Ostatnie jego słowa zagłuszyła owacja, odbijając się echem od nowych stropów zamku i łącząc się z okrzykami radości wieśniaków na dziedzińcu. Katarzyna, blada ze wzruszenia, chciała wstać, by podziękować za przemówienie, lecz okazało się to ponad jej siły i musiała oprzeć się na ramieniu Arnolda, żeby nie upaść.

Późno w nocy, kiedy bal się skończył, Katarzyna i Arnold udali się na spoczynek do swojego pokoju, który urządzono w południowej wieży zamku. We wszystkich zakątkach zamku spała pokotem służba, tam gdzie kogo sen zaskoczył. Królowa, a po niej konetabl, dawno udali się do swoich apartamentów, lecz na dziedzińcu tańce jeszcze się nie skończyły wokół przygasających ognisk.

Katarzyna była zmęczona, ale nie senna. Rozpierające ją szczęście nie pozwoliłoby jej zmrużyć oczu. Siedząc na łożu z niebieskimi zasłonami, patrzyła, jak Arnold bez pardonu wyrzuca za drzwi jej służące.

– Dlaczego je odesłałeś? – spytała. – Sama nigdy nie uporam się z tym strojem!

– Przecież ja tu jestem! – odparł z kpiącym uśmiechem. – Zaraz zobaczysz, jaka ze mnie dobra pokojówka!

I zrzuciwszy swój żupan, jął odpinać szpilki przytrzymujące długi czepek Katarzyny. Robił to tak zgrabnie, że Katarzyna nie mogła powstrzymać uśmiechu.

– Rzeczywiście – powiedziała. – Jesteś co najmniej tak sprawny jak Sara!

– Poczekaj, moja droga, to jeszcze nic! Wstań!

Katarzyna usłuchała, gotowa pokazać mu, które agrafki i wstążki należy odpiąć w pierwszej kolejności, lecz zanim zdążyła otworzyć usta, Arnold chwyciwszy suknię za dekolt, zerwał ją z niej jednym zdecydowanym ruchem. Niebieska satyna rozdarła się z góry na dół. Natychmiast ten sam los spotkał batystową koszulkę i Katarzyna stanęła przed Arnoldem, jak ją Pan Bóg stworzył, mając jako jedyną osłonę jedwabne, niebieskie pończochy.

– Arnoldzie! Ty chyba oszalałeś! Taka piękna sukienka!

– Właśnie! Nie powinnaś dwa razy zakładać sukni, w której odniosłaś taki sukces! A poza tym – dodał całując ją – jest taka niepraktyczna do zdejmowania!

Usta Arnolda były gorące i pachniały winem. Całował ją powoli, starając się obudzić jej pożądanie, które czyniło z niej prawdziwą rozpustnicę nie znającą wstydu i zahamowań. Jedną ręką przyciskał ją do siebie, a drugą pieścił jej plecy, piersi i brzuch. Pod jego dotykiem Katarzyna zaczęła wibrować jak harfa na wietrze.

– Arnoldzie... – jęknęła przy jego ustach – proszę...

Arnold, ująwszy jej głowę w dłonie, odchylił ją do tyłu, by zobaczyć twarz żony w pełnym świetle.

– O co mnie prosisz, kochanie? Żebym cię kochał? Ależ ja właśnie mam zamiar to zrobić! Będę cię kochać aż do utraty tchu, aż zaczniesz błagać o łaskę. Tak bardzo cię pragnę! – Równocześnie pochylił się jeszcze bardziej i oboje upadli na niedźwiedzią skórę, rozciągniętą przy kominku. – Teraz jesteś moim więźniem i nie wyrwiesz mi się – powiedział obejmując ją mocno.

Ona także otoczyła męża ramionami, szukając gorączkowo jego ust.

– Nie mam ochoty ci się wyrywać, moje kochanie. Kochaj mnie, kochaj, aż zapomnę, że nie jestem tobą, aż będziemy tworzyć jedno ciało!

I przylgnęła do niego mocniej, by czuł każdą cząstkę jej ciała, po czym długo jeszcze słychać było w pokoju błogie jęki zakochanej kobiety.

Kiedy burza zmysłów minęła, Katarzyna patrząc na drzemiącego męża spytała nagle: – Co ci powiedział La Hire podczas balu? Czy to prawda, że na wiosnę musisz wyruszyć do boju?

Arnold odemknął jedno oko i naciągnąwszy niedźwiedzią skórę na siebie i nieco drżącą małżonkę, odpowiedział: – Anglicy zajmują jeszcze kilka pozycji. Dopóki ich nie przegnamy... Katarzyna nastraszyła się co niemiara, myśląc, że wszystko zacznie się od nowa.

– Nie chcę, żebyś wyjeżdżał, nie chcę, żebyś znowu mnie opuścił!

Odzyskałam cię i nie zamierzam cię utracić!

Zacisnęła wokół niego ramiona jak dziecko, bojąc się, że nagle mógłby się ulotnić. Arnold czule pogładził ją po policzku i delikatnie pocałował. Jego białe zęby błysnęły w uśmiechu.

– Czy sądzisz, że pilno mi cię opuścić, że mam ochotę spędzać samotnie noce bez ciebie? Jestem żołnierzem i to jest mój zawód. Jeśli wyjadę, ty wyjedziesz wraz ze mną. Kampanie nie trwają dłużej niż pół roku, a wszędzie, gdzie toczą się bitwy, są jakieś zamki na tyłach. Będziesz na mnie czekać i już nigdy się nie rozstaniemy. Koniec ze łzami, koniec ze strachem i z cierpieniami. Teraz nastał dla nas czas kochania. Nie stracimy więc z niego ani jednej chwili...