Katarzyna spojrzała na króla, który klęczał nadal na posadzce trzymając psa w ramionach i ukrywszy nos w sierści na szyi zwierzęcia łkał rozdzierająco jak małe dziecko. Chciała go pocieszyć, pomóc mu, lecz nie ośmieliła się nawet położyć ręki na jego ramionach.


Jakub po powrocie jednym spojrzeniem ogarnął scenę, ujrzał zgiętego nad zdechłym psem króla i milczącą Katarzynę przy kominku. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, zauważyła, że jej przyjaciel pobladł gwałtownie. Było oczywiste, że Jakub w tej sekundzie wyobraził sobie, co mogło się zdarzyć.

– A więc, miałaś, pani, rację – wybełkotał.

– Czy schwytaliście tego człowieka? Jakub pokręcił głową z gniewem.

– Chyba rozpłynął się w powietrzu jak zjawa, bo nikt nie widział, żeby wrócił do kuchni.

– Może wymknął się drzwiami od podworca. Czy ludzie wiedzieli, kim jest?

– Nie. Kuchmistrz powiedział mi, że był tu dopiero od trzech dni, zastępował pewnego kuchcika, niejakiego Verjusa, który zranił się zarzynając gąskę...

– A ten cały Verjus jest oczywiście kuzynem Jacquota de la Mera, oberżysty, oczajduszy i donosiciela!

– Myślę, że... tak!

– A więc, przyjacielu, sądzę, że wiesz, co masz czynić? Masz przeszukać oberżę tego zatwardziałego zbira żyjącego na bakier z prawem od lat!

– Ale który oddaje mu często cenne przysługi... Nie, Katarzyno, posłałem tam już mojego sierżanta i dziesięciu łuczników wraz z jednym z kuchcików, żeby przeszukali dom i przyprowadzili do mnie podejrzanych. Lecz wątpię, by coś znaleźli...

– Ja także... Jacquot jest za sprytny. Kuzyn musiał celowo się poranić, a skoro nie można obarczyć go odpowiedzialnością za swego zastępcę, ci bandyci będą utrzymywać z całą siłą, że jest niewinny. Co do przeszukiwania oberży Jacquota, to tylko można tam zastać pijaków, graczy i sprzedajne dziewki, ci zaś, których ukrywa, nigdy nie nawiedzają sali kabaretu!

Katarzyna nie dokończyła swej myśli, gdyż zbyt była przybita. Wydawało się jej, że cała energia de Roussaya zniknęła za sprawą bezczynnego trybu życia. Tamten dawny Jakub, którego znała kiedyś, sam pognałby przewrócić tawernę do góry nogami, wróciłby stamtąd z dwoma czy trzema podejrzanymi, należycie spętanymi, których rzuciłby bez pardonu w objęcia kata, aby wyciągnąć z nich zeznania. Wydawało się, że obecnie jego dewizą stało się: „Zwłaszcza żadnych afer!...” A jednak gdyby coś się przytrafiło cennemu więźniowi, de Roussay bez wątpienia zapłaciłby głową. Lecz może on wcale nie miał ochoty żyć, skoro tak bardzo się nudził?...

Nie chcąc dłużej drążyć tej kwestii, uklękła przy René, który tkwił w bezruchu nad swym nieżyjącym psem. Gdyby nie szloch, można by sądzić, że jego życie także się zatrzymało.

– Sire... przestań płakać. Czynisz sobie krzywdę.

Uniósł zalaną łzami twarz i spojrzał pełnym boleści wzrokiem, wypełniając serce Katarzyny współczuciem.

– Pani, nie wiesz, ile dla mnie znaczył. To był mój przyjaciel, mój wierny towarzysz... To ja go wychowałem. Nie opuszczał mnie nigdy, a kiedy zostałem wzięty do niewoli w bitwie pod Bulgnéville, pozwolono mi go zachować, ponieważ... ponieważ... och! myślę, że pomagał mi żyć. Co się teraz ze mną stanie, kiedy go straciłem?

