W chwili kiedy miały przekroczyć próg, dwie silne ręce chwyciły jąza ramiona, obracając wokół własnej osi.

Pomimo chłopskiego przyodziewku powalanego błotem rozpoznałaFera. Krzyknęła z przestrachu, gdyż twarz przywódcy Cyganów byłazmieniona nie do poznania.

- Od wielu dni kręcę się wokół zamku, mając nadzieję, że cięzobaczę! I nareszcie udało mi się!

- Odejdź, Fero! Cyganom nie wolno wchodzić do zamku bezpozwolenia! Gdybyś został schwytany...

- Wszystko mi jedno! Nie mogłem dłużej żyć bez ciebie! Wlałaś wmoje serce truciznę miłości, Tchalai! Pali moją krew.

Trudno byłoby nie dostrzec niszczycielskiej pasji w spojrzeniumłodego Cygana. Katarzyna nie wiedziała, co robić, gdy tymczasem staraChryssoula czyniła próżne wysiłki, aby wyrwać ją z rąk Fera, wydając przytym nieartykułowane dźwięki.

- Na litość boską, odejdź! Jeśli straże...

Jeszcze nie zdążyła wypowiedzieć słowa, kiedy nadciągnął całyoddział łuczników sprowadzony okrzykami Greczynki. Musieli znaćChryssoulę, gdyż bez słowa wykonali jej rozkazy, które wydała im zapomocą gestów, jednym wskazując Fera, a drugim bramy zamku. Ferozostał ujęty przez czterech osiłków i zawleczony w stronę wyjścia z zamku. Przy tym nie przestawał wykrzykiwać:- Kocham cię, Tchalai! Jesteś moją żoną! Jeszcze tu wrócę.. !

Po chwili zniknął za bramą, a Katarzyna, odetchnąwszy z ulgą, szłaposłusznie za Chryssoulą, która okazywała niezwykłe wzburzenie. Jak najej gust, ta krótka przechadzka była zbyt bogata w wydarzenia. Kilka minutpóźniej Katarzyna znalazła się z powrotem w swoim pokoju, zamknięta napodwójny zamek, ale... sama! Nareszcie sama! Fero natychmiast zniknął zmyśli Katarzyny, która mogła w końcu opróżnić sakiewkę i zapoznać się ztreścią zwitka pergaminu.

Tristan napisał:Nie bój się o Sarę. Wiem, gdzie jest, i czuwam nad nią, tak samo jak czuwam nad Tobą, Pani. Katarzyna odetchnęła z głęboką ulgą. Te kilka linijek przekreślałogroźbę zawartą w bilecie Gilles'a de Rais'go. Ani przez chwilę nie wątpiław zapewnienia Tristana. W tym tajemniczym koniuszym konetablaRichemonta była jakaś siła woli, jakaś spokojna siła, której nie można byłonie ulec. Wierzyła, że człowiek, który nie tylko umknął przed ludźmiGilles'a de Rais'go, ale na dodatek potrafił zatrudnić się jako giermek uwielkiego szambelana, był zdolny do wszystkiego. Jeżeli czuwał nad Sarą,ona nie musiała się już obawiać o jej los.

