Jednak to, co nastąpiło po chwili, znowu sprowadziło ją brutalnie wjej koszmarny świat, z którego na krótką chwilę wyrwał ją Maclaren.

Usłyszała jego straszny krzyk, który odbił się bolesnym echem w jejgłosie, potem obejmujące ją ciało mężczyzny wyprężyło się wkonwulsjach, oczy wyszły mu z orbit, a z ust buchnęła krew.

Katarzyna z okrzykiem zgrozy uniosła się na posłaniu, instynktownienaciągając na siebie całą pościel. Wtedy zobaczyła stojącego obok posłaniaWaltera, którego oczy wyglądały jak oczy szaleńca. Jego ręce zwisałynieruchomo wzdłuż tułowia. W plecach Maclarena tkwił topór.

Przez chwilę Katarzyna i Walter przyglądali się sobie w milczeniu,jakby widzieli się po raz pierwszy. Przerażenie sparaliżowało Katarzynę.

Twarz olbrzyma, wyrażająca bezlitosne okrucieństwo, zmieniona była niedo poznania. Nie panował nad sobą i Katarzyna widząc, że podnosi sweolbrzymie pięści, myślała, że i ją zabije, lecz nie uczyniła nic, aby siębronić, gdyż była do tego zupełnie niezdolna. Jej mózg pracował, leczciało było całkiem bezwładne.

Czuła się jak w koszmarnym śnie, w którym chce się uciekać przedniebezpieczeństwem, a nie można oderwać stóp od ziemi, chce siękrzyczeć, lecz żaden krzyk nie wychodzi z gardła...

Ręce Waltera opadły jednak bezwładnie i tajemne siły, które niepozwoliły Katarzynie się ruszyć, zniknęły. Odwróciła głowę i spojrzała natrupa Maclarena z pewną dozą zdziwienia i obawy. Jakież to łatwe iszybkie, śmierć... Zdążył ledwie krzyknąć, a w chwilę potem leży już bezczucia... mężczyzna, w którego ramionach omdlewała jeszcze paręchwil temu, nagle przestał istnieć! Powiedział: „Przy mnie zapomnisz",lecz nawet nie miał czasu, aby podporządkować ją swojej woli! Z trudemprzełknęła ślinę, po czym słabym głosem zapytała:- Dlaczego...?

- Ośmielasz się pytać? - przerwał brutalnie Walter. - Czy towszystko, co pozostało z twojej miłości do pana Arnolda? Jak możesz braćkochanka w dniu, w którym spotkałaś męża? I pomyśleć, że tak wysokocię oceniałem. Wyżej niż jakąkolwiek kobietę! A tymczasem cóż usłyszałem przed chwilą? Że mruczysz jak kotka w ramionach obcegomężczyzny!

Nagły przypływ gniewu przepędził resztki jej strachu. Ten człowiekbył mordercą, a sam stawał przed nią jak sędzia.

- Jakim prawem ośmielasz się mieszać do mojego życia? Czy dałamci takie prawo?

Uczynił jeden krok w jej stronę, rzucając złe spojrzenie i zaciskającpięści.

- Zostałaś oddana pod moją opiekę i do ostatniej kropli krwi,ostatniego tchnienia będę cię bronił. Ja sam zabiłem w sobie miłość dociebie i nieokiełznane pożądanie, jakie we mnie wzbudzałaś, gdyż miłośćtwoja i pana Arnolda wydawała mi się zbyt czysta, zbyt piękna. Musiałemwszystko poświęcić, aby osłonić tak wielkie uczucie!

- I co mi teraz zostało z tej miłości? - krzyknęła Katarzyna, niepanując nad sobą. - Jestem sama, na zawsze sama, nie mam męża, nie mammiłości. . Nie dalej jak wczoraj Arnold odepchnął mnie!

- Zrobił to, umierając z żalu, że nie może wziąć cię w ramiona!

Kocha cię tak mocno, że nie mógł dopuścić do tego, abyś i ty gniła zażycia podobnie jak on! A ty, nędzna kobieto, zauważyłaś tylko to, że cięodepchnął! I co uczyniłaś? Rzuciłaś się w ramiona pierwszego lepszego?

