Jeden tylko raz, w czasie świąt Bożego Narodzenia, wzięła udział w prawdziwej zabawie i mogła podziwiać piękno Mehun-Sur-Yevre, gdzie książę Jan zgromadził wspaniałą kolekcję biżuterii, dywanów, rzadkich ksiąg, dzieł sztuki, obrazów i rzeźb.
Zamek sam w sobie był klejnotem: kompozycja z białych, gładkich kamieni, pochodzących z zielonych wód rzeki Auron, z wyniosłymi wieżami zwieńczonymi rzeźbionym kamieniem, z niebieskimi dachami, na których znajdowały się złote chorągiewki, z lekką, smukłą kaplicą o niezapomnianym pięknie. Tutaj król nadał uroczyście szlachectwo Joannie d'Arc i jej rodzicom, a także ich potomkom, jak również wręczył herb przedstawiający złoty miecz w otoczeniu dwóch lilii na błękitnym polu. Ale te dowody wdzięczności nie pocieszyły Joanny. Szybko opuściła Mehun i powróciła do Bourges, gdzie mieszkała u kobiety o wielkiej cnocie, Małgorzaty La Touroulde. Królowa Maria, której obecności Karol VII wcale nie pragnął, powróciła do swego pałacu. Katarzyna powróciła tam również wraz z Małgorzatą de Culant i innymi damami dworu. Tym razem była szczęśliwa, że powraca do nudnego życia, które tak ją denerwowało. Nie podobało się jej zagadkowe, lecz dziwnie ciężkie spojrzenie, jakim obrzucał ją pan de La Tremoille w czasie uroczystości nadania szlachectwa Joannie. A zielone oczy jego żony też nie wróżyły nic dobrego.
* * *
Minęła zima. Nadeszła wiosna i wszystko się zazieleniło. Powrócił również czas wojny i Joanna, dręczona bezczynnością, nie wytrzymała.
Dowiedziawszy się, że Filip Burgundzki oblega Compiegne, wyjechała pewnego ranka o świcie z garstką towarzyszy.
* * *
Któregoś wieczoru, pod koniec maja, Katarzyna nadzorowała na polecenie królowej transport jej futrzanych pelis, które każdej wiosny wysyłano do kuśnierza, aby je wyczyścił, sprawdził i naprawił na następną zimę. Królowa Maria była kobietą niezwykle oszczędną i bardzo dbała o swoje ubiory. Katarzyna wyjechała więc konno, a z nią dwa wozy wiozące futra do pobliskiego sklepiku kuśnierza.
Pan Jakub Coeur miał dom i sklep na rogu ulic Zbrojarzy i Auron, na wprost domu burmistrza Bourges, Leodeparta, którego córkę o imieniu Macee poślubił. Katarzyna była już wiele razy u państwa Coeur, gdzie zaprowadziła ją Małgorzata de Culant. Byli młodzi, uprzejmi i zawsze gotowi przyjść z pomocą. A poza tym ich dom z piątką dzieci był jednym z najbardziej wesołych w Bourges. Katarzyna lubiła tutaj przychodzić, bawiła się z dziećmi, rozmawiała z łagodną Macee lub podziwiała skóry z rzadkich i cennych zwierząt, które z trudem zdobywał Jakub, z powodu ciężkich czasów i niebezpieczeństwa na drogach.
Katarzyna miała nadzieję, że spełniwszy swe zadanie, spędzi wieczór z przyjaciółmi, którzy z pewnością poproszą ją, aby została na wieczerzy, jak to zwykle czynili. Koń kołysał ją łagodnie w blasku zachodzącego słońca.
Kolacja w cieniu olbrzymiej lipy rosnącej w ogrodzie państwa Coeur, gdzie róże i wiciokrzew rozsiewały cudny zapach, będzie bardzo przyjemna.
