Katarzyna uważnie spoglądała na swego gościa. W promieniach słońca, padających przez okno, wydawał się jej starszy, niż sądziła w kościele. Co prawda, miał świeżą cerę, a skóra na jego pucołowatej twarzy była różowa i napięta, lecz w kącikach oczu widniały kurze łapki. Jako mężczyzna nie był zbyt piękny, ale jego oblicze jaśniejące dobrocią i inteligencją spodobało się jej. Uśmiechając się, przerwała jego wykład geografii politycznej: - Rozumiem dobrze te sprawy, lecz nie wiem, co mogłabym uczynić w tej materii...Brat Stefan skierował na nią swe poważne spojrzenie.

- Jak już wspomniałem: pomóc nam. Pani Odetta utrzymuje, że darzysz pani sympatią Karola VII... i że jesteś zadomowiona na dworze Burgundii.

Mogłabyś stanowić dla nas nieocenione wprost źródło informacji... Ale nie marszcz brwi! Zgaduję, co masz na myśli i co chcesz powiedzieć: nie jesteś szpiegiem, czyż nie?

- Przyjemnie jest słuchać, jak ojciec przedstawia sprawy.

- Jednakże proszę cię, pani, abyś chciała uwzględnić jedno: sprawa Karola VII jest słuszna i sprawiedliwa, gdyż jest to sprawa Francji, podczas gdy książę Filip wyciąga rękę do najeźdźcy w celu umocnienia władzy i powiększenia swoich dóbr!

Katarzyna słyszała to już wiele razy z ust Ermengardy. W dodatku słowa mnicha były wierną kopią słów rzuconych w twarz Filipowi przez Arnolda w Amiens. Mnich mówił dalej: - Dla ratowania słusznej sprawy wszystkie sposoby są dopuszczalne.

Sprawa króla jest z nich najszlachetniejsza i najsłuszniejsza! Jest on pomazańcem bożym. Kto jemu służy, służy samemu Bogu! W godzinie zwycięstwa potrafi on wynagrodzić swoje wierne sługi... chociaż - dodał z dobrodusznym uśmiechem - pani, zdajesz się nie należeć do tych, którzy oczekują zapłaty za dobre uczynki.

- Mówi się, że król to lekkoduch, zajęty ucztowaniem i kobietami.

- W istocie, żałuję, że nie mogę zaprowadzić cię, pani, na dwór.

Uczyniłabyś z niego swego niewolnika... Wybacz, pani, me słowa, zbyt brutalne w ustach mnicha. Król jest słaby, to prawda, lecz u jego boku czuwa anioł. Władza, mądrość są w rękach kobiety, jego teściowej, wielkiej, szlachetnej Jolanty Aragońskiej, królowej Sycylii i Jeruzalem, hrabiny Andegawenii i Prowansji, najszlachetniejszej i najpotężniejszej księżniczki naszych czasów. To jej właśnie służę szczególnie, a ona zaszczyca mnie najwyższym zaufaniem. Mogę cię, pani, zapewnić, że jej pamięć jest wierna, umysł sprawny. Jest to wyjątkowy geniusz polityczny i dobrze jest jej służyć.

- A więc... - Katarzyna nie dokończyła, gdyż w jej głowie zaświtała pewna myśl, myśl tak pociągająca, że uśmiechnęła się bezwiednie.

Brat Stefan nie mógł doczekać się odpowiedzi.

- A więc?

- Czy uważasz, że jeśli przed rozpoczęciem służby u twojej królowej poprosiłabym ją o pewną przysługę, przystałaby na to?

- Dlaczego nie? Jeżeli to możliwe i rozsądne. Jolanta jest bardzo hojna.

Zawsze możesz poprosić.

- W czasie bitwy pod Krawantem wielu panów zostało wziętych do niewoli przez hrabiego de Suffolka. Kilku z nich... jest moimi przyjaciółmi.

Niech król zapłaci okup za Arnolda de Montsalvy'ego i Jana de Xaintrailles'ego. Jeśli wyjdą na wolność... możecie liczyć na moją pomoc!

