– Najwyraźniej miałyście przyjęcie – powiedziała przyciszonym głosem.
– Owszem. Prawdę mówiąc świętowałyśmy nie tylko z powodu walentynek. Zoe podpisała kontrakt z dużą firmą ubezpieczeniową w Raritan Center, a Martha z zakładem chemicznym w Middlesex Industrial Park. Ben natomiast miał sfinalizować umowę z tą nową firmą, która powstała za Foodtown. Zadzwonił nawet wieczorem i powiedział, że sprawa jest załatwiona. On też był zaproszony na kolację, ale przyjechała jego młodsza siostra, która studiuje w Tampa, i Ben zabrał ją i Teda do Poconos na narty. Nie zachowywałyśmy się wcale aż tak frywolnie jak… jak ci się wydawało, gdy się zjawiłaś – opowiadała Lena. I ton jej głosu, i wyraz oczu świadczyły o zmęczeniu.
– Usiądź, Emily. Naleję ci kawy – zachęcała cicho Kelly.
– Pewnie chciałabyś wiedzieć, kto… czyje samochody widziałaś na podjeździe. No cóż… Rose i ja zaprosiłyśmy dziewczyny na spóźniony bal noworoczny w klubie bliźniąt i… wprawdzie do klubu mogą należeć tylko bliźnięta, ale na bal możemy zapraszać gości… no wiesz. Wszyscy… świetnie się ze sobą zgadzali i przyszło też kilka nowych par, które przyprowadziły ze sobą kolejne pary bliźniaków, których nie znałyśmy, bo nie należały do klubu… i myślałyśmy… tak dobrze bawiłyśmy się w ich towarzystwie… wiem, że plotę trzy po trzy i sama nie wiem dlaczego – powiedziała Helen.
– Przez ciebie poczułyśmy się tak, jakbyśmy zrobiły coś złego – oświadczyła Lena chłodnym tonem. – Fakt, nie powinnyśmy iść spać zostawiając cały ten bałagan, lecz uzgodniłyśmy, że wcześniej wstaniemy i posprzątamy. Wypiłyśmy trochę za dużo wina. Jeśli w ten sposób zarobiłyśmy u ciebie krechę, to bardzo nam przykro.
– Nie wiedziałyśmy, że wrócisz wczoraj – podjęła Nancy. – Dlaczego się do nas nie przyłączyłaś, tylko poszłaś do siebie na górę? Myślę, że zachowałaś się nienormalnie, Emily. Dlaczego wzbudzasz w nas, a przynajmniej we mnie, poczucie, że robię coś podstępnego za twoimi plecami? Przecież my także tu mieszkamy. Powiedziałaś, że możemy przyjmować gości, chyba że miało się to odbywać wyłącznie podczas twojej obecności w domu?
A więc to była siostra Bena, myślała Emily. Od razu jej ulżyło. Wiedziała, że powinna teraz coś powiedzieć, dać koleżankom jakiś znak, że wszystko jest w porządku. Tyle że w porządku nie było. Nie mogła wykrztusić z siebie słowa i miała świadomość, że – jak mawiał Ian – gotowa jest w tej chwili samej sobie zrobić na złość, byle drugiemu dokuczyć. Znów dawała się ponieść swemu głupiemu uporowi. Wmawiała sobie, że nawet jeśli jej przyjaciółki spotkały tych mężczyzn niedawno i nie wywiązała się między nimi jakaś głębsza więź, to przecież prędzej czy później dojdzie do tego. A wówczas opuszczą ją jedna po drugiej. I zostanie sama. W końcu skinęła głową. Czuła się bardzo nieprzyjemnie, jakby juz nie należała do tego grona.
– Oczywiście, że macie prawo przyjmować gości. Gratuluję wam nowych sukcesów w pracy. Ja też załatwiłam parę kontraktów w Nowym Jorku. Dokumenty leżą w kopercie na szafce. Ciężko mi to powiedzieć, ale chyba już czas, żebyście poszukały sobie innego mieszkania i wyprowadziły się stąd. Nie możemy do końca życia bawić się w harcerki. Ja… zamierzam sprzedać ten dom i kupić mniejszy albo jakieś mieszkanko. Może gdzieś w Park Gate. Nie musicie się jednak spieszyć. Właściwie to w ogóle nie ma pośpiechu, więc szukajcie spokojnie.
