– Przestań, Rosie. Przecież i tak by tu przychodził. A skąd wiesz, że to ja nie chodzę za nim? Przemyśl to sobie, koleżanko – powiedziała uśmiechając się.
– Ty przebiegła diablico. Matt jest bardzo miły. Obserwowałam was, gdy jesteście razem. Ale seksowny nie jest. – Znów się skrzywiła. – Przejdźmy się.
– Ja myślę, że jest. To znaczy, że jest seksowny. Ale pamiętaj, że nie wszystko złoto co się świeci i na odwrót. Kto wie, w łóżku może okazać się bombowy.
– Ale równie dobrze może to być niewypał – odparowała Rosie. – Zdawało mi się, że mówiłaś, iż on jest męskim szowinistą.
– To prawda. Przypatrz się dobrze, on wcale nie jest mną zainteresowany; jest po prostu miły. Ciebie traktuje dokładnie w taki sam sposób.
Jeśli chodzi o mnie, to muszę przyznać, że trochę się nim interesuję. Intryguje mnie.
– A to dlaczego? – zaciekawiła się Rosie pochylając się, żeby zawiązać sznurówkę. Aż stęknęła, gdy się podnosiła. Idąca przed nią Emily nie dosłyszała tego niepokojąco brzmiącego odgłosu.
– Nigdy dotąd nie spotkałam kogoś, kto byłby zadowolony z życia w takim… w tego typu miejscu. Wiem, że ma dom w miasteczku, ale sam przyznał, że rzadko w nim bywa, po to tylko chyba, żeby się wyspać. Właściwie żyje tutaj wśród drzew i mchów.
– Nie wiem, czy to jest dokładnie tak, Emily. W końcu co roku poznaje tu nowych ludzi i spotyka starych znajomych. On szuka towarzystwa wczasowiczów. A takie kontakty przynoszą wiele satysfakcji. Poza tym Matt lubi żyć blisko z przyrodą, a to też daje mnóstwo zadowolenia. Wszystko to razem składa się na jego życie. Moim zdaniem, on uczynił z tego treść swego życia i kocha to co robi. Czy jest choć trochę podobny do tego twojego Bena?
– Jak jabłko do pomarańczy – odparła podniosłym tonem. – Rety, już za piętnaście dziewiąta. O wpół do dziewiątej miałyśmy wyruszyć na wędrówkę. Spotkamy się na rozstaju dróg. Mam już nasz lunch – powiedziała potrząsając kartonowym pudełkiem, które siostra Gilly dała jej po śniadaniu.
– To nie moja wina, że poprosiłaś o dodatkową porcję naleśników z orzechami. Zabierz mapę na wypadek, gdybyśmy się zgubiły – zawołała za nią Rosie.
Emily pobiegła do swego domku, szybko spakowała purpurowy plecak i zarzuciła go na plecy. W ostatniej chwili sięgnęła po mapkę okolicy i wsunęła ją do kieszeni szortów. Wychodziła już, gdy nagle zawróciła, ściągnęła buty i szorty i włożyła długie spodnie, po czym włożyła i zasznurowała buty. Teraz była gotowa. Zaraz, czy aby na pewno? Stanęła na schodkach i w myślach sprawdzała zawartość plecaka. Miała nóż, zestaw pierwszej pomocy, latarkę – małą wprawdzie, ale dającą silne światło, pudełko z lunchem, ciepłą bluzę i środek na komary. Po raz trzeci już weszła do domku i zabrała jeszcze trzy czekoladowe batoniki, które leżały na stole w salonie. – Chyba już wszystko – mruknęła.
– Idziemy szlakiem Appalachian – stwierdziła Rosie.
– Jak się czujesz? Bo jeśli nie jesteś w najlepszej kondycji, możemy wybrać się na tę wycieczkę innym razem. Piętnaście kilometrów to całkiem długa trasa. Jesteś pewna, Rosie, że dasz radę?
– Chodzę tędy co roku, ale robię najwyżej sześć kilometrów. To tylko o dziewięć więcej, co tam. Będę musiała odpoczywać po drodze, ale przejdę. A co, denerwujesz się?
