W niedługim czasie Katarzynie i Sarze przydzielono mieszkanie w obrębie dworu, służbę, dostały nawet odzienie, ponieważ obie bardzo tego potrzebowały. Pani de Gaucourt posunęła się tak daleko w swojej uprzejmości, że tego samego wieczoru przekazała nowej damie dworu, za pośrednictwem skarbnika pałacowego, sakiewkę ze złotem. W tym samym czasie do zamku Chateauvillain został wysłany posłaniec z listem Katarzyny do Ermengardy. Młoda kobieta prosiła przyjaciółkę, pod której opieką pozostawiła większą część biżuterii i pieniędzy, aby ta wysłała jej wszystko pod dobrą eskortą, chyba że hrabina wolałaby uczynić to osobiście.

Dom przydzielony Katarzynie był raczej mały, czteroizbowy, lecz odnowiony i bardzo wygodny. Należał do dawnego zarządcy zamku, ale od kiedy jego obłąkana żona zmarła, mieszkali tam przejezdni goście.

Katarzyna miała do dyspozycji dwóch lokajów i stwierdziła, że dom ten bardzo jej odpowiada. Znajdował się w połowie drogi między kolegiatą Saint-Ours i wspaniałą basztą strzegącą południowego rogu królewskiego grodu; wąskie okna domu wychodziły na dolinę rzeki Indre i na osłonecznione sady. Kiedy Sara zeszła do kuchni, aby zająć się przygotowaniem wieczerzy, Katarzyna zabrała się do toalety i przebrała na przyjęcie pani de Gaucourt, która miała przybyć wieczorem.

Rzeczywiście, zjawiła się po Aniele Pańskim, jak zawsze w pośpiechu i wystraszona, ale nie sama. Towarzyszyła jej śliczna, bogato ubrana kobieta, której wspaniałe rude włosy oczarowały Katarzynę.

Nowo przybyła miała piękną cerę, usta czerwone i zmysłowe, ubrana była w ciężką suknię z weneckiego brokatu koloru zielonozłotego, której odcień pasował do niebieskozielonych oczu, a duży dekolt odsłaniał odważnie kształtne piersi. Włosy koloru płomienia były prawie całkowicie ukryte pod wspaniałym nakryciem głowy z tego samego co suknia materiału.

Było ono tak wysokie, że nieznajoma musiała się pochylić, przekraczając próg. Twarz kobiety, bardzo wymalowana, choć z łatwością mogłaby się bez tego obejść, gdyż była gładka i pełna, a trójkątny kształt głowy upodabniał ją nieco do pięknej kotki. Ubawiona Katarzyna pomyślała, że stanowią z panią de Gaucourt dziwną parę: kotka i myszka.

Piękna rudowłosa rzuciła się Katarzynie na szyję z nieopanowaną radością i ucałowała ją gorąco.

- Moja droga! Cóż za radość zobaczyć cię tutaj. Od tak dawna nikt nie wiedział, co się z tobą dzieje! Mój małżonek i ja bardzo niepokoiliśmy się o ciebie. Mówi się, że książę Filip jest niepocieszony!...

Katarzyna się skrzywiła. Usłyszeć w Loches o Filipie było z pewnością ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzyła! Lecz pani de Gaucourt, czerwona aż po uszy, zakaszlała i przyszła nieznajomej z pomocą.

- To prawda - powiedziała - że pani de La Tremoille i nasz wielki szambelan często cię, pani, wspominali!

- No, przecież nie ma w tym nic dziwnego: róża Burgundii, wspaniała królowa Brugii znikła? Wszystkie dwory w Europie zastanawiały się, co się z tobą dzieje!

Piękna pani de La Tremoille osunęła się na wysoki fotel, wyłożony czerwonymi poduszkami, i zaczęła pleść trzy po trzy, podczas gdy Katarzyna, opanowawszy zdziwienie, obserwowała ją półprzymkniętymi oczami i ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Spotkała już na dworze Filipa grubego Jerzego de La Tremoille'a, ale po raz pierwszy widziała jego żonę.

Jednak wiele o niej słyszała, gdyż dama ta wiodła bardzo burzliwe życie. A więc to była ta słynna Katarzyna z Isle-Bouchard? Podobno o jej życiu można by napisać powieść!

Wdowa z pierwszego małżeństwa po potężnym panu burgundzkim, Hugonie de Chalon, złapała w sieci swej lubieżnej piękności niespokojnego Piotra de Giaca, wówczas faworyta Karola VII, który, jak to sam wyznał w chwili śmierci, sprzedał duszę diabłu. Z powodu miłości do pięknej Katarzyny Giac zamordował swoją pierwszą żonę, Joannę de Noillac, w ohydny sposób; zmusiwszy ją do wypicia trucizny, wrzucił nieszczęsną kobietę, która była tuż przed rozwiązaniem, na konia i galopował z nią tak długo przez pola, aż nieszczęsna oddała ducha. Zakopał ją na polu, a potem spokojnie powrócił, aby poślubić ukochaną. Ale pan de La Tremoille także pożądał pięknej wdowy i nie poprzestał, aż nie pozbył się de Giaca.

