– Czy to znaczy, że w pełni odpowiada ci to, że najpierw przez osiem godzin pracujesz w supermarkecie i jesteś cały czas na nogach, a potem zaczynasz drugą pracę na ćwierć etatu?

– Muszę myśleć o przyszłości, Emily, sama to rozumiesz. Mój mąż, chociaż miał dobre intencje, uważał że wszelkie ubezpieczenia to jedynie strata pieniędzy. Nie mam obecnie wyboru, więc muszę się pogodzić z istniejącą sytuacją.

– A gdyby wpadł mi do głowy jakiś pomysł na rozkręcenie wspólnego interesu, coś z czego mogłybyśmy żyć, to byłabyś zainteresowana?

– Jeśli zadbasz też o zabezpieczenie emerytalne, to z przyjemnością wejdę w ten interes.

– Muszę nad tym pomyśleć. Kto wie, może coś wydedukuję.

– Byłoby wspaniale.

– Chciałabym, żeby każdy dzień kończył się tak miło jak dzisiejszy – powiedziała Emily zawracając w kierunku domu.

– Cieszę się, że zostałyśmy przyjaciółkami. Mój mąż chciał, żebym poświęcała mu cały swój czas, kiedy był w domu. Nie żałowałam mu ani minuty, ale dopiero teraz widzę, ile traciłam. Jesteś bardzo sympatyczną osobą, Emily.

– Wiem. Teraz to wiem. Ale przez tak długo… Zresztą nieważne, to już przeszłość. Odeszła i już jej nie ma.

Lena zaczęła machać rękami w powietrzu.

– Witaj zrodzona dla świata, Emily Thorn.

10

Pojękując Emily zasiadła do stołu, żeby wypić pierwszą tego dnia filiżankę kawy. Przechodziła właśnie pierwszego kaca. Bo oczywiście te, które miała w czasie pożycia z Ianem nie liczyły się. Ale warto było. Wczorajszy wieczór okazał się dokładnie taki, jak sobie życzyła. Jeśli nawet nie była tego pewna przedtem, teraz nie miała żadnych wątpliwości, że grupka mieszkających u niej kobiet, a obecnie przyjaciółek, to osoby, którym można zawierzyć. Każda z nich miała swoje problemy, ale jedne były bardziej skore do podzielenia się nimi, a inne mniej. Prawdę mówiąc to wszystkie razem tworzyły coś w rodzaju wspierającej się wzajemnie grupy, coś, o czym do tej pory Emily tylko czytała w książkach.

Popatrzyła na najnowszy element dekoracyjny kuchni i aż zachichotała. A kiedy wyobraziła sobie minę inkasenta z elektrowni, który sprawdzając odczyt licznika zobaczy fotografie, wybuchnęła gromkim śmiechem. Bo aby dojść do licznika, musiał przejść przez kuchnię. – Dzień za dniem życie się toczy – mruknęła.

Na dzisiaj Emily miała konkretne plany. Zamierzała wynająć osobistego trenera, który ułożyłby taki program ćwiczeń, by jej ciało stało się sprężyste. Bo schudnięcie to jedno, a wiotka obwisła skóra, to zupełnie inny problem. Wprawdzie nie wiedziała, czy po czterdziestce można jeszcze mieć sprężyste ciało, ale chciała spróbować.

Popatrzyła na drzwi do łazienki, lecz po chwili odwróciła wzrok. Pomyślała, że jeszcze nie jest gotowa, ale już wkrótce… kto wie. Może niedługo. A może nigdy. Przeniosła wzrok nieco wyżej i uznała, że Ian w żadnym okresie swego życia nie prezentował się tak dobrze. Był chudy, właściwie składał się ze skóry i kości. Jak na jasnowłosego i bladego z natury mężczyznę jego ciało nie było zbyt obficie owłosione, a te włoski, które miał, i tak były ledwie widoczne z racji swego blond koloru. A owłosiona klatka piersiowa u mężczyzny jest taka… taka seksowna.