– Nie, skąd. Cieszę się na tę wycieczkę. Nie mogę się doczekać, żeby napisać o niej moim przyjaciołom i pochwalić się, że przeszłam szlak Appalachian. Ale będą mi zazdrościć. Chociaż może raczej będą zadowoleni, że ich tu nie ma. Wędrowanie po górach nie jest ich ulubioną rozrywką.
– Założę się, że wcześniej czy później spotkamy na trasie Matta.
– Dzisiaj ma wolny dzień – przypomniała jej Emily.
– A więc znasz rozkład jego zajęć. – Rosie roześmiała się widząc zmartwioną minę koleżanki. – No, dobrze już, nie bądź taka zażenowana. Pełne napięcia oczekiwanie na coś daje więcej przyjemności niż samo zdarzenie, bez względu na to, jakie ono jest – romans, wycieczka czy cokolwiek. Przeważnie spotyka nas rozczarowanie. Ale tę szaleńczą radość i najdziksze fantazje, jakich się doświadcza oczekując czegoś, naprawdę warto przeżyć. Ja na przykład pragnę Ivana już od tak dawna, że nie potrafię zliczyć czasu. Ale gdyby do czegoś doszło, to chyba nie wiedziałabym jak się zachować. Po pierwsze musiałabym schudnąć i popracować nad swoim wyglądem, zrobić sobie nową tapetę, bo tak się chyba mówi, prawda? Teraz Ivan widzi we mnie tylko pulchną, siwą kobietę, która mogłaby być jego babką.
– Nie myśl tak o sobie, Rosie. Ja też kiedyś tak na siebie patrzyłam. Emily opowiedziała koleżance historię o łazience i stłuczonym lustrze.
– Ale to było dawno; teraz myślę inaczej – ciągnęła. – Jeśli poważnie masz zamiar schudnąć, chętnie polecę ci odpowiednią dietę i właściwe ćwiczenia; gdybyś chciała zostać tu nieco dłużej, to gwarantuję ci, że wyjeżdżając stąd będziesz znacznie szczuplejsza. Mogę nawet popracować nad twoim wyglądem. Świetnie znam się na robieniu makijażu. Przez jakiś czas pracowałam w restauracji i makijaż był sprawą bardzo ważną. Potrafię ufarbować włosy, a nawet ci je podciąć. Wiem wszystko o tym, jak i na czym zaoszczędzić. Czy wiesz, że tuńczyka można podać na ponad dwieście różnych sposobów, a kurczaka na trzysta sześćdziesiąt? Znam każdy z nich. – mówiła chichocząc.
– Ja nie mam za grosz silnej woli – gderała Rosie.
– W tej kwestii też umiem ci pomóc. Wyobraź sobie, że jesteś smukła, ważysz pięćdziesiąt siedem kilo, masz elegancką fryzurę, modny makijaż, wspaniałą sukienkę na sobie, a z lasu wychodzi akurat Ivan, silny i krzepki. Zarzuca cię sobie na ramię i niesie do swojej… swojej jaskini, gdzie oddajecie się dzikiej, namiętnej miłości. Ivan bierze cię gwałtownie, pożądliwie całuje twoje ciało, a tobie sprawia to niesamowitą przyjemność. Chcesz więcej, więcej i wciąż więcej, aż on zupełnie opada z sił. Ty wtedy wstajesz, poprawiasz ubranie, spoglądasz lekceważąco na sflaczałego pozbawionego energii faceta i mówisz… no właśnie, co powiesz, Rosie? – spytała Emily zaśmiewając się.
– Do zobaczenia – odparła chichocząc. – Emily, oddaję się w twoje ręce. Zabierz się do dzieła.
– W porządku, zaczynamy jutro. A teraz zróbmy sobie postój na lunch. Sądzę, że przeszłyśmy już jakieś sześć kilometrów, a może nieco więcej. Należy nam się odpoczynek.
Emily podała koleżance owiniętą w folię kanapkę z szynką i serem, a do tego brzoskwinię, chociaż Rosie twierdziła, że nie jest głodna. Emily pochłonęła swoją porcję z wielkim apetytem i gotowa była zjeść także lunch Rosie, ale się powstrzymała. Sok z brzoskwini ściekał jej po policzkach i skapywał na bluzkę.
– A niech to diabli, będę miała plamę na koszulce. Ależ ze mnie świntuch. – Otarła usta wierzchem dłoni. – Chcesz trochę wody?
