To ostatnie było kłamstwem, ale Ian nie musiał tego wiedzieć.

– Skończ już z tym, Emily – przerwał jej wzywając jednocześnie pielęgniarkę. Gdy przywołana kobieta stanęła w drzwiach, Ian burknął do niej: – Zadzwoń do mojego dawnego prawnika z New Jersey, Staną Margolisa, i poproś, żeby powiedział ci wszystko co wie na temat firmy, która nazywa się „Kliniki Wychowania Fizycznego Emily”. Zajmij się tym natychmiast.

Emily wzruszyła ramionami.

– Jak tam interesy? I dlaczego nie potrafiłeś się zdobyć na to, żeby stanąć ze mną twarzą w twarz i powiedzieć mi, że odchodzisz, tylko przysłałeś list polecony?

– Bo nie chciałem żadnej sceny. Ty uwielbiałaś je urządzać.

– Ile masz tu klinik?

– Sześć, chociaż to nie twój interes. Zaczynam myśleć o wyniesieniu się stąd. Codziennie muszę użerać się z tymi tłumami na zewnątrz. Dwukrotnie podkładano nam bomby ogniowe, sześć albo siedem razy nas okradziono, ale teraz jest jeszcze gorzej. Nie przewidziałem tego typu rzeczy – wyrzucił z siebie w pośpiechu.

Telefon na biurku rozdzwonił się. Ian podniósł słuchawkę.

– Tu doktor Thorn. O, Stan, miło słyszeć twój głos. Świetnie, świetnie. Tak, mnóstwo tu smogu. Ale jest u mnie pacjentka. – Emily uśmiechnęła się widząc minę Iana. Siedziała tu i zastanawiała się, jak też mogła być aż tak zaślepiona na punkcie tego człowieka. Po chwili Ian odłożył słuchawkę. Na jego twarzy malowała się chciwość. – Chcę połowę.

– Połowę czego?

– Tego, co posiadasz. Zapewniłem ci przecież dobry start. Wypadałoby, żebyś mi się odwdzięczyła.

– A o tym, że ja zapewniłam ci dobry start, to już nie pamiętasz?

– Dałem ci wszystko, czego chciałaś – odburknął. – Spłać mnie, a będę mógł przestać posługiwać się kobietami.

– A idź do diabła. Jesteśmy rozwiedzeni i to od dawna. Nie masz prawa do niczego, co należy do mnie.

– Czy wciąż masz nasz dom?

– Owszem, z dwiema hipotekami. Wzięłam kredyt pod zastaw swojej części na wypadek, gdybyś chciał odzyskać należną ci połowę wartości domu. Tak więc połowa jest twoja. Powiedz tylko, kiedy chcesz ją mieć. Do tej pory jakoś odpuściłam sobie tę sprawę. Kupiłam mieszkanie w Park Gate. Dom jest wart bardzo niewiele – skłamała Emily. – Dam ci za niego pięć tysięcy albo wszystko zostanie tak jak jest. Cholera, sama miałam zamiar poruszyć ten temat. Dzięki, że mi przypomniałeś. No cóż, czas już na mnie.

– Dlaczego miałbym ci wierzyć?

– Zawsze mi wierzyłeś. Czy kiedykolwiek cię okłamałam?

– No dobrze, przyjmuję twoją ofertę.

– Więc musisz podpisać zrzeczenie się praw do domu i przenieść prawo własności na mnie.

– Wypisz czek – powiedział podpisując dokumenty. – A co z tulipanami?

– A co ma być? – spytała wypełniając drugi czek i kładąc go na pierwszym.

– Czy hodowałaś je dalej?

– Przez jakiś czas. Ale obecnie w ogródku nie rosną żadne kwiaty. Nie mam czasu na zajmowanie się nimi. – Po chwili przerwy zapytała miękkim głosem: – Ianie, jesteś szczęśliwy?

– Na miłość boską, czy ty znasz kogoś, kto jest szczęśliwy? Zawsze zadawałaś podobnie idiotyczne pytania.

Wsunął czeki do szuflady biurka.

– A nie zapytasz, czy ja jestem szczęśliwa?

– No, a jesteś? Emily uśmiechnęła się.

