Katarzyna zniosła dzielnie ten nowy cios. Potrafiła być uczciwa wobec siebie samej i niełatwo było jej zapomnieć o zalotach Piotra de Brézé. Zbyt często wyrzucała sobie zbytnią wobec niego kokieterię, w szczególności zaś tamtą fatalną noc w ogrodzie w Chinon, gdzie Bernard d’Armagnac zaskoczył ją w ramionach pięknego rycerza.

– Zasłużyłam na to! – powiedziała szczerze. – Ale siła miłości jest wielka...

Czy ta kobieta kocha go?...

– Do szaleństwa! Z siłą, która przeraża jej otoczenie. „Francuski pan” ma nad Zobeidą całkowitą władzę. I ma wszelkie prawa... nie wolno mu tylko spojrzeć na inną kobietę. Biada tej, do której by się uśmiechnął czy skierował choć jedno słowo. Natychmiast zostałaby oddana w ręce kata. Już dziesięć kobiet spotkał ten los. Nawet służące Zobeidy nie śmią podnieść oczu na mężczyznę, którego kocha tą dziką miłością. Usługują mu na klęczkach i z całkowicie zasłoniętymi twarzami, jakby znajdowały się na ulicy. Pan Arnold bowiem ma pawilon w ogrodzie Zobeidy, chociaż według naszych zwyczajów mężczyźni żyją odseparowani od kobiet.

– I kalif zgodził się na to? Abu wzruszył ramionami.

– A dlaczego nie? Dopóki Arnold nie przyjmie islamu, jest dla niego tylko chrześcijańskim niewolnikiem. Traktuje go jak zabawkę swojej siostry, nic więcej. Zresztą, sułtan Muhammad zbyt dobrze zna fantazje Zobeidy, żeby się jej sprzeciwiać. Nasridowie to dziwna rodzina... gdzie łatwo się umiera, jak się dowiesz później. Utrzymanie się na tronie oznacza bezustanną walkę, wystarczy wspomnieć, że Muhammad VIII musiał swój zdobywać dwa razy. Ten różowy pałac to gniazdo żmij. Kto tam wejdzie, naraża się na ciągłe niebezpieczeństwa.

– To właśnie chcę zrobić. Mam zamiar tam wejść...

Abu zamilkł z osłupienia. Kiedy wreszcie przyszedł do siebie, spytał: – Masz zamiar wejść do Alhambry? Czy straciłaś rozum? Musimy zrobić inaczej. Chociaż Zobeida nienawidzi mnie, ja sam muszę się do niej udać pod jakimś pretekstem, żeby powiedzieć panu Arnoldowi o twoim przybyciu. Zresztą uprzedziłem go, że możesz się pojawić w Grenadzie.

– I co powiedział na to?

– Pokręcił głową z powątpiewaniem: „A po co miałaby przyjść?

– odpowiedział. – Przecież ma wszystko, czego zawsze szukała: miłość, zaszczyty, bogactwo... a mężczyzna, którego wybrała, potrafi zatrzymać kobietę. Nie, ona nie przyjdzie”.

– Ależ on mnie źle osądza – westchnęła z goryczą Katarzyna.

– Miałeś, panie, rację.

– I jestem z tego powodu szczęśliwy! Tak więc, ja udam się do niego i... Katarzyna przerwała mu, kładąc dłoń na ramieniu medyka.

– Nie, Abu, nie może tak być, a to z dwóch powodów: pierwszy to ten, że dowiadując się o mojej obecności, Arnold nie zechce mnie widzieć... i wtedy umrę, albo będzie chciał do mnie wrócić, narażając się na śmiertelne niebezpieczeństwo.

– To jeden powód, a drugi?

– Drugi to ten, że chcę sama zobaczyć, co rzeczywiście łączy go z tą kobietą. Chcę się przekonać, czy rzeczywiście ją kocha, pojmujesz, panie? Czy naprawdę udało się jej wygnać moje imię z jego serca, chcę zliczyć ich pocałunki, dojrzeć ich pieszczoty. Wiedz, panie, że nie mam żadnych złudzeń. Wiem, że nie jestem już młoda. A olśniewająca uroda tej Zobeidy napełniła moje serce rozpaczą... całkiem możliwe, że zdobyła go.

