Ni stąd, ni zowąd poczuła zapach jego płynu po goleniu, a zaraz potem dostrzegła, że Ian stoi obok. Z tego co wiedziała Ian dopiero teraz zauważył, że ona mieszka w suterenie i po raz pierwszy tu przyszedł. Emily podniosła wzrok znad zawalonego książkami stolika, przy którym siedziała, Ian był wściekły, lecz starał się panować nad sobą.
– Emily, sądzę, że musimy porozmawiać. – Rozejrzał się wokół niepewnie. – Chodźmy na górę; tam będzie nam wygodniej.
Czegoś jednak nauczyła się od Mendenaresa. Pamiętała, że nie wolno jej dopuścić do tego, by mąż zdobył nad nią przewagę, bo wtedy ona sama da się ponieść emocjom.
– Mnie jest tu wygodnie – powiedziała. – A na wypadek, gdybyś tego jeszcze nie zauważył, wiedz, że tu właśnie mieszkam.
– Nie jestem ślepy, Emily. Skoro koniecznie chcesz postępować jak idiotka i mieszkać w piwnicy, to wolna wola. Podobnie głupio zachowałaś się wtedy, gdy zrzekłaś się praw do zarządzania firmą. A to jest wspaniały dom i bardzo wygodny. Ale jeśli chcesz żyć jak kret, to proszę bardzo.
– Taki dokładnie mam zamiar. A o czym będziemy rozmawiać? Jeśli chcesz naprawdę ze mną pomówić, to zacznijmy od tamtego incydentu w restauracji, kiedy wyszedłeś zostawiając mnie samą, a potem podyskutujemy na temat prowadzenia klinik. Moim zdaniem, nie jesteśmy prawdziwym małżeństwem. Gdybyśmy nim byli, nie odszedłbyś wtedy od stolika i nie pojechał sam na Kajmany. Rzadko kiedy byłeś aż tak okrutny, a zdarzało ci się to dosyć często. Powstałaby długa lista, gdybym ją sporządziła. Faktem jest, że pozwalam ci tak mnie traktować, więc ja również jestem winna. Zresztą wiesz o tym. Zasypujesz mnie prezentami po to, żebyś miał uczucie, iż jesteś w porządku wobec mnie. Kiedy pisałam tę idiotyczną listę, myślałam że to zabawa, potraktowałam to jako żart. Ianie, nie zależy mi na posiadaniu przedmiotów. Ja chcę mieć męża i rodzinę. Tego właśnie oczekiwałam wychodząc za ciebie i ty twierdziłeś, że także tego chcesz. Zdaję sobie sprawę, że jako lekarz musisz być w pracy w świątek i piątek, ale gdybym była kimś ważnym w twoim życiu, znalazłbyś czas, żeby chociaż zadzwonić do mnie raz na dzień, zjeść ze mną kolację, czy przynieść kwiatek od czasu do czasu, postarałbyś się dać mi odczuć, że ci na mnie zależy. A ty niczego takiego nie robisz.
– Czy chcesz mi wmówić, że kupiłem ten dom po to, żeby sobie poprawić samopoczucie?
Emily wpatrywała się w męża zadowolona, że serce bije jej normalnym rytmem, a Ianowi drży powieka, co znaczyło, że jest wytrącony z równowagi.
– A pewnie! Wybrałeś dla siebie największy, najlepszy pokój. Nie życzysz sobie, żebym mieszkała w nim z tobą, ale byłeś na tyle wspaniałomyślny, by ulokować mnie w innym po drugiej stronie korytarza. Kiedy ostatnio spaliśmy ze sobą, Ianie, kiedy się kochaliśmy? Ja pamiętam dokładnie ten dzień, nawet godzinę mogę ci podać i powiedzieć, co robiliśmy przedtem i potem. Kobiety nie zapominają takich rzeczy. Żółty pokój mi się nie podoba i wstręt mnie ogarnia na samą myśl, że mogłeś sądzić, iż będzie inaczej. Jeśli pominiemy na chwilę fakt, że dom ten był niespodzianką, to czym jeszcze miał być, Ianie? Wolałabym, żeby to nie była niespodzianka; chciałabym móc samodzielnie urządzić całe wnętrze. Skąd niby wiesz, że nie potrafiłabym sobie z tym poradzić? Szczerze mówiąc, ty mnie w ogóle nie znasz i to jest cholernie smutne. Złamałeś mi serce, Ianie. Naprawdę. I nie potrafię ci tego wybaczyć. I wciąż jestem na ciebie wściekła za to, co zrobiłeś z klinikami.
