Prawnik odchrząknął, zanim zaczął mówić:
– Doktor Thorn zasięgał mojej porady wkrótce po tym, jak się tu osiedlił. Właściwie jego sprawy są uporządkowane. Wyraził życzenie, by po śmierci jego ciało zostało poddane kremacji, a prochy rozsypane po pustyni Mojave.
Emily wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
– A więc Ian chce… chciał być poddany kremacji?
– Tak. Chciał też, żeby zrzucono z helikoptera tulipany. Tysiące tulipanów. Chociaż pani czy mnie może się to wydawać dziwaczne, dla doktora Thorna było to coś tak normalnego, iż uważał, że nie musi tego wyjaśniać. Mogę panią zapewnić, że był w pełni władz umysłowych, gdy spisywał swój testament.
Emily zastanawiała się, dlaczego prawnik tak się przed nią tłumaczy.
– Skoro takie miał życzenie, to musi zostać spełnione. Czy pan jest wykonawcą testamentu?
– Tak.
– Zamierzałam jeszcze dziś wieczorem wrócić do domu, ale przełożyłam lot. Zatrzymałam się w hotelu Beverly Hills, gdyby chciał się pan ze mną skontaktować. Mogę zostać w mieście przez kilka dni.
– Byłbym ogromnie zobowiązany. Emily skinęła głową.
– Cóż, obawiam się, że niewiele wiem na temat kremacji. Nie orientuję się nawet, do kogo należy w tej sprawie zadzwonić. Czy do zakładu pogrzebowego, czy… Ja… nie jestem pewna, czy Ian w ogóle życzyłby sobie, żebym cokolwiek dla niego robiła. Co prawda zawsze uważałam, że ostatnie życzenie umierającego powinno być potraktowane jak najbardziej poważnie, ale nie sądzę, żebym… żebym mogła zrobić to, czego pan ode mnie oczekuje – powiedziała apatycznym głosem.
– Doktor Thorn miał bardzo skomplikowaną naturę. Był także ogromnie bogaty. Wszystko, co posiadał, zostawił pani.
– Co? – padło pełne zaskoczenia pytanie przypominające strzał z pistoletu.
– Doktor Thorn zostawił pani wszystko, co posiadał, cały swój majątek. Sporządził testament zaraz po przeprowadzeniu się tutaj, wtedy gdy pierwszy raz zasięgnął mojej porady. Kiedy otrzymał dokumenty rozwodowe, upewniłem się, czy życzy sobie zmienić swą ostatnią wolę, ale oświadczył, że nie. Powiedział, że winien jest to pani, bo gdyby nie pani, nie byłby lekarzem.
– Ian to powiedział? – Emily załamała się, a łzy zaczęły spływać jej po policzkach. – Nic z tego nie rozumiem. Nie chcę jego pieniędzy – mówiła łkając.
– Doktor Thorn przewidział, że tak właśnie pani powie. Dodał też, i tu go zacytuję: „Bardzo jestem ciekaw, co zrobi z tymi pieniędzmi. Proszę jej powiedzieć, że będę patrzył z góry.”
– Nawet po śmierci mi grozi.
– Powiedział też coś, co utkwiło mi w pamięci. W zasadzie była to uwaga rzucona mimochodem i wówczas żaden z nas nie zastanawiał się nad nią. Powiedział to po tym, jak podpisał testament.
Emily głośno wydmuchała nos.
– Nie jestem pewna, czy mam ochotę to usłyszeć.
Prawnik uśmiechnął się.
– Doktor Thorn powiedział, że kiedy panią poznał, była pani tak śliczna jak motylek. Nie zauważyłem, żeby doktor Thorn szafował komplementami, więc ten zwrócił moją uwagę. Jest pani bardzo ładna, pani Thorn. Moim zdaniem, ten komplement łączy się jakoś z pieniędzmi. To zresztą też było jednym z ulubionych słów pana Thorna. No, ale chyba powinniśmy już wyjść stąd. Robi się późno. Czy mogę podwieźć panią do hotelu? Jest mi prawie po drodze. Bo wspomniała pani, że mieszka w Beverly Hills, prawda?