Dlatego, że idzie wiosna i poczułaś zew natury jak jakieś zwierzę? Jeślipotrzebny był ci mężczyzna, nic więcej, to dlaczego wybrałaś tegoobcokrajowca o zimnych jak lód oczach, dlaczego nie mnie?

Przy tych słowach walił się potężną pięścią w piersi, że aż dudniło, ajego głos grzmiał jak uderzenie pioruna. Katarzyna w głębi duszyprzyznawała mu rację. Teraz, kiedy chwila zapomnienia minęła, niepotrafiła zrozumieć, jaka siła pchnęła ją w ramiona Maclarena. Było jejwstyd jak nigdy dotąd. Pomimo palącego wstydu spojrzała na Waltera, wktórego oczach zapaliły się niespokojne ogniki. Czuła, że w jednej chwili,nie troszcząc się o ciało zabitego, olbrzym rzuci się na nią. Po tym, co tutajzobaczył, nic nie zdoła go powstrzymać! W pytaniu „dlaczego nie ja?"wyrażały się cała jego złość, jego urażona ambicja, niespełniona miłość ipogarda. Czuła, że przestała być dla tego olbrzyma świętością, a stała siętylko zbyt długo pożądaną kobietą.

Powstrzymując drżenie spowodowane palącym spojrzeniem Waltera,rzuciła, starając się zachować spokój:- Odejdź! Nie chcę cię więcej widzieć!

Walter roześmiał się, ukazując dwa rzędy lśniących zębów.

- Przepędzasz mnie, pani? Ależ oczywiście, to twoje prawo! Aleprzedtem...

Katarzyna odsunęła się pod ścianę, aby odeprzeć nadchodzący atak,lecz w tym momencie otworzyły się drzwi i na progu ukazała się Sara.

Szybkim spojrzeniem ogarnęła całą scenę, Katarzynę, która przywarła dościany, Waltera prężącego się do skoku i trupa Maclarena leżącego naposłaniu w kałuży krwi.

- Na rany Chrystusa! Co tu się stało?

Katarzyna odetchnęła z ulgą. Potężna postać Cyganki rozwiałanapięcie, jakie zapanowało w tych murach. Demony zła zniknęły,zostawiając miejsce zimnej rzeczywistości... Spokojnym głosem, niestarając się niczego zataić, Katarzyna opowiedziała, w jaki sposób Walterzabił Maclarena. W tym czasie Normandczyk, którego gniew już minął,opadł na brzeg posłania, odwracając się tyłem do swej ofiary. Schowałgłowę w potężnych dłoniach i zdawał się nie interesować tym, co teraz znim zrobią. Wydawało się, że oboje, on i Katarzyna, nieświadomie pragnązdać się na decyzje Sary.

- Co za jatka! - burknęła Cyganka po wysłuchaniu opowieściKatarzyny. - Ciekawe, jak teraz z tego wybrniemy? Co powiedzą Szkoci,kiedy odkryją śmierć swego komendanta?

W tej samej chwili, jakby na zawołanie, dały się słyszeć dochodzącez dołu nawoływania kompanów Maclarena.

- Maclaren, czekamy na ciebie! Mają tu niezłe wino! Zejdź do nas!

- Przyjdą tu po niego - wyszeptała Sara. - Musimy ukryć ciało. Niemogą dowiedzieć się prawdy, inaczej poleje się krew!

Walter nadal siedział nieruchomo, lecz Katarzyna zrozumiaładoskonale, co Cyganka ma na myśli. Szkoci zażądają głowy Waltera.

Uznają tylko prawo odwetu: oko za oko, ząb za ząb! Dowódca zabity,morderca musi zapłacić głową! Katarzyna poczuła, że nie mogłaby tegoznieść. W końcu, co ją obchodził Maclaren? Przecież go nie kochała. Cóżmogło znaczyć jej chwilowe zaślepienie? Ale żeby Walter miał zginąć zrąk Szkotów, do tego nie mogła dopuścić! Nagły impuls pchnął ją do stópNormandczyka i kazał jej uczepić się jego rąk.