– Te kliniki przyniosły sto czterdzieści tysięcy dolarów zysku netto i to tylko w zeszłym miesiącu – odparł Ian zimnym głosem.
– Ile dzieci zabiłeś za te pieniądze, Ianie? Iłu facetów spuściło się do butelek, które ustawiłeś potem w lodówce? No, podaj mi konkretne liczby.
– Nie odgrywaj przede mną szlachetnej, Emily. Kobiety mają prawo decydować za siebie. Zawsze tak uważałem. Chryste Panie, przecież ty nawet nie chodzisz do kościoła, więc nie praw mi kazań. Poza tym sama twierdzisz, że kobieta może samodzielnie dokonać wyboru.
– Gdybyś rzeczywiście w to wierzył, wyczułabym to i pogodziła się z faktami, ale tobie nie chodzi o wolność wyboru. Znam cię lepiej niż ty sam. Prowadzisz kliniki aborcyjne wyłącznie dla pieniędzy i nie przekonasz mnie, że jest inaczej. Najpierw zabijasz dzieci dla zarobku, a potem kupujesz mi prezenty, żeby przytłumić głos sumienia.
– To nieprawda – wrzasnął Ian.
Ale to była prawda; Emily poznała to po wyrazie jego twarzy, wyczytała w oczach. Nie czuła w tej chwili żadnej satysfakcji, a jedynie głęboki smutek. Nagle zapragnęła mu ulżyć, scałować to spojrzenie. Wciąż jeszcze pozostawała pod jego wpływem.
– Zabierz sobie te wszystkie kosztowne prezenty i przynieś mi z ogrodu tulipana albo mlecz, czy chociażby zwykły chwast. Nieważne co, jeśli dasz mi to ze szczerego serca. Wiesz, że mlecz jest zielem?
– Nie zamierzam odbierać ci prezentów. Obiecałem, że je dostaniesz, a świadomie nigdy nie łamię raz danych obietnic. A co do tulipanów, to są zbyt ładne, żeby je zrywać i sądzę, że sama o tym wiesz. Mleczów natomiast nie dostrzegłem w ogóle na naszym trawniku, kiedy wracałem do domu. A jeśli chodzi o chwasty, to po cóż, u diabła, miałbym ci je dawać? Odpowiadając na ostatnie twoje pytanie muszę stwierdzić, że nie wiedziałem, iż mlecze należą do ziół. Prawdopodobnie nie było mnie na lekcji, kiedy o nich mówiono.
– O czym chciałeś ze mną porozmawiać? – spytała Emily postukując ołówkiem w stolik.
– O nas – odparł, po czym podszedł do niej i wziął jej rękę w swoje dłonie. – Chciałbym, żebyś wprowadziła się do mojego pokoju. Kupię wielkie podwójne łóżko, bo obydwoje wiercimy się w czasie snu. Musimy zacząć starać się o dziecko. Jeśli złamałem ci serce, to bardzo cię przepraszam. Nie miałem takiego zamiaru. Ale jestem lekarzem, więc może mógłbym jakoś temu zaradzić, nie sądzisz? Dasz mi szansę? Czy wciąż jeszcze mnie kochasz?
Emily miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Pierwszy raz zdarzyło się, że Ian ją za coś przeprosił. Może tym razem mówił szczerze. Emily chciała w to wierzyć, potrzebowała tej wiary.
– Chcę spróbować, Ianie. Kocham cię. Chyba zawsze będę cię kochała. A ty, kochasz mnie?
– Oczywiście. Jak możesz w to wątpić?
– Bo potrzebuję usłyszeć to od czasu do czasu, Ianie. A skoro mnie kochasz, to jak mogłeś tak po prostu odejść wtedy od stolika zostawiając mnie samą? I jak mogłeś wyjechać beze mnie?
– Sam tego nie rozumiem, Emily. Zachowałem się odruchowo, bezmyślnie i było mi bardzo smutno. Potem przez cały czas myślałem tylko o tobie i o tym, jak idą interesy. Nie mogłem się doczekać powrotu do domu, żeby cię przeprosić, ale kiedy przyjechałem, ty mnie odepchnęłaś. Nie wiedziałem, co mam zrobić, więc pozostałem bierny. Przyznaję, że postąpiłem źle. Co robiłaś, kiedy mnie nie było?
