– Uwielbiam jajka na boczku. I już od bardzo dawna tego nie jadłam. Zawsze maczam grzankę w płynnym żółtku, a potem jeszcze w kawie.
– Ja też. Matka ciągle mi przypominała, że w restauracji nie powinienem tak robić, ale kiedy już byłem na tyle dorosły, żeby jadać na mieście sam, zauważyłem, że wszyscy jedzą tak jak ja. W smażonych jajkach najbardziej lubię żółtka, a w gotowanych na twardo białka; żółtka wyrzucam.
– No popatrz, ja też – odparła Emily wsiadając do samochodu. – Masz w domu suszarkę?
– Jasne. Mój syn używa jej ilekroć do mnie przyjeżdża. Staram się, żeby w moim mieszkaniu miał dom, taki sam jak ma u matki. Urządziłem mu jego własny pokój, w którym trzyma swoje rzeczy i ma swój telewizor. Dzieci bardzo przeżywają rozwód rodziców. Ciesz się, że nie miałaś tego problemu. To znaczy… nie chciałem powiedzieć, że…
– Wiem, co miałeś na myśli – odparła Emily. – A czy ty bardzo go przeżyłeś?
– Owszem, ale trzeba jakoś dalej żyć, bo nic innego człowiekowi nie pozostaje. Nie należy oglądać się za siebie. Sam się o tym przekonałem i wiele mnie to kosztowało. Teraz jest już dużo lepiej. Cieszę się każdym porankiem, kiedy się budzę, oczekuję tego, co przyniesie mi dzień i wyglądam wieczoru, gdy mogę porozmawiać z synem. Od czasu do czasu ogarnia mnie poczucie osamotnienia, ale zdarza się to już bardzo rzadko. Mam obecnie własne życie, podobnie zresztą jak ty. Bo najważniejsze, to iść do przodu. Niektórzy ludzie nigdy nie przyjmują do wiadomości tej prostej prawdy. Jeden z moich przyjaciół za nic nie chce zapomnieć o przeszłości. Jego żona puściła go z torbami; to ona dostała wszystko. A on bez przerwy ją nęka jak tylko może i poświęca na to tyle czasu i energii, że właściwie nie żyje, a wegetuje. Nie dalej jak dwa tygodnie temu poprzecinał jej opony w samochodzie i zrobił to w środku nocy. Miesiąc temu schował się w krzakach i obrzucił frontowe drzwi jej domu zgniłymi owocami i warzywami, które gromadził na tę okazję przez kilka tygodni. Zwykle ktoś go na tym przyłapuje i ona musi z nim rozmawiać. Nie chce wnosić przeciw niemu skarg, więc on nie przestaje jej dokuczać. No i powiedz sama, jaki w tym sens? Ta kobieta ma narzeczonego i za kilka miesięcy zamierzają się pobrać. Ona chce wyjechać do innego stanu, żeby być jak najdalej od swego byłego, a on próbuje jej w tym przeszkodzić jakimiś prawnymi sztuczkami.
– Cóż on pocznie, gdy jego żona rzeczywiście się wyprowadzi?
– Po pierwsze są rozwiedzeni, więc ona nie jest już jego żoną. A kiedy wyjdzie za mąż i wyjedzie, on stanie oko w oko z brutalną rzeczywistością.
– Bądź wtedy przy nim, Ben. Ja bardzo długo byłam sama. Dobrze wiem, co ten facet czuje. Być odrzuconym… to bardzo poniżające. Człowiek ma ochotę zapaść się pod ziemię.
– No i jesteśmy na miejscu – oznajmił Ben zatrzymując się na swoim miejscu na parkingu. – Kiedy kupowałem to mieszkanie, miałem do wyboru – garaż albo kominek. Wybrałem to drugie. Mój syn jest harcerzem i uwielbia rozpalać ogniska. Zimą robimy sobie duży ogień, opowiadamy przy nim historie o duchach i opiekamy słodkie bułeczki. Często robię też popcorn. Mam do tego odpowiednią maszynkę, którą stawia się nad paleniskiem. Jest wtedy wspaniale!