– To bardzo uprzejme z pana strony, panie Jessup. Dziękuję.
Zegar wskazywał jedenastą, kiedy Emily zadzwoniła do domu przy Sleepy Hollow Road. Koleżanki odebrały telefon zaraz po pierwszym dzwonku. Pochlipując Emily opowiedziała im o spotkaniu z prawnikiem i powtórzyła wszystko, czego się od niego dowiedziała.
– Ciekawa jestem, co myślicie o tej groźbie Iana? – spytała żałosnym głosem.
– Kotku, nie dopatruj się w jego słowach groźby. Przecież powiedział tylko, że będzie cię obserwował, żeby zobaczyć, czy właściwie wykorzystasz te pieniądze i tak właśnie o tym myśl – starała się uspokoić ją Lena.
– To jest rodzaj testu. On wiecznie poddawał mnie jakimś próbom. A teraz… umarł i zostawił mi w spadku kolejny sprawdzian. A jeśli zrobię coś niewłaściwego? Coś, co będzie sprzeczne z jego zamiarami czy intencjami?
– Decyzję pozostawił tobie. Równie dobrze mógł przekazać swój majątek komuś innemu, może jakiejś instytucji charytatywnej albo bezdomnym, czy jednej z fundacji medycznych, a jednak chciał je dać tobie. Sądzę, że na swój własny sposób on ci ufał. Emily, postaraj się dostrzec plusy sytuacji, w jakiej się znalazłaś. Nie stwarzaj sobie zmartwień. A właśnie, Ben jest w drodze do ciebie. Zoe odwiozła go na lotnisko. Emily, nie siedź w hotelu i nie myśl o tym bez przerwy. Pojedź na lotnisko; tam jest dużo ludzi i w ogóle ciągle coś się dzieje. Poczekasz tam na Bena.
– Leno, czy on naprawdę tu leci? Miałam ochotę zadzwonić do niego i poprosić, żeby przyjechał, ale jakoś nie wydawało mi się to w porządku wobec niego. Rzeczywiście, masz rację, zrobię jak radzisz. Leno, nie wiem, czy sobie z tym wszystkim poradzę. Moja wytrzymałość psychiczna ma swoje granice.
– Dasz sobie radę, Emily. Wrócisz do nas wolna wreszcie od przeszłości. Długo na to czekałaś, kotku. I nie myśl o tym co było, masz to już za sobą. Skup się na chwili obecnej, a żeby cię trochę rozweselić, pani Thorn, powiem ci, że Dudley Duhoefer oświadczył się pani Marcie Nesbit. I pani Nesbit powiedziała – tak. Możesz w to uwierzyć? Zdarzyło się to dziś wieczorem – wyobrażasz sobie – tuż po kolacji. Dudley wszedł kuchennymi drzwiami i w obecności nas wszystkich klęknął na jedno kolano. To było taaakie romantyczne.
– O jasny gwint, szkoda, że tego nie widziałam. Jak sądzisz, czy zgodzi się to powtórzyć? – spytała.
– Jestem pewna, że tak. I wiesz co – to klękanie było dla niego bardzo trudne. Dokucza mu trochę artretyzm. Ale właśnie z tego powodu te oświadczyny jeszcze bardziej chwytały za serce. No co, pojedziesz teraz na lotnisko?
– Tak. Leno, porozmawiaj z dziewczynami. Zapytaj, czy mają jakieś pomysły w kwestii wykorzystania pieniędzy Iana. A ty jak myślisz, co powinnam z nimi zrobić?
– Emily, kierujesz to pytanie do niewłaściwej osoby. Ja nie umiem dysponować sumą większą niż sto dolarów. Wiem oczywiście, że każda z nas ma teraz sporą sumkę na koncie, ale do mnie to jeszcze nie dociera. W każdym razie nie spiesz się. A jak duże pieniądze masz na myśli?
– Nie mam pojęcia. Wszystkie jego oszczędności były zainwestowane. I to mądrze. Podejrzewam, że chodzi o wielką sumę, ale jedyne co wiem na pewno, to że nie mogę ich zatrzymać. Dziękuję, że mnie wysłuchałaś. Pozdrów wszystkich ode mnie i przekaż Marcie moje gratulacje. Zobaczymy się za kilka dni.
