- Sapristi! Gdzie, do diaska, znalazłeś to cudo, kuzynie?

- W obozie Cyganów! - odpowiedział Gilles de Rais niechętnie. Biła się właśnie z drugą taką czarną kozą. Rozdzieliłem je i zatrzymałemtę, bo mi się spodobała.

La Tremoille raczył się uśmiechnąć, ukazując zepsute zęby, którychkolor wahał się między ciemną zielenią i czernią. Przy tym położyłupierścienioną dłoń na głowie Katarzyny w geście nieznoszącymsprzeciwu, wywołując w niej dreszcz obrzydzenia.

- Dobrze zrobiłeś, kuzynie! Miałeś głowę na karku jak zwykle. Co zadzika tygrysica!... - cmokał obleśnie. - Wstań, mała, żebym mógł lepiej cięobejrzeć!

Katarzyna usłuchała bez słowa, bojąc się, co dalej nastąpi. JeśliGilles de Rais odsłoni prawdę, jest zgubiona. On i La Tremoille byli nietylko kuzynami, ale łączył ich pakt, prawdziwy pakt. Jeszcze w ChamptoceGilles powiedział jej o nim. Z trudem zrobiła kilka kroków, śledzonałakomym spojrzeniem grubego szambelana.

- Rzeczywiście, bardzo ładna... - komentował bez żenady, jakbyoglądał dzieło sztuki. - Prawdziwy klejnot godzien książęcego łoża...

Krągła, dumna pierś... Rzeźbione ramiona. . Nogi, jak mi się zdaje...

długie... Tak, długie! Piękna twarz, to dosyć ważne! A do tego duże,czarne oczy... namiętne usta...

Jego astmatyczny oddech stawał się coraz krótszy; La Tremoille bezprzerwy oblizywał językiem spieczone wargi. Katarzyna, czując, że zbytpowściągliwe zachowanie nie przystoi Cygance, zmusiła się za cenęstrasznego wysiłku, aby się uśmiechnąć z wystarczającą kokieterią doswego nieprzyjaciela. Kręcąc biodrami, puściła do niego perskie oko.

- Wyborna! - jęknął pasibrzuch, a jego czerwona twarz stała sięfioletowa. - Jak to możliwe, że ja jej nie zauważyłem?

- To zbiegła niewolnica - wyjaśniał coraz bardziej niezadowolonyGilles de Rais. - Kilka dni temu, wraz z ciotką, przybyła do obozu Fera.

Katarzyna na chwilę odetchnęła. Najwyraźniej de Rais nie miałzamiaru wyjawić, kim jest naprawdę. Od razu poczuła się swobodniej wskórze Cyganki. Tymczasem La Tremoille nakazał milczenie swemukuzynowi.

- Niech sama odpowie! Chcę słyszeć jej głos! Jak cię zowią, mojamała?

- Tchalai, panie! To znaczy „gwiazda" w naszym języku.

- Tak... To pasuje do ciebie. Podejdź no, piękna gwiazdo, chcę ci sięlepiej przypatrzyć! - Chwytając Katarzynę za rękę, odwrócił się w stronękuzyna i rzucił pośpiesznie: - Dziękuję za prezent, kuzynie. Ty zawszewiesz, jak zrobić mi przyjemność!

Jednak Gilles de Rais, nie dając za wygraną, stanął pomiędzyszambelanem a Katarzyną. Grymas jego ust nie zwiastował niczegodobrego, a ponure oczy błyszczały niebezpiecznym blaskiem.

- Za pozwoleniem, kuzynie! Rzeczywiście, to dla ciebie porwałem tędziewczynę, ale nie mam zamiaru oddać ci jej od razu. Dziś wieczórnależy do mnie!

Katarzyna popatrzyła na Gilles'a z niejakim zdziwieniem. Myślała dotej pory, że jest ślepo oddany swemu obmierzłemu kuzynowi. Atymczasem okazało się, że wcale nie byli sobie tacy bliscy, jak myślała.

Wcale nie. Wybujała duma Gilles'a czyniła z niego miernego wasala.

