Bóg był jednak za daleko. Arnolda ogarnęła rozpaczliwa wściekłość.

Jego głos rozległ się tak donośnie, że ogarnął całą dolinę.

- Żegnaj, Katarzyno! - krzyknął.

Ten głos. . głos jej miłości - czyż mogła pozostawić go bez odpowiedzi? Ten sam rozpaczliwy bunt, który z piersi Arnolda wyrwał okrzyk, ogarnął również duszę Katarzyny. Wyrwała się z rąk Waltera, puściła się biegiem przez kamienistą drogę, wyciągając ramiona ku temu, którego uprowadzał mnich.

- Nie! - krzyknęła. - Nie żegnam cię! Nie!

Potknęła się o kamień, padła w pyle na kolana, z wyciągniętymi wciąż przed siebie ramionami. Ale mnich i trędowaty byli już za zakrętem ścieżki... Droga opustoszała.