Istotnie, na placu panował wielki zamęt. Wszędzie wybuchały bójki. Kobiety, starcy i dzieci rozpierzchli się w wielkim popłochu na wszystkie strony, uciekając sprzed kopyt oszalałych koni. Strażnicy pałacu ścierali się z zastępem na czarno ubranych jeźdźców, którzy zjawili się nie wiedzieć skąd. Bito się także na trybunach, łącznie z Muhammadem, który poczynał sobie dzielnie. Jęki agonii mieszały się z okrzykami zwycięstwa.

W centrum tego zamieszania znajdował się przywódca czarnych rycerzy, olbrzymi mężczyzna z wielkim rubinem na turbanie. Jego bułat siekł na lewo i prawo niczym miecz archanioła, ścinający głowy jak sierp żniwiarzy kłosy. Katarzyna, umykając z placu boju, ujrzała jeszcze, jak ginie wielki wezyr i jak jego krwawa głowa zwisa u siodła czarnego rycerza.

W królewskim meczecie Alhambry nie przestawano walić w bębny... Miasto oszalało. Katarzyna, jadąc wraz z Abu krętymi uliczkami, wśród białych ścian bez okien, oglądała sceny, które przypomniały jej Paryż z okresu dzieciństwa. Wszędzie bili się ludzie, wszędzie lała się krew. Niebezpiecznie było przejeżdżać pod tarasami, gdyż spadał z nich grad pocisków, dosięgający przeciwnika w ciemności. Abu pospieszył konia.

– Spieszmy się – powiedział. – Możliwe, że bramy miasta zostaną wcześniej zamknięte.

– Dokąd mnie prowadzisz? – spytała Katarzyna.

– Tam, dokąd Walter miał zawieźć Arnolda: do Alcazar Genil, do sułtanki Aminy.

– Ale... dlaczego?

– Odrobinę cierpliwości! Już ci mówiłem, szczegółów dowiesz się później. Jedźmy szybciej!

Cały ten zamęt, te krzyki i jęki nie umniejszały głębokiej radości Katarzyny. Była wolna! I Arnold był wolny! Zniknęło potworne narzędzie tortur, a jej serce biło teraz mocno w rytm kopyt końskich. Na szczęście brama Południowa była jeszcze otwarta, przebyli ją więc galopem i wkrótce ich oczom ukazał się mur okalający dwa pawilony, do których prowadziła brama ze smukłymi kolumnami. Kiedy Abu, zwinąwszy dłoń w trąbkę, wydał dziwny okrzyk, strażnicy pośpiesznie otworzyli bramę. Obaj jeźdźcy przebyli ją galopem i brama za nimi została natychmiast zamknięta i zabarykadowana.

Katarzyna zsunęła się z konia i wpadła w objęcia Waltera, który uniósł ją do góry jak piórko z radością tak gwałtowną, że kazała mu zapomnieć o jego zwykłej powściągliwości.

– Żywa! – krzyknął. – I wolna! Niech będą pochwaleni Odyn i Thor Zwycięzca, którzy pozwolili cię nam odzyskać! Umieraliśmy całymi dniami ze strachu o ciebie.

– A Arnold?... Gdzie jest?

– W pobliżu. Opiekują się nim.

– Nie jest...

Nie miała odwagi dokończyć. Przypomniała sobie, jak Walter wyrywał strzały z jego dłoni, lejącą się krew i bezwładne ciało zwisające z pleców olbrzyma.

– Jasne, jest osłabiony, stracił wiele krwi. Teraz zajmie się nim Abu.

– Pójdźmy doń! – rzekł na to medyk, który z trudem zsunąwszy się z wielkiego konia nadał swemu turbanowi wygląd co nieco zwichrowany.

Ciągnąc Katarzynę za rękę, Abu ruszył za Walterem przez piękną salę udekorowaną mozaikami w kolorowe, kwietne wzory. Dalej znajdował się mały pokój, w którym na jedwabnym materacu leżał Arnold. Obok niego stała nieznajoma kobieta i Josse w swoim wojskowym stroju. Josse na widok Katarzyny uśmiechnął się szeroko, lecz ona, nie troszcząc się ani o niego, ani o nieznajomą, upadła u wezgłowia męża.

