– Tak – odparła na głos.
– Myśli pani o klinice rodzinnej?
– Nie. Ale jakie to ma znaczenie, skoro i tak nie chce mi pan udzielić kredytu?
– Pani Thorn, czy ma pani jakieś karty kredytowe? Przy czym nie chodzi mi o te wystawione na nazwisko pani męża, którymi płaci pani w sklepie.
– Nie. Nie używam kart kredytowych. Za wszystko płacę gotówką.
– A co z rachunkami za światło, gaz, wodę?
– Wszystkie są wystawiane… na nazwisko męża. Nie przepisałam ich na siebie po tym, jak… jak mąż mnie opuścił.
– Musi więc pani zrobić to jak najszybciej. I mówi pani, że płaci je sama od ponad dwóch lat?
– Tak. Czy powinnam mieć kartę kredytową?
– Bankierzy lubią mieć dowód na to, że klient od dawna cieszy się zaufaniem banków. Naprawdę bardzo mi przykro, pani Thorn. I nie sądzę, żeby udało się pani coś wskórać w którymkolwiek z banków, dopóki nie przedstawi pani jakiegoś zabezpieczenia. A czasem nawet i to nie wystarczy. Banki nie podejmują ryzyka.
– Ale w przypadku mojego męża zaryzykował pan.
– On jest lekarzem, pani Thorn. Lekarzom zwykle bardzo dobrze się powodzi. Po prostu pani mąż ma zawód, który zdaniem większości bankierów nie ma sobie równych.
– Coś panu powiem, panie Squire. Te pańskie wyjaśnienia wydają mi się bardzo stronnicze i naciągane, a jeśli obraziłam pana takim stwierdzeniem, to ogromnie mi przykro. Dziękuję, że poświęcił mi pan swój czas.
Z torebką w ręce Emily ruszyła w stronę niskiej furtki na tarasie, przez którą wchodziło się do głównego budynku banku. Już miała ją otworzyć, gdy nagle zmieniła zdanie i zawróciła do gabinetu pana Squire’a. Urzędnik podniósł wzrok znad dokumentów i spojrzał na nią gniewnie.
– Kiedy odniosę taki sukces jak Ian, przyjdę tutaj i pokażę panu stan swoich kont w innych bankach. Obiecuję to panu, panie Sąuire. A teraz żegnam.
Znalazłszy się w samochodzie Emily zaczęła się nagle trząść ze zdenerwowania. Zapaliła ponadplanowego papierosa i wypaliła go do końca. Zaraz zabrała się za następnego, lecz w myślach zakodowała sobie, że tego wieczora musi obejść się bez dwóch papierosów, na które zazwyczaj właśnie wtedy sobie pozwalała.
Pomyślała, że mimo wszystko jest głupia. Przecież już wcześniej powinna była zatroszczyć się o to, by rachunki za światło i wodę wystawiane były na nią i by bank wydał jej kartę kredytową. Miała trochę pieniędzy w First Jersey Bank. Dlaczegóż nie wspomniała o tym bankierowi? Gdyby wysokość pożyczki nie przekraczała sumy, jaką miała w banku, udzielenie jej kredytu nie powinno stanowić problemu. Chyba że nie odniosłaby sukcesu. A wtedy żelazne oszczędności przeznaczone na starość przepadłyby zupełnie i znalazłaby się w takiej samej sytuacji, jak jej lokatorki. Kto wie, może nawet straciłaby dom. – I tak rozmywają się wszystkie moje wspaniałe plany – mruknęła zapalając silnik.
Opanował ją strach – to straszliwe, okropne uczucie, które sprawia, że mamy wrażenie, iż w gardle rośnie nam kula, a żołądek podchodzi do góry. Emily czytała gdzieś, że strach istnieje tylko w naszej wyobraźni i nic więcej się za nim nie kryje. Uznała, że ktokolwiek to powiedział, musiał być mężczyzną.