Odetta mówi prawdę: uważam, że sprawa króla jest słuszna i godna obrony.

Oczy mnicha zaokrągliły się radośnie. Wstał i ukłonił się nisko.

- Niech cię niebo błogosławi, o pani! Jeszcze dziś wieczorem ruszę do Bourges, aby przekazać królowej twoje posłanie. Albo jestem w wielkim błędzie, albo twoja prośba zostanie spełniona! Wiem, że Jej Wysokość bardzo ceni brawurę i lojalność tych dwóch kapitanów. Mam nadzieję, że wkrótce będę mógł tu wrócić z dobrymi wiadomościami.

- Zawieziesz mi je do Saint-Jean-de-Losne, gdzie udaję się, aby odwiedzić przyjaciółkę. A teraz bądź mym gościem przy stole. Mamy sobie jeszcze wiele do powiedzenia...

I wyciągnąwszy dłoń do nowego przyjaciela, Katarzyna powiodła go do jadalni, gdzie właśnie podano kolację.

* * *

Późnym wieczorem brat Stefan opuścił Dijon, a Katarzyna następnego dnia udała się do Saint-Jean-de-Losne do Odetty. Księżna Małgorzata udzieliła jej łaskawie kilku dni wypoczynku. Perspektywa tej krótkiej podróży na jakieś siedem, osiem mil, zachwycała Katarzynę jak zapowiedź długiej wyprawy. Zostawiwszy pałac pod opieką majordomusa Tiercelina i małego medyka, wyruszyła rankiem konno w towarzystwie samej tylko Perryny i dwóch służących. Powietrze kipiało radością. Słońce wstało nad rozległymi łanami dojrzałych do zbioru zbóż.

Katarzyna spotkała Odettę nad rzeką, gdzie dawna faworyta doglądała swoich służących przy praniu. Sama też miała podwinięte rękawy, nagą szyję i dekolt, a jasne włosy związane luźno niebieską, taką jak sukienka, wstążką.

W tym stroju, mimo przekroczonej trzydziestki, wyglądała jak młoda dziewczyna. Była cienka w talii, ruchy miała żywe i czarujący uśmiech.

Przyjaciółki rzuciły się sobie w ramiona i uściskały gorąco.

- Co za niespodzianka! - powtarzała Odetta. - Jak to miło, że odwiedziłaś mnie w mojej pustelni!

- Myślałam o tym, od kiedy pani matka powiedziała mi o chorobie twojej córki. A wczoraj miałam wizytę, dzięki której zdecydowałam się przyjechać. Taki pustelnik jak ty...

Odetta rozejrzała się niespokojnie wokoło i dała znak Katarzynie, aby zamilkła. Następnie ujmując ją za rękę, pociągnęła za sobą w stronę domostwa, zostawiając praczki same. Kobiety minęły otwartą bramę i stromą dróżką zbliżyły się do wysokiej wieży z gotycką bramą, nad którą widniał herb.

- Obawiam się, że moja siedziba wyda ci się dosyć ponura - westchnęła Odetta. - Ten zamek należy do kapitana miasta, a on sam wynajął sobie mieszkanie przy głównej ulicy. Jest tu bardzo zimno, ale w lecie całkiem znośnie.

Urlop Katarzyny zapowiadał się wesoło. Przyjaciółki miały sobie wiele do powiedzenia. Zaczęła Katarzyna, gdyż piękna pustelnica płonęła z ciekawości, aby dowiedzieć się wszystkich szczegółów o uroczystościach i przyjęciach. Dochodziła północ, a Katarzyna ciągle jeszcze opowiadała.

Następnego dnia przyszła kolej na Odettę. Mówiła o królu i jego otoczeniu, które tak dobrze znała. W końcu Katarzyna ośmieliła się wspomnieć o Arnoldzie. Odetta często widywała młodzieńca na dworze, w otoczeniu księcia Orleanu.

