Państwo Thornowie z zapałem rozpoczęli swoje nowe wspólne życie. Atlanta w stanie Georgia znajdowała się wystarczająco daleko od New Jersey, by ani Emily, ani Ian nie musieli zawracać sobie głowy odwiedzinami rodziny, Ian uczęszczał na zajęcia w Akademii Medycznej Emory, a Emily znalazła pracę w podrzędnej restauracji o nazwie „Sassy Sallie’s”.
Tak więc Ian studiował, a jego żona pracowała. Monotonię ich życia przerywały jedynie wolne dni Iana, ale tych było niewiele i trafiały się rzadko. Emily zaczęła nawet pracować na dwie zmiany, po to tylko, żeby nie siedzieć sama w ciasnym mieszkanku, które nazywali swoim domem. Obydwoje jednak jakoś dawali sobie radę w przeciwieństwie do wielu innych małżeństw, które nie wytrzymywały długich rozstań, nie kończącej się pracy i braku towarzystwa. Trzy pary rozpadły się, bo żony złożyły pozew o rozwód. Za każdym razem, kiedy Ian opowiadał jej o czyimś rozwodzie i w jego oczach pojawiała się obawa, Emily jeszcze bardziej się starała i ciężej pracowała. – Nas to nie spotka, Ianie, przysięgam, że nie. – Wciąż i wciąż od nowa zapewniała męża, że ich małżeństwo jest inne, tym bardziej że, gdy się pobierali, oboje wiedzieli, co ich czeka. – Chcę, żeby ci się udało, żeby spełniło się twoje marzenie, a potem ja zabiorę się za siebie. – Zawsze, gdy to mówiła, Ian się uśmiechał. Ten uśmiech i ciepłe spojrzenie jego oczu były dla Emily siłą napędową. Aż do dnia, w którym zachorowała.
– Emily, przecież ty ledwie trzymasz się na nogach – zauważyła delikatnie Carrie, hostessa z nocnej zmiany. – Obserwuję cię od wczoraj. Idź lepiej do domu i połóż się do łóżka. W końcu tylko ty jeszcze nie chorowałaś na grypę, więc pewnie przyszła na ciebie kolej. Sallie na pewno nie będzie miała nic przeciw temu. Jesteś najlepszą kelnerką, jaką kiedykolwiek miała, więc nie zechce cię stracić. Masz czerwone policzki i założę się, że również gorączkę. Ubierz się i idź do domu. Nie ma wielkiego ruchu, a zostając do końca zmiany zarobiłabyś nie więcej jak dziesięć dolców. Ci faceci popijający w rogu nie należą do rozrzutnych. No już, nic nie mów, tylko idź do domu. Zadzwoń jutro, żeby powiedzieć jak się czujesz. I nie przejmuj się, jeśli nie będziesz w stanie przyjść. Sallie ma rezerwowych kelnerów na porę śniadaniową.
Emily westchnęła.
– Chyba masz rację. Wytłumacz mnie przed Sallie, dobrze?
Kiedy Emily dotarła do mieszkania, całym jej ciałem wstrząsały dreszcze. Zrobiła herbatę, ale upiła jej tylko trochę. Połknęła cztery tabletki aspiryny, wciągnęła na siebie ciepłą flanelową koszulę i położyła się do łóżka nakrywając się czterema kocami. Kiedy już prawie zasypiała, przy- pomniała sobie, że Carrie wsunęła jej do torebki zdjętą z półki baru butelkę brandy. Pomyślała, że przydałoby jej się teraz kilka łyków.
Zupełnie wyczerpana, zasnęła.
Budzik rozdzwonił się o wpół do piątej. Emily z trudem wyciągnęła rękę, żeby go wyłączyć i dać Ianowi pospać jeszcze godzinkę. Zwykle sama go budziła, gdy była już gotowa do wyjścia. A co więcej, podawała mu przy tym filiżankę porannej kawy.
Kiedy tym razem ręka odmówiła posłuszeństwa i nie zdołała jej wyciągnąć, Emily zrozumiała, że jest bardzo chora. Jakakolwiek była to choroba, dopadła ją w ciągu ostatnich dwóch dni. Teraz Emily poczuła, że bolą ją uszy i gardło, a oczy tak silnie łzawią, iż ledwie może odczytać godzinę na zegarze. Spróbowała się poruszyć, lecz było jej tak zimno, że aż szczękała zębami. Czyżby miała grypę? Ale któż choruje na grypę w maju? Chyba tylko ona.