– Tak i to bardzo. Złamałeś mi serce, Ianie. Naprawdę krwawiło z bólu. Ale rana się zagoiła. Przez pewien czas zdawało mi się, że to nigdy nie nastąpi. Czasem przyjemnie jest się pomylić. Kiedy wreszcie zdałam sobie sprawę, że zmarnowałam pół swego życia na ciebie, ozdrawiałam stosunkowo łatwo. A co się z tobą działo?

– Nic. Nie zadawaj sobie trudu wymyślaniem, co jeszcze mogłabyś mi powiedzieć, żeby zrobić mi przykrość.

– Marnujesz swoje życie tak samo jak zmarnowałeś moje. Ale dla ciebie już za późno na zmianę; straciłeś swoje atuty. Spójrz, jak trzęsą ci się ręce. Powinieneś przerwać operowanie, zanim stanie się jakieś nieszczęście. Zajmij się dermatologią.

Wstała i zaczęła iść w stronę drzwi.

– Daj spokój, Emily, chyba wciąż musisz coś do mnie czuć. Przecież przeżyliśmy razem tyle lat. Może zjedzmy kolację przez pamięć na dawne czasy. Zapomniałaś już te przyjemne chwile, to co było dobre? – spytał głosem, w którym słychać było rozpacz.

– Ianie, to ja, Emily. O jakich przyjemnych chwilach i dobrych czasach mówisz? Uczucia, jakie do ciebie żywiłam, dawno już wygasły. Teraz działasz na mnie wręcz odpychająco. Popatrz na siebie, taki jesteś wykształcony, tyle lat studiowałeś medycynę, i jak wyglądasz? Jesteś naprawdę żałosny. Dupek z ciebie – dodała wychodząc. Ian otworzył szufladę biurka i przez chwilę wpatrywał się w czeki otrzymane od Emily. Uznał, że czas iść do domu, do wielkiego pustego domu pełnego kosztowności zgromadzonych dzięki dochodom z klinik aborcyjnych. Zdjął lekarski fartuch i włożył sportową marynarkę. Tak jak każdego dnia przed wyjściem żałował w duchu, że w klinice nie ma tylnych drzwi, przez które mógłby się wydostać z budynku, żeby nie przeciskać się przez tłumy protestujących.

Kiedy szedł przez parking, słyszał wokół siebie pokrzykiwania pikietujących ludzi. Uniósł w górę zaciśniętą pięść i obrzucił ich wyzwiskami. Nagle rozległ się strzał i Ian miał nawet wrażenie, że dostrzegł błysk światła na lufie karabinu. Poczuł, że nie może utrzymać się na nogach i zaczął balansować rękami w powietrzu, które wydało mu się rozrzedzone. W końcu upadł twarzą na brudny asfalt.

Potem nie czuł już nic.


* * *

Czekając aż obsługa hotelowa przyniesie jej zamówioną na obiad sałatkę i zupę warzywną, Emily spakowała swą niewielką torbę. Skończywszy, zatrzasnęła ją. Zostało jej zaledwie kilka godzin do powrotu do domu.

Spotkanie z Ianem wiele ją kosztowało. Pyszałkowate zachowanie i wymądrzanie się w stosunku do byłego męża sprawiło, że czuła się teraz zmieszana. Wciąż nie była pewna, po co właściwie przyjechała. Przecież sprawa domu stanowiła jedynie pretekst. Ale wobec Iana zawsze potrzebowała pretekstów. Ciężko było zerwać ze starymi nawykami. Cały czas, aż do chwili kiedy spotkała się z nim twarzą w twarz, czuła się z nim związana, mimo iż byli rozwiedzeni. Za to teraz mogła sobie szczerze powiedzieć, że nie chce już więcej ani słyszeć o Ianie, ani go widzieć. Jeśli rzeczywiście do tej pory istniała między nimi jakaś więź, to dzisiejszą wizytą Emily przecięła ją raz na zawsze.

Pomyślała, że poważnie zastanowi się nad powrotem do swego panieńskiego nazwiska i załatwi to na drodze sądowej. Wprawdzie ten pomysł wielokrotnie już przychodził jej do głowy, ale nigdy nie zrobiła nic, żeby go realizować. Gdy niosła torbę w kierunku drzwi, rozległo się pukanie. Emily wpuściła do środka kelnera, który przyniósł jej obiad.