Kiedy Ian zaczynał, niczego się nie bał. Ale czego niby miałby się obawiać, stwierdziła w myślach Emily, skoro miał mnie – to ja się martwiłam i wykonywałam całą robotę. On po prostu przychodził rano i wychodził wieczorem o nic się nie troszcząc, bo to ja dbałam, żeby te jego wstrętne białe koszule, a nawet i bielizna były zawsze czyste, Ian w ogóle nie znał znaczenia słowa strach. Nagle przyszło jej do głowy, że może powinna wyciągnąć z tego wnioski. Przecież gdyby nie ona, on nie odniósłby takiego sukcesu. Chociaż nie, i tak by mu się udało, ale nie tak szybko. Skoro jednak potrafiła zadbać o jego powodzenie, to dlaczego nie mogłaby zapewnić sukcesu sobie samej? – Pytanie brzmi, Emily – powiedziała – czy masz wystarczająco dużo wiary w siebie, w swoje zdolności, w to, że umiesz skutecznie działać i czy jesteś gotowa zrezygnować z obecnego zabezpieczenia finansowego? Musisz się nad tym poważnie zastanowić.
Emily wjechała na parking przed United Jersey Bank. Przez kilka minut próbowała podnieść się na duchu. – Jeśli miałabym zastawić oszczędności za kredyt, od którego będę jeszcze musiała płacić odsetki, to jaki w tym sens – pytała samą siebie. – Gdybym miała porwać się na coś takiego, to już lepiej wykorzystać własne pieniądze i nie zawracać sobie głowy spłatami pożyczki jakiemuś bankowi, który gotów zedrzeć ze mną ostatnią koszulę. Ale Ian zawsze mówił, żeby nie wydawać własnych pieniędzy, jeśli można skorzystać z kredytu. – No tak, tylko że Ian miał pomoc w niej. A ona nie miała nikogo.
Po chwili wyjechała z parkingu. Czuła, że musi posiedzieć w domu przy kuchennym stole popijając kawę i paląc kolejnego nie przewidzianego w planie papierosa. Pomyślała, że jeśli tak dalej pójdzie, to wypali dzisiaj nawet jutrzejszy przydział. Nieważne, jak trzeba, to trzeba.
Była jednak wściekła, i to bardzo. Nie mogła się uspokoić przez całą drogę do domu. Gdy w końcu wzięła do ręki kubek gotowej już kawy, kipiała ze złości. Zamiast wypić napój i wypalić niedozwolonego papierosa, poszła do sali gimnastycznej, gdzie przez trzy godziny ćwiczyła na dreptaku, rowerku i Nordic Tracku. Wreszcie ociekając potem położyła się na podłodze, żeby spokojnie pomyśleć.
– Żyjesz jeszcze? – spytała Lena stając w drzwiach.
– Znam się na udzielaniu pierwszej pomocy – oznajmiła Martina zaglądając Lenie przez ramię.
– Coś wam powiem, dziewczyny – zaczęła przewracając się na brzuch. Najpierw zrelacjonowała im wszystko, co przydarzyło jej się tego dnia, a następnie oznajmiła: – Mam pewien pomysł. Może uda mi się wprowadzić go w życie, ale wszystkie musiałybyście pracować za bardzo niewielkie pieniądze. Właściwie to za darmo. Tylko przez jakiś czas naturalnie. Posłuchajcie uważnie. Pan Squire zapytał, czy mam zamiar otworzyć klinikę, a ja potwierdziłam. Wprawdzie zrobiłam to tylko po to, żeby coś mu odpowiedzieć, ale od tamtej chwili nie mogę przestać o tym myśleć, Ian zaczynał właśnie w taki sposób – od kliniki umiejscowionej w centrum handlowym. Takiej, do której każdy może przyjść bez żadnych ceregieli. Ja mogłabym otworzyć klinikę wychowania fizycznego. Nie żadną siłownię, ale klinikę. Największy wydatek stanowiłby czynsz i sprzęt do ćwiczeń. Ale może udałoby nam się wynająć różne urządzenia. Sama już mam trzy. Do tego setki książek na temat dietetyki. Lena wie wszystko o ziołach i tego typu rzeczach. Produkty żywnościowe możemy kupować hurtem, same będziemy je dzielić na porcje i pakować. Jeśli każda z nas przyłoży się i da z siebie wszystko, to jest szansa, że nam się uda. Martwię się tylko o dom… właściwie jedyny problem polega na tym, że aby móc płacić czynsz, muszę dostawać od was pieniądze za wynajem. Przychodzi wam do głowy jakieś rozwiązanie?