Wspomnienie tego zapachu sprowadziło na jej usta tęskną, starą pieśń Marii de France: Cóż stało się z ich dwoma sercami i z tym wiciokrzewem, który rósł przy leszczynie... Gdzie teraz, w tej godzinie, bije serce Arnolda? Czy mury Compiegne chronią go nadal, czy Joannie udało się oswobodzić miasto i otworzyć żołnierzom drogę do Pikardii? Tam, gdzie była Dziewica, nic złego nie mogło się stać żadnemu z jej ludzi. Niosła ze sobą szczęście i Boską opiekę.
Wystarczyło zanurzyć się całkowicie w spokojnej głębi jej oczu, aby poczuć się ufnym i silnym...
Zatopiona w myślach Katarzyna nie zwracała uwagi na to, co dzieje się na ulicy. Nie słyszała zbliżającego się galopu końskich kopyt i nie cofnęła się, dopóki koń się z nią nie zrównał, nie wyprzedził i stając dęba, nie zagrodził jej drogi. Siedział na nim człowiek w zbroi zabrudzonej krwią, tak pokryty kurzem, że twarz i zbroja miały taki sam szary kolor. Jego prawie czerwone włosy były jednak widoczne i Katarzyna rozpoznała Xaintrailles'a.
Wydała okrzyk zdziwienia, uśmiechnęła się i już wyciągała ku niemu ręce, gdy ten, nie witając się z nią, rzucił: - Jadę z pałacu, gdzie powiedziano mi, że wyjechałaś do Jakuba Coeura. Szukam cię, pani Katarzyno.
Jego szeroka twarz, zwykle tak wesoła, była napięta i pozieleniała pod skorupą kurzu zmieszanego z potem. Katarzyna instynktownie przeczuła nieszczęście.
- Co się dzieje, panie? Jaką złą wiadomość mi przynosisz? Powiedz szybko, co z Arnoldem?
- Jest ranny... bardzo ciężko i chce cię zobaczyć! Poza tym... Joanna jest w rękach Burgundczyka! Musisz ze mną jechać...
Służący na wozach widząc, że Katarzyna zatrzymała się, zrobili to samo. Ale osłupiała Katarzyna zapomniała o nich. Wydawało się, że uderzył w nią piorun. Siedziała nieruchomo, z pustym spojrzeniem, na koniu, który niecierpliwie uderzał kopytem.
Jeden ze służących zbliżył się nieśmiało i pociągnął za brzeg jej sukni.
- Co robimy, pani?
Popatrzyła na niego z zaskoczeniem, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Poczuła dreszcz przeszywający ją od stóp do głów i wydawało się, że odzyskuje świadomość. Wykonała niepewny ruch ręką.
- Jedźcie sami! Powiedzcie panu Coeur, że nie mogłam przybyć osobiście, niech zrobi, co trzeba. Pozdrówcie go ode mnie. Muszę wrócić do pałacu...
Kiedy służący oddalił się, zwróciła się do Xaintrailles'a z wyrazem bólu na twarzy.
- Powiedz mi prawdę, panie! On nie żyje, prawda?
- Przecież prosi, żebyś przybyła. Ale jeśli, pani, nie pospieszysz się, możesz nie zastać go żywym...
Pod wpływem rozpaczy Katarzyna zamknęła oczy. Strumień łez trysnął z jej oczu, spływał na policzki, a szloch rozrywał piersi.
Przeznaczenie dało o sobie znać. Arnold jest umierający! Jak mogło zdarzyć się coś tak strasznego? Było w tym coś absurdalnego i trudnego do wyobrażenia. Przecież Arnold był niezniszczalny jak sama ziemia!... I przecież była obok niego Joanna! Ale... Xaintrailles powiedział coś na temat Joanny? Ach tak!... że została pojmana. Dziewica pojmana? Drugi absurd.
Któż mógłby uwięzić wysłanniczkę Pana?
- Katarzyno! - powiedział Xaintrailles ostrym głosem. - Musimy wrócić do pałacu, abyś przygotowała się do wyjazdu. Nie ma wiele czasu!