Emily pomyślała, że naprawdę lubi Bena i już prawie miała go zapytać czy kiedykolwiek kochał się z kobietą przed tym kominkiem, ale ugryzła się w język i powiedziała:
– Strasznie mi zimno.
– Będziesz miała na przyszłość nauczkę, żeby nie chodzić po deszczu i nie wskakiwać do kałuż – odrzekł Ben śmiejąc się i otworzywszy drzwi wejściowe zapalił zaraz światło. – Na górze po lewej jest pokój mojego syna. Jest tam także łazienka. A w holu, w szafce obok łazienki, znajdziesz szlafrok. Znieś na dół swoje ubranie, to je wysuszę.
– A ty?
– W pralni mam ubranie na zmianę. Ale najpierw musisz zobaczyć, jak się wystroiłem na tę randkę – powiedział rozchylając marynarkę, pod którą widać było pulower naciągnięty na elegancką białą koszulę. Sztruksowe spodnie miały ostre kanty, ale dół nogawek był przemoczony. Skapywała z nich woda wprost na beżowy dywan.
– Zgodnie z poleceniem, obejrzałam – oznajmiła Emily i ruszyła po schodach w górę.
Dopiero kiedy przebrała się w jeden z ciepłych szlafroków Bena, zaczęła się rozglądać po pokoju jego syna. Szlafrok pachniał Benem, a pokój wydał jej się cudowny; dużo w nim było jasnych barw i sprzętu sportowego. Na jednej z białych półek stała kolumna żołnierzyków – zniszczonych już i wysłużonych, a obok piętrzyły się pluszowe misie równie zniszczone i wysłużone. W rogu czekała na chłopca rękawica baseballowa, kij i koszyk piłek. Tuż przy łóżku stała nocna lampka, której podstawka zrobiona była z prawdziwej piłki futbolowej. Piłka była już stara, najwyraźniej pamiętała jeszcze młodość Bena. Emily dotknęła jej skórzanej powierzchni i zauważyła, że postrzępione nitki powleczone są jakimś lakierem. Obok szafy stały sanki z napisem „Flexible Flyer”, w którym litera „y” była już niemal zupełnie wytarta. Prawdopodobnie te sanki należały kiedyś do Bena, a on przechował je dla swego syna. Emily była pewna, że Ben jest wspaniałym ojcem. Przestrzeń pod obydwoma oknami zajmowały półki wypełnione rozmaitymi książkami, jakie zazwyczaj czytają chłopcy; były więc tam „Przygody Hucka Finna”, historyjki o bliźniakach Bobbsey i Hardy Boys. Niemal wszystkie liczyły sobie już sporo lat, były wielokrotnie kartkowane, a strony miały żółtawe. Pomiędzy te stare wciśnięto nowe lektury, głównie opowieści przygodowe. Całą dolną półkę szczelnie wypełniały książki o sporcie, pociągach i samolotach, a także zeszyty z rozmaitymi zagadkami. Obok nich leżała sznurkowa torba. Na wprost łóżka stało biurko i obrotowe krzesełko. Po obu stronach blatu ustawiono kubki z ołówkami, z których żaden nie miał już gumki, a wszystkie tkwiły w pojemniczkach prosto, niczym żołnierze na warcie. Na środku przykrywającego biurko porysowanego brystolu leżały bloki i koło-notatniki. Emily odwróciła się w stronę łóżka i ugniotła jednoosobowy materac. Był dość twardy, ale wygodny. Podobała jej się bawełniana narzuta zadrukowana baseballistami w rozmaitych pozycjach oraz doskonale do niej pasujące zasłony w oknach.
– Wszystko w porządku, Emily?
Nawet nie usłyszała, że Ben wszedł na górę.
– Gotowa jestem się założyć, że Ted uwielbia ten pokój – powiedziała przyciszonym głosem. – Jest przepiękny. Sam go urządziłeś?