– Już wkrótce będziesz wolny, panie! Wiem, że we Francji wszyscy czynią wysiłki, by doprowadzić do twego uwolnienia.

– O tym właśnie pisze moja matka; starają się zebrać jak najwięcej złota i zmusić Filipa, żeby obniżył wysokość okupu... pisze też, że za żadną cenę, nawet za cenę życia, nie powinienem oddać mego księstwa Bar.

– A czy miałeś, panie, taki zamiar?

– Nie... nie, skądże znowu! Jednak przysięgam, że w tej chwili oddałbym wszystkie księstwa świata, by wskrzesić mego biednego Ravauda...

– Sire – przerwał Jakub – teraz muszę go zabrać, żeby go pogrzebać. René jednak, zamiast posłuchać kapitana, jeszcze mocniej objął swego psa.

– Nie, nie zabieraj mi go jeszcze! – prosił, a łzy na nowo trysnęły z jego oczu. Zostaw mi go jeszcze choć trochę...

– Im dłużej będzie trwało pożegnanie, tym więcej będziesz cierpiał, panie...

Przybita Katarzyna, czując się winna śmierci psa, gdyby bowiem nie cisnęła pucharem wina o posadzkę, Ravaud nie napiłby się go, zerwawszy z głowy kapelusz i kolczugę, uwolniła włosy z uwięzi, a ich ciężka masa opadła na ramiona złotym deszczem, przywracając jej kobiecy urok.

– Wasza Wysokość – wyszeptała – to prawda, że straciłeś przyjaciela, lecz zyskałeś nie tylko wierną poddaną, lecz i wierną przyjaciółkę... która wiele by dała, by złagodzić twój ból!

Król podniósł wzrok i jego oczy zogromniały na widok nadspodziewanej urody gościa promieniującej w celi, jakby nagle runęły mury więzienia wpuszczając jasne słońce do ponurego wnętrza.

– Jakaś ty piękna!... – wyszeptał żarliwie, na co Jakub z najwyższym niezadowoleniem zmarszczył brwi, lecz nie śmiał się odezwać.

Król delikatnie złożył na posadzce sztywne ciało psa, ujął dłonie Katarzyny, by pomóc jej wstać, i nie wypuścił ich, kiedy już podniosła się z kolan. Przeciwnie, ścisnął je mocniej i przez długą chwilę kontemplował zjawisko z rosnącym zachwytem. Chybotliwe światło świec ożywiło złote runo, które przez wiele lat pobudzało zmysły i pamięć wielkiego księcia Burgundii i doprowadziło do utworzenia słynnego zakonu rycerskiego.

Korzystając z królewskiej ekstazy, Katarzyna spojrzała wymownie na Jakuba, potem na psa. Kapitan, pojąwszy w lot, o co jej chodzi, wziął psa na ręce i z nasrożoną miną wyszedł z komnaty, rzucając w drzwiach podejrzliwe spojrzenie na parę. Obawiał się, że gdy ekstaza minie, król niechybnie rzuci się na Katarzynę...

W istocie, i ona obawiała się tego samego... René stał jak zamurowany, lecz jego wzrok przybrał taki wyraz, jaki widziała u niejednego mężczyzny. Wypuścił jej dłonie i zanurzył palce w żywy jedwab włosów z chciwością skąpca, który odnalazł zrabowany skarb. Lecz kiedy jego ręce opadły na jej ramiona i uwięziły je w żelaznym uścisku, Katarzyna zaczęła się wyrywać.

– Sire... Powiedziałam: przyjaciółką... Król uśmiechnął się zawiedziony.

– Przyjaciółki bywają różne! Czy nie zechciałabyś być moją małą, słodką przyjaciółką? Jesteś taka piękna, a moje serce jest takie osamotnione, takie spragnione!