Powiedziawszy to odstawiła kubek i wyszła z kuchni. Gdy znalazła się w swoim pokoju, bezpieczna i zamknięta w czterech ścianach, wtuliła twarz w poduszkę i rozpłakała się jak dziecko czkając i pociągając nosem. Nie przewidziała, że to, co zrobiła, zaboli aż tak bardzo. Przypuszczała, że jeśli sama będzie inicjatorką rozstania z przyjaciółkami, to cierpienie z tym związane okaże się łatwiejsze do zniesienia.
A wszystko z powodu głupiego przyjęcia. No cóż, nie mogła już cofnąć słów, które wypowiedziała. Nawet gdyby chciała, a przecież nie miała wcale takiego zamiaru. – Nie wahaj się, Emily, rób co masz do zrobienia, powiedziała sobie. Tylko co, do cholery, mam właściwie do zrobienia?
Muszę przestać opierać swoje szczęście na innych ludziach. Muszę ułożyć sobie własne życie. I zamknąć na zawsze ten jego rozdział, który już się skończył, a do którego należał również Ian. Dopiero wtedy będę mogła rozpocząć nowy etap. Po raz kolejny zresztą. – Ale czego ty właściwie pragniesz, Emily – pytała samą siebie.
Chcę… chcę być szczęśliwa, zadowolona, mieć kogoś, z kim mogłabym porozmawiać, podzielić się codziennymi przeżyciami, zarówno tymi złymi, jak i tymi dobrymi, kogoś, kto by mnie nie osądzał. Chwileczkę, upomniała siebie, a co ja przed chwilą zrobiłam? Nie tylko osądziłam swoje przyjaciółki, ale jeszcze wytoczyłam im proces i skazałam je. Nawet Bena. Wszystko zepsułam, pomyślała.
Chwilę później wyleciała z pokoju jak strzała i zaczęła zbiegać na dół skacząc po dwa schodki. Przemknęła przez pomieszczenia na dole wymijając stół po drodze i wpadła do kuchni. Zatrzymała się tak gwałtownie, że aż się poślizgnęła. Wszystkie jej przyjaciółki płakały. Ona sama zresztą także.
– Chciałam tylko powiedzieć, że nie mam nic przeciw temu, jeśli wolałybyście się wyprowadzić. Po prostu nie zniosłabym żegnania się siedem razy. Pomyślałam, że jeśli powiem wam wszystkim naraz, żebyście poszukały sobie innego mieszkania, to tylko raz będę cierpieć. Nie mogę wytrzymać… Wydawało mi się, że nie przeżyłabym tego powtórnie. Obserwowałam was przez okno, jak siedziałyście przy stole; każda z was kogoś miała i wiedziałam, po prostu wyczułam, że… – Na moment głos jej się załamał, lecz zaraz znów zaczęła mówić: – Popracuję nad sobą. Proszę, nie bądźcie na mnie złe. Zachowałam się jak idiotka. Kiedy wracałam do domu z prezentami, z nowymi kontraktami, z nową twarzą i piersiami, wyobrażałam sobie… chciałam, żebyśmy… ale teraz to już nie ma znaczenia. Byłam głupia i postąpiłam dokładnie tak samo jak wtedy, gdy byłam z Ianem. Miałam nadzieję, że wydoroślałam i zmądrzałam, ale emocjonalnie chyba wciąż jestem na poziomie przedszkolaka.
W jednej chwili wszystkie koleżanki zerwały się z miejsc i obstąpiły Emily oglądając jej twarz, dotykając skóry, to znów odsuwając się nieco, by, jak ujęła to Nancy, właściwie ocenić zarys biustu. A potem zaczęły mówić jedna przez drugą przekrzykując się; opowiadały o zaproszonych na przyjęcie bliźniakach, o tym, w czym każdy z nich mógł im pomóc, o interesach, o pogodzie, o domu i wszystkim, co tylko przyszło im do głowy. W sumie można by to streścić następująco: – Tęskniłyśmy za tobą, Emily. Bez ciebie nic nie było takie jak powinno.