– A jeśli ta kobieta, podbiwszy serce pana Arnolda, uczyniła zeń swego niewolnika? Co wtedy byś zrobiła? – rzucił odważnie Walter.

Katarzyna pobladła. Zamknąwszy oczy, starała się przepędzić obraz Arnolda w ramionach księżniczki, obraz zbyt wyrazisty, od kiedy ujrzała Zobeidę w lektyce.

– Sama nie wiem... – odpowiedziała. – A jednak powinnam wiedzieć! Więc jeśli nie udam się do pałacu, to nigdy się nie dowiem!

– Pozwól mi tam pójść, Katarzyno! – rzekł Walter. – Sam się dowiem, czy twój małżonek odwrócił się od ciebie. A ty unikniesz niebezpieczeństwa!

W tej chwili Abu przyłączył się do wymiany zdań.

– A jak dotrzesz do niego, człowieku z Północy? Apartamenty księżniczki stanowią część haremu i choć znajdują się na uboczu, są pilnie strzeżone przez strażników kalifa. Żaden mężczyzna nie ma doń wstępu, z wyjątkiem eunuchów.

– A czyż pan Arnold jest eunuchem?

– On to co innego. Jest więźniem księżniczki, która zazdrośnie strzeże swego skarbu. Nie zyskując niczego, stracisz życie w całym przedsięwzięciu!

Walter chciał się sprzeciwić, lecz medyk nakazał mu milczenie i zwrócił się do Katarzyny.

– Pod jakim pretekstem zamierzasz wejść do Zobeidy?

– Nie wiem... Może jako służąca... Czy to niemożliwe? Dzięki Jossemu mówię waszym językiem i potrafię udawać.

Na poparcie swoich słów Katarzyna opowiedziała medykowi o swoim pobycie wśród Cyganów i jak przez wiele dni odgrywała swą trudną i niebezpieczną rolę.

– Wtedy myślałam tylko o tym, żeby się zemścić za siebie i za Arnolda. A teraz zrobię wszystko, by odzyskać moją jedyną rację bytu. Błagam cię, Abu, musisz mi pomóc dostać się do Alhambry! Muszę się z nim zobaczyć, muszę się dowiedzieć!

Wyciągnęła do niego dłonie w błagalnym geście, lecz Abu odwrócił głowę, czując zażenowanie na widok kobiecych łez.

– To czyste szaleństwo! – westchnął – chociaż wiem od dawna, że potrafisz postawić na swoim, jeśli bardzo czegoś pragniesz. Obiecuję ci, że poważnie się nad tym zastanowię. Musisz jednak dać mi trochę czasu. Takie przedsięwzięcie wymaga ciszy i zastanowienia. Tymczasem odpocznij w moim domu i ogrodzie. Zobaczysz, jak szybko przyjdzie ukojenie w moim obejściu.

– Mam czekać? – krzyknęła Katarzyna. – Mam odpoczywać, kiedy pożera mnie zazdrość i spalam się z niecierpliwości, by ujrzeć Arnolda?

Abu wstał i wsunąwszy dłonie w szerokie rękawy, popatrzył na nią surowo.

– Musisz jeszcze wytrzymać parę dni. Przed chwilą wspomniałaś o niebiańskiej urodzie Zobeidy... Czy masz więc zamiar pokazać się twemu mężowi z włosami bez połysku, ze skórą usianą piegami, z dłońmi o skórze stwardniałej od lejców i z wychudzonym ciałem?

Katarzyna spuściła głowę pod tym nagłym atakiem i poczerwieniała jak granaty piętrzące się na tacy.

– Jestem taka brzydka?... – wybełkotała.