– Emily, nie możemy zrezygnować z naszych dochodów – odezwała się praktyczna Lena.
– Wiem, ale możemy wykupić ubezpieczenie zbiorowe. Będzie nas to kosztować mniej niż dotychczasowe indywidualne składki. Twoje są wysokie, Leno, i w większości pokrywa je pracodawca. Ale pracując razem, będziemy partnerkami w interesach. Mogę zresztą wyłożyć pieniądze. De to będzie dwa i pół tysiąca dolarów razy dwadzieścia cztery?
– Sześćdziesiąt tysięcy – policzyła Martina.
– Dobrze, zapłacę czynsz za dwa lata z góry. I nie obchodzi mnie, czy to głupi pomysł, czy nie. Wszystkie lepiej się poczujemy wiedząc, że nie stracimy dachu nad głową. Do domku na plaży nic właściwie nie muszę dokładać, bo na opłaty starcza mi czynsz, a gdybym go sprzedała, to musiałabym połowę pieniędzy oddać Ianowi, a nie wiem nawet, gdzie go szukać, żeby przesłać mu odpowiednie papiery. Jak myślicie, czy pozostałe dziewczyny zechcą przyłączyć się do spółki? – spytała z niepokojem w głosie Emily.
– A gdyby tobie ktoś przedstawił taką propozycję, to co byś zrobiła?
– odparła pytaniem Lena.
– Ja chcę zaryzykować. W końcu nie jesteśmy dziećmi. I myślę, że wiele się nauczyłyśmy w ostatnich latach. A skoro nie mamy nikogo, kto by się nami zaopiekował, chociaż nie twierdzę wcale, że ktoś taki jest nam potrzebny, ale ponieważ go nie ma, musimy same się o siebie zatroszczyć. Bardzo chciałabym mieć pewność, że czeka mnie na starość bezstresowe życie w luksusie. Nie chcę cały czas zmagać się z losem i zadowalać tym, że jakoś daję sobie radę. W ten sposób żyłam aż za długo. Teraz pragnę doświadczyć czegoś lepszego i aby dopiąć celu jestem gotowa urobić się po łokcie, jeśli wy się do mnie przyłączycie.
– Nie musiałabym już nigdy więcej podawać chorym basenów – ucieszyła się Martina.
– A ja wycinać zniżkowych kuponów i talonów z opakowań – obiecywała sobie Lena. – Kliniki wychowania fizycznego. Brzmi nieźle.
– Klientelę stanowiłyby kobiety w naszym wieku – dodała Emily.
– Zajęłybyśmy się nie tylko prowadzeniem ćwiczeń, ale i propagowaniem odpowiedniego stylu żywienia.
– Ale czym różniłyby się te nasze kliniki od siłowni? – zastanawiała się Martina. – Może nie zauważyłyście, ale prawie na każdym rogu jest jakieś fitness center.
– A widziałaś kto tam chodzi? Z pewnością nie kobiety w naszym wieku. Dwa lata temu, kiedy dopiero co zaczynałam odchudzanie, umarłabym chyba ze wstydu, gdybym musiała wejść do takiego miejsca. Przecież każdy mój wałek tłuszczu składał się z paru wałeczków. A poza tym wydawało mi się, że raczej nie produkują tych wymyślnych strojów do ćwiczeń w moim rozmiarze. Właściwie wciąż tego nie wiem, ale gdyby nawet można było kupić takie wielkie kostiumy, to czy wyobrażacie sobie siebie w czymś takim? Tak więc jeśli uda nam się ruszyć ten interes, to powinnyśmy się zająć także sprawą strojów. Skoro już mamy się pocić, musimy wyglądać i czuć się tak dobrze, jak to tylko możliwe. Moim zdaniem, dwie największe przeszkody, jakie musimy pokonać, to wstyd i zażenowanie. Właśnie teraz przyszło mi to do głowy. Tak się wściekłam tym negatywnym podejściem pana Squire’a do mojej prośby, że niewiele myśląc powiedziałam, iż zamierzam otworzyć klinikę. A potem ta myśl uczepiła się mnie i wciąż mnie nie odstępuje.