– Jesteś podniecona, Emily. Musisz znaleźć sobie faceta – powiedziała do siebie samej. – Utkwiła wzrok w wiszących na ścianie zdjęciach z polaroidu i tych, które kupiła razem z koleżankami. – Taaak – westchnęła ciężko.

Przyznanie się przed sobą, że pragnie seksu i potrzebuje go, było kolejnym znaczącym krokiem naprzód, jaki zrobiła. Jeszcze nie tak dawno myślała przecież, że nie jest już zdolna do żadnych uczuć. Ale widok młodego połyskującego od oliwki ciała mężczyzny, którego oglądała ostatniej nocy, uzmysłowił jej, iż bardzo się w tej kwestii myliła.

Emily nalała sobie drugą filiżankę kawy i zapaliła pierwszego tego dnia papierosa. Delektując się nim w pełni pomyślała – układając plany na najbliższą przyszłość – że po pierwsze musi poszukać sobie faceta, z którym mogłaby uprawiać seks. Po drugie potrzebuje pomysłu na otworzenie jakiegoś interesu, na którym mogłaby zarobić. A po trzecie ma za zadanie zapewnienie pracę i zabezpieczenie na przyszłość kobietom, które u niej mieszkają.

Doszła do wniosku, iż wszystkie jej lokatorki w taki czy inny sposób ucierpiały ze strony mężczyzn. Niektóre same się im poddawały, a inne nie godziły się z losem, jaki je spotkał.

Lena na przykład nie była ubezpieczona na wypadek śmierci męża tylko dlatego, że jej współmałżonek nie chciał płacić składek. Obecnie czterdziestoczteroletnia Lena pracowała jako kasjerka w supermarkecie, żeby zarobić na ubezpieczenie od kosztów leczenia. Nie posiadała żadnego majątku ani oszczędności na wypadek, gdyby coś się jej przytrafiło. Za dwadzieścia lat mając sześćdziesiąt cztery lata, o ile szczęśliwie dożyje tego wieku, zacznie otrzymywać zasiłek z opieki społecznej wciąż wynajmując umeblowany pokój tutaj czy gdzieś indziej.

Nancy nie posiadała wyższego wykształcenia i pracowała jako urzędniczka w tartaku za sześć dolarów za godzinę. Mąż zostawił ją bez środków do życia. Miała czterdzieści pięć lat i niczego poza samą sobą oraz rzeczami osobistymi, bo nawet meble ze swego dwupokojowego mieszkanka musiała sprzedać. Jej ubezpieczenie zdrowotne miało bardzo wąski zakres, a przyszłość malowała się przed nią w ponurych barwach.

Martina, asystentka pielęgniarki, opuściła męża, ponieważ był pijakiem i nie chciał się leczyć. Jej sprawa rozwodowa była właśnie w toku, lecz mąż miał lepszego adwokata niż ona. Gdyby ich czteropokojowy dom udało się w końcu sprzedać, suma jaka przypadłaby jej w udziale nie byłaby zbyt wielka, więc szanse Martiny na bezpieczną starość nie wyglądały obiecująco.

Czterdziestoczteroletnia Kelly Anderson pracowała na dwóch posadach po półetatu i nie miała żadnego ubezpieczenia. Nigdy nie wyszła za mąż, choć przez piętnaście lat mieszkała z ciągle podróżującym komiwojażerem, który obiecywał wprawdzie, że się z nią ożeni, lecz umarł, zanim zdążył dotrzymać słowa. Jesień jej życia również malowała się w ciemnych barwach.

Zoe Meyers była bibliotekarką, słabo zarabiała i uważała się za starą pannę. Miała czterdzieści osiem lat i była najstarszą z lokatorek Emily, ale jedyną, która mogła jakoś dać sobie radę w życiu dzięki niewielkiej emeryturze i zasiłkom z opieki społecznej.

