W nocy dręczyły ją koszmary, pełno było w nich demonów, a każdy z nich miał uśmiechniętą twarz Iana. Kiedy rano zwlokła się z łóżka i zeszła do kuchni, czuła się bardziej zmęczona niż przed udaniem się na spoczynek.

Zaparzyła sobie kawę, zapaliła papierosa i od razu zaznaczyła to kreską na kartce, na której zamierzała notować, ile dziennie wypalała. Wprawdzie nie była jeszcze gotowa na zerwanie z nałogiem, ale chciała zredukować liczbę papierosów. Zajadając twardego jak skała melona, Emily marzyła, że wstrzykuje sobie do żyły porcję ciasteczek Oreo z podwójną czekoladą. Kiedyś zjadała całą torebkę za jednym zamachem. Ale ciasteczka Oreo, podobnie jak Twinkies, należały już do przeszłości; jadała je dawna Emily Thorn.

Nalała sobie drugą filiżankę kawy i zapaliła drugiego papierosa zaznaczając to na kartce. Pomyślała o pieniądzach. Postanowiła, że dokładnie sprawdzi, co zostawił jej Ian. Miała nadzieję, że mąż nie był takim sukinsynem, żeby zabrać dokumenty i kazać jej borykać się z biurokracją w towarzystwie budowlanym i bankach.

Weszła do gabinetu Iana, który wciąż pachniał jego obecnością i dokładnie przeszukała wszystkie szuflady biurka, jedną po drugiej, aż znalazła niezbędne dokumenty. Przez myśl przemknął jej obraz męża siedzącego na fotelu i wypisującego czeki. Zebrała papiery i wróciła z nimi do kuchni, gdzie od razu zaczęła je przeglądać, a przy tym zapaliła trzeciego papierosa, co zapomniała odnotować.

Gdy zdążyła już wypić trzy kubki kawy i wypalić trzy papierosy, zorientowała się, że ma kłopoty finansowe. Czynsz za dom przy Sleepy Hollow Road wynosił dwa i pół tysiąca dolarów miesięcznie, a hipoteka domku na plaży sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Wydatki na utrzymanie, łącznie z żywnością, pochłaniały ponad tysiąc każdego miesiąca. Na pokrycie kosztów światła, wody i telefonu w domku na plaży potrzeba było kolejne dwieście pięćdziesiąt dolarów. Ubezpieczenie samochodu równało się tak niebotycznej sumie, że Emily aż zamknęła oczy z przerażenia. Stawki opłat za ubezpieczenie na życie i od kosztów leczenia przyprawiły ją o palpitację serca. To było strasznie dużo pieniędzy. Jak ona w ogóle miała żyć? Nawet, gdyby wróciła do restauracji i pracowała dwadzieścia cztery godziny na dobę to i tak zarobiłaby tylko niewielki ułamek potrzebnej kwoty. Musiałaby wszystko sprzedać i to jedynie po to, by móc opłacić polisy na życie i zdrowie. Rozważała czy nie sprzedać samochodów i zamiast nich kupić jakieś używane auto nie zawracając sobie głowy ubezpieczeniem autocasco. Gdyby przeprowadziła się do mieszkania w bloku i zaczęła pracować, mogłaby się utrzymać i płacić czynsz. Tak, gdyby udało jej się sprzedać samochody, zyskałaby sporą sumkę. Chociaż nie, to nie miało sensu – Ian wprawdzie płacił gotówką za auta, lecz nie za dom. Pewnie chodziło tu o jakieś odpisy podatkowe. No, ale miała jeszcze biżuterię i futra, których nawet nie nosiła. Popatrzyła na świadectwa wartości klejnotów i od razu wiedziała, że nikt jej takich sum nie zapłaci. Chociaż może dopisałoby jej szczęście i znalazłby się kupiec gotowy nabyć te cacka.

