Zastanawiała się, czy starczy jej odwagi, by naruszyć ostatnie dziewięćdziesiąt tysięcy dolarów, jakie odłożyła na starość. W końcu powiedziała sobie, że może to zrobić. A właściwie nawet musi, bez względu na konsekwencje. Postanowiła przecież bez reszty zaangażować się w pracę nad sukcesem swojej firmy. Podobnie jak jej przyjaciółki.
Emily dopiła herbatę i zaparzyła sobie kolejną filiżankę. Zabrała się właśnie za drugiego papierosa, gdy przypomniał jej się film wideo nakręcony po tym, jak została obrabowana. W myśli znów usłyszała słowa Bena. Czy miał rację? Najprawdopodobniej tak. Ale jak miałaby zaprezentować światu taki film? Ben jako mężczyzna nie rozumiał co znaczy wstyd, poczucie winy i odrzucenia. On nie miał pojęcia co czuje kobieta mająca wałki tłuszczu, obwisłe piersi, grube, ocierające się o siebie uda i taki nadmiar ciała na pupie, że tworzyło duże fałdy w miejscu, gdzie kończyły się majtki. Ben nie mógł wiedzieć, jak przygarbią się sylwetka kobiety, gdy ma ona niskie poczucie własnej wartości i świadomość, że jest brzydka i tłusta. Ben widywał swoich klientów w ślicznych kostiumach i ładniutkich opaskach na głowach. A jeśli nawet pod spodem mieli nieco tłuszczu, to i co z tego. Ben go nie widział, więc nie zdawał sobie sprawy, co jej proponuje.
Emily wspomniała, że kiedyś Ian powiedział jej, iż jest śliczna jak motylek. Rozpłakała się na myśl o tym. Chwilę później zdenerwowała się na siebie, bo sądziła, że etap rozczulania się nad sobą dawno już zakończyła. – Nienawidzę cię, Ianie – powiedziała. – O Boże, żebyś wiedział, jak bardzo cię nienawidzę. Mam nadzieję, że te twoje cholerne białe koszule są mocno wygniecione. – Dopiła herbatę i energicznie wgniotła papierosa w popielniczkę. Przyszło jej do głowy, że skoro koleżanki nie wrócą do domu wcześniej jak za półtorej godziny, ma wystarczająco dużo czasu, żeby…
Chwilę później zdejmowała już kamerę i magnetowid z półki w szafie. Kolejną minutę czy dwie zajęło jej włączenie telewizora i uruchomienie sprzętu wideo. Z pilotem w dłoni usiadła na krześle. Na widok swej twarzy na ekranie skuliła się, lecz kiedy zobaczyła siebie ubraną jedynie w bieliznę, w oczach stanęły jej łzy. Przewinęła taśmę do początku i odtworzyła ponownie, a potem kolejne dwa razy. W końcu zatrzymała ją. Gdyby chciała, mogłaby teraz nagrać dalszy ciąg filmu. Byłaby to jakby druga część. Tylko, czy naprawdę tego chciała? Ależ skąd, o Boże, nie. Chociaż, dlaczego nie? W końcu najgorsze miała już za sobą. Część pierwszą można by zatytułować „przedtem”, a drugą „potem”. No, zaczynaj, Emily, popędziła samą siebie, pokaż się, niech wszyscy zobaczą, jak minione lata odbiły się na twojej twarzy. Zdejmij bluzę, żeby każdy mógł zobaczyć jak wyglądasz w różowym body. Niech obejrzą sobie zdeformowanego motylka. Bez względu na to, ile będzie cię to kosztować, jesteś w stanie to zrobić. I dla samej siebie, i dla innych – dla wszystkich, którzy zechcą obejrzeć tę kasetę. Na razie za darmo. – O mój Boże! -jęknęła. Wcisnęła przycisk „nagrywanie” i wróciła na krzesło.