Przekonany, że go zdradzono, został zatrzymany w środku nocy z polecenia królowej Jolanty, osądzony, zaszyty w skórzany worek i wrzucony do rzeki Auron. W trzy tygodnie później Katarzyna de Giac poślubiła pana de La Tremoille'a.

Od tego czasu para ta prowadziła najbardziej wystawne i najbardziej rozwiązłe życie. Mąż o nienasyconych ambicjach miał gusta satrapy, a żona ognisty temperament. Stanowili ciekawą, ale dość straszną parę. Przez cały czas odwiedzin pani de La Tremoille Katarzyna uśmiechała się z rezerwą.

Zaczynała rozumieć, że poruszanie się na dworze Karola VII jest równie trudne, jak na dworze Filipa Burgundzkiego. A może nawet trudniejsze, gdyż nie cieszyła się tutaj ani miłością pana, ani mocną przyjaźnią Ermengardy de Chateauvillain. Instynktownie wyczuła, że należy być ostrożną. Ale nie odrzuciła usług ofiarowanych jej przez niesamowitego gościa.

- Już jutro - powiedziała pani de La Tremoille - sama przedstawię cię królowi! Pożyczę ci suknię, gdyż do jutra nie zdążysz przygotować odpowiedniej garderoby.

Katarzyna podziękowała uprzejmie, a chwilę później obie panie wyszły, życząc Katarzynie dobrego odpoczynku. Wydawało się, że pani de Gaucourt bardzo się spieszy i Katarzyna nie zatrzymywała ich.

- Na twoim miejscu - powiedziała Sara, która pojawiła się wkrótce po wyjściu obu dam dworu - uważałabym na tę piękną rudowłosą! Uśmiecha się, jej słowa są pełne słodyczy, ale oczy ma zimne, taksujące. Bądź pewna, że jeśli nie uda się jej wyciągnąć z ciebie, czego oczekuje, będzie dla ciebie niebezpiecznym wrogiem.

- A cóż chciałaby wyciągnąć ze mnie?

- Skąd mogę wiedzieć. Ale spróbuję dowiedzieć się wszystkiego, co możliwe, na temat państwa de La Tremoille.

Katarzyna, która rozbierała się przed snem, odwróciła się w kierunku wiernej przyjaciółki.

- Chciałabym się dowiedzieć czegoś znacznie ważniejszego powiedziała. - Spróbuj zdobyć informację, gdzie mieszka kapitan de Montsalvy, kiedy przebywa w Loches.

Sara nie zawahała się ani przez sekundę.

- Kiedy nie ma służby przy królu, mieszka w mieście, przy bramie Franciszkańskiej, w domu należącym do bogatego garbarza. Nad drzwiami jego domu widnieje wizerunek świętego Krepina. - Następnie, ponieważ Katarzyna popatrzyła na nią osłupiałym wzrokiem, dodała z uśmiechem: To było pierwsze pytanie, jakie zadałam naszym lokajom, gdyż wiedziałam, że o to zapytasz w pierwszej kolejności.

Lekko się zaczerwieniwszy, Katarzyna zaczęła ponownie zawiązywać sznurowanie sukni. Ale Sara powstrzymała ją: - Nie masz tam nic do roboty dzisiejszego wieczoru. Wraca dopiero jutro z królem. Nie będziesz gnała tej nocy po to tylko, aby stanąć przed zamkniętymi drzwiami, choćby nawet były to drzwi ozdobione wizerunkiem świętego Krepina. Idź więc się położyć. Przyniosę ci lekką wieczerzę, a potem pójdziesz spać. Jutro musisz być piękna i świeża.

To mówiąc, Sara rozebrała swoją panią w okamgnieniu, nałożyła jej długą, marszczoną koszulę i bezceremonialnie odprowadziła do łoża, jakby tamta była piętnastoletnią dziewczynką. Po czym stanęła przed nią zadowolona, trzymając się pod biodra.

- Będziesz musiała zapomnieć o tych cygańskich nawykach, jakich nabrałaś od pewnego czasu, moja śliczna. Znowu jesteś damą, prawdziwą damą. Będziesz musiała także uważać na królową, która z pewnością nie lubi, aby jej damy dworu włóczyły się po ulicach po zapadnięciu nocy.