– Ianie, obudź się. Jestem chora.
Ian mruknął coś pod nosem i odsunął się od niej. Pozbawiona bliskości jego ciała, poczuła się jeszcze bardziej zmarznięta. Zęby wciąż jej szczękały.
– Ianie, obudź się. Musisz zadzwonić do mojej szefowej i powiedzieć, że nie przyjdę dziś do pracy. Ian w jednej chwili usiadł na łóżku.
– Która godzina? O Boże, za piętnaście piąta. Spóźnisz się do pracy, Emily.
– Jestem chora, Ianie – wykrztusiła Emily. – O Boże, w ogóle nie mogę się rozgrzać i chyba mam gorączkę. Możesz mi podać aspirynę?
– Chryste Panie, Emily, jesteś cała rozpalona.
– Czułam, jak mnie powoli rozkłada. Już od dwóch dni łykam aspirynę.
– To właśnie cała ty; chcesz się leczyć sama. Ta cholerna grypa rozłoży cię na dwa tygodnie. Stracimy twoje dziesięciodniowe zarobki. Zachowałaś się idiotycznie, Emily.
Dziewczyna wtuliła twarz w poduszkę. Czyż to była jej wina, że zachorowała? Pewnie tak. Wszytkiemu była winna właśnie ona. Ian miał rację – niemądrze postąpiła próbując leczyć się sama po to tylko, żeby zaoszczędzić dziesięć dolarów.
– Przepraszam – powiedziała. – Byłam głupia. Nie gniewaj się na mnie.
– Nie gniewam się na ciebie. No masz, włóż tę grubą bluzę i wełniane skarpety. Zapytam gospodarza, czy ma jakiś przenośny grzejnik. Kaloryfery wyłączyli w zeszłym tygodniu. Teraz działa tylko klimatyzacja. Więcej koców już chyba nie mamy, prawda? – Emily potrząsnęła przecząco głową. – Zrobię ci trochę grogu. Może się wypocisz. Potrzebujesz czegoś jeszcze?
– Zadzwoń do Sallie.
– A tak. Zadzwonię. Zostanę dzisiaj przy tobie – oznajmił zmartwiony. – Ale przecież ty nigdy nie chorujesz, Emily. Przez te wszystkie lata, odkąd się znamy, tylko raz byłaś przeziębiona. – Zmierzył jej temperaturę, po czym popatrzył na nią zdziwiony. – O Boże, Emily, masz trzydzieści dziewięć stopni. Wezwę lekarza.
– Nie. Przecież ty już prawie jesteś lekarzem. Po prostu zaopiekuj się mną. Na grypę i tak nie można nic poradzić i sam dobrze o tym wiesz. Trzeba leżeć, dużo pić i łykać aspirynę, żeby zbić gorączkę. Zaufaj mi, Ianie. Nie dzwoń po lekarza.
Jedyne, o czym Emily mogła teraz myśleć, to była strata dziesięciodniowych zarobków.
– No dobrze, jeszcze zaczekam, lecz jeśli temperatura nie spadnie, wezwę doktora – zagroził Ian. – A teraz zupa – mamy jakąś w puszce? Kupię kilka sztuk, gdy wyjdę do sklepu. I miałem przyrządzić ci gorący grog. Jest chyba brandy, prawda? A sobie zrobię kawę i tosty. Może ty też chcesz?
– Ianie, idź na zajęcia. Tylko zadzwoń do mnie w ciągu dnia.
– Nie ma mowy. Zostanę przy tobie.
Około południa gorączka spadła o jeden stopień, a Ian po raz trzeci natarł żonę alkoholem, zużywając wszystko, co było w butelce. Emily piła drugą szklankę grogu, gdy Ian oznajmił, że wychodzi do sklepu po alkohol i aspirynę. Oczy niemal same jej się zamykały.
– Przyrzeknij, że nie zadzwonisz po doktora. Czuję się już lepiej, naprawdę. A do wieczora gorączka pewnie mi spadnie. Mówię poważnie, Ianie.
– Emily, jakiż będzie ze mnie lekarz, jeśli będę słuchał ciebie? Tobie jest potrzebny wykwalifikowany specjalista. Ja oferuję ci leczenie domowymi sposobami i to w najgorszym wydaniu.