Skinęła głową. Oczywiście, trzeba się spieszyć. Nie ma minuty do stracenia. Skierowała konia w stronę pałacu, którego łupkowe dachy lśniły w ostatnich promieniach słońca. Niebo było coraz ciemniejsze.
- Już jadę - powiedziała po prostu.
W godzinę później, tuż przed zamknięciem bram, Katarzyna. Sara i Xaintrailles opuścili Bourges. Łaźnia, świeże odzienie i porządny posiłek zmazały, niczym czary, zmęczenie z twarzy dzielnego Owerniaka. Ale na obmytej z kurzu twarzy widniało dramatyczne napięcie. Jechał z zaciśniętymi zębami, z gniewem w głębi brązowych oczu. Sądził naiwnie, że wiadomości, jakie przywiózł, przytłoczą dwór niepewnością i strachem. Ale gdy trzej jeźdźcy kierowali się ze smutkiem w sercu w kierunku bramy Północnej, długo im towarzyszyły radosne dźwięki lutni i wioli. Król i jego nieodłączny La Tremoille przybyli nieoczekiwanie, jadąc z polowania.
Przygotowano więc wieczerzę, zaczęły się tańce...
- Tańczą - mruknął wściekły przez zęby, patrząc morderczym wzrokiem w stronę rozświetlonych okien pałacu. Bawią się, kiedy inni umierają i kiedy królestwo jest w niebezpieczeństwie. Niech ich diabeł porwie!...
Jedynie Jolanta Aragońska, przebywająca od dwóch dni u córki, przyjechała, aby pożegnać się z nimi. Bez słowa wcisnęła do ręki de Xaintrailles'a ciężką sakiewkę, a widząc zdziwienie w oczach kapitana, powiedziała z prostotą: - Uczyńcie wszystko, co w waszej mocy. Następnie odeszła, nie spoglądając za siebie.
Przez długie godziny, pod osłoną ciemnej nocy, trzej jeźdźcy galopowali, nie zamieniając ani słowa. Xaintrailles'a nadal trawiła wściekłość, a Katarzynę przenikała trwoga. Obie z Sarą znów nałożyły męskie stroje, bardziej praktyczne do konnej jazdy. Przy obłąku siodła Katarzyny znajdował się ciężki kuferek, do którego, wiedziona dziwnym impulsem, włożyła dużą ilość złotych dukatów i kilka z najcenniejszych klejnotów, między innymi słynny czarny diament Garina, z którym nigdy nie odważyła się rozstać. W czasie wojny złoto jest potężną bronią i Katarzyna nauczyła się cenić jego siłę.
W kilku krótkich słowach Xaintrailles opowiedział jej, co stało się pod murami Compiegne 24 maja. Jak Joanna w czasie jednego z wypadów poza miasto dosyć się oddaliła, a następnie, stanąwszy twarzą w twarz z olbrzymią armią Jana z Luksemburga, chciała wycofać się w kierunku Compiegne. Ale kiedy dotarła do miasta, zastała spuszczoną kratę w bramie, a most podniesiony. Została pojmana z Janem d'Aulonem, swoim giermkiem.
- Kto wydał rozkaz podniesienia mostu? - zapytała Katarzyna.
- Wilhelm de Flavy! Ten wieprz... ten zdrajca! Arnold, który chciał go zmusić do opuszczenia mostu, został przez niego zraniony. Arnold nie brał udziału w wypadzie na rozkaz Joanny, która poleciła mu dokonać inspekcji zapasów. Nie miał na sobie zbroi, kiedy rzucił się na Flavy'ego z mieczem w dłoni. Obaj mężczyźni zaczęli się bić, ale Flavy miał przewagę. Arnold upadł przebity na wylot. Zdołał jeszcze dostrzec Lionela de Vendome, tego nędznika, któremu, co było wielkim błędem, oszczędził życie w Arras, ściągającego Joannę z konia. Od tej chwili w jego duszę wstąpiły gorączka, majaczenie i wściekłość...