– Zalewałam się co wieczór w trupa.
– Naprawdę narozrabialiśmy, nie sądzisz? Emily pomyślała na moment o Mendenaresie.
– To ty narozrabiałeś, Ianie, nie ja.
– Przyznaję się do winy! – odparł Ian wesoło. – O Boże, cieszę się, że już to sobie wyjaśniliśmy. No, wstawaj, przeniesiemy twoje rzeczy na górę. Pomogę ci. A potem, o ile nie będziesz miała nic przeciw temu, weźmiemy razem długi, gorący prysznic i dołożymy wszelkich starań, żeby sprawić sobie dziecko.
Emily uśmiechnęła się. Mamy początek, pomyślała. W końcu zawsze trzeba od czegoś zacząć.
– Pozmywałeś naczynia? Znasz zasadę: kto gotuje, ten zmywa. Przypilnuję cię.
– Słusznie – odrzekł Ian i ruszył schodami do kuchni. Emily, poszła za nim i patrzyła jak wrzuca brudne naczynia, przyprawy i sztućce do kosza na śmieci.
– Zadanie wykonane! – oznajmił.
Emily nie potrafiła się powstrzymać od śmiechu.
Potem czterokrotnie schodzili do sutereny po rzeczy Emily, zanim wreszcie gotowi byli wejść pod prysznic. Kiedy Ian powiedział: – No to zabierzmy się do robienia tego dzieciaka; ma być podobny do ciebie albo do mnie, albo do nas obojga – Emily poczuła, że rana w jej sercu zaczyna się zabliźniać. Tak, gdy tylko przytuliła się do męża pod strumieniem płynącej z prysznica wody, zdecydowanie zaczęła zdrowieć.
7
W ciągu następnych kilku lat życie w domu przy Sleepy Hollow Road zaczęło toczyć się inaczej, choć codzienność Emily nie zmieniła się diametralnie. Dni miała wypełnione pracą, a wieczorami uczyła się i spędzała czas z Ianem w ramach wymyślonego przez niego „programu bycia razem”.
W przeddzień swych trzydziestych dziewiątych urodzin Emily uznała, że nie ma czegoś takiego jak niczym niezmącone szczęście w małżeństwie. Powiedziała sobie, że można czuć jedynie spełnienie, a nawet zadowolenie. I trzeba albo się z tą prawdą pogodzić, albo ją odrzucić, czyli mówiąc innymi słowy, można płynąć z prądem albo pod prąd. Takie właśnie określenie słyszała w telewizji i postanowiła, że woli popłynąć z prądem.
Po pewnym czasie pożegnała się także z nadzieją zajścia w ciążę. I nie mogła nawet obarczyć za to winą Iana. Starali się przecież bardzo usilnie, i na wesoło, i z zacięciem, i z domieszką zdenerwowania, ale nic z tego nie wyszło.
Tego ranka Emily wiedziała, że szykuje jej się zły dzień. Czuła to w kościach.
– O co chodzi, Emily?
– Kończę dzisiaj trzydzieści dziewięć lat. Powiedz, co zaplanowałeś na weekend, żeby uczcić to doniosłe wydarzenie w moim życiu?
– Pojedziemy do domku na plaży i wypłyniemy w morze. Kupiłem ci na urodziny łódź. Dopiero wczoraj dostarczono ją na miejsce.
Zanosiło się więc na całe dwa dni z Ianem, które w dodatku miały upłynąć na świętowaniu jej urodzin. Pomyślała, że może mimo wszystko ten dzień nie będzie taki zły.
– Właściwie powinniśmy byli zorganizować coś specjalnego w dniu twoich urodzin, Ianie. Dlaczego nie obchodziliśmy go uroczyście?
– Bo nie cierpię przypominać sobie, że się starzeję. Nie chcę nawet rozmawiać na ten temat. Boże, przecież w przyszłym roku skończę czterdziestkę. Połowę życia będę miał już za sobą. A jeśli chcesz znać moje zdanie, to wiedz, że nasze szanse dożycia osiemdziesięciu lat są bardzo niewielkie.
– Ja mam zamiar dożyć setki. No i co, doktorze Thorn?
– To musisz liczyć się z tym, że zostaniesz wdową. Ot co.
– Ianie, obiecaj mi, że nas nie dotknie ten kryzys, o którym piszą we wszystkich tych eleganckich czasopismach, ten, który przechodzą małżeństwa koło czterdziestki. Jeśli któreś z nas poczuje, że coś jest nie tak, porozmawiamy o tym, dobrze? Przysięgnij mi to. Mówię zupełnie serio, Ianie. Czytałam naprawdę okropne artykuły na ten temat. No jak, obiecujesz?