– Czyż twoje serce może być osamotnione, skoro tyle miłości czuwa nad tobą z oddali; masz żonę, o której się powiada, że jest piękna i dobra, miłościwą matkę, masz siostrę, królową Francji, która jest ci wielce oddana, i te wszystkie kobiety i dziewczęta w twoich włościach, których twarzy nawet nie znasz, a które codziennie proszą Boga, żeby cię zwrócił ich uczuciu. Wszyscy wiedzą, że jesteś dobry, litościwy, rycerski i mało jest ludzi na świecie tak kochanych jak ty. Czyż więc twoje serce może czuć się osamotnione?

– Powiedzmy raczej, że jest puste i chciałoby wypełnić się tobą. A moje ciało zżera głód. Czy dasz mi w jałmużnie odrobinę twej miłości? Kiedy jest się tak piękną, można pozwolić sobie na wielkoduszność...

Zbliżał się zmuszając ją do cofania się pod mur, skąd nie było już ucieczki przed jego chciwymi rękami.

– Gdybym nie była mężatką, sire, sądzę... że okazałabym wielkoduszność, lecz mam dzieci i męża, którego kocham!

– Lecz czy nigdy go nie zdradziłaś? Przecież twoja uroda musiała niejednemu zawrócić w głowie!

Król przycisnął ją do siebie, opierając dłonie na murze. Czuła jego twarde muskuły, a na policzku gorący oddech i usta gorączkowo szukające jej ust.

– Sire! Błagam!... Kapitan zaraz powróci...

– Nie szkodzi! Pragnę cię! Jeden z nas będzie musiał zginąć, jeśli kapitan zechce cię ode mnie oderwać!

Katarzyna nie mogła mu się wyrwać ani krzyczeć, bo to sprowadziłoby straże. Z siłą niezwykłą jak na mężczyznę średniej budowy opasał ją ramieniem, by jeszcze mocniej doń przywrzeć, i wpił się w jej usta zachłannie, jakby wracał z pustyni, a ona była konwią ożywczej, zimnej wody. I nagle, pod wpływem dotyku jego męskich ust, poczuła, że jej opór słabnie. Jej ciało, pozbawione od dawna miłości, uczyniło jej znowu psikusa, podobnego jak ongiś w ramionach Piotra de Bréze, potem w ogrodach Grenady czy w domu Jakuba Serce. Przypomniała sobie, jaki skutek wywołuje w jej ciele gorący pocałunek i kiedy jedna dłoń króla uwięziła jedną z jej piersi, zadrżała od stóp do głów. Nie miała ochoty dłużej go odpychać, lecz całą siłą swej młodości zapragnęła być kochaną.

Kiedy ręka króla ześlizgnęła się do brzucha kobiety, król wydał okrzyk złości.

– Do diabła z tym idiotycznym przebraniem! Zdejmuj to!

Za sprawą brutalnego rozkazu oczarowanie prysło w jednej chwili jak bańka mydlana, sprowadzając Katarzynę na ziemię. Król rozluźnił uścisk. Korzystając z okazji, wyśliznęła mu się zwinnie i stanęła przy kominku, oddychając ciężko, by uspokoić gwałtowne bicie serca.

– To niemożliwe, sire! Pan de Roussay zaraz wróci; co powie, jak zastanie mnie nagą?

Jakby na potwierdzenie jej słów zachrobotały zamki u drzwi, które otwarły się z łoskotem i do środka wpadł Jakub de Roussay. Jeden rzut oka na zmieszaną i ciężko dyszącą Katarzynę oraz na czerwonego króla wystarczył mu w zupełności. – Ach! – powiedział.

Ta jedna sylaba zdradzająca jego skryte pożądanie wzbudziła gniew króla. – Wyjdź! – krzyknął... – Wyjdź stąd! Chcę zostać sam z tą kobietą!

– Wasza Wysokość jest w błędzie! Nie widzę tu żadnej kobiety, a jedynie mego kuzyna, Alaina de Mailleta! – odparł Jakub zimno. – Chodź ze mną kuzynie; już czas, by król udał się na spoczynek!