– Sama dobrze wiesz, że nie... lecz u nas kobieta żyje tylko po to, by przypodobać się mężczyźnie. Jej ciało powinno być flakonem cennych perfum, które on będzie wdychał z lubością, harfą, której czułe struny z upodobaniem będzie trącać, ogrodem różanym i pomarańczowym, zaspokajającym jego najskrytsze żądze. Tę broń, którą posiada Zobeida... musisz teraz zdobyć ty... albo raczej odzyskać. Dopiero wtedy będziesz mogła stanąć do równej walki z twoją rywalką. Przypomnij sobie o pewnej damie z czarnym diamentem, która zawojowała serce księcia! Jutro sam zaprowadzę cię do pobliskiej łaźni i oddam w ręce Fatimy, która zajmuje się częścią kobiecą. To najokropniejsza starucha, jaką znam i królowa stręczycielek, lecz potrafi jak nikt inny uczynić z wychudłej szkapy ognistą klacz o lśniącej maści. Jest mi wielce oddana i zobaczysz, że z tobą także uczyni cuda! A teraz zostawiam cię. Muszę odwiedzić moich chorych. Zobaczymy się wieczorem!

Abu wyszedł ze zwykłą sobie godnością, pozwalając Katarzynie odpowiedzieć samej sobie na pytanie, czy „wychudła szkapa” ma z nią jakiś związek. Targające nią wątpliwości musiały być dobrze widoczne, gdyż nagły atak śmiechu wstrząsnął jednocześnie Walterem i Jossem.

– Jeszcze nigdy nie spotkałem tak śmiesznej postaci jak ten mały medyk – wydusił wreszcie Josse, dławiąc się i klepiąc po udach.

Katarzyna spojrzała na obu mężczyzn pokładających się ze śmiechu i tarzających się na poduszkach, rozważając, czy nie powinna się pogniewać. Ponieważ jednak śmiech jest zaraźliwy, wkrótce i ona wybuchnęła śmiechem.

Co słysząc Gedeon uznał, że grzeczność wymaga, by dołączyć do koncertu, i zaskrzeczał najgłośniej, jak potrafił: – Ka! Ka! Ka!... tarzyna! Dobrrrrry... książę!

Na co Walter celnym rzutem poduszki zamknął mu dziób.

Rozdział dziesiąty

KĄPIELOWA FATIMA

Leżąc na marmurowej ławie przykrytej czerwonym kąpielowym ręcznikiem, starając się, zgodnie z zaleceniem, o niczym nie myśleć, Katarzyna poddawała się zabiegom Fatimy i jej pomocnic. Przymknęła oczy, żeby nie widzieć wyłupiastych, bezbarwnych oczu kąpielowej, która wydawała się jej jeszcze brzydsza, niż zapowiadał Abu.

Fatima była olbrzymią Etiopką, czarną jak węgiel i silną jak koń. Jej gęste, czarne i zmierzwione włosy, krótkie jak u mężczyzny, zaczynały siwieć. Podobnie jak pomocnice była naga aż do pasa, cała błyszcząca od potu, jej wielkie jak dynie piersi kołysały się ciężko w rytm jej ruchów. Od czasu do czasu wydymała grube, czerwone wargi, ukazując białe zęby, po czym na nowo miętosiła ciało Katarzyny rękami szerokimi jak łopaty.

Kiedy owinięta w szeroką, zieloną dżellabę przyjechała na ośle do hammamu w towarzystwie samego Abu i dwóch niemych Murzynów, Fatima wykonała przed medykiem głęboki ukłon, po czym wdała się z nim w rozmowę, wymawiając słowa tak szybko, że gdyby Abu nie uprzedził jej, iż najpierw wyjawi powód obecności białej kobiety w swoim domu, Katarzyna nie zrozumiałaby ani w ząb, o co chodzi.