– Ja także za wami tęskniłam – odrzekła Emily ocierając oczy. – Wczoraj wieczorem, kiedy zobaczyłam was ucztujące przy stole pojechałam do Bena, a drzwi otworzyła mi młodziutka dziewczyna. Udałam, że pomyliłam adres. Pomyślałam, że Ben postanowił dać sobie ze mną spokój. A potem poczułam się kompletnie przybita. Wybaczycie mi?
– Oczywiście. Czyż nie po to ma się rodzinę?
– Czy nad nami czuwa jakiś dobry duch, czy co? – zastanawiała się Emily uszczęśliwiona.
Chyba czuwa.
15
– Emily, wyjdziesz za mnie? – spytał Ben. – Oświadczam ci się już piętnasty raz w ciągu ostatnich dwóch lat. No jak, czy dzisiaj jest mój szczęśliwy dzień?
– Obawiam się, że nie, Ben. Ja się nie nadaję na żonę. Obydwoje dobrze o tym wiemy. Naprawdę, nie musisz troszczyć się o mój status. Lubię być niezależna. Gdybym za ciebie wyszła, zamęczyłabym cię swoją miłością. Taką już mam naturę. Lepiej niech zostanie tak jak jest. Przynajmniej mnie to bardziej odpowiada. A jeśli ty…
– Nie kończ, Emily. Nie chcę żadnej innej kobiety. Kocham cię, zawsze cię kochałem. Dobrze jest nam razem.
– I chcę, żeby tak zostało. Nie wiem dlaczego, ale ten papierek, który stwierdza, że jest się mężem i żoną, jakoś wszystko zmienia. Czy moglibyśmy porozmawiać o czymś innym?
– A o czym byś chciała?
– O mojej planowanej podróży do Los Angeles, żeby spotkać się z Ianem.
– A jest w tej sprawie coś do omówienia? Podjęłaś już decyzję, że chcesz pojechać, więc o czym mamy dyskutować?
– Chyba chciałabym usłyszeć twoją opinię.
– Pamiętaj, że to ja sugerowałem, iż powinnaś się z nim zobaczyć. Czy może coś innego cię męczy? Jeśli tak, to mów śmiało. Nie umiem czytać w myślach.
Emily uśmiechnęła się.
– Wyjeżdżam rano. Chcesz jechać ze mną?
– Nie. Ale będę na ciebie czekał, jak wrócisz.
– Ben, jesteś słodziutki, najcudowniejszy na świecie – powiedziała Emily tuląc się do niego.
– Nie jestem pewien, czy chcę być nazywany słodziutkim. Dlaczego nie powiesz o mnie męski albo przystojny? Muskularny też by mi się podobało.
– To wszystko też się do ciebie odnosi – odrzekła uśmiechając się. – Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i moich współlokatorek.
– Wierz mi, Emily, że to najwspanialsza rzecz, jaką kiedykolwiek od ciebie usłyszałem.
– Zamknij się już i kochaj się ze mną.
Ben zamilkł i wykonał polecenie.
Powiedzieć, że wyglądała dobrze, to mało; prezentowała się wspaniale. Jak kobieta, która zwraca uwagę i pobudza zmysły. Jak ta, która zamierza podbić męskie serca.
Kostium od Armaniego był doskonałym osiągnięciem sztuki krawieckiej, a i butom nie można było nic zarzucić, tym bardziej że podkreślały zalety nóg najlepiej jak można. Makijaż miała nieskazitelny, a włosy tak modnie uczesane, że mogłaby równać się z tymi kobietami, które znajdowały się na topie, jeśli chodzi o modę i elegancję.
Posługując się fałszywym nazwiskiem Ann Montgomery, Emily umówiła się na spotkanie z doktorem Ianem Thornem w Bayshore Clinic na godzinę trzecią po południu.
Tym, czego nie przewidziała i na co nie była przygotowana, była gromada ludzi protestujących przed kliniką, wymachujących domowej roboty transparentami i broszurami, które i jej usiłowali wcisnąć do ręki. Przeciskając się przez tłum, Emily odpychała podsuwane jej ulotki. Zastanawiała się, czy takie rzeczy zdarzają się tu codziennie, czy też po prostu miała pecha.