– Musimy opracować jakiś plan, żeby móc dbać o dom i prowadzić klinikę. Biznesmeni zawsze mówią, że interes musi być jak dobrze naoliwiona maszyna. My też powinnyśmy zadbać, żeby tak właśnie było – stwierdziła Lena.
– To prawda. Trzeba będzie podzielić się wszelkimi domowymi zajęciami. Gotowaniem musi zajmować się jedna osoba; nie może być dłużej tak, że każda pichci coś dla siebie. Ktoś inny powinien dbać o podwórko i ogród. Komuś innemu przypadnie płacenie rachunków. Pewnie będzie to moje zadanie. Trzeba też będzie robić pranie i zakupy spożywcze. W zasadzie codzienne zajęcia pozostaną niezmienne, ale możemy je jakoś uporządkować. Chciałabym także, żebyśmy opracowały plan ubezpieczenia emerytalnego – dodała Emily. – To absolutnie konieczne.
– Czy zarejestrujemy się jako spółka? Chyba powinnyśmy, bo w przeciwnym razie płaci się horrendalne podatki. Będziemy musiały poradzić się prawnika.
Emily zbladła jak ściana.
– Muszę… muszę to wszystko przemyśleć. Dziś wieczorem przedstawimy nasz pomysł pozostałym dziewczynom, a potem sporządzę listę spraw do załatwienia. Jak myślicie, czy reszta przyłączy się do nas?
– Sądzę, że tak. Bo jeśli się nad tym głębiej zastanowić, to co właściwie mamy do stracenia? Naprawdę nie bardzo będziesz musiała się wysilać, żeby wszystkie przekonać, jeśli to cię martwi – oznajmiła Martina. – Cztery godziny później przypomniała Emily: – A widzisz? Mówiłam, że nie natrudzisz się zbytnio.
– Szczegóły trzeba dopiero dopracować. Proponuję, żebyśmy jutro złożyły wymówienia – powiedziała Nancy. – A teraz głosujmy.
– Rozumiem, że kości zostały rzucone. Za dwa tygodnie zostaniemy bez pracy. Przyda nam się filiżanka świeżej kawy – stwierdziła Zoe zrywając się z krzesła. – Nie mam zielonego pojęcia o prowadzeniu kliniki wychowania fizycznego – dodała przez ramię.
– Ani ja – przyznała wesoło Emily. – Ale będziemy się szybko uczyć. Posłuchajcie, dziewczyny. Kiedy uruchomiliśmy z Ianem pierwszą klinikę, popadliśmy niejako w nawyk. Otwieraliśmy je potem jedną po drugiej. Wydaje mi się jednak, chociaż to tylko moja opinia, że dobrze byłoby otworzyć od razu kilka. Wszystkie w centrach handlowych, żeby zminimalizować czynsz. Urządzimy je w pomieszczeniach w głębi budynku. Wprawdzie nie będzie jakiejś superatrakcyjnej witryny od ulicy, ale co z tego. Liczy się to, co jest wewnątrz i ludzie, którzy w takiej klinice pracują. Myślę, że rozpuszczenie wici powinno pomóc – powiedziała pewnym siebie głosem.
– Ile miałaś na myśli mówiąc kilka naraz? – zapytała niespokojnie Kelly.
– No cóż, jest nas osiem, więc proponuję, żeby klinik też było osiem.
– O, nie – odezwały się jednocześnie Rose i Helen. – My musimy być razem. Dlaczego nie możemy mieć siedmiu klinik?
"Kochana Emily" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kochana Emily". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kochana Emily" друзьям в соцсетях.