– Wspólnie z Tedem. Kiedy się tu sprowadziłem, byłem zupełnie spłukany. Przez jakiś czas właściwie nawet się nie rozpakowywałem, ale sąd orzekł, że jeśli chcę zapraszać Teda, to muszę zapewnić mu pokój z jego własnymi rzeczami, więc przeniosłem tu cały swój dobytek, który przechowywałem u rodziców. Wszystko to mianowicie, czego moja żona nie chciała. Zapytałem Teda, czy chciałby skorzystać z niektórych moich starych sprzętów, a jemu bardzo spodobał się ten pomysł i w ten sposób zaczęliśmy urządzać jego pokój. On ogromnie lubi tu przychodzić; zawsze z niecierpliwością wygląda wizyt u mnie. Wydaje mi się, że to wnętrze wygląda radośnie, nie sądzisz?
– O tak, zgadzam się z tobą. Żałuję, że nigdy… Ian zaangażował dekoratora, który sam zajął się naszym domem… Ja nawet… ale nieważne, to już przeszłość. Powiedz lepiej, co z naszą kolacją?
W odpowiedzi Ben roześmiał się.
– Czekam, aż zrobisz grzanki. Rozpuściłem ci już masło. Ale mam tylko dżem, a nie galaretkę. Odpowiada ci?
– Uwielbiam dżem. Natomiast nie cierpię, kiedy galaretka ślizga mi się po całej grzance.
– To tak jak ja – odparł zadowolony Ben. – A jaki lubisz bekon?
– Dobrze wysmażony, chrupki i przecięty na pół. Cztery kawałki dla mnie.
– Jesteś moją bratnią duszą. A jajka, jakie mają być?
– Bardzo luźne; chcę, żeby żółtka były naprawdę płynne. I chyba zjem trzy.
Ben roześmiał się głośno.
– Emily, twoje wyczucie smaku jest bez zarzutu. Jak widzisz, naszykowałem już osiem plasterków bekonu i sześć jajek. I po trzy tosty dla każdego, pasuje ci?
– Uhu. A będzie jakiś deser? Po takim posiłku lubię zjeść coś słodkiego. Zwykle raczę się mandarynkami z puszki.
– Jezu Chryste – krzyknął Ben otwierając szafkę nad zlewem, w której stało dziewięć puszek z mandarynkami. – Ja sam zjem całą puszkę.
– Ja też – stwierdziła Emily.
Przez chwilę wpatrywali się w siebie oczami pełnymi zdumienia. Emily pierwsza odwróciła wzrok, czując że czerwieni jej się szyja. Kolację pochłonęli niemal, jakby od dawna nic nie jedli, i skończyli w tym samym czasie. Mandarynki wyjedli prosto z puszek, a potem obydwoje wypili z nich sok.
– Nie będziemy teraz zmywać. Jutro muszę wcześnie wstać, żeby pojechać po Teda, więc mogę rano się tym zająć.
– To najwspanialsza rzecz, jaką kiedykolwiek od ciebie usłyszałam – oznajmiła Emily, po czym wstała z krzesła i skierowała się wprost do salonu. Ben poszedł za nią niosąc tacę ze świeżą kawą i butelką brandy. Ustawił wszystko na stoliku. – Ty nalej, a ja zapalę tę sztuczną kłodę. Jedną czy dwie?
– Dwie – odrzekła chichocząc. – Lubię duże ogniska. Nie używasz drewna?
– Muszę dopiero kupić. Pewnie jutro pojedziemy po nie z Tedem do supermarketu. Wiesz, że można kupić drewno w wiązkach po trzy dolary za sztukę?
– Nie, nie wiedziałam. Ale jak będziesz potrzebował opału za darmo, to przyjedź do mnie. Za garażem leży chyba tona drewna.
Ben usiadł obok Emily i oparł stopy o okrągły stoliczek. Ona zrobiła to samo. Słyszeli, jak na zewnątrz deszcz uderza o szyby.
– Lubisz letnie burze – no wiesz, takie z piorunami i błyskawicami? – spytała.
– Pewnie. Nic tak nie odświeża powietrza jak burza. Lubię ją oglądać przez okno. W domu moich rodziców była kiedyś oszklona weranda i często siadywałem tam na huśtawce i patrzyłem na burzę dopóki się nie skończyła. Matka bardzo się wtedy denerwowała. Ted także lubi burze. Pod wieloma względami jest do mnie bardzo podobny. A ty oglądasz pioruny i błyskawice?