Czterdziestopięcioletnie bliźniaczki, Rose i Helen Demster, prowadziły firmę zajmującą się wycinką drzew i pielęgnacją trawników. Miały trochę oszczędności, lecz wystarczył jeden zły rok, żeby je straciły. Wyprowadziły się z domku w ogrodzie i zamieszkały w mieszkanku Emily nad garażem. Żadna z sióstr nie wyszła za mąż. Helen twierdziła, że to dlatego, iż ciągle noszą obszerne ogrodniczki, a Rose, że mają duże pupy, a piersi prawie wcale.

Od czterdziestodwuletniej Marthy Nesbit odszedł mąż po dwudziestu latach małżeństwa. Martha utrzymywała go, podczas kiedy on studiował prawo. Na pożegnanie powiedział jej: „Wiesz Martho, żyć z tobą pod jednym dachem to jak patrzeć na pomalowaną ścianę czekając aż wyschnie”. Po rozwodzie dostała dożywotnie ubezpieczenie zdrowotne i dwadzieścia pięć tysięcy dolarów odszkodowania, lecz rozpuściła je próbując znaleźć sobie jakiegoś męża. Nie udało się jej jednak, więc zaczęła pracować jako listonoszka. Ciągłym chodzeniem i noszeniem torby dorobiła się odcisków na nogach. Pałała nienawiścią do wszystkich mężczyzn, w szczególności prawników, a na zderzaku samochodu miała naklejkę z napisem: „Najpierw powybijamy prawników!”

Wszystkie lokatorki Emily, łącznie z nią samą, były emocjonalnie okaleczone. Emily czuła, że żadna z nich, nawet Lena, nie ma na tyle odwagi i motywacji, by spróbować zmienić swoją sytuację; one wolały po prostu pozostać bierne. Jeśli w ich życiu miała nastąpić jakaś zmiana, Emily wiedziała, że zależy to wyłącznie od niej.

Z całej dziewiątki Emily powodziło się najlepiej, o ile można było tak to określić. Miała oszczędności, a do tego biżuterię i futra. Poza tym, kiedy pracowała w klinikach nic wprawdzie nie zarabiała, lecz Ian wpłacał za nią składki na ubezpieczenie społeczne, więc po skończeniu sześćdziesięciu pięciu lat mogła liczyć na emeryturę. Tyle że bardzo niewiele osób potrafiło się utrzymać z samej tylko emerytury. A Emily nie zamierzała dołączyć do ich grona. Wiedziała, że w żadnym wypadku nie może utracić domu. Gdyby do tego doszło, czułaby się osobiście odpowiedzialna za los mieszkających w nim kobiet. Były obecnie jej przyjaciółkami i musiała im pomagać tak jak kiedyś Ianowi. Różnica polegała na tym, że teraz czekała ją za to nagroda. W pomocy koleżankom nie było też nic niezdrowego czy obsesyjnego, i nie musiała prasować dla nich białych koszul. W głębi duszy wiedziała, że jeśli zdoła obmyśleć jakiś interes, dzięki któremu mogłyby się wszystkie utrzymać i odzyskać szacunek do samych siebie, to jej lokatorki pracowałyby jak mrówki. Ani jedna nie przypominała Iana Thorna. One wynagrodziłyby jej wszelki trud w stu procentach. Powstałoby coś w rodzaju kobiecego towarzystwa wzajemnej pomocy. Emily uznała, że to bardzo ładnie brzmi.

Popatrzyła w stronę drzwi do łazienki. Dziwne naprawdę, że żadna z kobiet nigdy nie zadawała pytań na temat tego pomieszczenia. W końcu wstała, żeby się ubrać, lecz zanim wyszła z kuchni zasalutowała żartobliwie przed tańczącym na ścianach mężczyzną. – Niezłe bicepsy – powiedziała śmiejąc się. – Naprawdę niezłe. Świetne.