Trudno było wyobrazić sobie, jak zgina kolano przed kimkolwiek... Ateraz w jego wzroku zabłysnęła chęć mordu! Jak skończy się pojedynekpomiędzy tygrysem i szakalem?

Małe oczka La Tremoille'a zwęziły się, znikając prawie całkowicie wfałdach tłuszczu, a mięsiste usta wydęły się pogardliwie. Katarzynapoczuła, że dłoń spoczywająca na jej głowie stała się bardziej wilgotna.

Najwyraźniej La Tremoille bał się swego niebezpiecznego kuzyna! Jednak,o dziwo, w jego głosie nie znać było gniewu, kiedy zapytał:- A dlaczego nie dziś wieczorem?

- Dlatego, że dzisiaj należy do mnie! To ja ją znalazłem, to ja jąwyrwałem ze szponów drugiej Cyganki, która byłaby ją zabiła, to jakazałem ją tu przyprowadzić, to ja kazałem ją wykąpać!... Jutro może byćtwoja, lecz dzisiaj...

- Tutaj wszyscy muszą mnie słuchać - przerwał mu La Tremoille,sącząc słowa z nienaturalną słodyczą. - Czy może wolisz, aby dwudziestuludzi. .

- Nie zrobisz tego, piękny kuzynie! Dlatego, że nie będziesz jej mieć!

Wolałbym ją zabić! A poza tym wiem zbyt wiele, żebyś śmiał mniezaatakować. Na przykład, co by powiedziała twoja małżonka, a mojakuzynka Katarzyna, gdyby się dowiedziała, że ten złoty naszyjnik, którytak pragnęła mieć, dałeś w prezencie żonie pewnego ławnika za jedną nocmiłości?

La Tremoille, przed którym drżało całe królestwo, bał się swojejżony jak ognia. To była cenna informacja.

Na razie de Rais był górą. Nie wiedziała, czy ma się z tego cieszyć,czy nie. Gruby szambelan skierował kroki w stronę drzwi, obrzucającdziewczynę spojrzeniem pełnym żalu.

- Dobrze, już dobrze... - wymamrotał wzruszając ramionami. Zatrzymaj ją sobie dziś wieczór, ale jutro po nią przyślę! I pamiętaj,kuzynie, abyś mi jej nie uszkodził, gdyż w takim przypadku mógłbymzapomnieć, jak bardzo cię lubię!

Wreszcie zniknął, a żołnierze z kamiennymi twarzami wyszli za nim,zamykając za sobą drzwi. Katarzyna i Gilles de Rais znowu zostali sami.

Katarzyna poczuła ucisk w gardle. Jej położenie było okropne, gdyżodkryła, że chcąc wyciągnąć La Tremoille'a z zamku, w którym był zbytdobrze strzeżony, sama znalazła się w potrzasku. Miała nadzieję, żezostanie wezwana przed oblicze szambelana i że każą jej tańczyć, abyzabawić grubasa, a wówczas znajdzie okazję, by namówić go do krótkiegopobytu w Chinon dzięki pewnej sztuczce, którą dawno sobie obmyśliła.

Tymczasem znalazła się pomiędzy strasznym Gilles'em a Tremoille'em.

Gilles chciał się nią nacieszyć, a potem wrzucić ją do łóżka szambelanowi.

Co będzie, jeśli przestanie się podobać? Czy wystarczy jej czasu narealizację planu?

Gilles oczywiście nie miał zamiaru zwrócić swemu więźniowiwolności. Po wyjściu szambelana podbiegł do drzwi i pozamykał je nawszystkie zamki. Potem podszedł do okna, wychylił się i odetchnąłgłęboko kilka razy, żeby ukoić nerwy.

Noc niosła ciche, melancholijne dźwięki lutni i wioli.

- U króla jest koncert - powiedział głosem, w którym nie znać jużbyło gniewu. - Co za piękna muzyka... Nie ma nic bardziej boskiego,zwłaszcza te dziecięce głosy... Ale król nie lubi dziecięcych głosów...

Mówił sam do siebie, jakby zapomniał o istnieniu Katarzyny.

Dziewczyna zrobiła kilka kroków w stronę czarnej postaci opartej oparapet.