Pomysł medyka był prosty, choć nieco dziwny, biorąc pod uwagę jego nieufność do kobiet: otóż kupił ze statku, który właśnie przybił do Almerii, tę piękną, białą niewolnicę, aby umilała mu życie na stare lata, oczywiście po cudownych zabiegach Fatimy, które miały ją uczynić godną łoża takiego jak on wyrafinowanego mężczyzny. Prosił jedynie, chcąc uniknąć plotek, by Fatima odseparowała jego piękną niewolnicę od pozostałych kobiet. Mały medyk robił przy tym miny pełne pruderii i spuszczał oczy tak, że Katarzyna z trudem zachowywała powagę, lecz Fatima, na widok złotych dinarów, którymi sypnął hojnie klient, nie zauważyła niczego, przekonana, że uczony Abu-al-Khayr zakochał się na stare lata.

Nie zwlekając zabrała się do dzieła. Najpierw dwie chude Arabki wprawnym ruchem zdjęły z niej okrycie i posadziły na niskim drewnianym taborecie w pomieszczeniu o ścianach pokrytych mozaikami i wypełnionym parą. Pozwolono jej się tam wypocić przez jakieś pół godziny, po czym na wpół uduszoną obie kąpielowe przeniosły do masażu na ławę, przy której stała już Fatima, podparłszy się pod boki jak kat czekający na swą ofiarę.

Olbrzymka naciągnęła na prawą dłoń rękawicę z szorstkiej wełny, w lewą chwyciła słój z maścią w kolorze ochry i w zawrotnym tempie zaczęła wcierać ją w ciało klientki, która w mgnieniu oka zamieniła się w figurę pokrytą błotem.

Widać było tylko oczy i usta. Następnie Fatima energicznie wklepała błoto w jej ciało, po czym zmyła je silnym strumieniem wody. Po tym zabiegu Katarzyna została zawinięta w prześcieradło z cienkiej wełny i przeniesiona na inny stół, wyposażony w podpórkę na szyję, dzięki której włosy mogły zwisać na zewnątrz.

Głowa Katarzyny została obficie namydlona i spłukana wiele razy, nabalsamowana pachnącym olejkiem i ponownie wypłukana, wreszcie natarta esencją jaśminową. Przez cały czas trwania zabiegów Fatima nie wypowiedziała ani jednego słowa. Przemówiła dopiero wtedy, kiedy klientka z głową owiniętą suchym ręcznikiem, otulona miękkim, białym szlafrokiem, została ułożona na leżance wypoczynkowej pośrodku wielkiej ilości poduszek. Fatima klasnęła w dłonie, na co pojawił się eunuch z pokaźną miedzianą tacą zastawioną mnogością przekąsek, którą postawił na małym stole przy leżance. Fatima, która nie raczyła zakryć swej nagości na widok eunucha, wskazała na tacę i rzekła: – Masz to wszystko zjeść!

– Wszystko? – krzyknęła Katarzyna z przerażeniem.

Na tacy leżały różnorakie dymiące kulki mięsne, dwa rodzaje zupy, w tym jedna również z kulkami, kiszone ogórki, smażone bakłażany, pachnący gulasz, wreszcie kilka gatunków ciastek ociekających miodem i najeżonych migdałami. Nawet dla Waltera byłoby tego za dużo!

– Nigdy nie pochłonę takiej ilości jedzenia... – powiedziała nieśmiało, czując respekt przed wielką posturą Fatimy. Ale kąpielowa, nie przejąwszy się wcale słowami kobiety, odparła: – Będziesz tak długo jadła, aż to wszystko zniknie! Zrozum mnie dobrze, Poranna Jutrzenko: twój pan, Abu-al-Khayr, oczekuje, iż uczynię z ciebie najpiękniejsze stworzenie całego islamu! Muszę dbać o reputację i dlatego nie wyjdziesz stąd, dopóki twoje ciało nie stanie się równie słodkie jak sorbet różany!

– Nie wyjdę stąd? Co masz na myśli?

– Że wyjdziesz stąd dopiero, by wejść do łoża twego pana i dostarczyć mu rozkoszy – oznajmiła spokojnie Etiopka. – Pozostaniesz tutaj aż do tego dnia. Tu będziesz obsługiwaną, poddawana zabiegom i pilnowana jak...

– Jak tuczona gęś! – uniosła się Katarzyna. – Ależ ja nie chcę! Chyba umrę z nudów!