Wyszedłszy przed dom, Emily z podziwem rozejrzała się po ogrodzie, który sama stworzyła wiele lat temu i który wciąż pielęgnowała. Część kwiatów już przekwitła i można było zbierać nasiona, a trawę między kamiennymi płytkami ścieżki przydałoby się spryskać. Trawnik wymagał podlania. Przez ostatnie dwa lata Emily nie używała do tego celu węża, żeby zaoszczędzić trochę na rachunkach za wodę. Nie bardzo o niego dbała, bo trawa ma to do siebie, że sama odrasta, ale krzewy, które znacząco upiększały otoczenie domu, bardzo potrzebowały wody. Emily zapisała w pamięci, że jeszcze i to ma zrobić przed końcem dnia. Wiedziała jednak, że jeśli sama się do tego nie zabierze, to któraś z jej przyjaciółek na pewno będzie o tym pamiętać. Nancy ogromnie lubiła pracę w ogrodzie i jeśli długo nie padało, to od czasu do czasu wylewała pod każdy krzaczek wiadro wody. Uważała, że podlewając w taki właśnie sposób, nie marnuje się jej.

Emily schyliła się, żeby dosięgnąć ustawionych wzdłuż ścieżki glinianych doniczek z kwiatami. Zauważyła, że ktoś zatroszczył się o niecierpki i wspaniałe dwubarwne dalie, bo ziemia była mokra. Pomyślała, że jeszcze miesiąc i letnie kwiaty przekwitną, a na ich miejsce pojawią się dynie. A tak w ogóle to i rośliny kwitnące, i warzywa w jej ogrodzie miały za sobą już niejeden zły okres.

W tym momencie Emily otrząsnęła się z zadumy i powiedziała sobie, że w jej życiu złe czasy należą do przeszłości. Owszem może się zdarzyć, że spotka ją jakieś niepowodzenie, lecz była pewna, że sobie z nim poradzi.

Pierwszą rzeczą, jaką załatwiła tego dnia, była wizyta w ATA Fitness Center. Otrzymała tam nazwiska trzech trenerów, którzy prowadzili zajęcia w domu klienta. Z ATA udała się do Klubu Tenisowego Inman, gdzie powiedziano jej, że wszyscy trenerzy są już zajęci. W siedzibie YMCA w Metuchen Emily polecono jeszcze dwie osoby. Następnie poszła do banku First Fidelity i poprosiła o rozmowę z urzędnikiem do spraw kredytów, tym samym, który niegdyś udzielił Ianowi pożyczki na uruchomienie pierwszej kliniki.

Pięć minut później wiedziała, że próba przekonania bankiera, iż ona, Emily, jest dobrze zapowiadającym się przedsiębiorcą, to walka z góry skazana na klęskę.

– Pani Thorn, nie tylko nigdzie pani nie pracuje, ale już od wielu lat nie była pani zatrudniona. Nie może mi pani dać żadnych gwarancji. Przykro mi, ale…

– Owszem, powinno panu być przykro, panie Squire, bo i tak dostanę gdzieś kredyt. Mojemu mężowi niemal na siłę pan go oferował, mimo iż Ian nawet nie zaczął jeszcze praktyki. Jak się panu wydaje, dzięki komu powstały te kliniki? Otóż dzięki mnie. Wiem wszystko na temat ich prowadzenia. Jedyne co robił mój mąż, to leczenie pacjentów. I nie chodzi o to, że nie doceniam jego zdolności, ale to ja właśnie zapracowałam na spłatę kredytu harując nocami i potem jeszcze przez pół dnia w klinice. To powinno mieć dla pana jakieś znaczenie.

– Powinno, ale nie ma, pani Thorn. Tu jest bank i jeśli nie może nam pani przedstawić jakiejś gwarancji, my nie możemy pani pomóc. Proszę jeszcze spróbować w towarzystwie SBA, ale tak czy owak formalności w banku pani nie uniknie. W takich sprawach jest masę papierkowej roboty.

– Czy chce mnie pan zniechęcić, panie Squire?

– Ależ nie.

– Ale nie pomoże mi pan, mimo iż spłaciłam wszystkie dotychczasowe kredyty w wyznaczonym terminie. Czy to dlatego, że jestem kobietą?

– Nie, absolutnie nie. A planuje pani otworzenie własnej kliniki? Czy ja mam taki zamiar? A dlaczegóżby nie? – pomyślała.