Gdy wreszcie dotarła do kliniki, zgłosiła się do recepcji. Dyżurna pielęgniarka podała jej formularz do wypełnienia, lecz Emily oświadczyła uśmiechając się: – Przyszłam w sprawie osobistej – i oddała jej druczek.
– Pan doktor czeka na panią – oznajmiła pielęgniarka pięć minut później. – Pierwsze drzwi na lewo.
Pokusa, by wziąć nogi za pas i uciec była tak silna, że aby jej się oprzeć Emily zacisnęła pięści i mocniej wbiła obcasy w dywan. Jednocześnie zaczerpnęła kilka głębokich oddechów. Starała się, żeby były naprawdę głębokie. Po chwili poczuła, że jest gotowa i ruszyła z miejsca pamiętając, żeby iść powoli i otwierać drzwi również bez najmniejszego śladu pośpiechu. Powiedziała sobie jeszcze, że wygląda przecież świetnie, więc powinna się zachowywać z pełną tego świadomością.
Nie, to nie mógł być Ian. Nie ten gruby, łysiejący mężczyzna, który wyciągał do niej na powitanie trzęsącą się rękę.
– Witam, panno Montgomery, pielęgniarka powiedziała, że przyszła pani w sprawach osobistych. Przyznam, że wielu pacjentów twierdzi tak na początku. Proszę usiąść i rozluźnić się.
– Ianie, nie poznajesz mnie? To ja, Emily.
– Emily!
Szok, niedowierzanie, oburzenie – wszystkie te uczucia malowały się wyraźnie na czerwonej twarzy Iana. Emily przemknęło przez myśl, że Ian za dużo pije.
– Tak właśnie mam na imię – powiedziała siadając. Założyła nogę na nogę zadowolona, że spódnica lekko się przy tym uniosła. – Przyjechałam tu z drugiego końca kraju tylko po to, żeby się z tobą zobaczyć.
– Ale dlaczego? Czego chcesz? Co ty z sobą zrobiłaś?
– Prawdę mówiąc niczego od ciebie nie chcę. Nie masz nic, czego ja mogłabym kiedykolwiek potrzebować. Chciałam po prostu cię zobaczyć. No, może miałam ochotę powiedzieć ci coś. To mianowicie, że spaliłam wszystkie twoje białe koszule. – Przerwała na chwilę, żeby podkreślić to ostatnie zdanie. – Właściwie to chyba kolej na mnie zapytać, co ty z sobą zrobiłeś. Wyglądasz jakby cię wleczono po kamieniach, a potem wystawiono na słoneczny żar. To ma być wygodne życie, co? Na miejscu czekających tam pacjentek, nigdy nie pozwoliłabym, żebyś podszedł do mnie ze skalpelem. Ręce ci się trzęsą. W dodatku masz twarz pijaka. I chyba ze dwadzieścia kilo nadwagi. Zaraz, czy mi się zdaje, czy masz plamę na koszuli? No, no – powiedziała cmokając.
– Czego chcesz, Emily?
– Niczego. Mówię szczerze, Ianie, nic od ciebie nie chcę. Chwileczkę, ile bierzesz za pierwszą wizytę?
– Sto dolarów – odparł mechanicznie.
Emily wypisała czek i położyła go dokładnie na środku biurka.
– Jak widzisz, płacę nawet za czas, jaki mi poświęciłeś. Powiedziałam, że niczego nie chcę. Miałam tylko ochotę zobaczyć, czy minione lata były dla ciebie równie dobre jak dla mnie. – W tym momencie wstała, obróciła się wokół własnej osi, żeby mógł ją obejrzeć, po czym usiadła. – Zachowałeś się wobec mnie jak człowiek kompletnie pozbawiony skrupułów, ale jakoś to przeżyłam. Założę się, że nic nie wiesz o moim życiu. A może jednak? – Ian potrząsnął przecząco głową. – To ja jestem właścicielką firmy „Kliniki Wychowania Fizycznego Emily”. Fakt, że działamy głównie na wschodnim wybrzeżu, więc mogłeś o nas nie słyszeć. Rocznie zarabiam – pochyliła się nad biurkiem i zniżyła głos do szeptu – siedmiocyfrową liczbę.
"Kochana Emily" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kochana Emily". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kochana Emily" друзьям в соцсетях.