„Niech nic nie pozostanie z mojego szaleństwa! Ani jednej boazerii, ani jednego dywanu, ani jednego mebla skalanego dotykiem niegodnej ręki! Gdy już zostaną tylko gołe mury, zabierzemy się do odbudowy! Gdyż dla mojej żony i moich dzieci, dla życia, które od tej pory wieść będziem, chcę wszystko stworzyć od nowa! Dopiero wtedy możemy zacząć żyć od nowa!”

Teraz, w obliczu pożaru, czuł się wyzwolony, czuł ogarniającą go radość, która dziwiła jego samego. Czy więc tak prosto można było wymazać przeszłość?

Przytulona do mężowskiego ramienia Katarzyna patrzyła również, lecz mimo zalewającego ją szczęścia czuła ukłucie serca, widząc, jak znikają z dymem sprzęty, które sama kiedyś wybierała z taką miłością.

Silniej przytuliła się do Arnolda, który zgadując jej żal, przycisnął ją mocniej do serca i złożył pocałunek na jej czole.

– Tak trzeba było, moje kochanie! Oddam ci wszystko, co dzisiaj strawi ogień... Oddam ci tyle miłości, że pewnego dnia pomyślisz, kiedy już będziemy starzy oboje, że nasza długa historia, nasza okrutna historia... nie była niczym innym jak tylko... baśnią, która zdarzyła się komuś innemu, legendą zrodzoną w wyobraźni prababki.

Katarzyna wspięła się na palce i cmoknęła Arnolda w policzek ze szramą.

– Dlaczego mówisz „nasza okrutna historia"? Ja uważam, że była piękna! A poza tym dlaczego mówisz o niej w przeszłości? Czy jesteśmy starzy? Czy jesteś taki pewny, że jest skończona?...

– Mam taką nadzieję! – odparł Arnold ze śmiechem. – Musi tak być, pomimo twego zamiłowania do wędrówek. Musi tak być, gdyż ludzie szczęśliwi nie mają historii, a teraz pragnę być szczęśliwy z tobą i naszymi dziećmi. Teraz pragnę jedynie szczęścia!

Odwróciwszy się od płomieni pociągnął Katarzynę za sobą. Stojący za nimi ludzie Montsalvy pozdrowili ich radosnymi okrzykami, podczas gdy porywy jesiennego wiatru przyniosły znad wyżyny pierwsze złociste i purpurowe liście, zwiastuny rychłej zimy, którą pan i pani de Montsalvy mieli spędzić w domu gościnnym klasztoru, przygotowując plany nowego domu.

Na wiosnę, kiedy ziemia zrodzi swoje dary, a natura obudzi miłość, wszystko zakwitnie na nowo...


Saint-Mandé, 3 września 1978 r.