– Nazywam się Emily Thorn – zaczęła. – Skoro oglądacie mnie teraz, widzieliście na pewno pierwszą część filmu, którą nakręciłam w bardzo nieszczęśliwym okresie swojego życia. Aż do dzisiejszego dnia brak mi było odwagi, czy jak niektórzy powiedzieliby charakteru, żeby go obejrzeć. Kiedyś, dawno temu, mój mąż powiedział, że jestem śliczna jak motylek. – Podeszła bliżej do kamery. – Teraz wcale nie wyglądam jak motylek, ani tak się nie czuję. Ale jestem zdrowa, mam dobrą kondycję, a piękno, jak wszystkim wiadomo, tkwi w oczach patrzącego. Łatwo powiedzieć, prawda? – Cofnęła się nieco. – Przyjrzyjcie mi się, drogie panie.
Emily obróciła się, zrobiła kilka głębokich skłonów i parę piruetów, a następnie położyła się na podłodze i wykonała kilkanaście szybkich pompek. – Widzicie? Teraz potrafię robić takie ćwiczenia. Jestem w dobrej formie i nie mam na sobie ani grama zbędnego tłuszczu. Mogę jeść, co tylko dusza zapragnie, o ile zachowuję w tym umiar.
Emily oblizała usta, a jednocześnie poczuła, że do oczu znów napływają jej łzy. – Jakieś pół godziny temu siedziałam w kuchni pijąc herbatę i paląc papierosa, czego akurat nie powinnam była robić, bo zasadniczo zerwałam już z nałogiem. Tak czy owak siedziałam i rozmyślałam o operacji plastycznej twarzy, której zamierzam się poddać po Bożym Narodzeniu. Uważałam, że decydując się na taki krok, inwestuję w siebie. Ale wiem już, że się oszukiwałam. Postanowiłam zrobić sobie ten lifting z czystej próżności. Chciałam znów stać się tą Emily Thorn, która była śliczna jak motylek. Zdałam sobie w końcu sprawę, że nie jestem motylem ani nigdy nim nie byłam. Jestem sobą – Emily Thorn. Nigdy nie istniały dwie Emily. W tej właśnie kwestii się pomyliłam, lecz tą wypowiedzią naprawiam błąd. Proszę, drogie panie, wytrzymajcie ze mną jeszcze chwilę, bo chciałabym przez moment się zastanowić i nakręcić trzecią część tego filmu.
Emily starała się uporządkować własne myśli. Jeśli Ben miał rację, to słowa, które teraz wypowie, będą miały kluczowe znaczenie i nie można tej mowy przećwiczyć. Musiała powiedzieć, co naprawdę sądzi i w co wierzy. Utkwiła wzrok w obiektywie kamery i zaczęła mówić:
– Pragnę myśleć o sobie jak o kimś, kto przeżył katastrofę. Wiele z was zapyta pewnie: „A cóż to ma wspólnego z dbałością o sprawność fizyczną”? Ja odzyskując kondycję zaczęłam normalnie żyć. Patrząc teraz wstecz widzę jasno, że połowę swego życia zmarnowałam. Mąż opuścił mnie, chociaż to dzięki mojej pracy ukończył studia medyczne. Nie zostałam całkowicie bez środków do życia. Miałam do dyspozycji trochę pieniędzy i dom o bardzo dużej hipotece, a poza tym została mi po nim nadwaga… trzydzieści jeden kilo mojego własnego tłuszczu. Szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że los zadbał o to, żebym miała wsparcie. Was wspierać będą moje koleżanki prowadzące kliniki Emily. Nieważne z jakiego powodu do nas przyjdziecie, my postaramy się wam pomóc. Nauczymy was, jakie ćwiczenia powinnyście wykonywać i kiedy, jak się odżywiać i jak dbać o własne ciało, żeby uzyskać pożądane rezultaty. Doradzimy każdej z was indywidualnie. My, kobiety, chcemy pomóc kobietom. Nie wiem kim jesteście, więc to wy musicie przyjść do nas. Nie marnujcie swego życia, nie trwońcie go. Żyjcie jego pełnią. Odważcie się być sobą. W tej chwili przerwę to nagranie i pojadę do jednej z naszych klinik, żeby pokazać wam, co tam robimy.