Arnold leżał bez czucia, blady jak kreda, ze ściągniętymi rysami i głęboko podkrążonymi oczami. Krew z jego przebitych dłoni zostawiła czerwone plamy na zielonym jedwabnym materacu i na dywanie, lecz przestała się lać. Jego oddech był krótki, słabo wyczuwalny.

– Myślę, że będzie żył – powiedział ktoś poważnym głosem. Katarzyna odwróciwszy się, napotkała głębokie spojrzenie młodej, ładnej kobiety, o twarzy łagodnej, lecz dumnej, której skórę pokrywały dziwne małe znaki niebieskiego koloru. Nieznajoma, widząc zdziwienie Katarzyny, uśmiechnęła się nieznacznie.

– Wszystkie kobiety pochodzące z Wielkiego Atlasu są podobne do mnie.

Jestem Amina. Chodź ze mną! Trzeba zostawić rannego sam na sam z medykiem. Abu-al-Khayr nie lubi, kiedy kobiety mieszają się do jego pracy.

Katarzyna odpowiedziała uśmiechem, ponieważ uprzejmość jest zaraźliwa, a poza tym te słowa przypomniały jej pierwsze spotkanie z Abu w oberży na drodze do Peronne. Abu leczył wówczas Arnolda, którego ona wraz z wujem Mateuszem znalazła rannego i nieprzytomnego przy drodze. Znała zręczność małego medyka, toteż bez sprzeciwu zgodziła się odejść, tym bardziej że zostawał przy nim Walter.

Kobiety udały się do ogrodu i usiadły nad brzegiem wąskiego kanału stanowiącego jego oś. Otoczony był podwójnym pasmem róż, spryskiwanych cienkimi strużkami wody, przydającymi temu miejscu orzeźwiającej świeżości, w której znikało zmęczenie i upał letniej nocy. Na cembrowinie piętrzyły się różnokolorowe poduszki, a obok stały wielkie lampy z pozłacanego brązu i wielkie złote tace, pełne ciastek i soczystych owoców. Amina odesławszy służące, które zniknęły jak mgła w czeluściach ogrodu, poprosiła Katarzynę, by ta usiadła koło niej.

Przez jakiś czas kobiety nie odzywały się do siebie. Katarzyna, ponieważ właśnie ożyła i teraz mogła napawać się pięknem tego pachnącego ogrodu i spokojem, jakim napełniała ją obecność tej siedzącej obok niej kobiety. Po dniach ciężkich zmagań z własnym strachem, kiedy już myślała, że umrze z rozpaczy i bólu, czuła się tutaj jak w raju. Śmierć i strach zniknęły. Arnold wyzdrowieje... była tego pewna.

Sułtanka nie przerywała zamyślenia swego gościa, lecz w końcu, wskazując na zastawione tace, powiedziała: – Musisz być zmęczona i głodna. Odpoczywaj i jedz!

– Nie jestem głodna – odparła – lecz chciałabym wiedzieć, jak to się stało, że się tu znalazłam. Czy możesz mi to wyjaśnić, ty, która przyjmujesz mnie z taką gościnnością?

– Dlaczego nie miałabym okazać ci przyjaźni? Czy tylko dlatego, że mój pan chciał uczynić z ciebie swoją drugą małżonkę? Nasze prawo pozwala mu posiadać tyle żon, ile sam zechce... a jeśli chcesz znać moje uczucia, od dawna jest mi zupełnie obojętny.

– Mówi się jednak, że jesteście mocno związani.