- Nie będzie ci łatwo pokonać jego uprzedzenia. Jest twardy, nieprzejednany i diabelsko dumny. Z całego serca nienawidzi wszystkiego, co burgundzkie, i, jeśli naprawdę zależy ci na jego miłości, będziesz musiała ze wszystkiego zrezygnować: z męża, bogactwa i zaszczytów - odparła Odetta.

Obie kobiety zadecydowały, że będą mówić sobie na ty. Ich przyjaźń nie potrzebowała podpierać się dworską etykietą.

- Czy twoim zdaniem nie byłoby rozsądniej z niego zrezygnować? spytała Katarzyna, lecz za chwilę sama wycofała się ze swego pomysłu.

- Nie... to niemożliwe! Nie można nakazać sercu, aby przestało bić.

- Nie mówię, żebyś zrezygnowała. Obawiam się jedynie, że będzie ci ciężko, że zabierze to dużo czasu... i będzie wymagało anielskiej cierpliwości. No cóż, wierzę, że jesteś do tego zdolna. Poza tym jesteś tak piękna, że nie wymknie ci się, chociaż może się opierać.

Mówiąc to, Odetta spoglądała na przyjaciółkę, która właśnie wyszła z rzeki i wykręcała mokre włosy owinięta prześcieradłem. Było tak gorąco, że postanowiły się wykąpać. W tym miejscu Saona, tocząc swe nurty przy murach miasta, tworzyła zakole osłonięte drzewami, tak że można się było tu wykąpać, nie będąc widzianym. Odetta i Katarzyna długo pływały w chłodnej, przejrzystej wodzie. Następnie wyszły na brzeg pod osłoną traw i trzcin tak wysokich, że zasłaniały ich ciała aż po szyję. Odetta owinięta suchym prześcieradłem siedziała na piasku, a Katarzyna się wycierała.

- Czy... pan de Montsalvy... odnosi sukcesy wśród pań? - spytała Katarzyna nieśmiało.

Odetta roześmiała się, szczerze ubawiona tonem przyjaciółki, a także jej naiwnością.

- Sukcesy? To zbyt słabe określenie, moja droga. Nie ma takiej kobiety czy młodej panny, która by się w nim nie kochała. Zresztą wystarczy na niego spojrzeć. Ośmieliłabym się twierdzić, że to najbardziej czarujący mężczyzna w całej Europie! Kosi damskie serca jak chłop pszenicę!

- A więc - kontynuowała Katarzyna, starając się zachować obojętną minę - musi mieć wiele kochanek...

Odetta, przygryzając źdźbło trawy, bawiła się, obserwując zazdrość widoczną na niespokojnej twarzy Katarzyny. Śmiejąc się, przyciągnęła przyjaciółkę do siebie, zmuszając, aby ta usiadła obok.

- Och, ty głuptasku! Oczywiście, że Arnold nie jest dziewicą, wręcz przeciwnie. Ale bierze kochanki tak, jak wychyla się puchar wina, gdy się ma na niego ochotę. Po zaspokojeniu pragnienia ciska się go w kąt. Nie wierzę, żeby była na świecie choć jedna kobieta, która mogłaby się pochwalić, że spędziła w jego ramionach więcej niż jedną noc! Znam takie, które przez niego wylały morze łez... i nadal płaczą. On nigdy się nie przywiązuje.

Uważam, że pogardza kobietami, z wyjątkiem jednej: mojej matki, którą darzy szczególnym podziwem. Chcesz wiedzieć, co ja myślę? Powiem ci: jeżeli jakaś kobieta zawładnie w końcu jego sercem, to będzie nią ta, która siedzi teraz blisko mnie! Trudność polega na tym, aby go o tym przekonać. Jedynie pomoc, jakiej udzielisz Jolancie Aragońskiej, może cię zbliżyć do niego.

Królowa Sycylii bowiem cieszy się szacunkiem Arnolda, który jest jej wielce oddany.