Emily czekała na Bena przed wyjściem z samolotu. Gdy go zobaczyła, poczuła ogromną ulgę, a do oczu napłynęły jej łzy. Ten mężczyzna, ten człowiek, który był dla niej przyjacielem i kochankiem, potrafił poradzić sobie ze wszystkim. Kiedy to sobie uświadomiła, zrobiło jej się słabo ze wzruszenia. Wsparła się na jego ramieniu i razem ruszyli przez halę przylotów.
– Pójdziemy teraz do baru – oświadczył Ben. – Wyglądasz jak ktoś, komu dobrze by zrobił dobry mocny drink. Ja stawiam.
– W takim razie przyjmuję zaproszenie – odparła słabym głosem. – Kończąc już prawie trzecie piwo, powiedziała nieco bełkotliwie: – Ben, dlaczego ja musiałam przyjechać tutaj akurat w takiej chwili? Dlaczego wybrałam właśnie ten dzień i godzinę? Czy było mi to przeznaczone? I nazwałam Iana dupkiem; to było ostatnie słowo, jakie ode mnie usłyszał. A potem… potem umarł. I muszę żyć ze świadomością tego co się stało. Jak ja sobie z tym poradzę?
– Po prostu idź do przodu. Nie rozpamiętuj przeszłości i nie oglądaj się za siebie. To co było już się stało i nic się nie zmieni. Nie masz wyboru, musisz żyć dalej.
– Masz rację – wyszeptała.
– Czy w głębi serca uważasz, że Ian zmarnował życie i sobie, i tobie?
– Tak – odparła znów szeptem.
– A kogo można nazwać dupkiem? Czy on nim był? Kąciki ust Emily uniosły się w leciutkim uśmiechu.
– Dupek to mniej więcej to samo co oferma. Tylko bardziej obrazowo powiedziane. Wydaje mi się, że Ian jest… to znaczy był dupkiem.
– A mówiłem? No, chodź, masz już czerwony nochal. Czas położyć cię do łóżka. Jutro jest nowy dzień. Prawdę mówiąc, to już teraz mamy jutro.
– Cieszę się, że jesteś tu ze mną, Ben. Dziękuję, że przyjechałeś.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odrzekł wyprowadzając ją z hali przylotów.
Siedząc w łóżku wsparta na poduszkach, Emily ze wszystkich sił starała się przestać płakać.
– Ktoś przecież powinien opłakiwać Iana. Owszem, ja płaczę, ale nie z żalu po jego śmierci. Właściwie po co ja ryczę? Wiesz może, Ben? Cieszę się, że tu jesteś. Mówiłam ci to już?
Ben uśmiechnął się.
– Spróbuj zasnąć, Emily. Nie ma nic złego w tym, że płaczesz i naprawdę nieważne, czy lejesz łzy powodu Iana, czy siebie samej. Ja przespałem się w samolocie, więc teraz posiedzę w salonie i pooglądam telewizję. Bardzo ci współczuję, Emily. Jeśli umiera ktoś, kogo znamy, zawsze trudno jest się z tym pogodzić. Mówimy sobie wtedy, że nie byliśmy na to przygotowani, że to nie była właściwa chwila. A przecież nie ma czegoś takiego jak odpowiednia chwila na umieranie. To się po prostu zdarza i trzeba uporać się z tym najlepiej jak tylko można. Wszystko będzie dobrze, Emily. Obiecuję.
– Chciałabym wiedzieć, dlaczego przyjechałam tutaj akurat teraz, w takim momencie. Chyba Bóg uznał, że powinnam zobaczyć się z Ianem jeszcze ten jeden raz i przekonać się, że byłam… Tak się cieszę, że jesteś, Ben. A, już to mówiłam, prawda?
W końcu zasnęła. Ben uśmiechnął się i nachylił, żeby pocałować ją w policzek. Potem wyszedł ostrożnie zamykając za sobą drzwi. W salonie usadowił się wygodnie w fotelu i bardzo cicho nastawił telewizor. Po kilku minutach i jego zmorzył sen.