– To tylko pozory. Być może zależy mu na mnie, lecz jego słabość do Zobeidy, jego pobłażanie dla jej najokropniejszych uczynków, łącznie ze zbrodnią, łącznie z próbami zabicia mnie, zgasiły miłość do niego. Witaj, Jutrzenko, cieszę się, że mogę cię gościć pod swym dachem, tym bardziej że wiem, ile wycierpiałaś. To piękne i szlachetne ze strony kobiety ryzykować życie dla ukochanego mężczyzny. Podobała mi się twoja historia. Dlatego też postanowiłam pomóc Abu-al-Khayrowi w realizacji jego planu.

– Wybacz, że nalegam, lecz opowiedz mi dokładnie, co się stało. Amina ukazała w miłym uśmiechu małe, białe zęby. Wzięła leżący obok niej wachlarz z malowanych i pozłacanych cienkich liści palmowych i poruszała nim delikatnie trzymając w cienkich, pomalowanych henną palcach.

– W tej chwili pan Mansour-ben-Zegris próbuje odebrać tron Grenady Muhammadowi! – powiedziała.

– Dlaczego?

– Żeby mnie pomścić. Myśli, że jestem umierająca. Nie, nie patrz tak na mnie! Czuję się dobrze, lecz medyk Abu rozpuścił plotkę, że wielki wezyr, który oszalał na wieść o śmierci Zobeidy, kazał mnie otruć, abym towarzyszyła mojej nieprzyjaciółce w drodze do świata zmarłych i abym nie mogła się cieszyć ze śmierci księżniczki.

– I Mansour-ben-Zegris uwierzył w to?

– Tego ranka przybiegł tu jak oszalały. Zastał moje niewolnice rozdzierające szaty i służbę rwącą włosy z rozpaczy... oraz mnie leżącą nieruchomo na łóżku... Mansour widział mnie tylko z daleka i postanowił zaatakować Alhambrę. Abu zasugerował, że najlepszym momentem na atak będzie chwila egzekucji, ponieważ kalif, dwór i duża część wojska będą przebywać poza fortecą. Wszystko tak zostało pomyślane, że kiedy bębny w królewskim meczecie zagrzmią na alarm, Abu ziewaniem da umówiony znak twoim przyjaciołom. Dalszy ciąg wypadków poznałaś sama...

Katarzyna wreszcie zrozumiała: Abu wzniecił rewoltę, podburzając Mansoura, aby w ogólnym zamieszaniu umożliwić ucieczkę skazańcowi.

Bogu niech będą dzięki, że pozwolił memu mężowi znieść tyle cierpień. Odwróciła się na dźwięk cienkiego głosu małego medyka, który spuszczając rękawy nad świeżo umytymi rękami, sadowił się na poduszkach.

– Nie był aż tak osłabiony, jak się wydawało, gdyż trzeba było zmylić przeciwnika – powiedział zdejmując z tacy ciastko ociekające miodem i pochłaniając je bez upuszczenia choć jednej kropli.

– Co masz na myśli, przyjacielu?

– Że jeśli nawet dużo nie jadł w lochu, to dzięki Jossemu, który trzymał straż w Ghafar, mógł pić do woli, no i mógł spać. A jak smakowała ci ostatnio różana konfitura?

– Była pyszna! Lecz wracając do Arnolda, myślałam, że strażnicy mieli za wszelką cenę nie pozwolić więźniowi zasnąć i że wielki kadi posłał specjalnie w tym celu swoich ludzi.

Mały medyk roześmiał się.

– Kiedy ktoś śpi tak głęboko, że nic nie jest w stanie go obudzić, najlepiej udawać, że się o tym nie wie, jeśli otrzymało się zadanie, aby temu za wszelką cenę przeszkodzić. Ludzie kadiego boją się o swoją skórę jak każdy zwykły śmiertelnik. Twój mąż mógł więc spać przez trzy kolejne noce.

– Ale nie dzięki konfiturom?

– Nie, dzięki wodzie przynoszonej mu przez Jossego w małej manierce schowanej pod turbanem.

– A co dzieje się z nim teraz?

– Śpi głęboko, pilnowany przez Waltera. Zaaplikowałem mu kozie mleko z miodem i trochę narkotyku.