O tym wszystkim myślała Katarzyna, spinając ostrogami konia. Wiatr smagał jej twarz i przynosił ulgę. Nie czuła ani zmęczenia, ani głodu, ani pragnienia. Stanowiła jedność z unoszącym ją rumakiem, odczuwając jedynie strach, że przybędzie zbyt późno i zastanie już tylko martwe ciało ukochanego. Aby dodać sobie otuchy, myślała o jednym: że ją wzywał! To po nią wysłał Xaintrailles'a, tylko po nią!
Cóż mogło oznaczać to ostatnie wezwanie u progu śmierci, jeśli nie to, że w końcu przemówiła miłość, że w końcu poddał się jej. I Katarzyna w swej rozpaczy błagała Boga, aby pozwolił jej przybyć na czas, i aby mogła spojrzeć po raz ostatni na tego, który był jej całym życiem i z którym rozdzieliło ją tragiczne nieporozumienie.
- Przynajmniej tyle, Panie, przynajmniej tę ostatnią chwilę! - błagała cicho Katarzyna. - Potem będę mogła umrzeć...
Była to straszna i wyczerpująca jazda, na granicy wytrzymałości.
Jechali tak długo, aż konie zaczynały padać ze zmęczenia. Zatrzymywali się na godzinę, aby zjeść trochę chleba, wypić dzban wina i ochłodzić wodą twarz. Xaintrailles załatwiał nowe konie, płacąc za nie po królewsku garściami złota. On sam posilał się w siodle. Wydawał się zbudowany z niezniszczalnej stali. Nic nie miało wpływu na tego człowieka o nieludzkiej sile, który już jadąc po Katarzynę, przebył drogę w takim samym piekielnym tempie.
Zmęczenie i znużenie łamały Katarzynę, ale za nic w świecie nie przyznałaby się do tego. Zaciskała zęby, powstrzymując jęk wywołany bólem pleców i pośladków. Sara też się nie skarżyła. Podobnie jak Katarzyna zaciskała zęby, rozumiejąc dobrze, że życie dziewczyny zależy od słabego oddechu, jaki tlił się jeszcze w rannym ciele Arnolda de Montsalvy'ego. Sara nie śmiała nawet pomyśleć, co by się stało, gdyby kapitan zmarł przed ich przybyciem. Katarzyna tyle się wycierpiała za niego i przez niego, że wierna Cyganka obawiała się rozpaczy, jaką wywołałaby ta śmierć. Czy Katarzyna wytrzymałaby ten kolejny cios? Czy też...
Trzeciego dnia wieczorem strudzeni jeźdźcy dotarli wreszcie do lasów koło Guise, które rozciągały się od Compiegne do Villers-Cotterets.
- Dojeżdżamy - powiedział Xaintrailles. - Jeszcze trzy mile!
Burgundczycy i Anglicy obozują na północ, po drugiej stronie rzeki Oise.
Bez trudności dojedziemy od strony południowej. Ten las otacza miasto prawie w całości.
Katarzyna kiwnęła głową na znak, że rozumie. Nawet słowa sprawiały jej ból. Widziała świat jakby przez mgłę, jechała podtrzymywana instynktem silniejszym od zmęczenia. Jadąca za nią Sara spała i trzeba było przywiązać ją do siodła, aby nie spadła z konia.
Katarzynie wydawało się, że te trzy ostatnie mile nigdy się nie skończą. Pojawiały się coraz to nowe drzewa i wydawało się, że mury miasta nigdy się nie ukażą. W tej podróży u kresu nocy było coś nadnaturalnego...
Kiedy w końcu las się przerzedził, ukazując nieruchomą sylwetkę Compiegne, Xaintrailles podjechał sam nad brzeg rowu wypełnionego wodą, aby wezwać czatownika, nie wiedząc, czy w czasie jego nieobecności nieprzyjaciel nie zdobył miasta.
- Jeśliby tak było - powiedział do swoich towarzyszek -uciekniecie natychmiast i schronicie się w lesie.
"Katarzyna Tom 2" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna Tom 2". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna Tom 2" друзьям в соцсетях.