– Pewnie – odparł Ian zamykając walizkę. – Posłuchaj, Emily. Muszę ci coś wyznać. Nie jestem pewien, czy dam radę wypłynąć w morze na tej łodzi. Już na samą myśl żołądek podchodzi mi do gardła. Prawdę mówiąc wątpię czy kiedykolwiek się na to zdobędę.
Emily wybuchnęła śmiechem.
– To po co ją kupiłeś? – spytała.
– Bo umieściłaś ją na tej swojej cholernej liście – odrzekł z wściekłością w oczach.
– Wobec tego uważam, że powinieneś ją sprzedać. Może któregoś dnia wybierzemy się gdzieś statkiem. W zupełności mi to wystarczy.
Jakież to miłe, pomyślała Emily, że Ian sam przyznał się do błędu i ujawnił przed nią swój słaby punkt. To był najlepszy prezent urodzinowy, jaki kiedykolwiek dostała. I pomyśleć, że trzeba było czekać trzydzieści dziewięć lat, żeby poznać Iana od tej strony.
– No to chyba możemy już iść. O Boże, czuję się, jakby ktoś zdjął mi z ramion ogromny ciężar.
– Ianie, czy mogę powiedzieć coś, co jest dla mnie bardzo ważne?
– Jasne, strzelaj.
– Ja nigdy nie doświadczyłam tego uczucia, które ty teraz przeżywasz. Mam na myśli tę ulgę, wrażenie, że pozbyłeś się ciężaru, który dźwigałeś na barkach. Często chciałam powiedzieć ci, jak się czuję, wyrzucić to z siebie, ale bałam się, bo nie wiedziałam jak zareagujesz. I nie mówię teraz wcale o tych głupich błędach, które popełniałam. Ale nie ma sprawy, nie da się już cofnąć czasu; chciałam tylko, żebyś o tym wiedział. Życie jest zbyt krótkie, żeby rozpamiętywać w nim bolesne chwile, chociaż było ich bardzo wiele.
– O mój Boże, Emily. Nie wiem co powiedzieć.
– Nie musisz niczego mówić. Co się stało, to się nie odstanie. No chodź, czas już zacząć świętować moje urodziny. Chcę, żeby ten dzień był wspaniały.
– Już ja tego dopilnuję – odparł Ian uśmiechając się. Zanim jednak dojechali na miejsce…
Emily otworzyła oczy, a tym samym wróciła do rzeczywistości… i zobaczyła przed sobą list doręczony przez Federal Express.
– Dosyć mam już wspomnień. I dosyć mam ciebie, doktorze Ianie Thorn. Dość tego!
Emily zwlokła się z sofy i ruszyła do kuchni. Czuła potrzebę zjedzenia jeszcze kilku słodkich bułeczek czy w ogóle czegokolwiek, byle tylko ruszać buzią i jakoś stłumić ból. Po drodze do lodówki minęła drzwi do łazienki; były otwarte. I światło też wciąż się tam paliło. W ogromnym wiszącym na ścianie lustrze mignęła jej sylwetka jakiegoś koczkodana. Nie, to przecież nie mogła być ona. Emily poczuła się tak niepewnie, tak nie dowierzała temu, co zobaczyła, że weszła do łazienki i przyjrzała się swemu odbiciu. Nie, to nie była Emily Thorn. Podobieństwo do niej przywodziła na myśl jedynie bujna czupryna niesfornych loków. Emily zaczęła nerwowo szukać nożyczek w szufladzie toaletki. Nie mogła jednak ich znaleźć. Pobiegła więc do kuchni, wyciągnęła szufladę, chwyciła nożyce do drobiu i biegiem wróciła do łazienki. Tam zaczęła gwałtownie ścinać włosy, kosmyk po kosmyku, Ian zawsze mówił, że uwielbia jej włosy. – Odpieprz się, doktorze – wymamrotała. Przestała ciąć dopiero wtedy, gdy nie mogła już utrzymać ręki w górze. Wyglądała teraz jak bohaterka jakiegoś horroru. I wciąż nie przypominała Emily Thorn, żony znanego lekarza, doktora Iana Thorna.
"Kochana Emily" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kochana Emily". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kochana Emily" друзьям в соцсетях.