- Uciekaj! Zaklinam cię! Uciekaj, zanim odkryją trupa!

- Nic mnie nie obchodzi, czy odkryją, że jestem mordercą! Po prostuzabiją mnie. No i co z tego?

- Nie chcę, abyś umierał! - błagała Katarzyna.

- Wypędziłaś mnie, pani... Śmierć uwolni cię ode mnie na zawsze!

- Nie wiedziałam, co mówię! Byłam zaślepiona! Obraziłeś mnie,dotknąłeś do żywego... lecz miałeś rację! Teraz ja proszę cię oprzebaczenie!

- Dosyć tego! - przerwała Sara. - Posłuchajcie lepiej odgłosówdochodzących z dołu.

W istocie, Szkoci domagali się swego komendanta coraznatarczywiej, waląc w stoły łyżkami i miskami. Dał się też słyszeć łoskotprzewracanej ławy, po czym nagle na schodach usłyszano kroki zbliżającesię do pokoju Katarzyny. Katarzyna potrząsnęła ramieniem Waltera.

- Miej dla mnie litość, jeśli kiedyś wzbudziłam w tobie choć źdźbłouczucia, uciekaj, ratuj się!

- Dokąd mam uciec? Czy tam, gdzie już nigdy cię nie zobaczę?

- Wróć do Montsalvy, do Michała, i czekaj, aż przyjadę! Pośpieszsię! Zmykaj, a chyżo!

Tymczasem Sara już otwierała okienko wychodzące na dach. Dopokoju wpadło ostre, zimowe powietrze... Kroki na schodach zbliżały się isłychać było pijane głosy.

- Pomówię z nimi, by zyskać na czasie. Konie są w stajni. Jeśli udasię nam zyskać dwie do trzech godzin, będziesz uratowany!

I zwinnie wymknęła się przez uchylone drzwi. W samą porę, gdyż wtej chwili błysnęło za nimi światło świecy i dał się słyszeć gromki głos.

- Co to za hałasy? - zapytała ostro Sara. - Czy nie wiecie, że paniKatarzyna jest cierpiąca? Właśnie z trudem zasnęła, a wy przychodziciewydzierać się pod jej drzwiami! Czego chcecie?

- Wybacz, pani - odparł zbity z tropu Szkot. - Szukamy naszegokapitana.

- I przychodzicie tutaj? Co za pomysł!

- Tutaj... - bełkotał żołnierz, zapomniawszy języka w gębie - bo naszkapitan powiedział, że wybiera się z wizytą do nadobnej pani... ażebyzobaczyć, jak się czuje...

- No to wiedz, że tu go nie znajdziesz! Szukajcie gdzie indziej!...

Widziałam go przed chwilą, jak zmierzał do owczarni za jedną dziewką!

Katarzyna słuchała tej wymiany zdań z bijącym sercem. Jej dłońzacisnęła się odruchowo na dłoni Waltera. Czuła, jak drży. Wiedziałajednak, że to nie ze strachu.

Zza drzwi słychać było oddalające się kroki i hałaśliwe rozmowy.

Sara postanowiła towarzyszyć żołnierzom, chcąc mieć pewność, że będąprowadzić poszukiwania we wskazanym miejscu, tak aby Walter mógłniepostrzeżenie umknąć przez okienko.

- Odeszli! - westchnęła z ulgą Katarzyna. - Teraz możesz uciekać!

Tym razem Walter usłuchał, przełożył przez okno jedną nogę, leczzanim zniknął zupełnie, odwrócił się i spojrzał na Katarzynę pytającymwzrokiem.

- Na pewno cię ujrzę? Przysięgasz?

- Jeżeli będziemy żyli, przysięgam! A teraz zmykaj! - I przebaczyszmi?

- Jeśli w tej chwili nie znikniesz z mych oczu, nie przebaczę ci dokońca życia!

Nieśmiały uśmiech zakwitł na ustach Waltera, który ze zwinnościąkota, zadziwiającą u takiego olbrzyma, prześlizgnął się przez wąskieokienko, zsunął po dachu na ziemię i chwilę potem jego potężna sylwetkana koniu już tylko majaczyła w oddali. Na szczęście głęboki śniegzagłuszył odgłosy ucieczki.