Emily wcisnęła przycisk „stop”. Postanowiła, że jutro rano zabierze kamerę ze sobą i poprosi Lenę albo którąś z koleżanek o pomoc w dokończeniu filmu. Czuła się kompletnie wyczerpana. Z pełną odpowiedzialnością mogła powiedzieć, iż rzeczywiście istnieje coś takiego jak tortury psychiczne. Ciekawe czy poddając się im spala się więcej kalorii?
Wszedłszy do kuchni, Emily popatrzyła na zegar. Pomyślała, że skoro i tak już siedzi w domu, to mogłaby ugotować obiad. Miała ochotę na kurczaka z rusztu z warzywami ugotowanymi na parze i doprawionymi cytryną i koperkiem. Do tego zamierzała przyrządzić pieczone ziemniaki oraz surówkę z sałaty i marchewki polaną miodowym sosem Dijon, a na deser niesłodzoną galaretkę truskawkową. Zdecydowała, że spryska kurczaka tylko odrobiną tłuszczu, a obiad i tak będzie bardzo pożywny, i to z deserem prawie bez cukru.
Emily bardziej cieszyła się towarzystwem koleżanek przy stole niż samym jedzeniem. Kiedyś żyła, aby jeść, a obecnie, podobnie jak jej współlokatorki, jadła aby żyć. Wyobraziła sobie, że wieczorem po kolacji zbiorą się w salonie, będą chrupać popcorn i popijać go ziołową herbatą.
Kiedy jednak nakrywała do stołu, w jej oczach malował się niepokój. Właśnie składała serwetki, gdy do drzwi zapukał Ben i wszedł sam nie czekając aż mu ktoś otworzy.
– Widzę, że zjawiłem się w samą porę. Czasami jednak udaje mi się wyczuć chwilę – zażartował.
– Zjesz z nami?
– Jeśli to zaproszenie, odpowiedź brzmi: tak.
– A co cię tu sprowadza o tej porze?
– Mam nowego klienta w Woodland. To tak blisko, że postanowiłem wpaść, żeby cię zobaczyć.
Wygląda wspaniale, przemknęło Emily przez głowę, gdy patrzyła na Bena. Nawet po całym dniu pracy, ubrany w dres, sprawiał wrażenie Mężczyzny z charakterem. Był przystojny, ale nie wymuskany – emanowała od niego raczej swoboda i przystępność. Ciało Emily przeszył jakiś dziwny dreszcz, którego dawno już nie doświadczyła.
– Cieszę się, że zajrzałeś – powiedziała ciepłym głosem. – Zastanawiałam się, czy zjesz ze mną kolację w najbliższą sobotę. Tym razem ja chciałabym cię zaprosić. Chyba że, twoim zdaniem, to nie wypada.
– Jeśli masz ochotę płacić, ja nie mam nic przeciw temu. Prawdę mówiąc, czuję się… mile połechtamy tym, że kobieta zaprasza mnie na randkę i chcę, żebyś wiedziała, iż jestem na tyle nowoczesnym facetem, żeby przyjąć takie zaproszenie i być za nie wdzięczny. Już się cieszę na ten wieczór. I możesz być pewna, że to wypada. – Roześmiał się od ucha do ucha. – Wydawało mi się, że miałaś mi przynieść rosołek z kurczaka, bo byłem przeziębiony.
– Niestety nie miałam kurczaka. A poza tym, to było dawno temu. Zresztą przypomniało mi się właśnie, że wspominałeś coś wtedy o zadzwonieniu do mnie w niedzielę, a nie zrobiłeś tego.
– Za bardzo byłem chory.
– Dokładnie taka sama wymówka jak ta moja z kurczakiem, nie sądzisz?
– Odpłacam pięknym za nadobne – odparł jowialnie.
– Wiele o tobie myślałam po… po tamtym wieczorze.
– Ja o tobie także, Emily. Właściwie to potrzebuję teraz być z ludźmi. Zbliżają się święta, a moja żona i jej nowy mąż wybierają się do Kalifornii, więc jestem trochę do niczego, jeśli rozumiesz co chcę przez to powiedzieć.
– Przykro mi, Ben. Nie przysługują ci prawa odwiedzin w czasie świąt czy może wymieniacie się – jednego roku ona a drugiego ty?