– Ty sam jesteś dla mnie najlepszym lekarstwem. Musisz mi obiecać – wykrztusiła. – Przecież i tak czekają cię wydatki w aptece. A ja czuję się lepiej. Po prostu trzeba przez to przejść.
Minęły trzy dni, zanim Emily pozbyła się uczucia ciągłego zimna, gorączki i przestała się pocić. Ból w gardle nie był już tak dotkliwy, a dzięki kuracji kupionymi w aptece kroplami uszy też przestały ją boleć. Grog i aspiryna zrobiły wreszcie swoje albo, jak to ujęła Emily, grypa wkroczyła w kolejne stadium. W każdym razie chora ciągle piła płyny, które wmuszał w nią Ian czuwający cały czas przy jej łóżku.
– Wyglądasz gorzej niż ja się czuję – szepnęła Emily, kiedy czwartego dnia przebudziła się z drzemki.
– Rzeczywiście, czuję się okropnie – wyznał cicho Ian. – Od spania w fotelu mam ciągły skurcz w karku. Pewnie nie uwierzysz, jak ci powiem, ale prasowałem dzisiaj.
– To świetnie, możesz przejąć ode mnie tę robotę – zażartowała. – Ianie, dziś jest taka ładna pogoda; otwórz okno i wpuść trochę świeżego powietrza. Nie chcę, żebyś zaraził się ode mnie.
– Chyba już trochę za późno, żeby się o to martwić – stwierdził Ian szarpiąc się z oknem. W końcu udało mu się je otworzyć. – Jeśli dasz sobie radę sama, to jutro pójdę na zajęcia. Ale musisz mi obiecać, że nie będziesz wstawać z łóżka.
Emily przytaknęła skinieniem głowy.
– Nic mi nie będzie. Jak sądzisz, duże masz zaległości?
– Dam sobie radę.
– Przykro mi, Ianie. Doceniam to, co dla mnie zrobiłeś.
– Byłaś bardzo chora. Ale ostatni raz cię posłuchałem. Bardzo mnie męczyła twoja głupota i to, że również ja okazałem się na tyle głupi, by być ci posłusznym. W końcu ja wiem lepiej.
A to znaczyło, że głupia jest Emily. Przecież ona nie wiedziała lepiej.
– Przepraszam cię, Ianie – powtórzyła.
– Emily, bardzo się o ciebie martwiłem. Czułem się taki… taki bezradny patrząc, jak leżysz. Kocham cię – dodał burkliwie. – A co do prasowania, to nie biorę tego na siebie. Masz ochotę na jajecznicę?
– Brzmi smakowicie. Ale bez tostów. Gardło wciąż mnie boli.
– Może chcesz jeszcze grogu?
– Chyba już wpadłam w nałóg – uśmiechnęła się. – Kocham cię, Ianie, całym sercem.
– Moje serce odwzajemnia to uczucie.
Emily podciągnęła się na poduszki. Wiedziała, że nic nie dzieje się bez powodu. Zachorowała, a wtedy Ian uświadomił sobie, jak bardzo ją kocha. Opiekował się nią odkładając swoje zajęcia na kilka dni. – Dzięki ci, Boże – szeptała Emily – za to, że dałeś mi takiego dobrego, wspaniałego męża. Ale gdzieś w głębi duszy jakiś głos krzyczał – ty idiotko, ty głupia.
Tylko czas mógł pokazać, czy rzeczywiście była głupia, czy nie.
Ian miał rację, pomyślała Emily wychodząc spod prysznica. Ledwie zauważyła, kiedy minęły ostatnie trzy lata pełne znoju i zmęczenia. Czy to rzeczywiście możliwe, że wkrótce mieli obchodzić trzecią rocznicę ślubu? Emily marzyła się z tej okazji długa, gorąca kąpiel i relaksujący masaż, jaki Ian czasami jej robił, i właściwie była to jedyna rzecz, jakiej pragnęła. Chciała zjeść dobrą kolację z lampką wina, a potem namiętnie kochać się z mężem. Zamiast tego czekało ją uczczenie rocznicy w restauracji. Długą relaksującą kąpiel zastąpił szybki prysznic, a na kolację miała być chińszczyzna i piwo, które musieli zabrać ze sobą. Emily kupiła jednak na tę okazję nową sukienkę, w której, według Iana, wyglądała jak jego własna wspaniała tęcza. Suknia była śliczna – Emily podobał się kolor, lecz fason, jej zdaniem, nie był zbyt udany. W dodatku nie miała do niej odpowiednich butów.