– Też wyglądam wówczas przez okno. Ale zwykle zaczynam czuć się lepiej, kiedy burza już się skończy, choć nie wiem dlaczego. Obecnie wdzięczna jestem losowi niemal za wszystko, co poprawia mi samopoczucie – powiedziała z zadumą w głosie Emily.
– Jak to, na przykład? – spytał Ben pochylając się w jej stronę i całując ją lekko w usta.
Emily uśmiechnęła się.
– Tak, na przykład to – odrzekła.
– Mogę zrobić to jeszcze raz, jeśli sprawia ci przyjemność.
– Owszem, sprawia. Tym razem uśmiechnęła się szerzej. – Może lepiej przestańmy, zanim…
– Nie. Wtedy było wtedy, a teraz jest teraz. A może umówimy się, że co będzie to będzie i żadne z nas nie ma wobec drugiego zobowiązań? Muszę to sobie dobrze wbić do głowy.
– Jeśli zaczniemy na ten temat dyskutować, to możliwe, że nigdy nie przestaniemy, ale dobrze, możemy się tak umówić.
Ben objął Emily i przytulił. W jednej chwili przylgnęła do niego całując go mocno i zapamiętale, a jej ręce gorączkowo błądziły po całym jego ciele. Nagle odsunął się od niej; trudno mu było złapać oddech.
– Hej, Emily, o co chodzi?
– Ciii – szepnęła. – Wiem, że tego chcesz, więc zamierzam ci to dać.
– Nie chcę!
W świadomości Emily te słowa zabrzmiały jak uderzenie pioruna. Zamrugała oczami ze zdziwienia i z wyrazem kompletnego ogłupienia na twarzy cofnęła się. Potrząsnęła energicznie głową próbując rozjaśnić myśli.
– Nie? Czy to właśnie powiedziałeś?
– Zgadza się. Posłuchaj, Emily… może nie mam racji, ale odnoszę wrażenie że wyobrażasz sobie, iż jestem kimś innym… może twoim mężem. Lubię namiętny seks, tak samo jak każdy inny człowiek, i lubię dawać, jak też i brać, ale przy tobie nie mam nawet szansy cokolwiek ci dać. Nie jestem twoim mężem, Emily. Jestem Ben. Chcę się z tobą kochać, ale nie chcę cię gwałcić i nie chcę, żebyś ty gwałciła mnie. Do kochania potrzeba dwojga. A w tym pokoju jest o jednego faceta za dużo i jeśli on nie odejdzie, to nie mamy szans.
Upokorzona Emily oblała się rumieńcem i unikając wzroku Bena zaczęła otulać się szlafrokiem.
– Ja… czy mógłbyś zamówić mi taksówkę? Moje ubranie na pewno już wyschło.
Miała wrażenie, że język urósł jej do kolosalnych rozmiarów. Nigdy w życiu nie czuła się taka zawstydzona.
– Emily…
W ustach czuła kompletną suchość. Musiała się jakoś bronić. Ale jak? Jak miała to zrobić?
– Emily…
Zerwała się z miejsca i ruszyła w stronę schodów, zapominając że ubranie suszy się na dole w pralni. Uświadomiwszy to sobie zawróciła i zbiegła ze schodów; po twarzy spływały jej łzy. Nie chciała nawet spojrzeć na człowieka, który tak ją upokorzył. Cóż właściwie ona zrobiła, że Ben tak zareagował? Że chciała być stroną aktywną? A czyż kobiety nie miały od czasu do czasu tego właśnie robić? We wszystkich eleganckich magazynach pisano, że kobieta powinna pokazać swemu partnerowi czy kochankowi, co sprawia jej przyjemność. Czyżby autorzy tych artykułów mieli na myśli słowa, a nie czyny? Najwyraźniej nie wszystko z nich zrozumiała.
"Kochana Emily" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kochana Emily". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kochana Emily" друзьям в соцсетях.