– Nie zamawiałam tego – powiedziała. – Ale proszę zostawić. Może pan jednak mieć nieprzyjemności ze strony osoby, która dostanie moją sałatkę i zupę.

Podpisała rachunek, dała kelnerowi hojny napiwek, po czym zabrała się do jedzenia ogromnej kanapki z szynką i serem oraz frytek i pikli. Mocno schłodzona butelka Budweisera wyglądała bardzo zachęcająco. Emily uwielbiała piwo, ale rzadko je pijała. Włączyła telewizor, usiadła wygodnie w fotelu i oparłszy stopy o łóżko zajadała ze smakiem.

Delektowała się tak, dopóki nie zobaczyła na ekranie telewizora twarzy Iana. Szybko wzmocniła fonię, bo wcześniej, kiedy zjawił się kelner ściszyła głos. Zszokowana, z oczami rozszerzonymi zdziwieniem, przetrawiała w myślach to, co przed chwilą usłyszała. Z relacji wynikało, że Ian został zastrzelony na parkingu przez jakiegoś przeciwnika prawa do aborcji. Rozmawiała z nim zaledwie kilka godzin temu, nazwała go nawet dupkiem, a teraz on już nie żył. Nigdy, przenigdy nie usłyszy znów jego głosu, Ian zniknął z jej życia. I to na zawsze. Emily rozpłakała się, czując się całkowicie otępiała; jej ciałem wstrząsały gwałtowne dreszcze.

Kilka godzin później, gdy wylała już wszystkie łzy, umyła twarz, uczesała się i pociągnęła usta szminką. Oczy miała zaczerwienione i lekko opuchnięte. Zdecydowała, że nie będzie ich malować, bo wiedziała, że jeszcze się pewnie rozklei.

Zastanawiała się, co powinna teraz zrobić? Czy wrócić do domu, tak jak planowała? Czy może pójść na policję? Tylko co niby miałaby powiedzieć? Z Ianem była przecież rozwiedziona. Nie miała już z nim nic wspólnego. Ale kto właściwie zajmie się teraz jego sprawami? Czy miał jakąś żonę albo kochankę? Kto był jego prawnikiem? Może powinna zadzwonić do Staną Margolisa i poprosić go o radę. Ktoś musi zorganizować mu pogrzeb i ustalić, na którym cmentarzu ma być pochowany, Ian nigdy nie chciał rozmawiać na temat ubezpieczenia na życie czy wykupu cmentarnej działki. Ciekawe, czy w ostatnich latach poczynił jakiś dyspozycje odnośnie do swego majątku? Emily naprawdę nie wiedziała, czy było jej obowiązkiem zostanie w mieście i… i co? Rozłożyła bezradnie ręce. Wykręciła numer centrali i zamówiła rozmowę uprzedzając, że nie zna numeru abonenta.

– Proszę powiedzieć osobie, która odbierze telefon, że to nagły wypadek, sprawa życia i śmierci. Prawdę mówiąc chodzi akurat o śmierć. Tak, będę czekać – dodała roztrzęsiona. – Po jakimś czasie usłyszała w słuchawce głos prawnika, a jego brzmienie, podobnie zresztą jak ton głosu Iana, nie budziło wątpliwości, że rozmawia z profesjonalistą. Emily wzięła głęboki oddech i wyjaśniła, w jakiej sprawie dzwoni. Na koniec powiedziała: – Nie wiem, co robić. To znaczy chodzi o to, że chciałabym zachować się właściwie. Zdaje mi się, że gdybym w takiej sytuacji po prostu wyjechała, byłabym… gruboskórna. Chętnie zrobię to, co pan uważa za najbardziej stosowne.