- Dlaczego nie odkryłeś, panie, przed kuzynem mego prawdziwegoimienia? - spytała, starając się ukryć strach.

- Ponieważ nic by mi nie przyszło z tego, gdyby Katarzyna deBrazey zgniła w lochu - odpowiedział, nie odwracając się. - NatomiastCyganka o imieniu Tchalai przedstawia wielką wartość w moich oczach.

- Nie nazywam się już Katarzyna de Brazey! Przed Bogiem i ludźmijestem żoną Arnolda de Montsalvy'ego!

Na dźwięk tego nazwiska Gilles de Rais skoczył jak oparzony.

Odwrócił się w stronę Katarzyny i popatrzył na nią ze zdziwieniem.

- Jakże to? Montsalvy umarł w więzieniu w Sully-sur-Loire jakieśdwa lata temu! La Tremoille jest dobrym strażnikiem, a lochy jego zamkuw Sully nigdy nie zwracają swoich więźniów!

- A więc należy sądzić, że jesteś źle poinformowany, panie, gdyżpoślubiłam Arnolda de Montsalvy'ego w Bourges w kościele ŚwiętegoPiotra w nocy z 24 na 25 grudnia 1431 roku. Węzłem małżeńskim połączyłnas brat Jan Pasquerel. Pamiętasz, panie, brata Jana? Był kapelanemJoanny...

- Nie wypowiadaj tego imienia - przerwał jej de Rais, czyniącpośpiesznie znak krzyża. - Nigdy przy mnie! Boże... gdyby ona nassłyszała!

- Przecież nie żyje - powiedziała Katarzyna pogardliwie. - Czego siętak obawiasz?

- Umarła, lecz jej dusza żyje, a dusza czarownicy może być groźna.

Wystarczy wymówić jej imię, a potrafi się zjawić. Nie chcę więcej słyszećtego imienia!

- Jak sobie życzysz - powiedziała Katarzyna, wzruszając ramionami.

- Ale pozostaje faktem, że jestem panią de Montsalvy... i że mam syna!

Słysząc obietnicę Katarzyny, że nie będzie wymawiać imieniaJoanny d'Arc, Gilles uspokoił się, a na jego pobladłą twarz wróciłyrumieńce.

- W takim razie, jak to się stało, że znalazłaś się tutaj, i to sama?

Gdzie jest Montsalvy?

Katarzyna stała jak skamieniała. Spuściła powieki, aby de Rais niezauważył dotkliwego bólu, jaki zawsze czuła, wypowiadając te okrutnesłowa.

- Mój małżonek nie żyje... Oto dlaczego jestem sama. Zaległa cisza,która po chwili stała się nie do zniesienia.

Aby rozproszyć ponurą atmosferę, Katarzyna postanowiła zawszelką cenę zmienić tok rozmowy.

- A jak miewa się pan Jan de Craon, twój dziad, i Anna, jegomałżonka, która była dla mnie taka dobra, kiedy przebywałam u ciebie?

Widząc reakcję Gilles'a, natychmiast pożałowała swych słów.

Demoniczna twarz marszałka wykrzywiła się w bezgranicznej złości, ajego oczy zaczęły ciskać błyskawice.

- Mój dziad umarł zeszłej jesieni.. przeklinając mnie. A swojąszpadę przekazał memu bratu, temu bękartowi Rene! I ty śmiesz mniepytać o niego? Mam nadzieję, że teraz jego przeklęta dusza smaży się wpiekle! Mam nadzieję, że...

- Skończmy z tym - przerwała Katarzyna. - Zapomnij swe urazy,powiedz raczej, dlaczego tak bardzo potrzebna ci jest Cyganka o imieniuTchalai?

- Dlatego, że chcę tego, po co tu przyszłaś: chcę mieć czarnydiament! A wiadomo, że Cyganka potrafi szachrować, rzucać uroki i kraść!

- Ale ja nie jestem prawdziwą córą bohemy!

De Rais porzucił nagle kurtuazyjny ton, który starał się zachowaćdotychczas. W jego spojrzeniu zapalił się płomień pożądania. Podszedłszydo Katarzyny, chwycił ją za ramiona tak mocno, że aż jęknęła.