* * *

Dni upływały spokojnie. Przyjaciółki, czekając na powrót brata Stefana, odłożyły politykę na bok. Odpoczywały, wstawały późno, kąpały się i wygrzewały na piasku. Po obiedzie urządzały sobie sjestę albo wracały nad wodę, kiedy indziej wyruszały konno na pola. Wieczorami, po kolacji, słuchały śpiewu pazia lub opowieści minstrela. Tak minęły trzy tygodnie, bez specjalnych wydarzeń. Pewnego dnia przybył posłaniec z listem od Ermengardy, która pisała: Rzecz niesłychana, moja droga Katarzyno! Jak Ci zapewne wiadomo, książę Filip był zmuszony udać się do Gandawy w wielkim pośpiechu. Otóż pewna kobieta, podająca się za jego własną siostrę, wywołała tam skandal, po tym, jak została przyjęta niczym księżniczka. Okazało się, że jest to biedna wariatka, zakonnica, która uciekła z klasztoru w Kolonii. Książę przekazał szaloną biskupowi, który obiecał odesłać ją do przeoryszy. Lecz te nieszczęścia opóźniły wyjazd Jego Wysokości do Paryża, gdzie już powinien być w tej chwili. Mówi się, że kazał wypłacić Bedfordowi to, co należało się z posagu świętej pamięci Michaliny. Wyobrażasz sobie te kombinacje między - cokolwiek by mówić - francuskim księciem a angielskim regentem, który już musiał oddać Peronne, Roye i Montdidier, do tego dwa tysiące dukatów, zamek w Andrevic i myto z Saint-Jean-de-Losne, co powinno zainteresować Twoją przyjaciółkę. Co do tych trzech miast, Filip nie ma ich jeszcze, gdyż musi je odbić królowi... Cały list był utrzymany w tym tonie. Ermengarda nie pisywała często, lecz kiedy już chwytała za pióro, wtedy zużywała całe kilogramy pergaminu.

Odetta słuchała lektury z gorzkim uśmiechem.

- Podziwiam szczodrość regenta! Płaci swoim sprzymierzeńcom tym, co do niego nie należy! Saint-Jean-de-Losne należy do mnie, a książę nie waha się go przyjąć. Nie troszczy się, że mnie zrujnuje!

- Może tego nie zrobi. Z pewnością zachowasz swoje miasto, Odetto zapewniała Katarzyna, na co tamta wzruszyła tylko pogardliwie ramionami.

- Nie znasz Filipa! Jego ojciec podarował mi to miasto w podzięce za opiekę nad królem Karolem, lecz teraz, kiedy król już nie żyje, a ja nie jestem do niczego potrzebna, zabiera bez skrupułów to, co zostało mi podarowane. Filip jest taki sam jak jego ojciec. To chciwiec zachowujący pozory szczodrości. Nie potrafi być bezinteresowny.

- No dobrze - wtrąciła Katarzyna - lecz jestem jeszcze ja! Filip utrzymuje, że mnie kocha. Jeśli tak jest, będzie musiał mnie wysłuchać!

Tego samego wieczoru brat Stefan stanął przed zwodzonym mostem w Saint-Jean-de-Losne i poprosił, aby go wpuszczono. Był cały zakurzony, a z sandałów wystawały mu brudne, podrapane stopy. Uśmiechał się jednak pro-miennie.

- Cieszę się, że was widzę razem - rzekł i pozdrowił obie panie. - Pokój z wami!

- I z tobą, bracie Stefanie! - odparła Odetta. - Jakie wieści przynosisz?

Lecz Siadajże najpierw. Zaraz każę przynieść zimnego wina.

- Nie odmówię. Droga z Bourges jest długa i niebezpieczna. Cały czas deptały mi po piętach oddziały burgundzkiego kapitana Perrineta Gressarda.

Ledwo uszedłem z życiem! Za to nowiny przynoszę dobre, wręcz wspaniałe dla pani de Brazey. Król zgodził się wypłacić okup za pana de Montsalvy'ego, który zdążył już stanąć na swoim posterunku w Vermandois.