Emily zupełnie wyczerpana chodziła po pokoju załamując ręce. Margolis miał teraz zatelefonować na policję, wyjaśnić, o co chodzi, i oddzwonić do niej. Zastanawiała się, czy nie skontaktować się z domem. Tutaj była szósta, ale w New Jersey już dziewiąta. Wszystkie jej przyjaciółki były o tej porze w domu. Zwykle pierwsze, co robiły po powrocie, to włączenie małego telewizorka stojącego w kuchni i wysłuchanie wieczornych wiadomości. Emily była pewna, że ukaże się w nich wzmianka o śmierci Iana. Zabójstwa zawsze były ważną ich częścią. Nie mogła zdecydować czy lepiej zadzwonić teraz, czy zaczekać na wieści od Margolisa. I czy odwołać lot, czy nie. Dopiła piwo, które jeszcze miała w butelce, wciąż chodząc po pokoju. Było wpół do siódmej, gdy rozdzwonił się telefon i usłyszała w słuchawce głos prawnika z New Jersey.

– Policja chciałaby panią przesłuchać. To czysta formalność i, moim zdaniem, powinna pani pojechać na komisariat. Niech pani przełoży wylot na jutro. Jeśli będzie pani potrzebować mojej pomocy, proszę zatelefonować.

Emily zanotowała domowy numer Margolisa i wsunęła karteczkę do portfela. Kolejne dwadzieścia minut zabrało jej przełożenie lotu i powiadomienie koleżanek, które zdążyły już dowiedzieć się o wszystkim z telewizji.

– Nie, dziękuję, nie możecie mi w niczym pomóc. Dam wam znać, jak wygląda sytuacja, gdy wrócę z policji. Ale zróbcie mi przysługę i zadzwońcie do Bena.


* * *

Gdy Emily dotarła na komisariat, wprowadzono ją do małego pokoiku, gdzie czekał na nią detektyw do spraw zabójstw, któremu wyjaśniła okoliczności swej wizyty u Iana. Mężczyzna słuchał jej uważnie.

– Wiedziałam, że Ian nie będzie chciał… a przynajmniej zdawało mi się, że nie chciałby ze mną rozmawiać, gdyby wiedział, że przyjdę… Pewnie to, co mówię nie ma dla pana wielkiego sensu… właściwie w tej chwili mnie także nie wydaje się zbyt mądre. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego przyjechałam do Kalifornii akurat teraz… może dlatego, że… że… możliwe, że wyjdę niedługo za mąż. Najprawdopodobniej nie… to chyba nie ma sensu, prawda? Jakiś wewnętrzny głos kazał mi go odwiedzić… więc to zrobiłam… ale nie wiem nawet, czy do Iana dotarły dokumenty rozwodowe. Co powinnam teraz zrobić? Czy wie pan, kto zajmuje się sprawami Iana? Nie chcę nikomu wchodzić w drogę, lecz jeśli nie ma nikogo, kto by wszystkiego dopilnował, mogę załatwić formalności związane z pogrzebem. Kiedy… kiedy… on będzie… wie pan może?

– Koroner powiedział, że wyda ciało dziś późnym wieczorem. Rozmawialiśmy z naczelną pielęgniarką oraz z asystentką doktora Thorna. Jego prawnik czeka tu w holu. Jeśli ma pani ochotę, proszę z nim pomówić. Zaraz przepiszemy na maszynie pani zeznania, a pani je podpisze. Nie widzę tu żadnych problemów. Proszę przyjąć wyrazy współczucia, pani Thorn.

Emily skinęła głową.

– Jestem Aaron Jessup, pani Thorn – przedstawił się jej wysoki siwy mężczyzna o szarych oczach, gdy detektyw wprowadził Emily do długiego wąskiego pomieszczenia.

– Emily Thorn – odrzekła wyciągając rękę. – Czy Ian miał jakieś… jakieś… czy chciał być pochowany na cmentarzu, czy poddany kremacji? Kiedy byliśmy małżeństwem, nigdy nie chciał rozmawiać na takie tematy, więc nie mam pojęcia, co powinnam zrobić, o ile oczywiście jestem właściwą osobą, żeby zająć się tą sprawą. Chętnie załatwię wszelkie formalności, zabiorę go do… do domu… ale nie mam pewności, czy uważał jeszcze New Jersey za swój dom. Ian miał trzech braci, ale z tego co wiem, nie utrzymywał z nimi żadnego kontaktu odkąd wyprowadził się od rodziców. A jego ojciec i matka nie żyją. Nie potrafię powiedzieć, gdzie obecnie przebywa jego rodzeństwo.