– Tak, ale najbardziej przydałoby mi się parę tabletek aspiryny. Masz ją może w zestawie pierwszej pomocy?
– Jeśli boli cię żołądek, to aspiryna na nic się nie zda. Bardzo ci dokucza?
– Nie aż tak, ale jednak ciągle boli. To pewnie gazy, a one są najgorsze. Zdarza mi się to czasem, gdy zjem coś, czego nie powinnam. Może zaszkodziły mi te trzy kiełbaski, które były wczoraj na kolację. Albo pieczone na węglu ziemniaczki; były obficie polane stopionym masłem.
– To były najlepsze ziemniaki i kiełbaski, jakie w życiu jadłam – wspomniała z zadowoleniem Emily.
– To dlaczego ciebie nie męczą gazy? – narzekała Rosie.
– Boże, co za konwersacja. Ja przegryzałam kiełbaski kiszoną kapustą, a kapusta działa rozwalniająco. Załatwiałaś się potem?
– Nie. Ale aspiryna pomaga na ból głowy. Daj mi trzy tabletki. Emily posłusznie wytrząsnęła je z buteleczki i podała koleżance. Rosie szybko je połknęła popijając wodą z pojemnika, który Emily miała w plecaku.
– Musimy już iść. Mamy przecież wrócić do domu przed zmrokiem. Gilly obiecała, że zostawi nam kolację, gdybyśmy się spóźniły, ale kazała mi przysiąc, że nikomu o tym nie powiemy. Włożyłam dziesięć dolarów do jej osobistej skarbonki na biednych.
– No wiesz, nie wstyd ci przekupywać zakonnicę? I ona pozwoliła na coś takiego? – nie mogła uwierzyć Rosie.
– Pewnie, nawet się uśmiechnęła. No wstawaj, pomogę ci – powiedziała Emily podając Rosie rękę. Zachwiała się jednak do tyłu i chociaż zdołała odzyskać równowagę, to obróciła się przy tym dokoła swej osi. Dysząc i posapując Rosie zaczęła iść przodem, ale skręciła nieco w prawo zbaczając ze szlaku. Emily szła za nią przesuwając dłońmi po rosnących po bokach krzakach.
Dwie godziny później spojrzała na zegarek, bo Rosie oznajmiła:
– Muszę odpocząć, Emily. W boku boli mnie jak diabli. Spróbujmy zorientować się, gdzie dokładnie jesteśmy. Masz mapę? Od dawna już nie widziałam wzdłuż drogi żadnych oznakowań. Szlak jest zazwyczaj wyraźnie widoczny, a to jest jakaś zarośnięta ścieżka. Może pomyliłyśmy się i zeszłyśmy ze szlaku?
– Nawet nie mów takich rzeczy, Rosie – odparła Emily krzywiąc się. – Nie chcę się zgubić. Przecież tutaj na wiele kilometrów wokół nie ma żadnych domów. Nawet jeśli ci się tylko wydaje, że mogłyśmy pomylić drogę, to lepiej wracajmy do domu ścieżką, którą tu dotarłyśmy. Przejdziemy ten szlak innym razem. Teraz jest już druga.
Emily podała koleżance bidon z wodą. Rosie piła z niego łapczywie, po czym poprosiła o kolejną dawkę aspiryny, podczas gdy Emily po wszystkich kieszeniach szukała mapy.
– O Boże, zostawiłam ją w szortach – jęknęła w końcu żałośnie.
– Przyłóż mi rękę do czoła – powiedziała Rosie.
– Jezu Chryste, masz gorączkę! Wracamy! I to już!
– Nie ruszę się, dopóki ten ból w boku nie zelżeje. Jak myślisz, jaką mam temperaturę?
– Może nawet trzydzieści dziewięć stopni. Czy miałaś już gorączkę, gdy wyruszałyśmy?
– Nie. Czułam się tylko trochę ospała. Naprawdę nie chcę cię straszyć, ale wydaje mi się, że ten ból to wcale nie z powodu zaparcia.
– Chcesz powiedzieć…? Miałaś wycinany wyrostek? Zaraz, czy ty uważasz, że masz zapalenie wyrostka robaczkowego?