Uspokojona czekała, aż przeminie dzień. Drzwi jej pokoju otworzyłysię dopiero wieczorem. To Chryssoula przyszła zapalić świece i przyniosławieczerzę. Ku zaskoczeniu Katarzyny po skończonym posiłku służąca niewyszła z komnaty, a na dodatek dołączyła do niej siostra. Obie zajęły siętoaletą Katarzyny. Została umyta, wyperfumowana, odziana w cienkąkoszulę nocną z białego muślinu, lżejszą niż mgiełka, i starannie ułożonaw łożu, w którym bawełniana pościel została zwinnie zastąpiona pościeląjedwabną w kolorze purpury. Wszystkie te przygotowania wypełniły serceKatarzyny trwogą. Wiedziała zbyt dobrze, o co chodzi. Przygotowywanoją w ten sposób, aby dogodzić orientalnemu gustowi szambelana. Zachwilę kobiety wyjdą, a ich miejsce zajmie potężna postać jej nowegopana. Myśl o tym, jak to tłuste, sflaczałe cielsko zwali się na nią,przyprawiała Katarzynę o mdłości. Przed oczami stanęły jej jego zepsutezęby, nabrzmiałe usta i mocno uperfumowana bródka. Co żywo zeskoczyłaz łoża, podbiegła do mieszka, z którego wyjęła sztylet, i wsunęła go podpoduszki u wezgłowia. Od razu poczuła się pewniej. Teraz nie musiała sięniczego obawiać. Kiedy La Tremoille rzuci się na nią, sztylet Arnoldautkwi w jego ciele i wszystko się skończy. Z pewnością nie wyjdzie z tegożywa... chyba żeby Tristan, który dostarczył jej broń w konkretnym celu,przygotował ucieczkę. Gdyby mogła zamienić z nim choć słowo! A może.. jest tu gdzieś blisko, czekając na chwilę, kiedy trzeba będziewkroczyć do akcji. .

Mijały godziny i nic się nie działo. Rozciągnięta na łożunasłuchiwała odgłosów królewskiego balu, śmiechów, okrzyków,piosenek. Pobożna małżonka Karola VII, Maria, miała niebawem zjechaćdo dworu. Król najwyraźniej korzystał z jej nieobecności, aby się rozerwaćw swoim towarzystwie... Katarzyna słyszała strażników oznajmiającychpółnoc. Ile czasu przyjdzie jej jeszcze czekać? Świece przygasały, niedługozapanują zupełne ciemności. . A może La Tremoille był zbyt pijany, abypamiętać o swym spotkaniu?

Kołysana tym miłym złudzeniem przysypiała prawie, kiedy drzwipokoju otworzyły się cichutko.

Ku zdziwieniu Katarzyny w drzwiach ukazała się jedna z dwórekpani de La Tremoille. W ręku trzymała lichtarz z zapaloną świecą, którypostawiła na stole. Przez chwilę piękne to stworzenie przyglądało sięciekawie Katarzynie, po czym powiedziało:- Moja pani cię wzywa! Wstań i chodź ze mną!

- Ależ ja mam tutaj czekać. .

- Na pana! Wiedz jednak, córo Egiptu, że kiedy moja pani rozkazuje,sam szambelan nie ma nic do gadania. Ubierz się i chodź ze mną. Będęczekać obok. Tylko pośpiesz się, jeśli miła ci własna skóra. Pani nie lubiczekać - dodała wyniośle.

I wyszła, pozostawiając Katarzynę osłupiałą i niewiedzącą, coczynić. Czego mogła od niej chcieć pani de La Tremoille? Co znaczył tenrozkaz wydany w środku nocy, który mógł całkowicie zniweczyć jejplany?

Pomyślała na koniec, że nie ma wyboru i że niczym nie ryzykuje.

Dla dumnej hrabiny była przecież tylko jakąś tam Cyganką przeznaczonądla uciech jej małżonka, czymś takim jak pies lub przedmiot, o który niemogła być zazdrosna. Liczne kochanki La Tremoille'a zapewne wyleczyłyją dawno z tego uczucia. A przy tym, czyż można być zazdrosną opodobną górę słoniny? Małżonków łączyło jedynie zamiłowanie do złota,władzy i rozpusty.

Ale pani de La Tremoille przede wszystkim kochała złoto. Katarzynaprzypomniała sobie dawno opowiedzianą jej historię, jak to ongiś, gdy wśrodku nocy żołnierze przyszli aresztować jej pierwszego męża,diabolicznego Piotra de Giaca, hrabina nie troszcząc się o niego,wyskoczyła z łoża jak ją Pan Bóg stworzył i w tak skromnym odzieniugoniła złodziei rozkradających złote naczynia.

Po chwili Katarzyna była gotowa. Do paska przytroczyła sobiemieszek, a sztylet ukryła w bluzce. Narzuciwszy pelerynkę na ramiona,otworzyła drzwi i rzuciła zdecydowanym głosem:- Jestem gotowa!