Emily zaczęła przeglądać pozostałe dokumenty aż znalazła książeczkę oszczędnościową. Było na niej sto dwadzieścia tysięcy dolarów. Aż zamrugała ze zdziwienia. Nie wiedzieć dlaczego wydawało jej się, że suma okaże się dużo mniejsza. Głęboko wciągnęła powietrze i wypuściła je powoli z westchnieniem ulgi. W liście Ian napisał, że na swoim koncie osobistym ma dziesięć tysięcy dolarów. Bogu dzięki, że nie trafi na bruk już w przyszłym tygodniu. Na pewien czas była zabezpieczona. Mogła więc spokojnie się zastanowić, co zrobić, żeby jej życie zaczęło toczyć się normalnie. Mogła spróbować zerwać na zawsze z tamtą Emily Thorn z lustra, którą Ian odrzucił.

Nagle uświadomiła sobie, że zanim zdoła sprzedać dom, upłynie kilka miesięcy, a może nawet cały rok i przez ten czas będzie musiała płacić wysoki czynsz. Na domek na plaży mogła znaleźć nabywcę względnie szybko, bo do lata było już niedaleko. Chyba że… chyba że wynajęłaby go. Właściwie to pokoje w domu przy Sleepy Hollow Road także można by wynająć. Przez pewien okres mieszkała w suterenie, a skoro ona mogła, to równie dobrze mógłby tam zamieszkać ktoś inny. Poza tym było jeszcze sześć sypialni, z których jedną zajmowała ona sama. Wolnych było zatem pięć pokoi, których lokatorzy mieliby prawo korzystania z kuchni. Nad dużym, bo obliczonym na trzy samochody garażem, znajdowało się małe mieszkanko, które po uprzątnięciu nadawało się do zamieszkania. Gdyby okazało się to konieczne, gotowa była nawet zainwestować w kupno nowych mebli i ewentualnych udogodnień i wynająć je umeblowane. Za światło, gaz i wodę płaciłby oczywiście lokator.

Tyle że w jej ciche i spokojne życie wkroczyliby obcy ludzie. Pojawiliby się w każdym niemal kącie, wszędzie pozostawiając swój ślad. Emily musiała się więc zastanowić, czy nie będzie jej to przeszkadzało.

Uznała, że nie. I tak nigdy nie czuła się w tym domu, jak u siebie, Ian i dekorator wnętrz zrobili za nią wszystko. Tak, zdecydowanie nie miała nic przeciwko obcym ludziom w jej domu. A dzięki czynszom za wynajem pokoi, nie będzie musiała naruszać oszczędności z konta. W końcu miała już czterdzieści lat, a nie posiadała żadnego ubezpieczenia emerytalnego. W dodatku w tym wieku raczej trudno znaleźć pracę.

Emily poczuła ssanie w żołądku. Na śniadanie wypiła dwie szklanki wody i zjadła jajecznicę z jednego jajka oraz całego melona. I już nie mogła się doczekać lunchu, na który zaplanowała biały ser i owoce.

Zaparzyła kolejny kubek kawy. Przypomniała sobie, że w swoim liście Ian radził jej sprzedać obydwa domy. – Wyobraź sobie, Ianie – powiedziała Emily – że sama sobie poradzę. Ostatnią rzeczą, jaką chciałabym teraz zrobić, to posłuchać ciebie. Nigdy więcej nie postąpię tak, jak ty chcesz. – Ledwie o tym pomyślała, zerwała się z kuchennego krzesła. Chwilę później w powietrzu śmigały strzałki, szybko, jedna za drugą. Dwukrotnie udało jej się trafić w nazwisko Iana na dyplomie, a raz ostrze strzałki otarło się o podpis męża na dole kartki. Wprawdzie nie była to może najciekawsza rozrywka, lecz na razie Emily nie miała lepszego pomysłu. – Musi mi się udać – powiedziała na głos. – Koniecznie muszę trafić.

Chociaż wstała z łóżka jakiś czas temu, dopiero teraz zauważyła, że za oknem pada deszcz. Ni stąd, ni zowąd kuchnia zrobiła się równie ponura jak jej nastrój. Włączyła górne światło. W jednej chwili i jej myśli stały się jakby pogodniejsze.