Katarzyna zamknęła okienko i drżąc z zimna, zabrała się dopodsycania ognia. Jej zmęczenie i przygnębienie zniknęły, a obecnośćnieruchomego ciała rozciągniętego na łóżku nie napełniała jej sercastrachem. Umysł miała niezwykle jasny i spokojnie zaczęła sięzastanawiać, co należało teraz zrobić. Najpierw usunąć trupa z pokoju. Niemoże tutaj zostać. Z pomocą Sary wyniosą go przez okno i porzucą wpobliżu oberży, na przykład nad brzegiem wody. Szkoci znajdą gonajwcześniej nad ranem, co da Walterowi całą noc przewagi nadpościgiem, gdyż nie należało mieć złudzeń: Szkoci ruszą w pościg zamordercą ich komendanta. . Śmiertelna rana zadana toporem zbyt jasnodowodziła, kto zadał śmiertelny cios.

Sara zastała Katarzynę ubraną.

- No i... - rzuciła niecierpliwie, odwracając głowę w stronę Cyganki.

- Udało mi się ich przekonać, że Maclaren umizga się w owczarni dojednej z dziewek służebnych. Wrócili do stołów. A my? Co teraz zrobimy?

Katarzyna przedstawiła swój naprędce obmyślony plan. Sarasłuchała, otwierając usta ze zdziwienia.

- Sądzisz, że takie wielkie ciało zmieści się w wąskim okienku? Tosię nam nie uda!

- Musi się udać! Wystarczy chcieć! A teraz idź poszukać brataStefana. Musimy go o wszystkim uprzedzić. Będzie nam potrzebny.

Sara zaniechała wszelkiej dyskusji. Kiedy Katarzyna mówiła w takisposób, wiedziała, że jej opór na nic się nie zda. Posłusznie wyszła zpokoju i po chwili wróciła z mnichem, któremu po drodze opowiedziałacałą historię. Brat Stefan, który w swym życiu widział niejedno, nie okazałzdziwienia i nie tracąc czasu, zabrał się do realizacji planu Katarzyny.

Pośpiesznie zmówił kilka pacierzy nad zabitym, po czym, zakasawszyrękawy, powiedział:- Ja wyjdę na dach, a wy podacie mi ciało. Potem opuszczę je na dół.

- Ale on jest duży i ciężki pomimo swej chudości - zaniepokoiła sięSara.

- Mam więcej siły, niż możesz sądzić, moja córko! Dosyć tejgadaniny! A teraz do dzieła!

Najpierw pomógł obu kobietom przenieść ciało w pobliże okienka,po czym sam prześlizgnął się na zewnątrz. Noc była spokojna, lecz mrózściskał tęgi. Z dołu nie dochodziły żadne odgłosy; widocznie winouderzyło Szkotom do głów i wszyscy się pospali. Ciało nieszczęsnegoMaclarena było już sztywne i Katarzyna z Sarą dokonywały nadludzkichwysiłków, aby przecisnąć je przez okno. Pomimo mrozu obydwie byłyzlane potem, a ich serca waliły ze strachu. Gdyby ktoś ich zobaczył, samPan Bóg wie, co by się stało! Rozwścieczeni Szkoci powiesiliby ich nanajbliższym drzewie, bez żadnego sądu... Ale wokół zalegała głęboka ciszai nie widać było żywego ducha.

Brat Stefan chwycił ciało i zsunął je na brzeg dachu.

- Niechaj jedna z was przyjdzie do mnie i przytrzyma trupa, podczasgdy ja będę schodził na dół - syknął.

Katarzyna bez wahania wsunęła się w wąski otwór i ostrożnie zeszław stronę mnicha. Przytrzymała ciało, aby duchowny mógł dosięgnąćziemi.

- Gotowe! Opuszczaj go teraz powoli! Powoli!... Dobrze, trzymamgo! Możesz wrócić do pokoju, ja zajmę się resztą.