– Z jajnikami na pewno wszystko jest w porządku, bo przed przyjazdem tutaj byłam u ginekologa. A przecież w tym miejscu nie ma nic poza wyrostkiem. Nerki taż mam zdrowe. O Boże, Emily, a co będzie, jeśli on pęknie? Naprawdę postaram się, ale nie sądzę, żebym dała radę dojść do Ustronia.
– Posiedźmy jeszcze kilka minut. Mogę wprawdzie podtrzymywać cię w drodze, ale jeśli to rzeczywiście wyrostek, chyba nie powinnaś w ogóle chodzić. A z powodu gorączki i tak będziesz powolniejsza. Nie bardzo mam ochotę zostawiać cię tutaj i iść sama szukać pomocy. Jeśli się zgubiłyśmy, to idąc w pojedynkę bez mapy mogę zabłądzić jeszcze bardziej. Gdy nie wrócimy do Ustronia przed zmrokiem, siostry zorientują się, że coś musiało się stać. Ściemni się dopiero za sześć, siedem godzin, a przez ten czas wiele może się wydarzyć. Poza tym nie mamy żadnej gwarancji, że Gilly rzeczywiście zauważy, iż nas nie ma. Kolację zostawi nam przecież w piekarniku, a sama będzie na modlitwach. Możliwe, że nikt nie dostrzeże naszej nieobecności do dziewiątej albo i dłużej. Rosie, powiedz mi, co mam robić? – poprosiła Emily pełnym napięcia głosem.
– Wracaj i… i sprowadź pomoc. Ja nie dam rady iść, a nawet gdybym mogła, to i tak tylko opóźniałabym marsz. Weź bandaże z apteczki i idąc oznaczaj nimi drogę, żeby potem strażnicy mogli mnie łatwo znaleźć. Kiedy już dotrzesz do szlaku, będziesz mogła swobodnie przebiec resztę drogi. Masz świetną kondycję.
– O Boże, gdybyś ty siebie widziała, jesteś cała zlana potem. Zostawię ci wodę i plecak. A jeśli ściemni się, a pomoc nie nadejdzie? – jęczała Emily.
– Mam dwie latarki: twoją i moją. No, idź już, Emily, proszę. Nic mi się nie stanie, dopóki ktoś tu po mnie nie przyjdzie. To moja wina. Ja zboczyłam ze szlaku.
Emily zmartwiała ze strachu.
– Rosie, nie mogę tak cię tu zostawić. A jeśli zaatakuje cię jakieś dzikie zwierzę? Nie mam zielonego pojęcia o tropieniu i szukaniu własnych śladów. Mogę się znowu zgubić. Może rozpalimy ognisko i postaramy się trzymać mały ogień, żeby tylko dym unosił się do góry. W końcu na pewno ktoś nas zauważy.
– Ognisko odpada zupełnie. Cały las mógłby się od tego zająć. Jeśli chodzi o mnie, to nigdy nie jeździłam na żadne obozy i nie mam w takich sprawach doświadczenia. Nawet o tym nie myśl, Emily. I proszę cię, idź już. Dopóki będę miała świadomość, że próbujesz mi pomóc, nic mi nie będzie. Dasz sobie radę, Emily. Pomyśl tylko, ile osiągnęłaś po tym, jak zostawił cię mąż.
– O Boże, Rosie, to było całkiem co innego. Wtedy nie chodziło o niczyje życie.
– I tu się mylisz, bo przecież chodziło o twoje. Przestań gadać, Emily, i ruszaj w drogę. Proszę cię.
– No dobrze, idę, ale najpierw ułożę cię jak najwygodniej. Oprzyj głowę o plecak. Latarki leżą tuż obok. Gdyby zaczęło padać, to korona tego drzewa jest na tyle gęsta, że powinna cię osłonić. Butelkę z wodą zostawiam ci tutaj. Pij, Rosie. I co jakiś czas bierz aspirynę. – Mówiąc to wsunęła Rosie bidon do kieszeni bluzki. Potem nachyliła się i cmoknęła ją w policzek. – Licz liście na drzewie, a jak już skończysz, zacznij liczyć sosnowe igły. Odpytam cię z tego, jak już cię stąd wydostanę.
"Kochana Emily" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kochana Emily". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kochana Emily" друзьям в соцсетях.