Następnie dzierżąc w dłoni książkę na temat ćwiczeń fizycznych, Emily ruszyła do gabinetu Iana. Gdy weszła do środka zawróciła i na naklejonej na drzwiach wywieszce napisała: „Sala gimnastyczna Emily”. – Nieważne, ile wysiłku będzie mnie to kosztowało – mruknęła pod nosem zerkając na pulpit ze wskaźnikami na deptaku. Włączyła zasilanie. Wytrzymała siedem minut, po czym dosłownie zwaliła się na podłogę. Zupełnie nie miała kondycji. Kiedy już była w stanie się poruszyć, wypiła dwie szklanki wody. Siadła na rower i pedałowała przez jedenaście minut. Ale przecież to był dopiero początek. Pomyślała, że może jutro uda jej się wytrwać przy ćwiczeniach o kilka minut dłużej. A zresztą mogła przecież spróbować swych sił jeszcze po południu, no i wieczorem. W końcu doba ma dwadzieścia cztery godziny. Na razie więc Emily usiadła przy stole z kawą w ręce i postanowiła zająć się interesami.

Po pierwsze chciała dać ogłoszenie w „Plainfield Courier” w dziale pokoje do wynajęcia. Następnie miała zamiar zadzwonić do „Star Ledger”, gazety nieco bardziej poczytnej niż „Courier”, i zamówić ogłoszenie o sprzedaży samochodów. Kolejną ważną sprawą był telefon do agencji nieruchomości w kwestii wynajmu domku na plaży. Emily starannie przygotowała oba ogłoszenia na liniowanym papierze, zaniosła je do gazety i przypięła do przygotowanej na takie notki tablicy. Po powrocie do domu poszła obejrzeć mieszkanie nad garażem. Leżały tam kartony, pudła i rozmaite rupiecie, które zostały jeszcze po poprzednim lokatorze i których nigdy stąd nie uprzątnięto. Przeciskając się pomiędzy nimi i starymi meblami, Emily ruszyła w stronę maleńkiej kuchni i łazienki, by sprawdzić, w jakim są stanie. Wszędzie zalegał osiadający latami kurz, brud i tłuszcz, ale to można było wyczyścić. A gdyby jeszcze pomalować ściany i zawiesić firanki w oknach, wnętrze robiłoby przyjemniejsze wrażenie. Meble koniecznie trzeba było wymyć. Najtrudniejszym zadaniem wydawało się wyniesienie rupieci do pojemnika ze śmieciami. Zanosiło się na spory wysiłek.

Kiedy przyszła pora na lunch, Emily zjadła biały ser, sałatę doprawioną sokiem cytrynowym i ziołami oraz melona, i popiła to wszystko dwiema puszkami niskokalorycznych napojów. Wciąż jednak była straszliwie głodna i tak bardzo tęskniła za Big Maćkiem, że, aby zdusić w sobie to pragnienie, zaczęła szaleńczo rzucać strzałkami. – Nie poddałam się, Ianie – mówiła sobie. – I nie dopuszczę do tego, żebyś znów wygrał. Tym razem ja odniosę zwycięstwo, zobaczysz, ty sukinsynu!

Emily ponownie wsiadła do samochodu i pojechała do sklepu, gdzie kupiła zasłony, farbę, duży pojemnik płynu do czyszczenia okien, środek usuwający tłuszcz, pastę do podłóg i kilka puszek białej farby. W drodze powrotnej wstąpiła do zakładu energetycznego i zażyczyła sobie, by w mieszkaniu nad garażem podłączono znów prąd. Do przedsiębiorstwa wodociągowego zadzwoniła już z domu. Obiecano jej, że dostawa wody zostanie wznowiona przed południem następnego dnia.

Potem rozpaczliwie, lecz zawzięcie, Emily zabrała się do ćwiczeń na deptaku i rowerku. Na obydwu wytrzymała dokładnie tyle samo czasu co rano, ale kiedy tym razem padła na podłogę wyczerpana pedałowaniem, została na niej i przespała całą godzinę.

Gdy się obudziła, zrobiła sobie kawę, zapaliła papierosa i zaczęła się zastanawiać, dlaczego nigdy dotąd nie potrafiła zmusić się do tego, co robiła obecnie. Ale w końcu, jakie to miało znaczenie? Teraz ćwiczyła i tylko to się liczyło.