– Powinniśmy być z Tedem na zmianę, ale oni mają teraz coś w rodzaju opóźnionego miesiąca miodowego. Mogę za to zabrać Teda do siebie na kolejne dwa Boże Narodzenia. Jego matka zachowała się bardzo grzecznie, a Ted chciał z nimi jechać, więc co mogłem zrobić?
– Nie miałeś wyjścia. Ale możesz spędzić Boże Narodzenie z nami, jeśli tylko masz ochotę. Planujemy urządzić wspaniałą Wigilię, a następnego dnia spać do późna i zjeść potem wystawny obiad. W Wigilię oczywiście także przygotujemy obfitą kolację. Wiesz co, pojedź z nami w przyszłym tygodniu wybierać choinkę, albo może jeszcze w ten weekend. Niedziela byłaby w sam raz. Znam fantastyczną szkółkę niedaleko od trasy 130. Uwielbiam Boże Narodzenie. Mam mnóstwo ozdób i światełek.
Z zapartym tchem czekała na odpowiedź Bena.
– Bardzo chętnie. Przyniosę wino.
– Wino nie wystarczy. Musisz postarać się o prezenty. O całe torby upominków. Pamiętaj, że jest nas osiem – powiedziała mrugając okiem.
– Przyjąłem do wiadomości. Ma być wino i prezenty. Mam nadzieję, że będzie padać śnieg.
– Ja też. Zapowiadali opady na cały weekend. Pomyśl tylko, czyż nie byłoby wspaniale, gdyby w powietrzu fruwały białe płatki, akurat gdy będziemy wybierać drzewko? O Boże, byłabym strasznie szczęśliwa. O, dziewczyny wróciły do domu – stwierdziła obracając kurczaka na ruszcie.
– Jeśli chciałbyś mi pomóc, to możesz polać sałatkę sosem i wymieszać. Ja włożę jeszcze ziemniaki do kuchenki mikrofalowej i za jakieś piętnaście minut będzie jedzenie.
Kiedy już wszyscy razem siedzieli przy stole śmiejąc się i żartując, popychając i poszturchując, Emily pomyślała, że mieć w domu mężczyznę, również w kuchni, to zupełnie inne życie.
Przez cały czas ani razu nikt nie napomknął o interesach. Wspominali święta sprzed lat, rozmawiali o tym, jak będą wybierać choinkę, i – jak to Martina określiła – robić się na bóstwo przed wyjściem na pasterkę, jak będą rozpakowywać prezenty po powrocie z kościoła, wznosić toasty i jak wreszcie pójdą spać.
Emily oparła się wygodnie na krześle i obserwowała Bena i koleżanki. Przez wszystkie lata małżeństwa z Ianem ani razu nie było w ich domu przyjęcia, nigdy nie zapraszali gości. Raz czy dwa zjedli kolację na mieście wraz z kolegami Iana, ale potem Emily musiała przejść piekło. Mąż wypominał jej, że nie była odpowiednio ubrana lub nie błyszczała w towarzystwie, czy też nie brała udziału w rozmowie, a w końcu wymierzał jej najwyższą karę nie odzywając się do niej przez kilka dni, a czasem nawet tygodni. Teraz Emily siedziała uśmiechnięta i czuła się świetnie. Nareszcie naprawdę żyła.
– Rety, wszystko zjedzone – powiedziała Kelly zabierając się do sprzątania ze stołu. – Podoba mi się, kiedy ludzie mają apetyt.
– Jak mnie znowu zaprosicie, to będę jadł z takim samym apetytem. Umiem wprawdzie gotować, ale zwykle po prostu zjadam coś naprędce. A to była pożywna kolacja. Teraz rozumiem, dlaczego wszystkie się odchudzacie. Chętnie pomogę wam zmywać albo pójdę już sobie do domu
– oznajmił Ben.
– Ja pozmywam; dziś moja kolej – odparła Emily. – Ty możesz wycierać talerze.
"Kochana Emily" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kochana Emily". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kochana Emily" друзьям в соцсетях.