- To prawda, lecz sądzę, że znasz się na tym lepiej niż te czarnekozy! Nie jesteś córą bohemy, ponieważ jesteś córą samego diabła! Jesteśczarownicą! Rzucasz na ludzi zaklęcia, każdy, pan czy prostak, przywleczesię do twych stóp i pokornie będzie jadł ci z ręki! Zawsze wychodzisz całoz najgorszych opałów, aby pojawić się znowu w pełnym blasku, corazsilniejsza i coraz piękniejsza! Jesteś kimś więcej niż zwykłą Cyganką!

Czyż nie zostałaś wychowana przez tę diablicę, którą chciałem spalić nastosie?

Mówił o Sarze! Jak mogła o niej zapomnieć!

- Straciłam moją wierną Sarę! Zniknęła dzisiaj rano i nie wiem, gdziesię może podziewać. .

- Ale ja wiem! Jeden z moich ludzi natknął się na nią, jak biegała pomieście w poszukiwaniu tego tam. . Tristana Eremity. Nie obawiaj się,teraz znajduje się w dobrych rękach. . nie, nie, nic jej nie grozi. .

Przynajmniej na razie! Jej los zależy od twego posłuszeństwa!

- Byłabym wdzięczna, panie, gdybyś zaniechał tykania mnie powiedziała Katarzyna surowym tonem. - I gdybyś mi wyjawił, co się stałoz panem Tristanem - dodała.

- Tego nie wiem - odparł Gilles. - Kiedy posłałem ludzi, żebyschwytali twego wspólnika w „Winnicy Królewskiej", udało mu się, niewiedzieć jakim cudem, uciec przed nimi. Od tej pory ślad po nim zaginął.

Katarzyna starała się wyrwać z rozdygotanych rąk, miętoszących jejramiona, lecz na próżno. De Rais mocno trzymał zdobycz, pochylając siędo jej twarzy. W jego oddechu czuć było nieprzyjemny odór wina.

- Puść mnie, panie! - powiedziała, zaciskając zęby. - I spróbujmywyjaśnić pewne sprawy! Nie przybyłam tutaj, jak mógłbyś sądzić, w celuodzyskania czarnego diamentu. Prawdę mówiąc, nie wiedziałam nawet, żewpadł w ręce twojego kuzyna!

Szczerość tych słów uderzyła Gilles'a tak, że pod ich wrażeniemwypuścił swą ofiarę z uścisku. Patrzył na nią zdziwiony niepomiernie,jakby nie pojmował usłyszanych przed chwilą słów.

- Nie przybywasz po to, by odzyskać diament? - spytał zniedowierzaniem. - W takim razie, co cię tu sprowadza?

- Zastanów się, panie! Jestem wdową i mam syna. Nasza rodzinazostała zrujnowana, jesteśmy wyklęci i w każdej chwili grozi nam śmierć!

A w czyich rękach jest nasz los? W rękach twojego kuzyna, LaTremoille'a! Oto dlaczego tu jestem! Muszę zbliżyć się do niego, uwieśćgo i wyrwać mu moje ułaskawienie, moje i mojej rodziny, wyrwać munasze dobra, które należą się mojemu synowi. Czyż to nie są wystarczającepowody?

- Ale skąd to przebranie?

- Czyż nie zostałabym natychmiast pojmana, gdybym przekroczyłabramy zamku jako pani de Montsalvy? Przypadek chciał, że dowiedziałamsię o upodobaniu twojego kuzyna do tańców i śpiewów cygańskich. Przypomocy Sary udało mi się dostać do obozowiska. Resztę znasz. . A terazchciałabym się dowiedzieć, co zamierzasz ze mną uczynić.

Gilles nie odpowiadał, lecz bawił się nerwowo rękojeścią sztyletuleżącego na kufrze. Katarzyna wstrzymała oddech, bojąc się zakłócić tęgroźną ciszę. Nagle Gilles wbił sztylet w wieko drewnianego kufra i niepatrząc na Katarzynę, wycedził:- Chcę, żebyś ukradła czarny diament.. i żebyś mi go oddała...