Chociaż nie, nie tylko to było ważne. Nawet, gdyby wcześniej zastosowała dietę i wyglądała jak modelka, Ian i tak by ją rzucił. Nie wiedziała, skąd ma tę pewność, lecz ją miała i zdawała sobie sprawę z tego, że gdzieś w głębi duszy zawsze była o tym przekonana. Tak więc nie warto było kiedyś odchudzać się i ćwiczyć. Ale dlaczego stało się to ważne teraz? Ponieważ, odpowiedziała sobie, ta Emily Thorn, którą widziałam w lustrze, to nie ja. Wydmuchała nos w papierową chusteczkę i rzuciła ją w stronę kosza na śmieci. Za oknem wciąż padało. Emily zawsze kochała deszcz. Kiedyś nawet spytała Iana, czy pójdzie z nią na spacer bez parasolki, tak żeby przemokli do suchej nitki. – I miałbym zniszczyć sobie ubranie i buty? – odparł wtedy. – Ty chyba postradałaś zmysły. Tak zachowują się tylko głupawi romantyczni bohaterowie na filmach. – Potem już ani razu Emily nie ponowiła swej prośby, a i sama również nie wybrała się na spacer w deszczu. W tej chwili jednak zamierzała to zrobić. Szybko, nie dając sobie czasu na zmianę zdania, wyszła na zewnątrz. Stała na podjeździe tak długo aż cała ociekała wodą, po czym zaczęła iść i okrążyła dom trzy razy. Kiedy wyżymając ubranie weszła w końcu do kuchni, przyszło jej do głowy, że być może Ian miał jednak rację uważając, że ociekanie wodą i trzęsienie się z zimna to nic romantycznego. Najwyraźniej potrzebny był partner, by można drżeć w czyichś ramionach. Emily zwiększyła ogrzewanie i pijąc gorącą kawę marzyła o pizzy z podwójnym serem.

Następne kilka tygodni upłynęły Emily bardzo pracowicie. Wstawała o piątej rano i zupełnie wyczerpana kładła się spać najpóźniej o wpół do dziesiątej. Ściśle przestrzegała diety i starała się jak mogła ćwiczyć trzy razy dziennie. Kilkanaście razy w ciągu dnia piła wodę mineralną. Mieszkanie nad garażem było już gotowe na przyjęcie lokatora. Emily miała nawet listę około dwudziestu osób, z którymi rozmawiała na temat wynajmu i o każdej z nich zrobiła sobie notatki. Musiała szybko zdecydować, którym z nich chce zaoferować lokum u siebie, bo czynsze za obydwa domy należało wpłacić do przyszłego tygodnia. Najtrudniej przyszło jej ustalić warunki wynajęcia domku na plaży. Nie bardzo wiedziała, czy lepiej będzie podpisać umowę na rok za osiemset pięćdziesiąt dolarów miesięcznie, czy też tylko na kwartał, ale za trzy tysiące za miesiąc. Wybierając drugą opcję musiałaby jesienią szukać nowego lokatora, lecz jednocześnie miałaby wtedy wystarczająco pieniędzy, żeby płacić czynsz, nawet, gdyby nie znalazła nikogo na zimę. W końcu zdecydowała się wynająć domek na cały rok pobierając dość duży depozyt oraz czynsz za pierwszy i ostatni miesiąc. Tym samym mogła wykreślić domek na plaży z listy spraw do załatwienia. Miała o jeden kłopot mniej.

Za samochody oferowano jej ceny dużo niższe niż te, które spodziewała się uzyskać, ale zbliżał się termin płacenia składki za ubezpieczenie, więc sprzedała oba, a otrzymaną kwotę sześćdziesięciu pięciu tysięcy dolarów natychmiast wpłaciła na konto. Kupiła sobie też trzyletniego forda mustanga z przebiegiem trzydziestu tysięcy mil. – Teraz widzisz, Ianie, co myślę o tobie i tych twoich zagranicznych zabawkach – mruknęła.