Ale najważniejsze, że długie lata studiów i poświęceń wreszcie się skończyły. Teraz życie miało nabrać rozpędu. Emily będzie w końcu mogła rzucić pracę, urodzić dziecko i być może zacząć własne studia. Tym razem przyszła kolej na nią. Jutro miał się rozpocząć pierwszy prawdziwy dzień jej wspólnego życia z Ianem. Jutro po południu zamierzała zapisać się na uczelnię, na semestr jesienny.
Przyłapała się na tym, że uśmiecha się do siebie. W wieku trzydziestu jeden lat nie jest jeszcze za późno na wznowienie edukacji, pomyślała. Postanowiła, że następnego ranka dłużej sobie pośpi, a potem wstąpi do restauracji „Sassy Sallie’s”, powiedzieć że odchodzi. – Dzięki ci, Boże, że zesłałeś mi wreszcie ten dzień – mruknęła pod nosem.
Przeszła do sypialni i włożyła sukienkę, po czym zabrała się do malowania paznokci u nóg. Kończyła właśnie mały palec, kiedy wrócił Ian. Chwycił ją w ramiona i zaczął kręcić się z nią dookoła, a potem tak długo ją całował, że Emily miała wrażenie, iż za chwilę udusi się z braku powietrza.
– No, powiedz sama, czy wciąż nie przypominamy nowożeńców? – krzyczał uradowany.
– Jesteśmy nowożeńcami, oczywiście, że tak – odpowiedziała ze śmiechem. – Przyszedłeś o całe pół godziny wcześniej.
– Bo w końcu powiedziałem temu staremu draniowi, że dzisiaj jest moja rocznica ślubu i moja żona mnie potrzebuje. Szkoda, że częściej tego nie robiłem. Chyba nie masz mi za złe, prawda?
– Oczywiście, że nie. Naprawdę sądzisz, że mogłabym wypominać ci te wszystkie święta, urodziny i dwie poprzednie rocznice, podczas których cię nie było? I te weekendy, kiedy musiałeś zastępować kolegów? Nic z tych rzeczy! Zresztą, to wszystko mamy już za sobą. Musimy porozmawiać, Ianie, naprawdę musimy pomówić o naszej przyszłości.
– Wiem. Dziś przy kolacji. Idziemy do… no, zgadnij gdzie?
– Do „Chińskiego Ogrodu”.
– Pudło. Wybieramy się do, no, przygotuj się… do „Adolpho’s”. Już w ubiegłym tygodniu zarezerwowałem tam stolik. Nieważne, ile to będzie kosztować. Kelnerzy będą nam nadskakiwać i wypijemy szampana. To dla ciebie. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze, i nadszedł czas, kiedy zamierzam ci to ofiarować. Posłuchaj, kochanie, wiem, że zapłacimy pieniędzmi, które ty zarobiłaś, ale na razie nie mam nawet złamanego szeląga. Za to jutro będzie początkiem zmian. Powiedz, że nie masz nic przeciw temu, mój skarbie.
Emily uważnie wpatrywała się w męża. Nie zmienił się na jotę odkąd się pobrali. Te oczy koloru letniego błękitnego nieba wciąż potrafiły ją omamić. Z trudem tłumiła w sobie chęć przeczesania dłonią jego włosów o barwie pszenicy, Ian nie lubił, kiedy go tak głaskała. W białej koszuli i krawacie wyglądał niewiarygodnie przystojnie. Jego twarzy nie znaczyła ani jedna zmarszczka, podczas gdy u żony było ich już kilka. Emily przypuszczała, że to dlatego, iż w młodości dużo się opalała. Ciekawe, że w jej oczach Ian wyglądał jak należy dopiero wtedy, gdy się uśmiechał. W tej chwili akurat sprawiał wrażenie zmartwionego, niczym chłopiec, który coś przeskrobał. I tylko ona była w stanie sprawić, by w miejsce troski pojawił się na jego twarzy uśmiech. Jeśli nawet dzisiejsza kolacja kosztować będzie tyle, ile dwie raty kredytu, to co z tego? Od czasu do czasu trzeba zrobić coś szalonego i nieobliczalnego, a dziś przecież obchodzili rocznicę ślubu.
"Kochana Emily" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kochana Emily". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kochana Emily" друзьям в соцсетях.