– A jego ręce?

– Nie umiera się od przebitych rąk, jeśli krew zatrzymana zostanie w porę, a rany będą odpowiednio opatrzone. Ty również powinnaś pomyśleć o odpoczynku. Pod tym dachem, niezależnie od wyniku walki, jesteście bezpieczni.

– A kto zwycięży?

– Tego nikt nie wie. Zamach Mansoura został zbyt pośpiesznie przygotowany. Oczywiście, działając z zaskoczenia, miał przewagę, a jego ludzie pustyni to dzielni wojownicy. Jednak jest ich zbyt mało, a kalif ma dużo żołnierzy. Choć prawdą jest, że co najmniej połowa miasta stoi po stronie Mansoura.

– Wznieciłeś rewoltę, żeby nas uratować. Poświęciłeś tyle ludzkich istnień?

Amina położyła delikatnie swą dłoń na ręce Katarzyny.

– Ci dwaj mężczyźni są w stanie wiecznej wojny. Wystarczy mała iskra i znów skaczą sobie do oczu.

– Lecz jeśli Mansour zostanie pokonany? Co się z nim stanie? – spytała Katarzyna, którą zaczął interesować ten człowiek, z pewnością okrutny i krwawy – sama widziała jak ściął głowę wielkiemu wezyrowi. Jemu to jednak zawdzięczała życie męża i swoje własne. Czuła, że jest współwinna spisku, którego ten człowiek padł ofiarą.

Wzruszywszy ramionami, Abu sięgnął po kolejne ciastko.

– Uspokój się! On nie da się tak łatwo pokonać. A zawsze będzie mógł uciec do Fezu, gdzie ma piękny zamek i dużo ziemi. Po czym... wróci tu po paru miesiącach z nowymi siłami... i wszystko rozpocznie się na nowo. Jednak tym razem musi naprawdę strzec się Banu Saradja: ten człowiek prawie oszalał, dowiadując się o śmierci Zobeidy.

– Ależ wielki wezyr zginął!... – powiedziała Katarzyna. – Widziałam, jak czarny rycerz z wielkim rubinem w turbanie ściął mu głowę i przytroczył ją sobie do siodła.

Katarzyna ku swojemu zdziwieniu zobaczyła, że twarz Abu pokraśniała z zadowolenia.

– Uczony powiada, że nie należy błogosławić śmierci nieprzyjaciela... lecz muszę się przyznać do jednego: nie będę opłakiwać śmierci wezyra.

– Szkoda tylko – wtrąciła gwałtownie sułtanka – że Mansour nie wybił całej jego rodziny! Ci straszni ludzie mnożą się jak króliki!

W chwili gdy Amina wypowiadała te słowa, rozległo się gwałtowne walenie do bramy. Dały się też słyszeć krzyki i nawoływania. Niewolnicy rzucili się do bramy, która bezszelestnie obróciła się na potężnych zawiasach. Otwierający ją ludzie ledwo uskoczyli na bok, kiedy wpadła kawalkada czarnych rycerzy. Na czele pędził rycerz z rubinem w turbanie i zwisającą u siodła głową wielkiego wezyra. Amina nie okazując zdziwienia wstała i przysłoniła szczelniej twarz pozłacanym kwefem. Na jej widok czarny rycerz stanął w miejscu jak wryty. Miał piękne, lecz okrutne usta podkreślone cienkimi wąsami, dzikie oczy i chudą twarz.

Mansour-ben-Zegris zeskoczył z konia i jak lunatyk zbliżył się do Aminy.

– Ty żyjesz? – wybełkotał. – Jakim cudem?

– Dzięki medykowi Abu – odpowiedziała spokojnie. – To wielki człowiek. Podał mi narkotyk, który zwalczył truciznę.

– Allach jest wielki! – westchnął Mansour z ekstazą. Katarzyna zdusiła uśmiech. Ten wojownik o fanatycznej twarzy wydał się jej nieco naiwny. Można mu było wmówić największe kłamstwo.