Zwinnie jak kot René rzucił się na kapitana i wyrwawszy mu zatknięty u pasa sztylet przyparł go do okna.

– Powiedziałem: wyjść! – ryknął. – Sam! Jeśli natychmiast nie wyjdziesz, zabiję się! – oznajmił z determinacją.

W obawie, iż naprawdę targnie się na swe życie, Katarzyna rozkazała; – Zrób, co ci każe, Jakubie! Zostaw nas samych!

– Oszalałaś, Katarzyno? Chcesz przez to powiedzieć, że ustąpisz?...

– Co zrobię, to tylko moja sprawa, przyjacielu. Zostaw nas na chwilę, lecz nie odchodź daleko. Zresztą strażnicy zdziwiliby się.

Jakub zesztywniał z oburzenia, lecz czując się pokonany posłusznie wyszedł z komnaty. Kiedy drzwi się zamknęły, Katarzyna podeszła do króla i spokojnie odebrała mu broń, nie napotykając najmniejszego oporu. Położyła ją na stole, po czym odwróciwszy się w stronę króla, utkwiła weń spojrzenie swych fiołkowych oczu i zaczęła odpinać żupan, zdjęła go i rzuciła na taboret. Lecz zanim rozchyliła szeroką, białą koszulę zatkniętą w zielonych getrach, skierowała do René uśmiech wyzwania i pogardy.

– Czy mam kontynuować, sire?... – spytała zimno. – Rozkazałeś, jak mi się zdaje, bym się rozebrała... zupełnie jakbym była swawolną dziewką, którą ci przyprowadzono dla uciechy, a nie posłanniczką twej matki!

René patrząc na nią przekrwionymi oczami, wytarł drżącą ręką spocone czoło, po czym odwrócił się z takim wysiłkiem, jakby ten prosty ruch był ponad jego siły.

– Przebacz mi, pani... Zapomniałem, kim jesteś... To była chwila szaleństwa... Lecz dlaczego jesteś żywą pokusą? Dlaczego moja matka nie przysłała tu najszpetniejszej ze swych dwórek, lecz samą Wenus? Zna mnie przecież! Wie, że nie potrafię się oprzeć ładnej twarzy, zgrabnemu ciału... i że więzienie tylko wzmocniło moje pożądanie!

– Wysłała mnie, bo ma do mnie zaufanie, bo...

Nagle pewna myśl przyszła jej do głowy. Czy wysyłając ją do syna, królowa Yolanda po cichu nie liczyła, że dostarczy więźniowi chwilowego zapomnienia?

Na palcach podeszła do króla. Po policzkach spływały mu łzy. Położyła na jego ramieniu swą delikatną dłoń, na której jak oko czarownicy lśnił szmaragd.

– To ja powinnam prosić cię o przebaczenie, sire! Pańska matka wiedziała doskonale, co czyni. Jeśli taka jest twoja wola, nie będę się opierać...

Poczuła, że król zadrżał. W jednej chwili chwycił ją za ramiona i przyglądał się długo szczupłej sylwetce, krągłym biodrom uwydatnionym przez obcisłe getry, długim i smukłym nogom oraz aureoli złocistych włosów spływających na biel koszuli.

– Jesteś równie dobra co piękna, moja droga... lecz w moich oczach zdobyłaś teraz cenę zbyt wysoką, bym mógł skorzystać z twego przyzwolenia. Nie, nie zaprzeczam, że pewnego dnia poproszę cię o miłość... Od tej pory będę żył oczekiwaniem na tę chwilę, kiedy zgodzisz się do mnie przyjść, lecz z własnej woli, a nie powodowana odruchem litości. Być może troszkę mnie pokochasz...

Delikatnie pocałował ją w czoło, sięgnął po zdjęty żupan i podał go jej, sam zaś oparłszy się o komin, obserwował, jak spina włosy i chowa je pod kapeluszem. Następnie podał jej płaszcz, lecz przed zarzuceniem go na ramiona Katarzyny ujął jej dłoń i złożył pocałunek w jej wnętrzu.