* * *

Suknia, którą następnego ranka przysłała Katarzynie pani de La Tremoille, była rzeczywiście piękna i dotykając wspaniałego materiału, młoda kobieta nie mogła powstrzymać zmysłowego drżenia. Już od dawna palce jej nie dotykały prawdziwego mediolańskiego brokatu, chociaż kolor nie podobał się jej specjalnie. Była to wspaniała plątanina ptaków, głównie orłów, w kolorze błękitu i purpury na złotym tle. Zdaniem Katarzyny, kolory były zbyt jaskrawe, ale całość jawiła się jako wesoła i okazała.

- Jak wyglądam? - zapytała Sarę, gdy włożyła suknię. - Czy nie przypominam szyldu farbiarza?

Sara zaprzeczyła ruchem głowy, lecz brwi miała zmarszczone i zaciśnięte usta.

- Tobie wszystko pasuje. Może ta suknia jest trochę zbyt jaskrawa, ale ładna.

Pomimo pozytywnej oceny Katarzyna dorzuciła do sukni kryzę z delikatnego, marszczonego muślinu, gdyż dekolt był zbyt duży i w każdej chwili mógł odsłonić piersi, a wewnętrzny głos podpowiadał Katarzynie, że królowej Jolancie nie przypadłoby to do gustu. Odległy głos fanfar oderwał ją od przeglądania się w zwierciadle. Włożyła na głowę nakrycie dobrane do sukni, przypięła je szpilkami i podbiegła do drzwi.

- Słyszę, że nadchodzi orszak! - krzyknęła do Sary. - Muszę iść do zamku.

Rzeczywiście, dźwięk przybliżał się, anonsując króla, Joannę i ich liczną świtę. Lekko zdyszana Katarzyna dołączyła do dam dworu królowej, kiedy trębacze i przednia straż wjeżdżali do bramy Królewskiej. Stanęła tuż obok pani de Gaucourt. Świadoma wrażenia, jakie wywarła, spostrzegła lekko rozbawiony uśmiech królowej, szepty innych dam i wybuch śmiechu pani de La Tremoille, ubranej w suknię z płowobiałego atłasu.

Znajomość dworu i jego zwyczajów pomogły Katarzynie nie stracić pewności siebie. Później, kiedy połyskujący orszak zsiadał z koni przy siedzibie królewskiej, zapomniała o wszystkim. Zobaczyła króla i Joannę jadących obok siebie, ale przede wszystkim za białą zbroją Dziewicy ujrzała inną zbroję, koloru czarnego, i hełm z krogulcem, które przyspieszyły bicie jej serca. Wydawało się, że Arnold czuje się dobrze w świcie Joanny. Był tuż obok niej, a w pobliżu niego Katarzyna rozpoznała Xaintrailles'a, La Hire'a i Jana d'Aulona.

Katarzyna ledwo zwróciła uwagę na króla, chociaż jego wzrok zatrzymał się na niej przez chwilę. Była rozczarowana jego nie najlepszym wyglądem. Mizerny, blady i szczupły, o twarzy ponurej, z wydłużonym nosem i wypukłymi oczyma pozbawionymi blasku i życia, zdawał się nosić na swych wąskich ramionach ciężar wiecznego niepokoju. Jego aksamitny strój robił wrażenie zbyt dużego, a wielki filcowy kapelusz z wywiniętymi brzegami zdawał się go przygniatać. Za nim jechał olbrzymi mężczyzna, nieprawdopodobnie przystrojony złotem i purpurą, w fantazyjnym kapturze, bardziej wymyślnym niż turban, i Katarzyna wzięła go za muzułmanina.

Szeroka twarz okolona brunatną brodą, pełne namaszczenia ruchy i niezwykły przepych, którym się afiszował, wszystko to upodabniało go do sułtana. Widząc jednak, że pani de La Tremoille rzuca się w jego krótkie ramiona, Katarzyna odgadła, że jest to jej pan i władca, Jerzy de La Tremoille. Przytył tak bardzo od czasu, kiedy widziała go na dworze Filipa, że nigdy by go nie rozpoznała! Wydawał się bardziej próżny i bardziej niepokojący niż zwykle; aksamitny kocur, godny swej pięknej, rudej kotki.

Podczas gdy wszyscy wchodzili do zamku na przekąskę, Katarzyna poczuła, że jakaś ręka szarpie ją do tyłu. Odwróciwszy się, stanęła twarzą w twarz z Arnoldem, który spoglądał na nią groźnie.

- Skąd masz tę suknię? - spytał bez ogródek, nie zadając sobie trudu, by się z nią przywitać, podczas gdy palcem wskazywał oskarżycielsko suknię kochanki.

- Bardzo chciałabym wiedzieć, co cię to obchodzi? - odparła zadziornie. - Czy to dlatego interesują cię stroje, że jesteś w służbie niewiasty? - Po czym dodała z kpiącym uśmiechem: - Nie uwierzę, że w otoczeniu Joanny rozmawia się o strojach!