Dwórka rozciągnięta w niedbałej pozie na poduszkachwyściełających ławę wstała i bez słowa skierowała się na schody,oświetlając drogę lichtarzem. Wkrótce przebyły dziedziniec oświetlonyiluminacjami z królewskich apartamentów.

Kiedy znalazły się w środku, Katarzyna odniosła wrażenie, że sąwewnątrz wielkiej muszli, w której ze wszystkich stron słychać odgłosyświęta. Zewsząd rozbrzmiewały śmiechy i okrzyki, nad którymi górowałydźwięki lutni i wiol. Setki łuczyw i olbrzymich świec rzucały jasne, ciepłeświatło. Przewodniczka prowadziła Katarzynę coraz wyżej. W końcupchnęła niskie drzwi, wprowadzając ją do niewielkiego pokoju, podobnegodo szkatułki, gdyż jego ściany pokryte były szczelnie zielonym welurem.

Na podłodze leżały grube, miękkie dywany. Pomimo ciepła panującego nadworze w kominku płonął ogień, rzucając na ściany długie cienie.

Pośrodku tego urządzonego z przepychem i wypełnionegodrogocennymi przedmiotami pomieszczenia stała pani de La Tremoille wotoczeniu dwórek. Niektóre z nich leżały leniwie na poduszkachrozrzuconych po podłodze, przygrywając na lutniach i pogryzającsłodkości. Piękna hrabina ubrana była w przeźroczyste, niebieskie jedwabie, które nie kryły jej obfitych kształtów, lecz to bynajmniej jej niekrępowało.

Katarzyna zauważyła, że jest niezwykle wzburzona, gdyżprzygryzała wargi i zaciskała nerwowo palce.

- Oto dziewczyna, jaśnie pani - rzekła przewodniczka Katarzyny.

Pani de La Tremoille wydała okrzyk zadowolenia, po czym,wskazując na drzwi, rozkazała:- Wyjdźcie wszystkie! I niech nikt mi nie przeszkadza pod żadnympozorem!

- Nawet ja? - spytała dwórka, która przyprowadziła Katarzynę, aktóra musiała być faworytą hrabiny.

- Nawet ty, Wioletto! Chcę zostać z nią sama! Masz czuwać zadrzwiami, żeby nikt nam nie przeszkodził. Wezwę cię, kiedy będziesz mipotrzebna.

Wioletta wyszła niechętnie, zamknąwszy drzwi, a wraz z niąpozostałe dwórki. Obie przeciwniczki, wielka pani i fałszywa Cyganka,zostały same, przypatrując się sobie badawczo. Katarzyna z dziką i typowokobiecą satysfakcją stwierdziła, że uroda jej rywalki nieco przywiędła.

Zauważyła zmarszczki w kącikach oczu i wokół ust i fioletowe podkowypod szarozielonymi oczami. Jej biodra i długie nogi okryły się tłuszczem, aciężkie piersi lekko obwisły. Piętno rozpustnego życia było aż nadtowidoczne. Katarzyna starała się nie ukazać radości, jakiej doznała na tenwidok. Tymczasem hrabina także rozbierała wzrokiem swą rywalkę.

- Na co czekasz, zamiast paść przede mną na kolana, dziewkonikczemna? - krzyknęła. - Czy twój sztywny kręgosłup nie pozwala cioddać hołdu twojej pani?

Katarzyna przygryzła wargi, oskarżając się o głupotę. Przez chwilębowiem zapomniała o swojej roli. Szybko pochyliła głowę i wyszeptała:- Przebacz, pani, prostej dziewczynie, ale zapomniałam przez chwilę,gdzie jestem. Moje oczy zostały oślepione. Myślałam, że znalazłam się nadworze królowej keshalyi, wróżek naszego ludu.

Ponura twarz hrabiny zabłysła zarozumiałym uśmiechem.

Komplement, chociaż wypowiedziany przez tak niegodną osobę, byłzawsze komplementem.

- Możesz wstać - powiedziała łaskawie - i usiąść na tej poduszce. To,co mam ci do powiedzenia, może trwać długo.