Emily obudziła się z takim bólem głowy, że miała wrażenie, iż czaszka jej pęknie. Dzisiaj miała… dziś miała dopełnić… o Boże, cóż ją dziś czekało? Normalny pogrzeb z trumną w karawanie nie byłby problemem. Jakoś by to przeżyła. Ale kremacja… to już całkiem co innego. A rozsypywanie popiołu, prochów Iana, będzie straszliwym doświadczeniem. Dasz radę, Emily, powiedziała sobie. Wstawaj z łóżka, chwyć za telefon i zadzwoń do pana Jessupa. To pierwsza rzecz, jaką masz dziś załatwić. Nie zastanawiaj się nad tym, po prostu to zrób.
– Panie Jessup – zaczęła. – Chciałabym wiedzieć, gdzie mają być dostarczone kwiaty. Będę chyba musiała wynająć najpierw helikopter, żeby umówić się z kwiaciarnią. Ale to muszę załatwić sama – oświadczyła niepewnym głosem.
W rezultacie jednak Ben pomógł jej wszystko zorganizować.
– Ogromnie się zmieniłaś, Emily – stwierdził Ben, gdy jechali taksówką. – Bardzo bym się cieszył, gdybyś rozważyła możliwość spędzenia reszty życia ze mną. Powiedz, przemyślisz to sobie?
– Tak, Ben, zastanowię się. Mam teraz dużo spraw do przemyślenia. Mam wrażenie, że zrobiłam w życiu zwrot o całe sto osiemdziesiąt stopni.
– Bo tak właśnie jest, pani Thorn.
– Co byś powiedział, gdybym wróciła do swego nazwiska panieńskiego?
– A czy czujesz się bardziej Emily Wyatt, czy Emily Thorn? – zapytał. – A jak byś się czuła jako Emily Wyatt Thorn Jackson?
– Nie przypieraj mnie do muru, Ben. O, już jesteśmy przed kwiaciarnią. Zróbmy co mamy zrobić, a potem pójdziemy na drinka – oznajmiła nieco spięta. – Przez te dobre uczynki bardzo chce mi się pić.
– Chciałabym się upewnić, że właściwie panią zrozumiałam – powiedziała stojąca za kontuarem kwiaciarka. – Życzy pani sobie kupić wszystkie tulipany, jakie uda mi się zdobyć, i mam je dostarczyć jutro rano na lotnisko. Dziś jeszcze powiadomi mnie pani, gdzie dokładnie. Teraz wpłaci mi pani zaliczkę i ureguluje rachunek jutro po realizacji zlecenia. A tulipany mają być w różnych kolorach.
– Zgadza się – przytaknęła Emily. – Ale nie chodzi mi o kilkadziesiąt sztuk, ale o setki kwiatów. Jeśli nie jest pani pewna, czy zdoła tyle zdobyć, proszę powiedzieć mi o tym teraz, żebym mogła poszukać innego dostawcy. Te tulipany przeznaczone są na… pogrzeb. To ostatnie życzenie zmarłego, sama pani rozumie.
– Proszę, oto moja wizytówka. Na odwrocie zapiszę pani mój domowy telefon, bo kwiaciarnię zamykamy o szóstej. Dostarczę pani te tulipany, gdziekolwiek pani zechce.
Następnie Emily zadzwoniła z budki telefonicznej i wynajęła helikopter na trzy godziny na przedpołudnie, uprzedzając, że zapłaci kartą kredytową, której numer podała swemu rozmówcy. Uważnie zanotowała dane dotyczące miejsca, gdzie będzie czekał helikopter.
– No, już wszystko załatwione. Chodźmy teraz na drinka i nie rozmawiajmy ani o Ianie Thornie, ani o Emily Thorn. Pomówmy o zielonych łąkach, błękitnym niebie i o zwierzątkach.
– O czym tylko zechcesz, Emily.
"Kochana Emily" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kochana Emily". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kochana Emily" друзьям в соцсетях.