Wskazała na poduszkę leżącą na stopniach jej łoża. Katarzynaspełniła rozkaz, a hrabina wyciągnęła się na posłaniu. Przy tym niespuszczała oczu z przeciwniczki, taksując ją z natarczywością, która wkońcu stała się nieznośna. Po chwili, która wydała się Katarzynie całąwiecznością, hrabina zaczęła mówić:- Tak... Jesteś naprawdę piękna. Zbyt piękna! Nie wrócisz więcej dojaśnie pana. Mogłabyś być niebezpieczna na dłuższą metę, gdyż pan niepotrafi postępować z kobietami. W dodatku wyglądasz na inteligentną.

- Więc co się ze mną stanie? Jeżeli nie wrócę do pana, obawiam się,że...

- Niczego się nie obawiaj! Jeżeli będziesz mi dobrze służyć,zatrzymam cię przy sobie, a wtedy nic ci nie grozi. W przeciwnym razie...

Początek zdania zabrzmiał wystarczająco groźnie i Katarzyna nieprosiła o zakończenie. Pochyliła pokornie głowę, czekając, co dalejnastąpi.

- Spełnię twe rozkazy - odpowiedziała cicho.

Pani de La Tremoille nie spieszyła się z wyjawieniem dalszegociągu. Leniwie wyciągnęła nagie ramiona po puchar wina stojący nastopniu łoża i wychyliła go do dna, powoli smakując każdy łyk. Po czym,rzuciwszy w kąt opróżnione naczynie, nachyliła nad Katarzyną zaróżowioną twarz z błyszczącymi oczami.

- Powiada się, że istoty twego pokroju znają się na czarach, naprzepowiadaniu przyszłości i na przyrządzaniu tajemnych eliksirów. Mówisię, że potraficie sprowadzić nieszczęście, śmierć... a nawet miłość. Czyjest to prawdą?

- Być może... - odpowiedziała ostrożnie Katarzyna, domyślając się,do czego zmierza hrabina.

Przed nią pojawiła się pewna szansa.. Jeżeli ta zepsuta, rozpustnakobieta uwierzy w jej sztuczki i jej oddanie, może uda się doprowadzić jejplan do końca i zniszczyć hrabinę, a wraz z nią jej obmierzłego małżonka...

- A czy znasz - ciągnęła poufnym tonem hrabina - eliksirwywołujący miłość, który wlewa żar w żyły, każe zapomnieć o mądrości,o wstydzie, a nawet o wstręcie? Czy znasz taki napój magiczny, któryczyni człowieka powolnym drugiemu?

Katarzyna uniosła głowę, zmuszając się do spojrzenia w twarzrywalki. Przypomniała sobie chwile szaleństwa, jakie przeżyła wramionach Fera, i mijając się z prawdą, oświadczyła:- Tak, znam napój miłości, po którego wypiciu potrzeba miłości stajesię torturą pożerającą ciało, jeśli się jej nie zadowoli. Nie ma takiej kobietyczy mężczyzny, którzy mogliby się oprzeć jego sile!

Twarz hrabiny pojaśniała zwycięsko. Zerwała się nagle, pobiegła wdrugi kąt pokoju, otworzyła stojący tam kuferek i zanurzywszy w nim ręce,wyciągnęła z niego garście pełne złota.

- Patrz tylko, córo Egiptu! Całe to złoto będzie twoje, jeśli dasz miten napój!

Katarzyna potrząsnęła głową na znak dezaprobaty. Widząc jejpogardliwy uśmiech, hrabina wypuściła z dłoni klejnoty, które brzęcząc,opadły jak złoty deszcz na dno kufra.

- Nie chcesz? - spytała niedowierzająco.

- Nie! Złoto topi się i ulatuje na wietrze. O wiele bardziej cenna jesttwoja ochrona, pani. Daj mi twe zaufanie, pozwól mi służyć... a będę wzupełności wynagrodzona!

- Na głowę mej matki! Mówisz hardo, córo Egiptu, i podobasz misię! Jak cię zowią?

- Tchalai. To barbarzyńskie imię.